Stajenne nałogi – część 1 ŁYKAWOŚĆ
Konie zaakceptowały stajnię jako zło konieczne. W ich naturze nie leży chowanie się po jaskiniach; one żyją na otwartych przestrzeniach, a stajenny boks jest gwałtem na ich naturze i psychice. Nic więc dziwnego, że stajenny splin i nuda oraz brak ruchu często wywołuje u koni narowy i nałogi. Tak na szybko – jaka jest różnica między narowem, a nałogiem? NARÓW to zachowanie konia, które staje się niebezpieczne dla człowieka: kopanie, gryzienie, wspinanie się, ponoszenie, caplowanie itp. NAŁÓG to też odruch warunkowy, ale szkodzi przede wszystkim koniowi. Nałogów końskich jest kilka: alkoholizm, palenie tytoniu, narkotyki… A nie, nie ta bajka. Mamy takie nałogi wśród koni:
ŁYKAWOŚĆ
TKANIE
HEBLOWANIE
KŁAPANIE WARGAMI
ROZSYPYWANIE OWSA – czym pisałam już tutaj, więc nie będę się powtarzać :)
Dziś na tapecie mamy ŁYKAWOŚĆ.
Łykawości koń najczęściej uczy się sam. Może mu się nasunąć, gdy miał już wcześniej nawyk wylizywania żłobu lub nawet ściany boksu np. po poczęstunku czymś słodkim. Uważa się, że cukier w kostkach może powodować takie namiętne wylizywanie ścian lub żłobu. W naszej stajni zaobserwowałam to u Talara – gdy dostanie marchew od swojej właścicielki często potem długo liże drewnianą przegrodę boksu. Choć taką skłonność Talar ma, to łykawy nie jest; należy jednak już teraz zwrócić na to uwagę, by koń nie poszedł krok dalej, bo jest już na „dobrej” drodze do łykania. Koń może się nauczyć łykać również obserwując łykawego kolegę. Konie często kopiują zachowania towarzyszy, a łykawość wygląda ciekawie i można chcieć jej spróbować. Jak wygląda koń łykawy? Taki koń opiera dolną szczękę (lub górne zęby, zależy jak mu wygodniej) o żłób, kratę boksu czy dolną przegrodę i napinając mięśnie szyi naciąga krtań, przez co jego przełyk się otwiera i przepuszcza powietrze. Jest ono wciągane lub wydalane, co słychać – powoduje to odbijanie, bekanie konia. Jeśli koniowi usunie się z boksu rzeczy, o które można opierać szczękę (gładki boks bez żadnych krawędzi) może to pomóc opanować nałóg, często jednak konie wykazują niesamowitą pomysłowość i albo uczą się łykać z powietrza, bez oparcia szczęki, albo wynajdują zastępstwo podpórki. Klacz mojej koleżanki opierała sobie zęby o kłąb kuca, który stał razem z nią dla towarzystwa jako terapia jej nudy. Posłużył tej klaczy jako podparcie; tak samo łykawy koń może się podpierać o biodro wyższego towarzysza. Początkowo łykawość jest zwykłą rozrywką znudzonego więźnia, ale z czasem przeradza się w tak silny nałóg, że koń łyka powietrze nawet podczas jedzenia. Konie uzależniają się od tej czynności i w rezultacie bardzo sobie szkodzą. Łykane wciąż powietrze wypycha układ pokarmowy i bardzo często staje się przyczyną chorób tego układu. Łatwo nabawić się w ten sposób kolki, która może mieć tragiczne konsekwencje – już pierwsza może prowadzić do śmierci konia; powtarzana cyklicznie statystycznie jest prawie pewnym wyrokiem śmierci. Z tego też powodu cena konia łykawego może wynosić nawet połowę jego wartości – kto kupuje takiego nałogowca musi się liczyć z faktem, że długo mu ten wrak nie pociągnie, a szanse odwyku są małe. Łykawość jest wadą zwrotną – jeśli sprzedawca ją zataił, można w ciągu 14 dni zwrócić taki okaz w świetle prawa. My sprzedaliśmy raz łykawą klacz, ale fakt jej łykawości zaznaczyliśmy w umowie. Łykać nauczyła się u nas; była kucem naszej hodowli. Żaden koń się tym nie zaraził, ale prawdę mówiąc, staraliśmy się, by stado nie miało możliwości obserwowania Lufki podczas tej osobliwej rozrywki. Ona sama początkowo łykała, gdy nie była obserwowana. Później ta nieśmiałość jej przeszła, bo nałóg stał się silniejszy od płochliwej natury. Bardzo ciężko jest oduczyć konia takiego nałogu. Czasem pomaga zakładanie specjalnego paska na szyję, co utrudnia napięcie przełyku. Taki pasek musi być zdejmowany na czas karmienia. Nie jest to wybitnie humanitarna metoda – taka „łykawka” zniechęca do łykania, bo powoduje ból. Dużo skuteczniejsza jest operacja polegająca na usunięciu części mięśni i nerwów szyi. Kosztowna, skomplikowana (koń musi przecież zachować zdolność łykania jedzenia), często zostawia widoczną bliznę i nie daje 100% pewności. Jej skuteczność określa się na przedział 80-90%. Walka z tym nałogiem, bardzo niebezpiecznym dla zdrowia konia, jest trudna. Jedno jest pewne – konie dzikie, w naturze nie chorują na łykawość. To nuda, brak rozrywek, odosobnienie powoduje, że koń szuka rozrywek i uczy się łykać. Walka z łykawymi wiatrakami jest w sumie beznadziejna, ale przecież warto próbować: koń musi mieć stały wybieg i spędzać ponad połowę doby na pastwisku z kolegami, dodatkowo boks powinien być na tyle duży, by koń swobodnie się w nim poruszał i miał możliwość kładzenia się, można dorzucić mu jakieś zabawki (np. piłeczki zwisające na sznurku z sufitu lub zabawkę z uchwytami) i karmić często, a regularnie, by koń spędzał czas w boksie głównie na posiłkach. Do tego brak podpórek dla szczęki, towarzysz zza ściany i szanse wyleczenia rosną. Nieznacznie. Trzeba zrozumieć, że nałóg jest tak silny, że koń oprócz pomysłowości może również posunąć się dalej – nałogowiec jest tak uzależniony, że będzie łykać nawet, gdy spowoduje to ranienie się. Mój znajomy założył na poidło łykawego konia skonstruowaną przez siebie ostrą obręcz, a koń kontynuował proceder opierania o to ustrojstwo szczęki, kalecząc sobie żuchwę do krwi i łykając nadal mimo bólu. Nie polecam nikomu kupować łykawego konia – to problem, który wymaga od właściciela specjalnej troski o wierzchowca. Może się trafić wyjątkowo cenny, a łykawy okaz – wraz z kupnem należy się liczyć z ryzykiem: czy to śmierci w wyniku kolki, czy „zarażenia” nałogiem pozostałych koni w stajni oraz trudnościami w utrzymaniu nałogowca w dobrej formie fizycznej.
Fot. Kuba Lipczyński # Essen
Stajenne nałogi – część 3 HEBLOWANIE I KŁAPANIE WARGAMI
Konie zaakceptowały stajnię jako zło konieczne. W ich naturze nie leży chowanie się po jaskiniach; one żyją na otwartych przestrzeniach, a stajenny boks jest gwałtem na ich naturze i psychice. Nic więc dziwnego, że stajenny splin i nuda oraz brak ruchu często wywołuje u koni narowy i nałogi. Tak na szybko – jaka jest różnica między narowem, a nałogiem? NARÓW to zachowanie konia, które staje się niebezpieczne dla człowieka: kopanie, gryzienie, wspinanie się, ponoszenie, caplowanie itp. NAŁÓG to też odruch warunkowy, ale szkodzi przede wszystkim koniowi. Nałogów końskich jest kilka: alkoholizm, palenie tytoniu, narkotyki… A nie, nie ta bajka. Mamy takie nałogi wśród koni:
ŁYKAWOŚĆ – o niej pisałam tutaj.
TKANIE – było w poprzedniej części, o tutaj.
ROZSYPYWANIE OWSA – więcej znajdziecie tutaj.
Pozostało nam HEBLOWANIE i KŁAPANIE WARGAMI. Oba te nałogi są w zasadzie mało szkodliwe. Świadczą z pewnością o nudzie końskiego życia, ale silnego wpływu na zdrowie nie mają. Heblowanie polega na łapaniu w zęby krat boksu i przesuwaniu ich w górę i w dół. Czasem koń opiera zęby o żłób lub dolną przegrodę ścianki i przesuwa zębami na boki. Wywołuje to głośny dźwięk i chyba do tego właśnie koń dąży. Podejrzewam, że jest to trochę tak jak u nas zgrzytanie zębami. Niebezpieczne jest o tyle, że może z czasem przejść w łykawość. Do tego nadmiernie ściera zęby. I cholernie wkurza – nasz stary Kasztan na okrągło piłował kraty boksu; hałas był okropny. Kłapanie wargami to rodzaj przyzwyczajenia konia. Koń uderza jedną wargą o drugą, upajając się samym odgłosem. W żaden sposób mu to nie szkodzi, jest zabawną wadą i tyle. U nas wargą kłapała Mała; szczególnie gdy się denerwowała i traciła cierpliwość. Kłapała wargą w bryczce, kłapała pod siodłem. Czasem cały godzinny teren słyszałam za sobą to kłapanie Małej. Śmieszyło nas to, czasem denerwowało, ale przecież nie miało żadnego wpływu na cechy użytkowe konia. Oba te nałogi są rodzajem rozrywki; pomóc tu mogą zabawki zawieszone w boksie, piłki z uchwytami – wszystko co zajmie uwagę konia. Często jednak staje się to przyzwyczajeniem, którego nie da się wyplenić.
Pisząc o stajennych nałogach uświadomiłam sobie, że mimo zapewnionych w naszej stajni warunków możliwie najbardziej zbliżonych do naturalnych, mieliśmy przypadek każdego nałogu. Niektóre konie trafiały już do nas z nałogiem (Raszdi z tkaniem, rozsypywaniem owsa; Kasztan z heblowaniem), inne wyuczyły się u nas (łykawość Lufki, kłapanie Małej). Na stajnię, która ma ponad 20 lat historii i ponad setkę koni w nią wpisaną, te kilka przypadków to tyle co nic. Niemniej jednak pojawiały się, choć staramy się, by ani więzienna nuda, ani odosobnienie od współtowarzyszy nie dokuczały naszym koniom. Szczerze mówiąc mało znam stajni, w których konie mają tyle swobody i pastwiskowania co u nas. A jednak nie jest to chów bezstajenny, a wprowadzając stajnię do życia tych miłujących swobodę zwierząt, wprowadzamy też stres i nerwice. Warto o tym pamiętać – przypomnijcie sobie wpis „Spacerniak dla więźnia” i dbajcie, by konie miały zapewnione warunki jak najbliższe ich naturze. To najlepsza recepta na stajenne nałogi. Jak pokazuje przykład naszej stajni skuteczna niemalże w 100%; lepszą prewencję daje tylko całkowita swoboda – nie stwierdzono nigdy przypadku w/w nałogów u dzikich koni.
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA