Śmiechu warte cz. I

CSC_0342

Fot. Magda Wiśniewska # Garden

Moje nadmiernie rozwinięte poczucie humoru pozwala mi śmiać się z samej siebie. To chyba jednak jasne, że wolę śmiać się z innych. O, uwielbiam tych klientów stajni, którzy dostarczają mi rozrywki!  Nie chcę jednak zaczynać życia w internecie od nabijania się z mas. Aby więc było sprawiedliwie, politycznie poprawnie i uczciwie pozwolę Wam pośmiać się ze mnie.  Do biegu, gotowi, start!

Wyobrażacie sobie instruktora, który spada z konia pod stajnią? W stępie? Nie? Tadam! Wracałam z intensywnego terenu z dzieciakami. Intensywny na maksa – stępo-kłus ze znaczną przewagą stępa, dzieciaki w przedziale wiekowym 10-12 lat, szkraby małe na kucach walijskich i konikach polskich. I ja na tchórzu nad tchórzami – Raszdim. Przed stajnią tłum rodziców czekających z bijącym sercem na powrót swoich skarbów. Siedziałam znudzona, nogi wyjęte ze strzemion, w półśnie, żałując, że nie zabrałam ze sobą krzyżówek czy sudoku. Na rzecz rodziców, których mam już w zasięgu wzroku odwróciłam się do tyłu, sprawdzając, jak tam moja grupa. Niby, że taka jestem zainteresowana i przejęta, dbam o moich podopiecznych itd. I Raszdi, który zaskoczony błyskiem flesza wykonuje nagły skok w bok. Zaskoczona i nieprzygotowana ląduję na ziemi. Miny rodziców – bezcenne. A więc to pod opieką tej fajtłapy wysłaliśmy nasze dzieci w teren…

Najlepsze są te wpadki, które przytrafiają się na oczach klientów. Zdarzyło mi się na przykład zsiąść z konia prosto w płot. Po prostu gdy już zeskakiwałam z jego grzbietu dowcipny Heniuś zdecydował się zrobić półobrót i ustawić łbem do stajni. Potłukłam się solidnie zeskakując prosto na ogrodzenie. Kiedy kulejąc i oglądając pojawiające się siniaki opowiedziałam mamie jak uroczo zaprezentowałam własną gamoniowatość na oczach tłumu ludzi mama mnie pocieszyła: „Ja wczoraj zsiadałam z Czubajki i usiadłam na źrebaku. Podbiegł, żeby się podłączyć do mleczarni…”

A jak można na własne życzenie i z własnej głupoty obić sobie klatę? Moja recepta – widzisz na pastwisku kucyka? To wsiadaj, przejedź się na oklep. Galop jest zabawny na takim małym stworzonku. Szkoda tylko, że taki szkrab mieści się pod belką ogrodzenia,  a jeździec w takim przypadku zostaje na płocie. Wjechać galopem prosto w żerdź i zostać na niej mając przed sobą piękny widok na galopujący w oddali zadek kucyka to fantastyczne przeżycie! Nawet krzyknąć nie miałam jak, bo tak mnie zatkało uderzenie prosto w mostek.

Konie kopią. Każdy to wie. Nie oberwałam nigdy od konia przypadkiem. Nie podchodzę znienacka od tyłu, nie zaskakuję pasących się spokojnie koni nagłym pojawieniem się w okolicach ich zadów. Ale specjalnie, z premedytacją, owszem, dostałam od konia. I nawet powiem uczciwie, że mi się należało. Prowadziłam zajęcia dla początkujących na małym padoku. Cztery konie chodzą w kółko, ja stoję w środku, obserwuję, rzucam jakieś uwagi do jeźdźców. Większość koni mało cwana, więc posłuszna, mimo nieudolnych jeźdźców na grzbietach. Kasztan uznał jednak, że zasada „prowadzi mądrzejszy” jest jak najbardziej do zastosowania. Udaje głupa, ignoruje polecenia łydką, snuje się stępem i nie zamierza wysilać się na kłus. Trzy konie robią pełne kółko kłusem i hamują na zadzie spacerującego Kasztana. Kolejne kółko – to samo. Wyprzedzają, kłusują – stop – rudy zad na drodze.  Wściekła na tego nieroba i cwaniaczka motywuję go batem. Konkretnie go motywuję. Kilka kółek konie latają ochoczo, w stawce Kasztan wściekły, ale posłuszny. W momencie, gdy znalazł się za moimi plecami zboczył z trasy, ustawił się precyzyjnie zadem i zanim zdążyłam się zorientować wymierzył mi takiego kopniaka, że przewróciłam się prosto w końską kupę, dość świeżą niestety. Zanim wstałam Kasztan był już w szeregu i zadowolony kłusował z innymi łypiąc na mnie z satysfakcją. Tęsknię za nim…

Kto mnie zna może przypomni mi jakieś widowiskowe wpadki z moim udziałem?  A Wy? Kiedy ostatnio śmialiście się z samych siebie?