Kiedy galop?
Obozowicze cały czas męczą nas o galop. Najwięcej Ci, którzy dwa dni wcześniej zeszli z lonży. Zastanawiałam się nad fenomenem tej odwagi / bezmyślności i żadne sensowne rozwiązanie mi do głowy nie przyszło. Wojtek, mój szwagier wyjaśnił mi to najlepiej: „Bo się jeszcze porządnie z konia nie zrąbali. Jak spadną i sobie dobrze tyłek obtłuką, to nabiorą pokory. Ci, co długo jeżdżą to mają doświadczenie i już wiedzą, czym grozi brawura”. Jasne i oczywiste. Rozumiem, że ktoś czuje, że nadszedł już czas na galop i chce spróbować. Ale jak wyjaśnić ten popęd do extreme u jeźdźca, który w kłusie siedzi mocno niepewnie, kulturalnie mówiąc. Bo ja taka kulturalna jestem.
Za wcześnie rozpoczęta nauka galopu kończy się przeważnie źle. Spadasz z konia, wcale nie w galopie, o nie. Spadasz przy przejściu z galopu do kłusa. Bo to jest ten trudny moment. Sam galop to bułka z masłem, to co w nim przeraża to prędkość. A jak już hukniesz o glebę to albo się mocno wystraszysz, albo się zniechęcisz. Oba wyjścia skutkują tym samym – jazdę konną coraz bardziej ograniczasz, w końcu odpuszczasz, przekonany, że się nie nadajesz. Kilka już takich przypadków miałam. Mało brakowało, a sama bym takim była. Dziesięć lat temu spadałam z konia, gdy kaszlnął, pierdnął, zahamował. Leciałam jak ostatnia sierota, aż w końcu się poryczałam, że tak bardzo bym chciała jeździć, a po prostu się nie nadaję. Kuba, wtedy jeszcze nie mąż i nie narzeczony, chodził za mną i śpiewał: „I znów księżniczka Anna spadła z konia..” Pożaliłam się mamie, że jestem do niczego, nic ze mnie nie będzie i mogę co najwyżej gnój wyrzucać, żeby się w stajni przydać. Mama postawiła mi warunek – dała mi dwa miesiące, podczas których miałam kategoryczny zakaz galopu. Całe wakacje jeździłam konno – na padoku, w każdy teren jaki się napatoczył, wracałam nawet konno z przejażdżek dla kolonii. Średnio spędzałam po 5-6 godzin dziennie w siodle. Bez galopu. Ani jednego foule. Pod koniec sierpnia przyszłam do mamy i powiedziałam, że albo galop albo kończę z jazdą, bo już mi wszystkie plomby z zębów wypadły od tego tłuczenia się wiecznie kłusem. A mama na to: „I dopiero teraz jesteś gotowa! Od tej chwili nie spadniesz z konia i ja Ci to gwarantuję!” I wiecie co? Nie spadłam. Jeśli nie liczyć wysadzenia mnie z siodła przez strzał z zadu i upadku razem z koniem na zakręcie (śnieg był, ślisko) to ja już z koni nie spadam. Nie mówię, że nie spadnę. Ale z byle powodu kontaktu z siodłem nie tracę. Równowagę mam wyćwiczoną, reakcje prawidłowe, gotowa jestem zawsze. Pewnie jeszcze wiele gleb przede mną, ale odpukać, dziś już nawet nie pamiętam jak to jest spadać. A galop, niestety, nie podnosi mi już adrenaliny. Niestety, bo choć galop endorfiny pompuje mi do mózgu na maksa, to tej nutki strachu trochę mi żal…
Na galop jesteś gotowy wtedy, gdy tak już się obstukasz w kłusie, że czujesz się na siłach spróbować i bardzo, ale to bardzo tego chcesz. Ja swoich uczniów nigdy nie zmuszałam do galopu, choć często wiedziałam, że poradzą sobie z palcem w oczodole. Ale skoro sami mają obawy, to po co im to? A nóż się zrąbią i potem będzie trudniej. Lubię, gdy ktoś, kto pewnie siedzi prosi o zagalopowanie, pyta, czy już może. Ale nie znoszę tych bezmyślnych bubków, którzy męczą o galop, a nawet w stępie latają po siodle jak wolny elektron. Kiedyś mama pozwalała mi uczyć takich pokory – weź ich na plażę i tak przewieź, że im bryczesy spadną. A lądowanie zaplanuj im w miękkim piachu, żeby bezpiecznie było. Teraz czasy samowolki minęły. I mogę już tylko powoływać się na ich rozsądek i starać się wybić ze łba te brawurowe pomysły.
A jak uczę galopu? Jutro Wam powiem. Do tego czasu tłuczcie się kłusem, nie zaszkodzi:) Dobranoc!
Fot. czubajka.pl # Heniek
Maja
21 sierpnia 2013 @ 23:48
Miałam cichą nadzieję, że na Pani blogu pojawi się kiedyś wpis o galopie i wszystkim, co jest z nim związane. Ku mojej wielkiej radości, doczekałam się go. Jestem niezmiernie ciekawa, jak wyglądałaby lekcja galopu w Pani wykonaniu i chciałabym w niej kiedyś uczestniczyć. Kilka upadków z koni już zaliczyłam, więc witanie się twarzą z ziemią mam nieźle opanowane, ale myślę, że gdy znów pojadę na obóz, to będę starała się cały czas trzymać w siodle. Choćby nie wiem co. Pozdrawiam ;)
Ania
22 sierpnia 2013 @ 00:11
Majeczka, Ty jesteś moim idolem i najbardziej zmotywowaną osobą jaką znam. Jak rzucisz pianino, spanie i jedzenie, które niepotrzebnie zabierają Ci cenny czas to będziesz mistrzem olimpijskim. Takiego zaparcia, jakie reprezentujesz można tylko zazdrościć. W przyszłym roku jedziesz na galop na Bolku, no kto jak nie Ty? Galopujesz pięknie, nie wiem dlaczego wciąż usiłujesz zdobyć licencję pilota pikując z konia. Daj sobie spokój i siedź grzecznie w siodle zamiast trenować dżygitówkę. W Twoim przypadku to tylko kwestia psychiki – jak masz dość, to na wszelki wypadek się ewakuujesz. Cały czas usiłuję zgadnąć po co? Nie odpuszczaj – siedź i nie fisiuj, kaskaderze jeden!
Początkująca
28 sierpnia 2013 @ 13:03
A co pani sądzi o drugim galopie na oklep lub z pasem woltyżerskim, jeśli ktoś za pierwszym razem boleśnie upadł i ma złe wspomnienia z galopem w siodle? Ponoć galop na oklep jest wygodniejszy i łatwiejszy
Ania
28 sierpnia 2013 @ 13:55
Jazda na oklep wspaniale poprawia równowagę i balans. Jazda z pasem woltyżerskim jest OK, ale przecież kiedyś na siodło trzeba wrócić, a ręce zamiast zaciskać się kurczowo na pasie muszą delikatnie trzymać wodze, sprężynując w takt końskiego łba. Każda jazda na oklep to b.dobre ćwiczenie, ale to nie siodła się boisz:) Jeśli jazda z pasem woltyżerskim doda Ci odwagi, to warto do kwadratu:)
Początkująca
30 sierpnia 2013 @ 11:25
No właśnie w tym sedno sprawy, że na oklep jestem totalnie rozluźniona w ćwiczebnym, a w siodle ani trochę, tylko latam jak taka piłeczka, więc o galopie w siodle mogę sobie pomarzyć…
Ja już myślę, że ten oklep to ostatnia deska ratunku dla mnie, żeby w końcu przełamać ten strach.. pożyjemy zobaczymy! Dziękuje i pozdrawiam! :)
Problematyczna :c
28 grudnia 2013 @ 12:50
Dzień dobry.
Mam pewien problem- podczas galopu mocno zakleszczam się kkolanamiww siodle i wypadają nogi ze strzemion. Co zrobić żeby temu zapobiec? :/
Ania
31 grudnia 2013 @ 16:10
Hej, Problematyczna, przecież już sama wiesz jak – przestań dociskać kolana:) Kiedy dociskasz kolana do poduszek kolanowych to działają mięśnie przywodziciele ud i nie ma szans, by głęboko usiąść w siodło. W takim wypadku łydka się podkurcza, a strzemię nie jest obciążone, więc stopa może się z niego wysuwać. Oprzyj ciężar ciała w strzemionach – poćwicz galop w półsiadzie, wtedy strzemiona są obciążone. Nawet do przesady poćwicz – stań i niech koń galopuje pod Tobą. W pełnym siadzie siedź głęboko w siodle i kontroluj obciążenie strzemion co foule – sprawdzaj, możesz nawet zaprzec się w strzemionach jakbyś chciała hamować piętami. Ćwicz do skutku, sprawdzaj obciążenie strzemion w kłusie, kłusuj na stojąco trzymając się łęku siodła. Musisz kontrolować kolana – mają być blisko poduszek siodła, ale nie używaj mięśni, by je dociskać. Powodzenia:)
Natalia
2 września 2014 @ 15:09
Dzień dobry. Jeżdżę już od ok. 3 msc, byłam na Trotterze w tym roku. Kuś już mnie trochę nudzi i myślałam by poprosić moja instruktorke o początki galop, ale jak wyobrażam sobie tą prędkość to jednak mnie trochę zniechęca, nie wiem też czy jestem już gotowa, co zrobić?
Kamila
14 marca 2017 @ 17:25
Nie jestem wielkim specjalistą, jednak zachęcam do ćwiczenia jeszcze kłusa i doskonalenia swoich umiejętności. Kiedy doskonale opanujesz kłus i półsiad możesz śmiało spytać instruktora.
Michal
19 stycznia 2016 @ 15:24
Ja zagalopowałem na 4 lekcji prawie nie umiejąc kłusować… To był czad. Nie namawiam nikogo na tai start, ale co przeżycie… :-)
Marek
7 lipca 2016 @ 12:14
Spadlem z konia wielokrotnie. „Jak sie nie przewrocisz, to sie nie nauczysz”. Spadlem w pelnym galopie. Uczylem sie jezdzic. Galop w terenie. Wybilo mnie za bardzo i stwierdzilem, ze najlepszym ratunkiem bedzie objecie szyji konia. Nawet nie zdazylem sie schylic kiedy bylem juz pod koniem. Na szczescie nawet bez zadrapan. Ten upadek uwazam za bardzo edukacyjny. Pozdrawiam
Ewelina
1 kwietnia 2017 @ 11:22
Ja jeżdżę konno od końca października i mam już za sobą pierwsze galopy (nawet w terenie). Na początku bardzo się bałam, nie chciałam (do tego stopnia, że kilka razy nie osiodłałam nawet konia :/ ) ale w końcu zaufałam mojemu trenerowi i zaczęłam galopować. Od tego momentu najchętniej wcale nie schodziłabym z konia :)
Agnieszka
8 maja 2017 @ 08:22
U nas galopy sa od 1 lekcji;)