Krótko – aktualnosci

DSC_0066

Fot. Magda Wiśniewska # Sukcesja

Dziś króciutko i bez tematu. Ogłoszenia parafialne. Przede wszystkim bardzo dziękuję za niesamowicie pozytywny odzew na moje zaproszenie na weekend majowy. Miejsca na obozie sprzedały się w dwa dni! Zapowiada się świetna zabawa, bo i ekipa jest wspaniała! Część osób znam osobiście, część z maili i wiadomości na fejsie, a części nie kojarzę jako komentatorów, ale są czytelnikami bloga, a to już świadczy na ich korzyść. Oczywiście nie może zabraknąć ekipy poznańskiej – dziewczyny rzuciły się na formularz rezerwacji miejsc jak szczerbaty na suchary i zaklepały sobie miejscówy jako pierwsze. Tych nawiedzonych to ja się nie pozbędę, choćbym je psem poszczuła i kijem odganiała – już mi zapowiedziały, że obstawiają też wrzesień, bo pławienie koni w morzu obiecałam. Dla Was wszystko! Z dzieciakami na obozach nie robimy pławienia, bo po pierwsze: strach, że się nieletni potopią; po drugie: plaże w lipcu-sierpniu pełne są wczasowiczów i kąpiących się dzieci, a nie wypada nam kasztanić im końmi do wody; i po trzecie: niebezpiecznie jest pławić na raz tak dużą grupę. Ale Wam, moi czytelnicy / fani / wielbiciele / hejterzy (a nie, hejterzy nie) – zapowiadam oficjalnie – we wrześniu też zrobimy zlot na trotterowskim obozie dla dorosłych i będziecie mieli okazję dać nura do słonej wody razem z naszymi końmi! A ponieważ dostaję wciąż mnóstwo marudzeń i zażaleń, że obóz majowy już zamknięty i nie starczyło dla wszystkich chętnych miejsc to ogłaszam, że w najbliższych dniach mój Kuba otworzy kolejny turnus – może majowy, a może w okolicach Bożego Ciała. Na fejsie powiadomię Was, gdy formularz zgłoszeniowy będzie dostępny na stronie Trottera, a wtedy na hurra! galopem ruszajcie do rezerwowania miejsc.

I to by było na tyle tych ogłoszeń. Nowy wpis na blogu pojawi się niedługo, gdy tylko otrząsnę się z mojej osobistej, prywatnej tragedii. Bez wdawania się w szczegóły – straciłam Sukcesję. Nie udało się jej uratować. Cholernie boli. Bo do konia nie da rady się nie przywiązać. Jeśli na jakimś jeździsz to ta współpraca Was łączy i nie uchronisz się od obdarzenia swojego partnera uczuciem. Nie wątpię, że Suz miała raczej obojętne uczucia wobec mnie, bo to mimo wszystko wredne konisko było i nie dała mi szansy na więź taką, jaką miałam z Esaułem. Nie lubiłyśmy się z ziemi, ale gdy byłam w siodle to kochałam tego konia. Gdy na niej siedziałam czułam się komfortowo, bezpiecznie, jak przytulona do misia. Gdy zsiadałam byłam tylko pyłem u jej kopyt – Suz miała nieprzyjazne stosunki z resztą końskiego stada, a ludźmi to już w ogóle nie zaprzątała sobie szlachetnej główki. Nie miała potrzeby przyjaźni, chciała tylko być bezpieczna. Ale ufała mi, a to rozczula. Będzie mi jej bardzo brakować.

Wkrótce wspominany kilkakrotnie i obiecany wpis o tym, jakimi uczuciami darzą nas konie i ile w nich jest tej miłości, w którą uparcie wierzymy. Pisałam o tym wspominając konie, do których się przywiązywałam, które kochałam. I choć racjonalnie nie powinnam się łudzić to nadal jest we mnie ta iskierka nadziei, że mój koń kocha mnie tak jak ja jego. Naiwniara, nie? Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten (nie, raczej ta), kto nie wierzy w mistyczną więź ze swoim wierzchowcem!

DSC_0123

Fot. Magda Wiśniewska # Moja Suzi 2002-2015