Obozowicze – especially for U

DSC_1324

W związku z licznymi prośbami obozowiczów o opisanie ich wpadek i śmiesznych wypadków uprzejmie informuję, że dla Was, gamonie moje kochane, to by mi miejsca w internecie nie starczyło. Postaram się zebrać do kupy te najlepsze, ale już jestem przerażona czasem jaki spędzę przy kompie opisując Wasze wtopy.

Można Was lubić. Czasem można jednak chcieć zjechać z Wami z klifu. Dopasujcie się do opisanych niżej typów obozowiczów. Jeśli nigdzie nie pasujesz to znaczy, że nie istniejesz.

1. „100 PYTAŃ DO”

Chodzący znak zapytania. Taki pytajnik kręci mi się wciąż pod nogami, zadając pytania na wdechu: „Proszę pani,  a jaki jest pani ulubiony koń?”, „Proszę pani, a ile lat ma Raszdi?, „Proszę pani, a czy ja mogę jechać w teren na Rozie? Bo jedna dziewczyna miała na niej jechać, ale…”, „Proszę pani, a Faramuszka kaszle, ona jest chora?”, „Proszę pani, a…” Gdzie się nie ruszę, ten mały dziennikarz jest obok i przeprowadza wywiad. Najbardziej wytrwali nie robią sobie pauz nawet na zaczerpnięcie oddechu – pytają do czasu, aż się zapowietrzą. Mam już nawet opracowany standardowy zestaw odpowiedzi (pytania powtarzają się na każdym turnusie). Niektóre odpowiedzi mam też uniwersalne – ile lat ma ……..? Nieważne, o którego konia pytasz, odpowiedź to zawsze 10. Nie chce mi się zastanawiać i tracić energii na pracę szarych komórek. Wszystkie mają 10 i już.

2. STARY WYŻERACZ

Przyjeżdża trzeci / czwarty / dziesiąty raz. Na więcej niż jeden turnus. Zna wszystkie kąty, z końmi jest na ty, w stajni i siodlarni orientuje się lepiej niż ja. Typ pomocny i dobrze go mieć pod ręką, bo świetnie wykonuje czarną robotę: siodłanie, czyszczenie, regulowanie strzemion inaczej zaawansowanym. Z czasem ta znajoma twarz tak bardzo wtapia mi się w tło, że traktuję starych wyżeraczy jak stały element codzienności. Wyjedzie już taki wiarus do domu, a ja nadal szukam go przed stajnią, bo konia nie ma mi kto ubrać. I jeszcze się wścieknę, że go nie ma, obiboka. Stali klienci to fajna sprawa, ale z każdym kolejnym rokiem stają się coraz bardziej cwani i pewni siebie. Są jednostki, które tylko przez wrodzoną sobie skromność nie zdecydowały się jeszcze poprowadzić obozów. Rutynę dnia znają na tyle, że spokojnie dałyby radę.

3.BUNTOWNIK Z WYBORU

Nic mu nie pasuje – przydzielony koń jest kiepski, żarcie podłe, za mało wyjść na plażę, gry i zabawy za nudne. Co by nie zaproponować – bunt, on wolałby co innego. Trudno takiemu dogodzić. Czasami dochodzi nawet do interwencji Rodziców, którzy dzwonią z pytaniem, dlaczego w dzień robienia zdjęć na plaży ich córa dostała niewyględnego kuca? Lubię buntowników. Im większy wybór im dajesz, tym więcej problemów mnożą. Ubaw po pachy. Szczególnie przy czytaniu negatywnych wpisów: zazwyczaj narzekają na to, co od nas nie zależy; traktujemy wszystkie głosy poważnie, ale co nam szkodzi przy niektórych minusach ponabijać się z bezsensu.

4. STĘSKNIENI

Nierzadko cały rok czekają na obóz. A gdy już się na obozie znajdą z miejsca zaczynają tęsknić za domem. Czasem chlipną w rękaw, czasem po prostu z miną męczennika uczestniczą w zabawach, choć trudno im wykrzesać z siebie entuzjazm. Najliczniej reprezentowani przez najmłodszych. Utulamy takich, pocieszamy, jesteśmy w stałym kontakcie z Rodzicami, a gdy przychodzi dzień wyjazdu trzeba ich na nowo utulać – uderzają w ryk, że to już koniec i wracają do domu.

5. OBOZOWICZ IDEALNY

Nudziarze. Wszystko im się podoba, jedzenie smakuje, konie są wspaniałe, instruktor jeszcze lepszy. Przez cały rok zasypują internet pozytywnymi wpisami o naszych obozach, lajkują wszelkie dostępne profile na fejsie, komentują każdy wpis na fanpejdżu. Odwalają kawał dobrej roboty robiąc nam obszerną reklamę. Zadowoleni, uśmiechnięci, szczęśliwi przez całe 11 dni. No mówię, nudziarze.

A może macie jeszcze jakieś propozycje? Dobijemy do TOP 10?

Fot. Kuba Lipczyński # Nasze konie