Jeszcze raz o płoszeniu się
Podczas pisania tekstu o moich koniach czołowych przypomniałam sobie ciekawostkę, którą pomogła mi odkryć, a właściwie nauczyła mnie ją widzieć Czubajka. Są konie bardziej pobudliwe, a więc i płochliwe, a są niewzruszone czołgi – siła spokoju i opanowania. Często przychodzi to z wiekiem – nasza dzisiejsza 15-letnia Czubajka nijak się ma do niepewnej siebie 6 latki, z którą wtedy pracowałam. Duże znaczenie ma tu też rasa konia – im bardziej jest on zaawansowany w szlachetną krew, tym bardziej pobudliwy i temperamentny. Dlatego konie ras zimnokrwistych to spokojne miśki, a folbluty działają jak króliczki Duracell. Czubajka jest półkrwi arabką, wrażliwą i nerwową. Fakt, że płoszyła się pode mną kilka razy dziennie zmobilizował mnie do szukania odpowiedzi: dlaczego?
Pracowałam na Czubajce cały sezon. Kto jeździ ze mną w tereny, ten wie, że często zmieniam trasy i nie lubię nudy. Aby zminimalizować stres Czubajki zaczęłam jeździć wciąż tymi samymi trasami. Chodziłam wtedy w 2-3 tereny dziennie i wkrótce pracowałyśmy już właściwie na własnych śladach. Cały czas ten sam schemat – już nawet zegarka nie brałam, bo wiedziałam dokładnie, na jakich odcinkach robić kłus, by zmieścić się w wyznaczonym czasie. Czubajka też nauczyła się trasy na pamięć – bez mojego sygnału ruszała kłusem w wyznaczonych miejscach, przechodziła do stępa po odpowiednio długim odcinku, wiedziała, gdzie stajemy, gdzie skręcamy, gdzie przechodzimy rów. Mogłaby prowadzić te tereny sama – beze mnie na grzbiecie. Mimo tego płoszyła się nadal jak nakręcony pajacyk. Wiele tych uskoków było dla mnie przewidywalnych – bała się zawsze w tych samych miejscach. Jeśli raz przestraszyła się czegoś w konkretnym punkcie trasy, to potem przez kilka kolejnych dni profilaktycznie uskakiwała w tym właśnie miejscu. W ramach urozmaicenia mi życia dorzucała jednak nowe punkty znienacka i bez uprzedzenia. Pod koniec sezonu mogłabym rozpisać trasę, znacząc ją czerwonymi kropkami w miejscach, gdzie spłoszy się na 100%, zielonymi w punktach, gdzie może, ale nie musi się spłoszyć, a na bieżąco dorzucić jeszcze 1-2 żółte kropki tam, gdzie spłoszyłaby się w ramach nowatorskiego urozmaicenia. Kiedy jeździ się codziennie tą samą trasę przez 7 dni w tygodniu i trwa to całe dwa miesiące to człowiek wymyśla sobie różne zabawy i gry intelektualne, by odgonić nudę. Ja na grzbiecie Czubajki zaczęłam prowadzić w głowie mapę jej psychiki. Badania i analizy jej płochliwości urozmaicały mi rutynę codziennych terenów. Pewnego dnia zdecydowałam nieznacznie zmienić stałą trasę – zamiast wejść do lasu pierwszą ścieżką, wjechałam głębiej i wkroczyłam do lasu tą drogę, która zawsze wracałyśmy. W ten sposób odwróciłam naszą trasę – szłyśmy dokładnie tą samą drogę, ale na odwrót – od końca do początku. Cały czas po własnych, wydeptywanych codziennie śladach, tylko tym razem w drugą stronę. Niesamowite było to, że Czubajka cała spocona i nerwowa, reagowała tak, jakby widziała tam wszystko po raz pierwszy – a przecież znała te drogi na pamięć! Była niepewna, przestraszona, spięta. W myślach już nazywałam ją idiotką, kretynką bez mózgu, która nie rozpoznaje znanych ścieżek, bo jest ograniczonym przez własny strach tępakiem. Nie powtórzyłam już tej drobnej innowacji, bo żal mi było i konia, który spocił się jak ruda mysz, i samej siebie – a na co mi ten stres i nagłe wyskakiwanie mi niemal spod tyłka. Długo jednak nie dawała mi spokoju myśl, że Czubajka może być tak durna, by nie poznać znanej trasy. To naprawdę inteligentny i sprytny koń, pomimo swojej nadwrażliwości, a może właśnie dzięki niej. Nie pasowała mi do obrazu, jaki sama stworzyłam – przygłupa i ślepca. Analiza tej zagadki zajęła mi kolejne kilka nudnych godzin w siodle podczas terenów z klientami. Rozwiązanie przyszło samo, gdy zaobserwowałam zachowanie Arby pod Dziadkiem. Wracali właśnie z wieczornego terenu na plażę i Arba nie chciała przejść obok ciągnika, który przecież mijała już ruszając w teren dwie godziny wcześniej. Dziadek poklepał ją i powiedział: „Idź, raz już to widziałaś, tylko z innej strony. To jest ten sam ciągnik, co wtedy”. Olśniło mnie – to jest to samo, ale widzisz to z innej strony. O to chodziło Czubajce. No, pomyślcie:
Koń ma oczy po bokach głowy. Nie tak jak my, a więc obraz jaki odbiera to nie 100% widzenia dwuocznego, wspólnego. Każde oko, oprócz łapania w kadr wspólnego fragmentu z tym drugim okiem, odbiera też obraz samodzielny i przesyła go do mózgu, gdzie jest analizowany i zapisywany w konsultacjach z tym, co przekazało drugie oko. Jeśli zmienimy koniowi warunki i ustawimy go drugą stroną, to obraz się zmienia, a koń czuje się niepewnie, bo ma zapamiętany wzorzec odwrócony. Płoszenie się w takim wypadku to po prostu próba ustawienia ostrości – dokładnego obejrzenia nowego obrazu. Pamięć konia jest fenomenalna – dlatego, gdy wdrukowałam już Czubajce pewien schemat, poczuła się wyjątkowo niepewnie badając go z nowej strony. Jeśli ktoś jeździ na koniu cały czas wolty w jedną stronę, to też może się okazać, że wolta w drugą stronę będzie niepewna – koń potraktuje ją jak zupełnie nową sytuację, choć rzecz będzie się działa na padoku czy ujeżdżalni, którą dobrze zna. Ciekawa jestem, ile razy spotkaliście się z sytuacją, gdy koń bał się czegoś, co poznał już z drugiej strony? Sukcesja przestraszyła się mojej kurtki na żywopłocie, gdy po zastrzyku wprowadzałam ją z powrotem do zagrody. Pięć minut wcześniej mijała ją po prostu uważnie oglądając. Bolek podchodzi do zaprzęgania z lewej strony, a gdy Kuba z braku miejsca obrócił go od prawej ogier był niepewny i niezdarny. Jestem przekonana, że takie zachowania mają wiele wspólnego ze specyfiką zmysłu wzroku i, co za tym idzie, działaniem układu nerwowego.
Tak Czubajka nauczyła mnie, jak wygląda percepcja konia. Mój koń, mój nauczyciel. Uczniem jestem do dziś, choć kadra się zmienia. Nie śpieszy mi się, by ukończyć ten uniwersytet – studiowanie bardzo mi się podoba. A może go się nie da ukończyć, a kresu nauki nie ma? Fair enough! Dobra, nie ma sprawy!
Fot. Kuba Lipczyński # Czubajka
I jeszcze jeden i jeszcze raz o płoszeniu się
Płochliwość konia to temat rzeka i choć pisałam już o tym, to temat jest niewyczerpany. Spróbuję wyjaśnić Wam skąd to właściwie się bierze. Wspominałam już o cechach gatunkowych konia jako roślinożercy, pisałam jak dodać koniowi pewności siebie, wyjaśniałam, jak działa zmysł wzroku. I jeszcze raz od początku: dlaczego koń się płoszy?
Wiemy, że koń jest roślinożercą, ofiarą drapieżników. Prosta sprawa – przetrwanie zależy nie od jego brawurowej obrony, lecz szybkiej ucieczki. Jedyną bronią, jaką koń dysponuje w tej walce o życie, są nogi. Konie nie mają poroża, rogów, ostrych kłów czy nawet żądła. Można uznać, że są wybitnie bezbronnymi ofiarami. Jakoś musiały sobie radzić, by przetrwać w świecie perfekcyjnych drapieżników. Ukierunkowały się więc na błyskawiczną ucieczkę. Cały aparat ruchu jest zbudowany w ten sposób, by koń mógł zerwać się momentalnie do biegu i rozwinąć odpowiednią szybkość. Decyzja o ucieczce podejmowana jest instynktownie i bez zbędnych refleksji. Koń nie zastanawia się, nie analizuje, nie przygląda się, nie traci czasu na upewnienie się, że warto tracić energię na zryw. Jego mózg, również ewolucyjnie przystosowany, reaguje w ułamku sekundy. Dlatego konie płoszą się na najlżejszy szmer, najbardziej nieszkodliwy nawet i niezagrażający im widok. To był warunek ich przetrwania – lepiej stracić energię na bezsensowną ucieczkę niż stracić życie, bo zareagowałeś za późno. Często zdarzało mi się myśleć o koniu: „Ty debilu. Jak można bać się omszałego głazu. Jesteś najgłupszym zwierzęciem, jakie znam”. Nie, koń nie jest głupi. Ten gatunek przetrwał, choć Stwórca w swojej nieskończonej mądrości (i najwyraźniej ignorancji) nie dał mu żadnych narzędzi obrony. Dał mu za to mocne nogi i mózg, reagujący bez zastanowienia. Fałszywy alarm i niepotrzebna reakcja jest lepszy niż precyzyjne badanie i strata czasu. Tego koń nauczył się prawem ewolucji, która wyeliminowała jednostki rozważnie analizujące potencjalne zagrożenie. Nie jest głupi, jest zaprogramowany na sukces w walce o życie. Jeśli to rozumiesz, to wiesz, że nie można mieć do niego pretensji. To nie głupota zwierzęcia, to mądrość natury. Ten brak precyzji i błyskawiczność podejmowanych przez konia decyzji, to główna przyczyna problemów, jakie mamy z końmi. Trzeba to zrozumieć i umieć wykorzystać.
Nie jesteśmy w stanie wyeliminować płochliwości konia. Możemy ją złagodzić, lub wprost przeciwnie – umocnić. W swoich działaniach najczęściej ją umacniamy. Jeśli koń przestraszył się czegoś, a Ty w ramach dyscyplinowania trzaskasz mu po tyłku batem to nie uczysz go, że zrobił źle i ma tak nie robić. Ty dodajesz mu kolejny bodziec negatywny, który utwierdza go w przekonaniu, że niebezpieczeństwo było realne. Gdy następnym razem spotka ten sam przedmiot czy dźwięk lub ruch to na 100% zareaguje tak samo lub jeszcze mocniej, z większą paniką. Sam go utwierdziłeś w tym, że jest się czego bać, że spotka go coś nieprzyjemnego. Tak samo jeśli koń raz zareaguje ucieczką od potencjalnego (w jego pojęciu) zagrożenia, to zapamięta raz na zawsze, że ta ucieczka go wtedy uchroniła, zadziałała. Następnym razem będzie zwiewał jeszcze wcześniej. Ty możesz mu tylko pokazać, że się myli. Jeśli zachęcisz go do zbadania przedmiotu, którego się boi, a najlepiej do powąchania go, to raz na zawsze masz problem tego przedmiotu z głowy – zapamiętany zapach zapisze się w mózgu konia jako niegroźny i kolejny raz koń na niego nie zareaguje. Dlaczego jednak koń miałby pozwolić sobie na zbliżenie się do tego przedmiotu tylko dlatego, że Ty mu każesz? To proste – bo Ci ufa. Bo Ty jesteś przywódcą w jego stadzie.
Stado gwarantowało koniom przetrwanie. Samotny koń, wykluczony ze stada nie miał szans na stepie. Teraz wyobraźcie sobie pasące się stado koni. Czy w tym stadzie co chwilę inny osobnik zrywa się do biegu? Bo konia z prawej przestraszył szmer, konia na lewej flance świerszcz w trawie, a konia, który pasie się na godzinie piątej spłoszyła jaszczurka. Nie, to nie jest tak, że każdy sobie rzepkę skrobie i włącza motor na własne widzimisię. Konie nie latają w grupie jak wolne elektrony. Sygnał do ucieczki dla stada daje klacz-przewodniczka. To ona decyduje, a stado jej ufa. Kierunek, prędkość, moment zrywu – to ustala klacz, lider stada. Jeśli pracujesz z koniem, a on Ci ufa, możesz kontrolować jego ruch. To właśnie robisz – z siodła czy z ziemi. Jako lider możesz w pewnym stopniu kontrolować instynkt ucieczki. Możesz przekonać konia, że coś jest niegroźne. Zachowuj spokój i zaraź tym konia. To w zasadzie powtarzanie tego, co już pisałam, ale ważne do zapamiętania: pewność siebie koń czerpie od Ciebie. Nie oduczysz konia płoszenia się – to jego instynkt, odruch wypracowany na przestrzeni tysięcy lat i zakorzeniony na poziomie, którego nie jesteś w stanie modyfikować. Możesz jedynie łagodzić, uczyć, ukierunkowywać konia. Konie uczą się b. szybko. Im więcej bodźców przekażesz im jako niegroźne, tym mniej nagłych panicznych spłoszeń Cię czeka. Tak pracuje się np. z końmi policyjnymi czy kiedyś rycerskimi, bojowymi, wojskowymi. Odczulone na wiele bodźców, które poznały są już odważniejsze. Nie gwarantuje to, że nie przestraszą się czegoś nowego i nie eliminuje ich płochliwości. Po prostu daje doświadczenie.
Ewolucja przystosowała zwierzę uciekające do szybkich reakcji. Nie jesteśmy w stanie tak szybko reagować. Pod tym względem jesteśmy w pewnym sensie ułomni. Często dzieci reagują tak jak koń czyli bez zastanowienia – mówię Stasiowi: „Podaj klocek” i on go od razu podaje. Mówię Kubie: „Podaj łyżkę”, a on patrzy w mój talerz, analizuje, co będę jeść i pyta, gdzie jest łyżka, choć od 7 lat sztućce mamy w tej samej szufladzie. Koń reaguje szybko. Nie tylko na zagrożenie, także na polecenia, jeśli przekażesz je precyzyjnie. Tak więc zamiast narzekać na płochliwość koni i ich szybką reakcję trzeba za to podziękować. Bo tak samo szybko i bez refleksji koń zareaguje na Twoje polecenie. Ale to już inna bajka.
Fot. Kasia Sikorska Photography # Gondola
Autor: Ania Kategoria: NATURAL