A mój koń się wszystkiego boi…
Nigdy nie lubiłam tchórzliwych koni. Tak naprawdę każdy koń jest z natury podszyty tchórzem i wykazuje bliskie pokrewieństwo duchowe z zającem. Niektóre konie jednak są bardziej zrównoważone i nie reagują panicznie na najmniejszy szmer. Są też takie, które cały czas rozglądają się w poszukiwaniu czegoś, przed czym można by zwiać. I na tych tchórzofretkach nigdy nie lubiłam siedzieć. Jak sobie z nimi radzić?
Dawno już przekonałam się, że całą pewność siebie koń czerpie od jeźdźca. Jeśli boisz się i spinasz w siodle, to koń to czuje. A skoro Ty się boisz, to on upewnia się tylko w tym, że jest się czego bać. Jak mu się dziwić, że czuje się niepewnie, skoro osoba, która go prowadzi jest spięta i czeka na coś nieprzyjemnego, co ma się zaraz wydarzyć. Spinając się w siodle sam prowokujesz u konia strach. Ja zawsze czułam się niepewnie na koniu, któremu nie ufałam i zazwyczaj kończyło się to tym, czego się bałam i przed czym podświadomie drżałam. Dziś wiem, że to ja muszę koniowi przekazać, że nie ma się czego bać. To ja muszę mu pokazać, że ze mną nic mu nie grozi. Oczywiście, nie oduczysz konia płochliwości, to jest wpisane w jego naturę i nie da się tego instynktownego odruchu wykorzenić tresurą. Możesz jednak ograniczyć jego bojaźliwość i dodać mu pewności siebie. Jesteś dla konia liderem, przywódcą; a przynajmniej powinieneś być. Jeśli męczy Cię to, że koń uskakuje co chwilę, robi nagłe zatrzymania, zwroty lub odmawia ruchu naprzód to łagodnie przekonaj go, że nic mu nie grozi. Widywałam już jeźdźców karcących płoszące się zwierzę palcatem. Za co? Za wrodzony instynkt? Przecież nie robi Ci tego na złość! Jestem wielką przeciwniczką stosowania kar w treningu konia. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale uważam, że złe zachowanie można ukarać inaczej niż batem. Jeśli jakieś zachowanie konia jest naganne i musisz je wyeliminować to zrób to tak, by koniowi było niewygodnie i źle z tym właśnie zachowaniem. Opiszę Wam kiedyś stosowaną u nas metodę wygoda-niewygoda. Nie biję koni, a przynajmniej staram się tego nie robić. Nie pamiętam nawet takiej sytuacji, żebym uderzyła konia. Jeśli mi się zdarzyło, a ktoś z Was był świadkiem, to nawet nie będę próbować się bronić – najwyraźniej miałam zły dzień i wyładowałam swoje frustracje na Bogu ducha winnym zwierzęciu. Bo tak to właśnie zazwyczaj wygląda – tłuczesz konia palcatem, a tak naprawdę to powinieneś sobie rąbnąć w pysk. Trafiło na konia, mogło na kogokolwiek.
Płochliwy koń to udręka. Ale za to ile dumy daje Ci fakt, że drżący i niepewny przeszedł obok „stracha”, gdy klepałeś go po szyi i przekonywałeś głosem, że nie ma się czego bać. Konie, na których jeżdżę wracają do stajni spocone – z wysiłku, nigdy z nerwów. Bo dopóki ja jestem spokojna, to i one nie podminowują się i nie nakręcają bez powodu. To oczywiste, że wolę siedzieć na grzbiecie zrównoważonego i pewnego rumaka, który idzie do przodu jak czołg i nie robi mi żadnych numerów, bo wszelkie duchy i strachy zwisają mu gęstym kitem koło ogona. Jednakże dużo satysfakcji daje mi praca z tchórzem i przekonanie go, że można mi zaufać. Nieważne jak nieprzyjemne jest to nagłe wyskakiwanie mi niemal spod tyłka – ten jeden raz, gdy sapiący koń na sztywnych nogach przechodzi koło „niebezpieczeństwa” motywowany moją łydką i uspokajany głosem wynagradza mi naciągnięcie ścięgien w szyi przy uskoku. Zdanie-klucz z dzisiejszego wpisu – do zapamiętania: CAŁĄ PEWNOŚĆ SIEBIE KOŃ BIERZE OD JEŹDŹCA.
Fot. Tomek Teodorowicz # Sukcesja i Tabaka
Obozowicze – especially for U
W związku z licznymi prośbami obozowiczów o opisanie ich wpadek i śmiesznych wypadków uprzejmie informuję, że dla Was, gamonie moje kochane, to by mi miejsca w internecie nie starczyło. Postaram się zebrać do kupy te najlepsze, ale już jestem przerażona czasem jaki spędzę przy kompie opisując Wasze wtopy.
Można Was lubić. Czasem można jednak chcieć zjechać z Wami z klifu. Dopasujcie się do opisanych niżej typów obozowiczów. Jeśli nigdzie nie pasujesz to znaczy, że nie istniejesz.
1. „100 PYTAŃ DO”
Chodzący znak zapytania. Taki pytajnik kręci mi się wciąż pod nogami, zadając pytania na wdechu: „Proszę pani, a jaki jest pani ulubiony koń?”, „Proszę pani, a ile lat ma Raszdi?, „Proszę pani, a czy ja mogę jechać w teren na Rozie? Bo jedna dziewczyna miała na niej jechać, ale…”, „Proszę pani, a Faramuszka kaszle, ona jest chora?”, „Proszę pani, a…” Gdzie się nie ruszę, ten mały dziennikarz jest obok i przeprowadza wywiad. Najbardziej wytrwali nie robią sobie pauz nawet na zaczerpnięcie oddechu – pytają do czasu, aż się zapowietrzą. Mam już nawet opracowany standardowy zestaw odpowiedzi (pytania powtarzają się na każdym turnusie). Niektóre odpowiedzi mam też uniwersalne – ile lat ma ……..? Nieważne, o którego konia pytasz, odpowiedź to zawsze 10. Nie chce mi się zastanawiać i tracić energii na pracę szarych komórek. Wszystkie mają 10 i już.
2. STARY WYŻERACZ
Przyjeżdża trzeci / czwarty / dziesiąty raz. Na więcej niż jeden turnus. Zna wszystkie kąty, z końmi jest na ty, w stajni i siodlarni orientuje się lepiej niż ja. Typ pomocny i dobrze go mieć pod ręką, bo świetnie wykonuje czarną robotę: siodłanie, czyszczenie, regulowanie strzemion inaczej zaawansowanym. Z czasem ta znajoma twarz tak bardzo wtapia mi się w tło, że traktuję starych wyżeraczy jak stały element codzienności. Wyjedzie już taki wiarus do domu, a ja nadal szukam go przed stajnią, bo konia nie ma mi kto ubrać. I jeszcze się wścieknę, że go nie ma, obiboka. Stali klienci to fajna sprawa, ale z każdym kolejnym rokiem stają się coraz bardziej cwani i pewni siebie. Są jednostki, które tylko przez wrodzoną sobie skromność nie zdecydowały się jeszcze poprowadzić obozów. Rutynę dnia znają na tyle, że spokojnie dałyby radę.
3.BUNTOWNIK Z WYBORU
Nic mu nie pasuje – przydzielony koń jest kiepski, żarcie podłe, za mało wyjść na plażę, gry i zabawy za nudne. Co by nie zaproponować – bunt, on wolałby co innego. Trudno takiemu dogodzić. Czasami dochodzi nawet do interwencji Rodziców, którzy dzwonią z pytaniem, dlaczego w dzień robienia zdjęć na plaży ich córa dostała niewyględnego kuca? Lubię buntowników. Im większy wybór im dajesz, tym więcej problemów mnożą. Ubaw po pachy. Szczególnie przy czytaniu negatywnych wpisów: zazwyczaj narzekają na to, co od nas nie zależy; traktujemy wszystkie głosy poważnie, ale co nam szkodzi przy niektórych minusach ponabijać się z bezsensu.
4. STĘSKNIENI
Nierzadko cały rok czekają na obóz. A gdy już się na obozie znajdą z miejsca zaczynają tęsknić za domem. Czasem chlipną w rękaw, czasem po prostu z miną męczennika uczestniczą w zabawach, choć trudno im wykrzesać z siebie entuzjazm. Najliczniej reprezentowani przez najmłodszych. Utulamy takich, pocieszamy, jesteśmy w stałym kontakcie z Rodzicami, a gdy przychodzi dzień wyjazdu trzeba ich na nowo utulać – uderzają w ryk, że to już koniec i wracają do domu.
5. OBOZOWICZ IDEALNY
Nudziarze. Wszystko im się podoba, jedzenie smakuje, konie są wspaniałe, instruktor jeszcze lepszy. Przez cały rok zasypują internet pozytywnymi wpisami o naszych obozach, lajkują wszelkie dostępne profile na fejsie, komentują każdy wpis na fanpejdżu. Odwalają kawał dobrej roboty robiąc nam obszerną reklamę. Zadowoleni, uśmiechnięci, szczęśliwi przez całe 11 dni. No mówię, nudziarze.
A może macie jeszcze jakieś propozycje? Dobijemy do TOP 10?
Fot. Kuba Lipczyński # Nasze konie
Autor: Ania Kategoria: Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI