Kopyto na każdą pogodę
„Zdrowe kopyta to zdrowy koń” – prawdziwe i oczywiste. Bez nóg konia nie ma, a jeśli coś w tych nogach szwankuje to i koń nam nie posłuży. Sobie też nie posłuży, bo bez ruchu jego życie nie ma sensu. Oceniając kondycję konia (np. przy kupnie) warto więc zwrócić uwagę na kopyta – mocna, zdrowa puszka to podstawa końskiego zdrowia.
To, czy koń ma kopyta mocne czy delikatniejsze to kwestia uwarunkowań genetycznych. Jednak nawet najlepsze kopyto można koniowi „zepsuć” niewłaściwą pielęgnacją. Tak samo nawet to miękkie i delikatne można wzmocnić i uodpornić na uszkodzenia. W naturze koń nie zajmuje się swoim pedikiurem. Nie musi, bo porusza się po różnym terenie, ściera narastającą puszkę kopytową, suszy strzałkę na piaskach, nakłada błotne maseczki itp. Konie stajenne mają ograniczone pole manewru kosmetycznego – często stoją w boksie i mieszają kopytami własne odchody. Trochę kontaktu z podłożem ujeżdżalni, rzadziej wyjazd terenowy, padokowanie – często okazuje się, że to za mało, by kopyto zachowało dobrą kondycję. W naszej stajni konie dużo chodzą po pastwiskach. Przez dziesięć miesięcy w roku biegają sobie boso. Latem nie mamy żadnych kłopotów z kopytami – piaski i trawy doskonale suszą strzałki. Przeboje zaczynają się w okresie jesiennym, gdy na dworze plucha i błoto. Dlatego właśnie w okresie deszczowej jesieni i podmokłego przedwiośnia warto pomóc końskim kopytom. Bo kąpiele błotne są dobre, byle nie w nadmiarze. A najgorsze są kąpiele w fekaliach – większość problemów kopytowych bierze się ze stania w boksie na podmokłej, gnijącej ściółce. Sucha słoma w boksie to nie tylko komfort zapachowy w stajni – to podstawa zdrowia konia.
Powszechnym problemem wynikającym ze złej pielęgnacji jest tzw. gruda. U nas przytrafiła się Horpynie – gdy ją kupiliśmy już miała stan zapalny. Wojtek leczył swoją królewnę kilka tygodni, by po paru miesiącach odkryć, że problem powrócił i leczenie trzeba powtórzyć. Najczęściej grudę powoduje stanie na mokrej, gnijącej ściółce i praca na podmokłym terenie. Czasem pojawia się ona w wyniku odmrożenia, warto więc pamiętać, by szczotkować śnieżne sople z pęcin konia po terenie czy padoku. Nie mam kompromitujących fot królowej Horpy z grudą na szlachetnych nogach, ale wyglądało to mocno niewyjściowo: na tylnej stronie pęciny, pomiędzy opuszkami kopytowymi a stawem pęcinowym miała biedaczka takie strupki i ropne pęcherze. Cała sierść w tym miejscu była stale mokra i klejąca od płynu surowiczego, a naskórek się łuszczył. Wojtek zmywał to rywanolem i przede wszystkim podsuszał. W tym okresie obornik spod Horpyny był wynoszony niemal natychmiast. Wojtek tak terroryzował stajennego, że biedak łapał obornik już gdy leciał spod ogona – nawet nie zdążył dotknąć ściółki, tylko lądował na łopacie :)
Innym problemem, jakie może nam sprawić zaniedbane kopyto jest gnicie strzałki. Jak sama nazwa wskazuje strzałka zaczyna gnić, a wiadomo, że do tego potrzebne są bakterie. Te bakterie namnażają się też z winy człowieka, a nie konia. Przyczyną jest, oczywiście stanie w mokrej, brudnej słomie, praca na podmokłych terenach (a znajdź sobie jesienią inne), stanie na błocie, nieczyszczenie kopyt przed i po jeździe. Sam proces gnilny łatwo poznać – po zapachu. I trzeba na poważnie się z nim rozprawić. Należy przede wszystkim porządnie wyczyścić chore kopyto, najlepiej je nawet umyć, by usunąć cały zalegający nawóz. Potem porządnie je wysuszyć, a konia postawić na suchym podłożu (czysta słoma, suchy piasek, trociny itp.) Suszenia podeszwy nie wykonuje się oczywiście suszarką (właściwie jak się tak zastanowię to można, ja po prostu nigdy nie stosowałam. Jeśli chcecie – eksperymentujcie, tylko najpierw odczulcie konia na odgłos suszarki, bo trochę niebezpiecznie zaskoczyć go w chwili, gdy trzymacie kopyto w pobliżu własnych zębów). A tak poważnie to lepiej użyć środka wysuszającego i odkażającego np. stężonego roztworu siarczanu miedzi. Fajny gotowy produkt proponuje Fouganza – to połączenie siarczanów miedzi i cynku. Rewelacja na wilgotne i zalatujące już strzałki. Tylko pamiętajcie, że używa się go tylko na podeszwę kopyta – nie do smarowania puszki! Aplikacja jest dziecinnie prosta, bo pojemnik z płynem jest wyposażony w pipetkę. Tak więc o ile Wasz koń spokojnie daje nogi, to jest nadzieja, że nakładanie leku nie skończy się dla Was trepanacją czaszki. Ten siarczan poważnie i chemicznie brzmi, ale bez obaw – nie szczypie, nie parzy, więc w sumie konia dosłownie „ni ziębi ni grzeje”. W trakcie leczenia gnijącej strzałki koń musi stać na suchym podłożu! Aby zapobiec gniciu strzałki należy ją odpowiednio pielęgnować i zabezpieczać. Najlepiej wysusza dziegieć. Ja stosowałam u naszego kuca taki dziegieć sosnowy w smarze, ale są też dziegcie dostępne w aerozolu, pewnie łatwiejsze i szybsze w aplikacji. Ten w formie smaru też się szybko nakładał, ale mi akurat dużo czasu schodziło zawsze na szukaniu pędzla. No i ten pędzel trzeba było myć. Dlatego zgaduje, że aerozol podpasowałby mi bardziej i przełożyłoby się to na częstotliwość smarowań.
W słabszych kopytach czasem pojawiają się pęknięcia ścian. To takie szczeliny kopytowe, a przyczyną ich znowu jest niedbalstwo. Pojawiają się w wyniku zbytniego wysuszenia puszki, zranienia, pracy na twardym podłożu lub genetycznej, nieprawidłowej budowy kopyta. A zaliczam to schorzenie nie do urazów mechanicznych, a właśnie tych związanych z niedbalstwem z prostej przyczyny – temu można zapobiegać! I nawet słabe kopyto można uchronić przed pęknięciami. Wiadomo, co pęka – to co jest suche. O ile jesienna plucha wysuszeniem nie grozi, to już mróz nie bardzo pomaga. Warto natłuszczać puszkę kopytową – to wzmacnia i chroni kopyto. Można użyć w zasadzie każdego tłuszczu organicznego lub zwykłej wazeliny. Są też specjalne środki do natłuszczania suchych kopyt, a te utrzymują się na kopytach długo, odżywiają je i ładnie wyglądają. Fouganza proponuje smar w aerozolu, który mogę pochwalić za łatwą aplikację, bo wiadomo, że ja lubię mieć jak najmniej roboty. Taka już leniwa jestem. Jest też alternatywa do aerozolu dla takich leniwców jak ja – olej w puszce z pędzelkiem wbudowanym w pokrywkę. Więc nie tylko ja zawsze gubię pędzle. Taki olej warto stosować cały rok – nie ma potrzeby codziennie, to Wam mówi naczelny stajenny leniwiec. Jeśli jednak macie większy zapał (ciekawe jak długo Wam się utrzyma) to smarujcie kopyta codziennie – nie zaszkodzi na pewno, nie ma szans na natłuszczenie maksymalne i zamienienie kopyta w masło. Te środki można stosować przez dłuższy okres czasu i zapewniam, że tylko i wyłącznie pomogą. Zapewniam też, że rezultaty zobaczycie nawet przy stosowaniu okazyjnym – wiem, sprawdziłam wersję dla leniów. Koń lenia ma kopyta zbliżone do kopyt konia pracusia, o ile leń nie ma dodatkowo sklerozy. Regularnie stosowane natłuszczacze do kopyt chronią i odżywiają puszkę. „Stosowane” to słowo klucz w tym zdaniu. Najważniejsze to używać, a częstotliwość dopasujecie sami – albo do stanu kopyt Waszego konia, albo warunków pogodowych albo własnych chęci i zaangażowania. Podpowiem tylko, że o kopyta naprawdę warto dbać, więc nawet taki leniwiec jak ja czuje się w obowiązku wyłączyć czasem tryb oszczędzania energii i angażuje się w koński pedicure. I Wam też radzę.
Wpis powstał we współpracy z marką Fouganza, którą obejmuję swoim blogowym patronatem. A właściwie to Fouganza poczuła się solidarna z moim podejściem do koni i pokazała, że lubi mój blog. Jeśli zgadzacie się z Fouganzą, że mój blog jest fajny to sprawdźcie jak fajna jest z kolei Fouganza zapoznając się z ich ofertą na stronie www.decathlon.pl. Kto nie ma sklepu Decathlon pod nosem (jak na przykład ja w mojej 16tys. Ustce) temu szczególnie polecam zakupy przez internet – dostawa jest darmowa, zwroty / wymiany bez problemu, wysyłka tak szybka, że gdyby to były bułki to doszłyby jeszcze ciepłe. Sprawdziłam, choć nie na bułkach.
Krótko o budowie kopyta – jak to jest zrobione i jak to działa?
Fot. Marta Chmielek ChmielekFoto
Wiesz, jak zbudowane jest kopyto? A wiesz, jak działa? Na pewno wiesz! Warto jednak przeczytać poniższy uproszczony schemat, bo może Ci się zdaje, że wiesz? Ziarno wątpliwości zasiane, to teraz siadaj i czytaj. I zapraszam na dłużej, rozgość się :)
Nie wnikam w budowę tego, czego nie widać. Wiadomo, że w środku są liczne kości (pozostałości paliczków o czym pisałam tutaj), a cała końska stopa oprócz warstwy rogowej (kopyta właśnie) składa się też z nerwów, tętnic, tkanek, ścięgien i tym podobnych cudów. A jak zbudowane jest kopytko, które widzimy „szkiełkiem i okiem”?
To, co widać z zewnątrz to puszka kopytowa. Puszka czyli ściany kopyta: przednia, boczne, piętowe i piętki (opuszki kopytowe). Puszka jest odpowiednikiem naszego paznokcia – nie boli, narasta, ściera się, należy ją ścinać lub piłować, może pękać, rozwarstwiać się. O puszkę trzeba dbać, warto ją natłuszczać odpowiednimi preparatami, by zapobiec ewentualnym pęknięciom.
Spodnia część kopyta to podeszwa. Podeszwa jest lekko wklęsła. Prawidłowa podeszwa nie powinna dotykać podłoża. Podeszwa musi być sucha, regularnie rozczyszczana. Brzeg podeszwy to tzw. linia biała.
Od spodniej strony kopyta możemy też obserwować strzałkę. Na wysokości piętek ściana kopyta jest wgięta do środka. To właśnie jest strzałka. Puszka kopytowa nie jest bowiem tworem zamkniętym, ograniczonym w okrąg. Strzałka jest rozcięciem puszki, co pozwala na amortyzację – gdyby kopyto było zamkniętą puszką to stąpający koń obciążałby całe ściany kopyta swoim ciężarem. Szybko by mu trzasnęły przy takich przeciążeniach, jakie końska noga musi znosić. Rozcięcie i wgięcie tylnej ściany kopyta powoduje, że ciężar stąpającego konia rozchodzi się równomiernie – kopyto się rozszerza w momencie ucisku (noga na ziemi, pełen ciężar oparty na niej) i wraca, gdy koń nogę unosi. Dzięki swej elastyczności strzałka amortyzuje wstrząsy i tłumi je. Strzałka, w odróżnieniu od podeszwy, dotyka podłoża – to nią koń maca grunt. Co więcej, gdy strzałka dotyka podłoża wywiera nacisk na poduszeczkę opuszek piętowych, a ta wypycha krew w górę nogi (w tętnicach palcowych). Prawidłowe ukrwienie pracującej kończyny to podstawa jej zdrowia i odpowiedniego funkcjonowania. Strzałka powinna być sucha i dobrze ukrwiona, bez śladów gnicia.
Zwieńczenie puszki kopytowej to koronka. Jest to takie zgrubienie w miejscu, gdzie masa rogowa łączy się z sierścią końskiej nogi. Koronki są wrażliwe na urazy – uderzenia, skaleczenia. U koni z wadami postawy i wynikającym z nich nieprawidłowym chodem zdarza się ranienie koronki kopytem sąsiedniej nogi. Koronkę można chronić zakładając na kopyto tzw. kaloszki. Koronka pełni ważną funkcję – to tu, na styku kopyta z sierścią wydzielany się swoisty „lakier”, rodzaj natłuszczającej substancji, która chroni puszkę przed wysuszeniem (przed nadmiernym zawilgoceniem też). Można go wyczuć macając koronkę palcem. To tutaj warto nakładać pielęgnacyjne substancje syntetyczne.
Fot. czubajka.pl # Kopyto Horpyny. Podeszwa już wstępnie wybrana, więc jasna i słabo odznacza się tu linia biała :)
Fot. Magda Wiśniewska # Ciemne kopyto siwej czubajki.
Kolor kopyta (puszki kopytowej) związany jest z kolorem sierści konia. Konie ciemnej maści mają kopyta czarne; jasne konie mają zazwyczaj kopyta koloru kremowego. Wpływ na barwę kopyta ma kolor sierści na nogach – nawet kary koń może mieć jasne kopyto, jeśli jego noga ubrana jest w gustowną białą skarpetę. Zdarzają się również kopyta paskowane, gdy noga nie do końca zdecydowała jaki kolor przybrać. Z barwą kopyta różnie bywa i trudno o ścisłą regułę – siwki często mają kopyta ciemne, a kare konie z małą białą koronką łażą na kremowych kopytkach. Z reguły kopyta ciemniejsze są mocniejsze i twardsze, a te o jasnym zabarwieniu uważa się za bardziej miękkie i podatne na uszkodzenia. Bez względu na kolor puszki o kopyto warto odpowiednio dbać.
Fot. Magda Wiśniewska # kolorowe kopyta Horpyny
Fot. Marta Chmielek ChmielekFoto # Kaloszki na przednich kopytach do ochrony koronki kopyta (chronią również piętki koni „ścigających się”).
Fot. Kuba Lipczyński # Mała z Chabrem. Chaberek miał buty do pary: jasne kopyta na nogach z odmianami, ciemne na nogach bez skarpet :)
I bonusowo słów kilka o pielęgnacji kopyt – tu pisałam Wam o produktach Fouganza, a dziś dorzucam do puli moje osobiste hity dla leniwych:
Puszkę kopytową można zabezpieczać przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych i reagować na jej wysuszanie, zawilgocenie itp. Jak już wspominałam, ja reprezentuję podejście „natura zadziała sama”, które oparte jest najsilniej na moim wrodzonym lenistwie. Ale przecież konie trzymane w stajniach różnią się tych wolnych, dzikich mustangów, którym nikt kopyt nie rozpieszcza maściami i smarami. Bo mustang nie stoi we własnych odchodach, nie trenuje na kwarcach ujeżdżalni, nie podsusza się trocinami i słomą. Koń stajenny spotyka się z tym wszystkim, a szanse działania dla natury ma ograniczone okazyjnymi wyjściami w teren czy padokowaniem, często w błotku lub piasku. W naszej stajni staramy się zapewnić koniom (i ich kopytom) warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnych. Może dlatego moje wrodzone lenistwo może się tu kwitnąco rozwijać. Przyznaję jednak, że ja też wyłączam tryb oszczędzania energii i wzmacniam kopyta specjalnymi maściami i smarami. I widzę efekty. A ponieważ uwielbiam sobie ułatwiać życie to korzystam z rozwiązania uniwersalnego – maści wzmacniającej. Kilka korzyści w jednym produkcie – natłuszcza puszkę kopytową dzięki zawartości oleju lnianego i laurowego, osusza strzałkę (dzięki zawartości dziegciu), wzmacnia i odżywia ściany kopyta i bonusowo nadaje kopytkom ładny czarny kolor. Jednym produktem zasmarowuję całość: i puszkę i podeszwę. Maść jest idealna na zimę, bo dzięki zawartości dziegciu osusza kopyto; trzeba o tym pamiętać i nie przesadzać z aplikacjami letnimi, by nie przesuszyć puszki. Mi taka nadgorliwość nie grozi:) Zresztą jest też wersja na lato, która ma w składzie olej wawrzynowy, wosk pszczeli i lanolinę, za to już nie ma dziegciu. Ma też kolor zielony, ale bez obaw – nie barwi kopyta na szpinak, po prostu nadaje połysk. Obie maści stosuje się zarówno na warstwę rogową jak i podeszwę czyli zabezpieczacie kopyto kompleksowo za jednym zamachem pędzla. No i muszę wspomnieć o ogromnej wadzie tych maści – nie mają pędzla w pokrywce. Powodzenia w szukaniu i czyszczeniu pędzli, za każdym razem, gdy wykrzeszecie z siebie energię do smarowania…
Fot. Kuba Lipczyński # Tak wygląda maść wzmacniająca zimowa. Oraz pędzel, który można doczepić do puszki na stałe z przeznaczeniem do tego jednego celu, bo doczyszczenie go z dziegciu jest zajęciem dla nadaktywnych, do których ja nie należę.
Fot. Kuba Lipczyński # tu rzut z bliska na konsystencję tej maści. Nakłada się ją lekko i przyjemnie, bo maść jest kryjąca, więc widzisz co i jak. Ładniej wygląda nałożona gąbeczką niż pędzlem, ale wyposażcie się najpierw w gumowe rękawiczki, bo doczyszczanie paznokci z dziegciu pochłania sporo energii, co jak wiadomo, jest zupełnie niewskazane. Podeszwę najlepiej smarować pędzlem. Maść, nałożona zbyt grubo, będzie łapała pyłki, piach, kawałki słomy. Jeśli jednak nałożycie cienką warstwę i dacie kopytom chwilę na zaabsorbowanie jej, to buciki będą pięknie zapastowane i bez przyklejonych drobin z podłoża :)
Fot. Kuba Lipczyński # Maść letnia, zielona. Ładnie nabłyszcza kopytko.
A tu poniżej wersja dla jeszcze bardziej leniwych, czyli mój osobisty hit, dzięki któremu mogę wywalić pędzel i rękawiczki. Spray, czyli to co leniwi lubią najbardziej. Szkoda, że po aplikacji należy jeszcze rozsmarować maść gąbeczką, ale to już w sumie pikuś. Polecam mym braciom i siostrom leniwcom :)
Autor: Ania Kategoria: NATURAL