Ja tu rządzę! Jak postawić się na pozycji lidera?
Pisałam już o instynkcie stadnym i o tym, jak skłonność do podporządkowania się ułatwia nam szkolenie konia. Każde nasze działanie powinno mieć na celu podbudowanie naszej pozycji jako lidera, osobnika stojącego wyżej w hierarchii stadnej. Jeśli koń nie będzie Cię szanował i nie podporządkuje się, to nic z nim nie osiągniesz. Miałam kiedyś nauczycielkę angielskiego, która robiła błędy pisząc na tablicy, a mówiła na zasadzie „Kali mieć, Kali chcieć”. Jakim była dla mnie przewodnikiem w nauce języka? Żadnym, nie chciało mi się nawet wypełniać ćwiczeń. Nie szanowałam jej, więc nie chciało mi się przykładać. Gdy zmieniono mi nauczyciela, pokochałam nie tylko ten język, ale naukę języków obcych w ogóle. Jeśli nie masz autorytetu, nie zmotywujesz nikogo i nikt nie będzie Cię szanował. To samo dotyczy konia, bo choć w wielu przypadkach mówi się „koń-profesor” czy mój koń-mój nauczyciel, to wyższa szkoła jazdy polega na byciu nauczycielem i trenerem swojego wierzchowca. Dotyczy to zwłaszcza szkolenia młodego konia.
Aby nie podkopywać swojego autorytetu trzeba stać się koniem. Po prostu. Zachowuj się jak koń-przewodnik stada. Obserwacje naszej bandy na pastwisku nauczyły mnie tego, jak zachowuje się przywódca, a jak podporządkowane mu jednostki uległe. Wiem, jak akcentują swoją pozycję klacze i jak ustalają ją między sobą wałachy. Sympatie i antypatie też można dostrzec, ale nawet konie, które nie lubią innego, podporządkowują mu się, gdy akcentuje on swoją wyższość. Te słabsze też pokazują swoją uległość dość wyraźnie poprzez skłonność do ustępstw i podkreślanie swojej podrzędnej roli. Aby być liderem w siodle, musisz też być liderem na ziemi. Jak ustawić się w stadzie na pozycji wysoko zaawansowanej w hierarchii?
Przede wszystkim nie podkopuj sam sobie autorytetu. Często robimy to bezwiednie: podchodzimy do konia z opuszczoną głową i od razu ustawiamy się z boku. Prowadząc konia w ręku, dajemy mu się wyprzedzać. Drobiazgi, ale upewniają konia o naszej poddańczej, słabej pozycji. Spójrzcie na mój szkic pola dominacji u konia (nie jest to rysunek autorski, ale przynajmniej własnoręczny; mojego talentu proszę nie komentować, nie mogę być mistrzem we wszystkim):
W strefie pierwszej, znajdującej się z przodu konia, ustawiają się względem współtowarzyszy jednostki dominujące, stojące w hierarchii stadnej wyżej niż dany koń. Tak na przykład ustawia się klacz do źrebaka, ogier do młodzika, dominant do słabeusza. Jeśli jesteś w tej strefie dajesz koniowi sygnał: „Jestem od Ciebie silniejszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony. Słuchaj mnie i szanuj.”
W polu nr dwa ustawiają się podporządkowane konie. Nie wyprzedzając lidera akceptują jego przywództwo nie robiąc jednocześnie z siebie totalnych ofiar i cieniasów. Koń, stojący tak u boku przywódczyni stada – najstarszej klaczy, podkreśla swoje uszanowanie jej przywództwa, a jednocześnie daje innym znać, że sam jest ważną, choć nie najważniejszą figurą w stadzie.
W obszarze trzecim znajdują się siermięgi i nastoletni gamonie. To konie o najmniejszym znaczeniu w hierarchii stada, które swoją pozycję dopiero będą budować, lub pogodzą się z losem, bo charaktery mają uległe i słabe.
Co ciekawe, zdarza się, że koń o najwyższej pozycji dobrowolnie lokuje się w strefie trzeciej. Tak postępuje często ogier, pilnując tyłów swojego stada. Tak też może zachować się przewodniczka-klacz, a mimo to nie podkopie swojej pozycji. Jeśli koń już zbudował swoją pozycję, nie musi jej co chwilę podkreślać, jest swobodny i pewny siebie. Przypomina o niej tylko tym, którzy się zapomną,”zagalopują”. Wymienność tych dwóch stref pozwala nam, ludziom, pracować z koniem np. na dwóch lonżach. Mimo tego, że znajdujemy się z tyłu konia, musi on zaakceptować naszą rolę przewodnika. Tak samo ma się rzecz w zaprzęgu – pozycja powożącego w polu trzecim nie wyklucza jego roli lidera.
Prowadząc konia w ręku, podchodząc na pastwisku czy pracując z nim z ziemi zawsze pamiętaj, by jak najczęściej ustawiać się w strefie największej dominacji. Podkreślaj swoją pozycję, kiedy tylko możesz, a koń nie będzie się buntował i posłusznie uzna Cię za swojego przewodnika.
Fot. Kuba Lipczyński # Morus
Jaki dosiad na cavaletti?
Słyszałam już wiele opinii, każdy instruktor ma swój własny pogląd na to, jak powinno się jechać przez drągi czy cavaletti. No właśnie, drągi to jak sama nazwa wskazuje, po prostu drągi, przeszkody poziome leżące na ziemi. Cavaletti (po polsku po prostu koziołki) to takie same drągi uniesione nieco nad ziemią, np. postawione na niedużych stojakach. Sens jazdy przez takie drągi jest prosty, choć wielu jeźdźców nie zastanawia się, po co właściwie przez nie jeździ. Jazda przez drągi ma uczyć konia obszernego wykroku (tak, by nie uderzał kopytami o leżące drągi), ma na celu wyćwiczenie stawów i mięśni odpowiedzialnych za zginanie nóg (korzystne przy treningach skokowych), umięśnienie szyi i kręgosłupa konia. Koń, który był szkolony na drągach, skacze dokładnie z pięknym baskilem. Aby taki trening na drągach był skuteczny i dawał rezultaty, trzeba pamiętać, by utrzymać konia w równym tempie i by mu nie przeszkadzać, nie zaburzać jego równowagi nieskoordynowanymi ruchami w siodle.
Ale jakim siadem powinno się jechać przez drągi? Pełnym siadem, półsiadem, a może kłusem anglezowanym? Sama najczęściej polecam moim uczniom jechać w półsiadzie (drągi traktuję jako przygotowanie do nauki skoków), mój szwagier akceptuje tylko i wyłącznie jazdę kłusem anglezowanym, na kursie instruktorskim kazano mi pokonywać drągi w pełnym siadzie. Więc w końcu jak?
Moim wielkim autorytetem w dziedzinie jeździectwa jest, wspominany już przeze mnie, Wojciech Mickunas. O ile z wieloma autorytetami potrafię w duszy po cichu polemizować, tak każde słowo i każdą myśl p. Mickunasa przyjmuję jako wersje ostateczną, nie podlegającą żadnej dyskusji i jedyną słuszną. Szanuję go jako trenera, zawodnika, jeźdźca, znawcę końskiej duszy i przede wszystkim człowieka. Jednym z moich wielkich marzeń jest spotkanie z p. Mickunasem i możliwość bicia przed nim pokłonów. Kto wie, tyle marzeń już zrealizowałam, może i to się spełni. Miałam okazję słuchać wykładów, a nawet jeździć pod okiem p. Andrzeja Orłosia i p. Heleny Zagor. Czas na atak na p. Wojciecha. Jak tylko go namierzę i obmyślę plan podboju, przypuszczam szturm.
Jak więc jechać te drągi? Przemyśleliście już sprawę? Dałam Wam czas wprowadzając dygresję o moim idolu. Porównaj swoją opinie z tym, co na temat drągów mówi W. Mickunas:
A więc? Jedź te cholerne drągi jak chcesz, nawet stojąc w siodle na głowie, ale na rany koguta, balansuj! Trzymaj równowagę i nie wibruj po siodle jak wolny elektron! Albo wsadź sobie na plecy wirującą pralkę i sam spróbuj skoki przez płotki. Nie przeszkadzaj koniowi, a trening na drągach będzie miał sens. Bez względu na to, czy anglezujesz, jedziesz w półsiadzie, na oklep czy tyłem na przód.
Fot. W. Wołowicz # Linda
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA