Nasz Raszdi to koń idealny. Uwielbiam go niezmiennie od lat. Bardzo wielu lat. Przez te lata ja nie postarzałam się w ogóle, ale on niestety znacznie się posunął. Kwestia genów – ja będę wiecznie młoda (i żywa – jak Lenin), ale Raszdi zawsze był wątłego zdrowia. A zaraz stuknie mu już 20-stka. Nawet w swym młodszym wydaniu Raszdik nigdy nie był okazem zdrowia. Wieczne problemy gastryczne, kolkowanie, przerosty zębów. No i ten wygląd – zawsze zazdrościłam mu braku skłonności do tycia :) Raszdiego trudno jest odkarmić i dlatego mimo najróżniejszych metod narzucenia mu sadełka zawsze miał sterczące guzy biodrowe i anorektyczną sylwetkę. Taki typ. I choć drażnił mnie ten jego wygląd zabiedzonej szkapy to doceniałam wszystkie jego zalety, a ma ich multum! Raszdi to wspaniały koń. Idealny. To tzw. koń-profesor – na pewno znacie ten typ. Świetny pod siodłem – nada się dla początkującego, którego bezpiecznie dowiezie, gdzie trzeba, a na padoku posłusznie wykona wszystkie polecenia, nie wykorzystując braku doświadczenia jeźdźca. Na etacie profesorskim świetnie sprawdza się też jako partner zaawansowanych jeźdźców. Skacze z piękną techniką, wykonuje wiele elementów ujeżdżenia, jest pojętny i szybko się uczy. I ten charakter! Raszdi jest nastawiony na współpracę, na podporządkowanie się i wykonywanie poleceń lidera. Nawet w stadzie biedak nigdy nie dochapał się wysokiej pozycji, a w kontakcie z ludźmi jego uległość i poszukiwanie oparcia są bezcenne. To konik stworzony do pracy naturalem, niczego nie kwestionuje, słucha i skupia się, by zrobić to, czego od niego wymaga człowiek. I gdyby można było go sklonować, to właściwie nie potrzebowalibyśmy reszty stada. Trzydzieści takich siwków w stajni ANKA i mamy bezpieczną, choć mało urozmaiconą rekreację na wysokim poziomie. Niestety, czas leci, a nasz Raszdi ma już konkretnie zmniejszoną dawkę pracy i właściwie tylko sobie trochę dorabia do emerytury. Brakuje go bardzo, bo jemu zawsze można było zaufać. Ale trudno – młodsza Roza przejęła część jego obowiązków etatowych (początkujący jeźdźcy), a młodzież wyręcza siwego dziadka w pracy z ambitniejszymi jednostkami. A sam Raszdi skupia się obecnie na nadrabianiu wątłej kondycji. Mamy nadzieję, że popracuje jeszcze w sezonie, choć na pewno niezbyt intensywnie. Póki co łazi po pastwisku i korzysta z zasłużonego urlopu. Jednak jego wiek i zdrowie, które zawsze było dość mizerne odbijają się w wyglądzie zewnętrznym naszego przyjaciela. I tu już musimy cherlaka wspomagać.
Zawsze „dożywialiśmy” naszego chuderlaczka dodatkami paszowymi i w porównaniu do reszty koni dostawał też częstsze porcje. I tak przecież wszystko przez niego przelatywało niemal bez śladu. Wspomagaliśmy go też suplementami, dopieszczaliśmy smakołykami, tuczyliśmy wysokokaloryczną paszą. A Raszdi pracował chętnie, miał błyszczącą sierść i zadowolenie w oczach, a bonusowo chudy zad, zapadnięte boki, pod skórą ukazujące się przy wygięciach żebra i guzy biodrowe sterczące jak Himalaje. Taka jego uroda, musieliśmy się pogodzić z antyreklamą, jaką beztrosko nam robił. I godziliśmy się, dopóki koń był fizycznie zdrowy, sprawny i pełen energii. Ale tej zimy po Raszdim niestety widać już zaawansowany wiek. I uznaliśmy, że trzeba znów wspomóc naszego cherlaka w trudnym okresie jesienno-zimowym. Odżywianie Raszdiego nie może dziś już polegać na dodawaniu masy, bo nasz starszy pan nie bardzo ma jak wyrabiać potem rzeźbę :) Zamiast więc jak zwykle tuczyć anorektyka, zdecydowaliśmy się wzmocnić i odżywić geriatryka. I zaopatrzyliśmy się w mesz i lucernę.
DLACZEGO MESZ?
Zacznijmy od wyjaśnienia czym jest mesz. Wiecie? Mesz to mieszanka zbóż (zmielonych), otrębów, warzywnych pulp i olejów. Jest aromatyczny, pachnący i smakowity. To znaczy dla konia, bo mi nie bardzo smakuje. Skład meszu różni się w zależności od producenta. Kiedyś w naszej stajni producentem meszu była mama. Mi.in właśnie dla Raszdiego, ale też dla rekonwalescentów i niejadków przygotowywała mesz wiadrami. Rany, ile z tym było roboty! Gotowanie, mieszanie, gary zawalone, żar w kuchni. Mesz był oczywiście pyszny, ale dość ubogi w porównaniu do tego, co Raszdi dostaje teraz. Bo teraz postawiłam na markę, którą znam i której ufam – Masters Polska. Ich mesz ma w składzie: jęczmień, grysik pszeniczny, pulpę buraczaną, płatki owsiane granulowane, lucernę, kukurydzę, plewy soi, olej sojowy, melasę z trzciny cukrowej, makuch lniany, wapno paszowe, tlenek magnezu, chlorek sodu, monocal. Uff, spisałam wszystko :) A mesz mamy miał w składzie: owies, otręby pszenne, siemię lniane, sól i masę czasu zmarnowanego przy garach. A dlaczego właśnie mesz dla Raszdiego? Przede wszystkim dlatego, że ma chłopak delikatny układ pokarmowy, a mesz jest lekkostrawny i łagodny dla gastro-wrażliwców ze względu na zawarte oleje (len), co ładnie ośluzowuje koniom „wnętrze” i ułatwia proces trawienny. No i mesz jest bardzo odżywczy, bogaty w witaminy i mikroelementy. Dzięki zawartości kwasów Omega mesz doskonale wzmacnia, poprawia odporność i regeneruje. Jest „lekarstwem”, które koń chętnie przyjmuje. W naszej stajni jeszcze żaden koń nie odmówił zjedzenia porcji meszu. Zdarzały się dziwaki odrzucające granulaty, brzydzące się smakołykami, a niektóre wybredne jednostki potrafiły zostawiać w żłobie ćwiartki jabłek (stuknięty Hetman). A mesz jedzą wszystkie. Co więcej – mesz poprawia też apetyt – niejadek Raszdi potwierdza!
DLACZEGO LUCERNA?
I najpierw – co to jest lucerna? To po prostu roślina. Uprawna, ale łatwo dziczejąca. My na przykład mamy lucernę na naszej łące :) Konie radzą sobie z nią na bieżąco. A w okresie jesienno-zimowym podawanie lucerny to strzał w dziesiątkę! Lucerna jest bardzo bogatym źródłem wapnia. Wzmacniamy lucerną odporność naszych koni, pomagamy rozbudowywać mięśnie i utrzymać kondycję po sezonie, otulamy ich żołądki włóknami i zaokrąglamy boczki. Pisałam Wam już o tym, jak ważna jest pasza objętościowa w okresie zimowym (tutaj), a lucerna wspaniale tę paszę wzbogaca i uzupełnia. Masters proponuje lucernę melasowaną, a więc bardziej energetyczną, nie pylącą (ważne dla kaszlaków) i bogatą we wzmacniające żelazo. Anemik Raszdi docenia :)
Na takiej diecie Raszdi wyrabia formę od 1,5 miesiąca. Nie tylko Raszdi, bo reszta stada też dostaje porcje meszu i lucerny, ale w ilościach mniejszych i nieregularnych ze względu na cięcia budżetowe, niestety ehh… Emeryci są rozpieszczani, rekonwalescentka Chilli też – po operacji wzmacniamy jej lucerną mięśnie i więzadła. Lucerna zawiera duże ilości wolno uwalniającego się białka oraz witaminy E i selenu.
Po miesiącu regularnego stosowania takiej diety naszemu Raszdiemu już lekko poprawiły się boczki, a sierść nabrała połysku. Po miesiącu! Utrzymamy go na meszu i lucernie jeszcze trochę z nadzieją, że przybierze taki rozmiar:
Masters, da się? :)
Fot. Lorenzo, wałach buloński
Na oba te dodatki paszowe zdecydowaliśmy się w naszej stajni z bardzo prostego powodu – to produkty naturalne, a więc zawierające naturalne witaminy, składniki odżywcze, mikroelementy, sole mineralne itd. A w suplementach znajdziesz to samo, ale przecież syntetyczne, a więc i gorzej przyswajalne. Nie ma cudów – wapń z lucerny zaleje konia jak woda z węża, a wapń syntetyczny to powolna kroplóweczka. Raszdi, jak każdy emeryt i podobnie jak rekonwalescenci i wątłusze potrzebuje wspomagania, bo bez niego daleko nie zajedzie, szczególnie zimą. I zamiast pompować w niego syntetyczne witaminy i mikroelementy w sztucznej polewie stawiamy na naturę – ona działa najlepiej. I smakuje.
Wpis zainspirowała firma Masters Polska, która dba o nasze konie służąc nam poradami; uświadamia żywieniowe potrzeby naszego zróżnicowanego stada i pomaga utrzymać naszych rekreantów / emerytów / rekonwalescentów / słabeuszy / matki karmiące / klacze źrebne / młodzież pozostającą w intensywnym treningu / odsadki oraz kuce w idealnej kondycji. Za wsparcie merytoryczne i cenne porady żywieniowe bardzo dziękuję Ani z Masters Polska. A chociaż wpis ten jest całkowicie subiektywny (a Raszdi podpisuje się pod nim czterema kopytami) i Masters nie miał wpływu na jego treść to podejrzewam, że nie zgłosi żadnych zastrzeżeń. Polecam Wam Masters Polska – służą poradą, wyjaśniają, identyfikują potrzeby żywieniowe i pomagają w doborze odpowiedniego produktu ze swojej szerokiej oferty.
Raszdi to wspaniały koń-przyjaciel. Chciałabym zaśpiewać mu „100 lat” w 30 urodziny, tak jak Czarce. I każdemu z naszych koni! Masters, słyszysz? Doradzaj! Jest w ofercie eliksir długowieczności? Biorę!
Fot. 1. Kuba Lipczyński # Kacper, kuc szetlandzki i mesz z lucerną
Mesz i lucerna – krótka opowieść o tym, jak chuchamy na Raszdiego
Nasz Raszdi to koń idealny. Uwielbiam go niezmiennie od lat. Bardzo wielu lat. Przez te lata ja nie postarzałam się w ogóle, ale on niestety znacznie się posunął. Kwestia genów – ja będę wiecznie młoda (i żywa – jak Lenin), ale Raszdi zawsze był wątłego zdrowia. A zaraz stuknie mu już 20-stka. Nawet w swym młodszym wydaniu Raszdik nigdy nie był okazem zdrowia. Wieczne problemy gastryczne, kolkowanie, przerosty zębów. No i ten wygląd – zawsze zazdrościłam mu braku skłonności do tycia :) Raszdiego trudno jest odkarmić i dlatego mimo najróżniejszych metod narzucenia mu sadełka zawsze miał sterczące guzy biodrowe i anorektyczną sylwetkę. Taki typ. I choć drażnił mnie ten jego wygląd zabiedzonej szkapy to doceniałam wszystkie jego zalety, a ma ich multum! Raszdi to wspaniały koń. Idealny. To tzw. koń-profesor – na pewno znacie ten typ. Świetny pod siodłem – nada się dla początkującego, którego bezpiecznie dowiezie, gdzie trzeba, a na padoku posłusznie wykona wszystkie polecenia, nie wykorzystując braku doświadczenia jeźdźca. Na etacie profesorskim świetnie sprawdza się też jako partner zaawansowanych jeźdźców. Skacze z piękną techniką, wykonuje wiele elementów ujeżdżenia, jest pojętny i szybko się uczy. I ten charakter! Raszdi jest nastawiony na współpracę, na podporządkowanie się i wykonywanie poleceń lidera. Nawet w stadzie biedak nigdy nie dochapał się wysokiej pozycji, a w kontakcie z ludźmi jego uległość i poszukiwanie oparcia są bezcenne. To konik stworzony do pracy naturalem, niczego nie kwestionuje, słucha i skupia się, by zrobić to, czego od niego wymaga człowiek. I gdyby można było go sklonować, to właściwie nie potrzebowalibyśmy reszty stada. Trzydzieści takich siwków w stajni ANKA i mamy bezpieczną, choć mało urozmaiconą rekreację na wysokim poziomie. Niestety, czas leci, a nasz Raszdi ma już konkretnie zmniejszoną dawkę pracy i właściwie tylko sobie trochę dorabia do emerytury. Brakuje go bardzo, bo jemu zawsze można było zaufać. Ale trudno – młodsza Roza przejęła część jego obowiązków etatowych (początkujący jeźdźcy), a młodzież wyręcza siwego dziadka w pracy z ambitniejszymi jednostkami. A sam Raszdi skupia się obecnie na nadrabianiu wątłej kondycji. Mamy nadzieję, że popracuje jeszcze w sezonie, choć na pewno niezbyt intensywnie. Póki co łazi po pastwisku i korzysta z zasłużonego urlopu. Jednak jego wiek i zdrowie, które zawsze było dość mizerne odbijają się w wyglądzie zewnętrznym naszego przyjaciela. I tu już musimy cherlaka wspomagać.
Zawsze „dożywialiśmy” naszego chuderlaczka dodatkami paszowymi i w porównaniu do reszty koni dostawał też częstsze porcje. I tak przecież wszystko przez niego przelatywało niemal bez śladu. Wspomagaliśmy go też suplementami, dopieszczaliśmy smakołykami, tuczyliśmy wysokokaloryczną paszą. A Raszdi pracował chętnie, miał błyszczącą sierść i zadowolenie w oczach, a bonusowo chudy zad, zapadnięte boki, pod skórą ukazujące się przy wygięciach żebra i guzy biodrowe sterczące jak Himalaje. Taka jego uroda, musieliśmy się pogodzić z antyreklamą, jaką beztrosko nam robił. I godziliśmy się, dopóki koń był fizycznie zdrowy, sprawny i pełen energii. Ale tej zimy po Raszdim niestety widać już zaawansowany wiek. I uznaliśmy, że trzeba znów wspomóc naszego cherlaka w trudnym okresie jesienno-zimowym. Odżywianie Raszdiego nie może dziś już polegać na dodawaniu masy, bo nasz starszy pan nie bardzo ma jak wyrabiać potem rzeźbę :) Zamiast więc jak zwykle tuczyć anorektyka, zdecydowaliśmy się wzmocnić i odżywić geriatryka. I zaopatrzyliśmy się w mesz i lucernę.
DLACZEGO MESZ?
Zacznijmy od wyjaśnienia czym jest mesz. Wiecie? Mesz to mieszanka zbóż (zmielonych), otrębów, warzywnych pulp i olejów. Jest aromatyczny, pachnący i smakowity. To znaczy dla konia, bo mi nie bardzo smakuje. Skład meszu różni się w zależności od producenta. Kiedyś w naszej stajni producentem meszu była mama. Mi.in właśnie dla Raszdiego, ale też dla rekonwalescentów i niejadków przygotowywała mesz wiadrami. Rany, ile z tym było roboty! Gotowanie, mieszanie, gary zawalone, żar w kuchni. Mesz był oczywiście pyszny, ale dość ubogi w porównaniu do tego, co Raszdi dostaje teraz. Bo teraz postawiłam na markę, którą znam i której ufam – Masters Polska. Ich mesz ma w składzie: jęczmień, grysik pszeniczny, pulpę buraczaną, płatki owsiane granulowane, lucernę, kukurydzę, plewy soi, olej sojowy, melasę z trzciny cukrowej, makuch lniany, wapno paszowe, tlenek magnezu, chlorek sodu, monocal. Uff, spisałam wszystko :) A mesz mamy miał w składzie: owies, otręby pszenne, siemię lniane, sól i masę czasu zmarnowanego przy garach. A dlaczego właśnie mesz dla Raszdiego? Przede wszystkim dlatego, że ma chłopak delikatny układ pokarmowy, a mesz jest lekkostrawny i łagodny dla gastro-wrażliwców ze względu na zawarte oleje (len), co ładnie ośluzowuje koniom „wnętrze” i ułatwia proces trawienny. No i mesz jest bardzo odżywczy, bogaty w witaminy i mikroelementy. Dzięki zawartości kwasów Omega mesz doskonale wzmacnia, poprawia odporność i regeneruje. Jest „lekarstwem”, które koń chętnie przyjmuje. W naszej stajni jeszcze żaden koń nie odmówił zjedzenia porcji meszu. Zdarzały się dziwaki odrzucające granulaty, brzydzące się smakołykami, a niektóre wybredne jednostki potrafiły zostawiać w żłobie ćwiartki jabłek (stuknięty Hetman). A mesz jedzą wszystkie. Co więcej – mesz poprawia też apetyt – niejadek Raszdi potwierdza!
DLACZEGO LUCERNA?
I najpierw – co to jest lucerna? To po prostu roślina. Uprawna, ale łatwo dziczejąca. My na przykład mamy lucernę na naszej łące :) Konie radzą sobie z nią na bieżąco. A w okresie jesienno-zimowym podawanie lucerny to strzał w dziesiątkę! Lucerna jest bardzo bogatym źródłem wapnia. Wzmacniamy lucerną odporność naszych koni, pomagamy rozbudowywać mięśnie i utrzymać kondycję po sezonie, otulamy ich żołądki włóknami i zaokrąglamy boczki. Pisałam Wam już o tym, jak ważna jest pasza objętościowa w okresie zimowym (tutaj), a lucerna wspaniale tę paszę wzbogaca i uzupełnia. Masters proponuje lucernę melasowaną, a więc bardziej energetyczną, nie pylącą (ważne dla kaszlaków) i bogatą we wzmacniające żelazo. Anemik Raszdi docenia :)
Na takiej diecie Raszdi wyrabia formę od 1,5 miesiąca. Nie tylko Raszdi, bo reszta stada też dostaje porcje meszu i lucerny, ale w ilościach mniejszych i nieregularnych ze względu na cięcia budżetowe, niestety ehh… Emeryci są rozpieszczani, rekonwalescentka Chilli też – po operacji wzmacniamy jej lucerną mięśnie i więzadła. Lucerna zawiera duże ilości wolno uwalniającego się białka oraz witaminy E i selenu.
Po miesiącu regularnego stosowania takiej diety naszemu Raszdiemu już lekko poprawiły się boczki, a sierść nabrała połysku. Po miesiącu! Utrzymamy go na meszu i lucernie jeszcze trochę z nadzieją, że przybierze taki rozmiar:
Masters, da się? :)
Fot. Lorenzo, wałach buloński
Na oba te dodatki paszowe zdecydowaliśmy się w naszej stajni z bardzo prostego powodu – to produkty naturalne, a więc zawierające naturalne witaminy, składniki odżywcze, mikroelementy, sole mineralne itd. A w suplementach znajdziesz to samo, ale przecież syntetyczne, a więc i gorzej przyswajalne. Nie ma cudów – wapń z lucerny zaleje konia jak woda z węża, a wapń syntetyczny to powolna kroplóweczka. Raszdi, jak każdy emeryt i podobnie jak rekonwalescenci i wątłusze potrzebuje wspomagania, bo bez niego daleko nie zajedzie, szczególnie zimą. I zamiast pompować w niego syntetyczne witaminy i mikroelementy w sztucznej polewie stawiamy na naturę – ona działa najlepiej. I smakuje.
Wpis zainspirowała firma Masters Polska, która dba o nasze konie służąc nam poradami; uświadamia żywieniowe potrzeby naszego zróżnicowanego stada i pomaga utrzymać naszych rekreantów / emerytów / rekonwalescentów / słabeuszy / matki karmiące / klacze źrebne / młodzież pozostającą w intensywnym treningu / odsadki oraz kuce w idealnej kondycji. Za wsparcie merytoryczne i cenne porady żywieniowe bardzo dziękuję Ani z Masters Polska. A chociaż wpis ten jest całkowicie subiektywny (a Raszdi podpisuje się pod nim czterema kopytami) i Masters nie miał wpływu na jego treść to podejrzewam, że nie zgłosi żadnych zastrzeżeń. Polecam Wam Masters Polska – służą poradą, wyjaśniają, identyfikują potrzeby żywieniowe i pomagają w doborze odpowiedniego produktu ze swojej szerokiej oferty.
Raszdi to wspaniały koń-przyjaciel. Chciałabym zaśpiewać mu „100 lat” w 30 urodziny, tak jak Czarce. I każdemu z naszych koni! Masters, słyszysz? Doradzaj! Jest w ofercie eliksir długowieczności? Biorę!
Fot. 1. Kuba Lipczyński # Kacper, kuc szetlandzki i mesz z lucerną
Fot. 2,3 # Raszdi wlkp
Fot. 3 # Lorenzo koń buloński
Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY