Daj głos!
I znów jeden wpis generuje mi powstanie kolejnego. Pisząc o końskim pojmowaniu języka gestów wspomniałam o komunikacji werbalnej, głosowej. I czuję, że powinnam do tego wrócić.
Wiadomo, że my ludzie najbardziej polegamy na komunikacji werbalnej. Oczywiście, używamy języka ciała, rozwiniętego kodu postaw, ruchów i gestów, ale to słowo mówione zajmuje najważniejsze miejsce w naszej komunikacji z innymi. Nie tylko ludźmi, ale i zwierzętami. Szkolimy psy przy użyciu komend słownych, uczymy koni określonych reakcji na pojedyncze słowa (stój, kłus, nazad, noga itp.), tresujemy foki czy zwierzęta w cyrku, by reagowały na polecenia głosowe. Jesteśmy jednak jedynym gatunkiem na ziemi, który w aż takim stopniu polega na komunikacji werbalnej. Świat zwierząt nie jest jednak zupełnie niemy, cichy. Wiemy o trąbieniu słoni, „mowie” delfinów, ryku lwów. Psy szczekają, koty miauczą, konie rżą. Zwierzęta używają głosu, ale w świecie zwierząt głos nie jest dominującą formą kontaktu z drugim osobnikiem. A same konie głosu używają stosunkowo rzadziej niż inne zwierzęta. Stado, które generuje oczywisty hałas, jest łatwiejszym łupem dla drapieżników. Dlatego obserwując pasące się konie, zwróciłam uwagę na panującą tam ciszę. Rozmawiają ze sobą, to oczywiste. Ale bardzo rzadko używają głosu. Jest cała gama odgłosów wydawanych przez konie: rżenie, kwiki, parskanie, a nawet jęki. Konie polegają jednak głównie na komunikacji niewerbalnej, a samego głosu używają rzadko. To, że my ludzie polegamy głównie na kontaktach głosowych, utrudnia nam uzyskanie porozumienia.
Z koniem można porozumiewać się głosem. Problemem jest to, że używamy go zbyt wiele i przez to odwrażliwiamy, odczulamy konie na głos. Jesteśmy gadułami i często zalewamy konie całym potokiem niepojętych dla nich oracji, lub najzwyczajniej w świecie przesadzamy z ilością głosowych bodźców. Cmokamy, gwiżdżemy, wydajemy z siebie całą gamę najróżniejszych dźwięków. (Nie znoszę cmokania – jest nieeleganckie i działa mi na nerwy. Wyobrażam sobie, jak musi działać na konia.) Zalewamy konie sygnałami dźwiękowymi i powtarzamy je bez końca przez co tracą swoją moc. Jeśli mówisz do konia „stój!” to on ma stanąć. Po cholerę drzesz się: prrrrr! stój! gdy chodzi Ci tylko o przejście do stępa? Nic dziwnego, że „głupi” koń nie słucha. Większość bodźców głosowych jest przez konie ignorowana, bo zatraciły już ich sens. W potoku wypowiadanych do nich słów trudno im odnaleźć te, które są komendą, kluczem do wykonania konkretnego zadania. Jeśli mówisz do konia „dobry konik”, po dobrze wykonanym ćwiczeniu, to jest to dla konia nagroda i tak koń te słowa rozumie. Jeśli pół dnia klepiesz konia po tyłku i mówisz jaki jest dobry i grzeczny to koń zaczyna te słowa ignorować. Nie rozumie tego hałasu.
Nie twierdzę, że do konia nie powinno się mówić. Wprost przeciwnie – mów, ile chcesz! Opowiedz mu całe swoje życie, zwierz się z marzeń, zdradź na kogo będziesz glosować w wyborach prezydenckich i co zjesz jutro na obiad. Z tonu Twojego głosu koń wyciągnie informację, jakim człowiekiem jesteś – czy mu zagrażasz, czy go lubisz, czy jesteś zdenerwowany czy zrelaksowany. Mów, ile chcesz. Tylko nie myl tego z rozmową. Z koniem rozmawia się językiem ciała i pojedynczymi komendami głosowymi. Jak często konie między sobą używają głosu? Jeśli chcesz porozmawiać z koniem to używaj głosu tak jak on – rzadko, ale w konkretnym celu. Na takie słowne komendy koń zareaguje i odpowie. W ten sposób Wasza komunikacja będzie przebiegać bez zakłóceń.
Fot. Ania Porożynska # Esauł
Suchsi
22 października 2013 @ 11:49
Ooo czuje się zaszczycona fotką mojego autorstwa :D jedno z moich ulubionych zdjęć :) wisi u mnie na ścianie… cyknięte podczas pierwszego wypuszczenia Sułka po jego przyjeździe do stajni. Uznałam go w tedy za najspokojniejszego ogiera świata… i tak zresztą było :) Pluszak o posturze figurki z porcelany.