10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz. 1

647934_31559426

Konie wyścigowe zawsze budziły wiele emocji. Wśród miłośników tego sportu są tacy, którzy zwycięskie konie stawiają na piedestałach i biją przed nimi pokłony. Bez względu na to, czy koniowi zależy na tej chwale czy nie jedno wśród koni wyścigowych jest powszechne – wola walki i zwycięstwa. Często ta ambicja prowadzi do ich zguby – kontuzji, urazów, kalectwa czy śmierci. Z tego też powodu duża rzesza miłośników koni potępia sport wyścigowy, co nie jest ewenementem. Nienawiść do urazowych sportów jest popularna – bojkotuje się zawody ujeżdżeniowe z uwagi na rollkur; skoki są atakowane z powodu nadwerężeń końskich mięśni i stawów, a wyścigi z racji przeciążeń końskiego organizmu. Nie kwestionuję humanitarnych odruchów takich protestujących rzesz, ale nie mogę oprzeć się stwierdzeniu, że koń jako nasz towarzysz nierzadko w historii pełnił dużo podlejsze role – ginął na froncie wojennym, harował i ślepł w kopalniach, kończył na włoskim talerzu. Umiejętnie trenowany ma z pewnością w sobie miłość do biegu, rywalizacji, skoków. Jeśli traktuje się go fair i trenuje rozważnie to z pewnością czuje się spełniony w wyznaczonej mu roli, którą odgrywa z zapałem. Nie zmienia to faktu, że obserwując nasze pasące się swobodnie konie nie umiem oprzeć się wrażeniu, że żaden z nich nie zazdrości championom sportowym. A…. może się mylę?

Historia wyścigów konnych jest niemal tak długa, jak długi jest czas trwania udomowionego konia u naszych boków. Konie to zwierzęta ruchu, a człowiekowi zawsze imponował widok galopującego harmonijnego ucieleśnienia wiatru. Starożytni Rzymianie urządzali już wyścigi na szeroką skalę – z zakładami pieniężnymi i całą oprawą, która do dziś towarzyszy temu sportowi. Prawdziwe nowożytne wyścigi zapoczątkował w 1780 roku angielski lord Derby, od którego nazwiska pochodzi też nazwa biegu. Na przestrzeni lat pojawiały się wybitne konie wyścigowe, które stawały się legendą. Ja przedstawię Wam tylko 10 z nich, które warto znać i pamiętać.

Dzisiaj pierwsza trójka, wybrana zupełnie losowo :) A więc:

SHERGAR

 SHERGARShergar urodził się w 1978r.w Irlandii. Zadebiutował na torze jako 3 latek i od razu wygrał, co przekonało jego właściciela o talencie ulubieńca. Historyczne zwycięstwo Shergar odniósł w tym samym roku na Epsom Derby, gdzie pokonał rywali wyprzedzając stawkę o 10 długości! Był to rekord w ponad 225 letniej historii tego toru, a publiczność oszalała na punkcie gniadego ogiera. Dżokej, który w wyścigu tym zajął drugie miejsce powiedział później: „Shergar objął prowadzenie od razu i wyprzedził nas tak bardzo, że w pewnym momencie ucieszyłem, że wygrywam, a po chwili zorientowałem się, że w oddali na horyzoncie jest już jakiś koń!”. To zwycięstwo zostało uznane za jedno ze 100 najbardziej spektakularnych wydarzeń sportowych XX wieku. Kolejne, irlandzkie derby Shergar wygrał z lekkością i wdziękiem, co zachwyciło miłośników tego sportu tak bardzo, że uznano go za Konia Roku w Europie. Właściciel Shergara sprzedał 85% udziałów w posiadaniu koniu, co skutkowało wyceną Shergara na 10 milionów funtów; ówczesny rekord za europejskiego ogiera. Shergar wygrał jeszcze dwa wyścigi jako trzylatek, a po porażce w kolejnym (na metę dobiegł czwarty, ulegając koniom, które wcześniej spektakularnie pokonywał) został wycofany z aktywnych startów i wrócił do rodzinnej stajni w Irlandii, co było zaskoczeniem, bo uważano, że koń zostanie wysłany do Stanów Zjednoczonych. Jego właściciel uważał jednak Shergara za irlandzkie dobro narodowe i jako takie postanowił zatrzymać go w ojczyźnie. Koń był użytkowany w hodowli. Dał ponad 30 źrebiąt, żadne z nich nie powtórzyło jednak sukcesu ojca. Dwa lata później, w 1983 roku Shergar został porwany ze swojej stajni przez zamaskowanych bandytów. Transakcja opłaty niebotycznego okupu nigdy nie doszła do skutku i słuch po młodziutkim ogierze zaginął. Do dziś nie odnaleziono ani konia, ani jakichkolwiek śladów jego losu. Kradzież Shergara owiana jest mroczną tajemnicą – był to pierwszy taki przypadek w historii Irlandii, a o czyn ten oskarża się terrorystyczny oddział IRA. Historia Shergara – jego spektakularnych zwycięstw i tajemniczego zniknięcia stała się kanwą scenariusza filmu „Shergar” hollywodzkiej produkcji z Mickey Rourke w roli głównej. Przepiękny film z zaskakującym zakończeniem – polecam wszystkim miłośnikom koni.

Shergar3

RUFFIAN

RUFFIAN

 Ruffian urodziła się w 1972 r. i trafiła do Stanów Zjednoczonych w transporcie roczniaków z Anglii. Debiutowała jako dwulatka i w swej karierze startowała 11 razy – przegrała tylko ostatni wyścig, ten w którym straciła życie. Nazywano ją Boginią Toru – była niesamowicie szybka, a przy tym cechowała ją nieugięta woli walki; klacz nawet swój rutynowy trening zamieniała w spektakularny pokaz magii. Jej trener mawiał, że z jej miłością do biegu nie zawahałaby się wyhodować sobie skrzydeł, choć już i tak biega jak uskrzydlony pegaz. Była demonem toru, który nie miał litości ani dla przeciwników, ani dla samej siebie. Odnosiła druzgoczące zwycięstwa; ona nie wygrywała, ona dominowała i biła rekordy torów. Ruffian, w swej niestety krótkiej karierze, okazała się koniem-legendą – nie umiała przegrywać, znała tylko wygraną. Jej fani płacili na jej zwycięstwo takie stawki, że tor został zmuszony do wypłacenia większej kwoty niż otrzymał – takiego ewenementu nie było nawet w przypadku Sekretariata. Trener Ruffian mówił, że „Soffie” jest najlepszym koniem wyścigowym, jakiego kiedykolwiek widział. Ta miłość do biegu, którą kara klacz afiszowała stała się jej zgubą. Właściciele zdecydowali się wystawić ją przeciwko ogierowi Foolish Pleasure – wówczas najlepszemu ogierowi w Stanach. Ruffian do tej pory ścigała się tylko z klaczami, jej trener był przeciwny forsowaniu klaczy w walce z rosłym ogierem. Już przy starcie bogini toru uderzyła się w bramce w kolano, ale kontynuowała bieg szybko wyrównując to, co straciła przy starcie. Oba konie szły łeb w łeb, walcząc desperacko i zaciekle. Ruffian wysunęła się na prowadzenie, ale po chwili sforsowane nogi klaczy (Ruffian miała już za sobą pęknięcie kończyny, które rehabilitowano przez kilka miesięcy poprzedzających wyścig) nie wytrzymały obciążenia. Klacz złamała obie kości trzeszczkowe w przedniej nodze. Ruffian, która nigdy jeszcze nie przegrała, lekceważąc ogromny ból kontynuowała bieg. Dżokejowi udało się ją zatrzymać dopiero po prawie 50 metrach, a noga klaczy przedstawiała tragiczny wygląd – złamana kość przebiła skórę, a koń biegł po piaszczystym torze pogarszając tylko już i tak beznadziejną sytuację. Ruffian została uśpiona na torze do operacji, która po przetransportowaniu klaczy do kliniki trwała ponad 12godzin. Po wybudzeniu z narkozy klacz, która przecież nie ukończyła swojego wyścigu tracąc przytomność na torze, kontynuowała walkę. Dla niej wyścig nadal trwał – założonym gipsem uderzała podczas swego „biegu” o własne kolana, połamała tylne nogi, a z operowanej zerwała gips i otworzyła zoperowane kości. Jej stan był już nie do naprawienia i właściciele zdecydowali się uśpić swoją championkę. Wielu ludzi widzi w jej zachowaniu ogromną miłość do wyścigów i wolę walki na torze; nie wiem na ile był to obłęd konia, zaszczutego i wytrenowanego do morderczych biegów. Faktem jest jednak, że w podobny sposób życie zakończyli jej rodzice – to „szaleństwo wygrywania” miała w genach. Ruffian została pochowana na torze, chrapami w stronę mety, a jej trener przez wiele lat przychodził na tor i stawał w boksie startowym nr 9. Gdy ludzie pytali dlaczego tam stoi odpowiadał: „Ja ją widzę, ona biegnie po tym torze. Słyszę tętent jej kopyt, oddech, bicie serca. Ruffian ciągle tu biegnie”.

RUFFIAN2

SEABISCUIT

seabiscuit

Seabiscuit urodził się w 1933 r. Swoją popularność odniósł w czasach Wielkiego Kryzysu, a jego historia również została zekranizowana, nawet dwa razy – w  1949r. i 2003r. Nie zapowiadał się na wybitnego wyścigowca; był niski, gruby, uwielbiał odpoczywać na leżąco i w ogóle nie charakteryzował się wyścigową wolą walki. Jego treningiem zajął się legendarny trener James Fitsimmons. Choć bardzo się starał, nie udawało mu się obudzić w ogierze zapału do gonitw. Uznał go za leniwego i wystawiał na okrągło, by pobudzić w nim ducha rywalizacji. Seabiscuit biegał w gonitwach bez wielkich sukcesów, a ich ilość z pewnością nie wspierała jego formy. Koń pod opieką Fitzsimmonsa wziął udział w trzykrotnie większej ilości gonitw, niż było to normą dla ogiera w jego wieku. Jako trzylatka kupił go milioner Charles Howard, który mimo przeciętnych wyników konia na torze uznał go za zwierzę z sercem do walki. Nowy trener Tom Smith i dżokej John Pollard podeszli do konia bardzo indywidualnie, poświęcili mu mnóstwo czasu i rozważnie planowali starty. Seabiscuit szubko zaczął odzyskiwać wiarę we własne umiejętności i zaczął bić rekordy torów, na których startował. Mały, niepozorny gniadosz szybko potwierdził drzemiący w nim talent – trener zaczął nawet ukrywać jego treningi, by nie zdradzać prawdziwych możliwości konia. Zaintrygowani Seabiscuitem dziennikarze starali się szpiegować, a mity i opowieści o nim rosły. W 1938r. właściciel wystawił Seabiscuita przeciwko ogierowi War Admiral, który uznawany był za najlepszego konia w Stanach. Nieoczekiwanie gonitwę tę wygrał mały Seabiscuit! Przyznano mu wówczas tytuł Konia Roku, a samo wydarzenie okrzyknięto gonitwą stulecia. Historia Seabiscuita – pogardzanego konia uważanego za beztalencie, który rozkwita dla swego jednookiego przyjaciela-dżokeja i ich wspólne odbudowywanie wiary w siebie została opisana przez L. Hillenbrand w ksiażce „Niepokonany Seabiscuit”. Polecam Wam też film; choć nacisk położonogłównie na budzącą się więź dżokeja z koniem, to i sceny na torach zapierają dech.

Seabiscuit2

Jutro kolejna porcja końskich legend.