Cztery lata temu, gdy mama wyznaczyła mi Sukcesję na konia czołowego, nie byłam zadowolona. Stała u nas wtedy krótko, kupiona by zasilić liczebnie stado dla obozowiczów i od razu w ten przemiał została wrzucona. Szybko okazało się, że na niewprawne ręce dzieci reaguje nerwowo – zaczęła rzucać łbem jak dziewczyna z „Egzorcysty”. Machała tym łbem jak szalona – w górę i w dół, aż dwoiło się w oczach obserwującemu ją z ziemi człowiekowi. Trzeba było usunąć ją gromady rekreantów. Zanim wsiadłam w siodło tego blendera postanowiłam zaopatrzyć się w pomoc i kupiłam wytok. Dziś wiem, że nie tylko mi nie pomógł, ale wręcz spotęgował problem. Jak działa wytok?
Wytok to taki pasek przyczepiony do popręgu i rozwidlony w literę Y. Nóżka litery Y jest podczepiana do popręgu, a oba ramiona literki Y kończą się kółkami, które przewleka się przez wodze. Działa to tak, że w momencie gdy koń unosi łeb wytok ciągnie mu ten łeb w dół. Tworzy to taki bloczek, który umożliwia jeźdźcowi walkę z koniem, który za wszelką cenę chce zadrzeć łeb w górę. Kupując wytok wierzyłam, że pomoże mi opanować wbijanie gwoździ łbem, bo tak to machanie Sukcesji wyglądało. Zamiast próbować opanować działanie Suzi, powinnam zastanowić się nad genezą jego powstawania. Gdybym od razu przeanalizowała przyczynę problemu, zamiast skupiać się na skutkach to mogłabym zaoszczędzić trochę kasy wywalonej na skórzane paski bezużytecznego wytoku. Gdy mama poproszona przeze mnie o pomoc zdiagnozowała problem mogłam po kilku seansach nauki zdjąć wytok i do dziś nie zakładać go z powrotem. Od czterech lat Sukcesja nie szarpnęła mi łbem ani razu, a wytok pleśnieje sobie w siodlarni. Dlaczego koń zadziera łeb? Bo się broni przed bólem, który powoduje wędzidło w pysku! Jeśli dodatkowo wędzidło to jest oliwkowe, to przy jednoczesnym nacisku obu wodzy łamie się w pysku i wbija w podniebienie. Rzucanie łbem prowokowane jest przez ból i ma być od niego ucieczką. Spokojna ręka, delikatne działanie wodzy, czuły dotyk i eliminowanie nagłego bólu spowodowanego przez szarpnięcia dają lepszy efekt niż wytok. Do tego jest to efekt stały. Rzucanie łbem jako ucieczka przed bólem czasami przechodzi w wyuczony odruch i koń wali łbem nawet bez kiełzna w pysku. Suz była już na takim etapie i mama oduczyła ją tego stosując niewygodę – rzucasz łbem, więc ja Ci ten łeb skręcę w bok, aż niemal dotkniesz pyskiem strzemienia. Nie rzucasz – idziesz w przód; machniesz raz i już masz skręconą szyję. Sukcesja przyswoiła naukę w 7 minut, powtórzone drugiego dnia ćwiczenie oduczyło ją na dobre. Gdy dostała delikatniejsze wędzidło i stabilną rękę jeźdźca, problem zniknął całkowicie. Żaden wytok w tym nie pomógł. I nie pomaga nigdy! Gdyby pomagał, a jego działanie było skuteczne to nie widziałoby się tyle koni z zadartym, poziomym łbem walczących z siłą nacisku wytoku. Uważam wytok za całkowicie bezużyteczny sprzęt. Zaryzykuję nawet odważniejsze stwierdzenie – szkodliwy sprzęt. Został wymyślony po to, by mechanicznie zmusić konia do określonej postawy łba i szyi, a to najwłaściwiej jest osiągnąć dobrym wyszkoleniem i pracą. Wytok ma maskować problem, a czy nie lepiej jest ten problem usunąć?
Wszelkie dodatkowe patenty poupinane na koniu jak na bożonarodzeniowej choince świadczą o jednym – bezradności jeźdźca. Często na moje pytanie „A po co Ci ten wytok?” jeździec nawet nie umie dać konkretnej odpowiedzi. No, jest na stałe przy ogłowiu tego konia, bo on zadziera łeb. I co, pomaga ten wytok, stosowany od lat? Koń już łba nie zadziera? Zadziera dalej, a jak. Znalazł już pewnie jakieś miejsce, w którym jest mu w miarę wygodnie i z nienaturalnie przegiętą szyją stara się jakoś sobie radzić. Nagłe spłoszenie czy szarpnięcie wodami przez jeźdźca powoduje ból, rzucenie łbem, nadzianie się na wytok i w rezultacie kolejne próby uniknięcia bólu zadzieraniem łba w poziomie, by znaleźć miejsce w miarę komfortowe. Nagłe zadziałanie wytoku prowokuje konia do zadzierania łba, a nie mu zapobiega. Nie uczy niczego, bo wprawia w szok. Oby walka z wytokiem nie zakończyła się sprowokowanym stanięciem dęba!
Sam wytok, bezużytecznie dopięty do wodzy spokojnego i zrównoważonego konia, nie robi mu wielkiej krzywdy. Jeśli nie pracuje, to nie szkodzi. Ot, tak sobie wisi. Nie ugina łba jak wypinacze, nie unieruchamia w określonej pozycji. Ale jako dodatek do nieprawnej ręki generuje problem. Jak każdy dodatkowy patent jest, jak mówi mama, „brzytwą w rękach małpy”. Jeśli jesteś małpą, to nie baw się nim, bo zrobisz komuś krzywdę.
Konie skokowe w większości są wyposażone w wytoki, co ogranicza im możliwość zadzierania łba. Część z tych koni chodzi na wytokach sztywnych i innych bajeranckich patentach. W takim uzbrojeniu koń wygląda na świetnie wyszkolonego, ale w rzeczywistości musi mieć jakieś braki. Coś ten patent ma w końcu maskować. Maskować, bo na pewno nie leczyć. Wytok to najzwyczajniejsze pójście w jeździectwie na azymut, droga na skróty.
Po co komu wytok?
Cztery lata temu, gdy mama wyznaczyła mi Sukcesję na konia czołowego, nie byłam zadowolona. Stała u nas wtedy krótko, kupiona by zasilić liczebnie stado dla obozowiczów i od razu w ten przemiał została wrzucona. Szybko okazało się, że na niewprawne ręce dzieci reaguje nerwowo – zaczęła rzucać łbem jak dziewczyna z „Egzorcysty”. Machała tym łbem jak szalona – w górę i w dół, aż dwoiło się w oczach obserwującemu ją z ziemi człowiekowi. Trzeba było usunąć ją gromady rekreantów. Zanim wsiadłam w siodło tego blendera postanowiłam zaopatrzyć się w pomoc i kupiłam wytok. Dziś wiem, że nie tylko mi nie pomógł, ale wręcz spotęgował problem. Jak działa wytok?
Wytok to taki pasek przyczepiony do popręgu i rozwidlony w literę Y. Nóżka litery Y jest podczepiana do popręgu, a oba ramiona literki Y kończą się kółkami, które przewleka się przez wodze. Działa to tak, że w momencie gdy koń unosi łeb wytok ciągnie mu ten łeb w dół. Tworzy to taki bloczek, który umożliwia jeźdźcowi walkę z koniem, który za wszelką cenę chce zadrzeć łeb w górę. Kupując wytok wierzyłam, że pomoże mi opanować wbijanie gwoździ łbem, bo tak to machanie Sukcesji wyglądało. Zamiast próbować opanować działanie Suzi, powinnam zastanowić się nad genezą jego powstawania. Gdybym od razu przeanalizowała przyczynę problemu, zamiast skupiać się na skutkach to mogłabym zaoszczędzić trochę kasy wywalonej na skórzane paski bezużytecznego wytoku. Gdy mama poproszona przeze mnie o pomoc zdiagnozowała problem mogłam po kilku seansach nauki zdjąć wytok i do dziś nie zakładać go z powrotem. Od czterech lat Sukcesja nie szarpnęła mi łbem ani razu, a wytok pleśnieje sobie w siodlarni. Dlaczego koń zadziera łeb? Bo się broni przed bólem, który powoduje wędzidło w pysku! Jeśli dodatkowo wędzidło to jest oliwkowe, to przy jednoczesnym nacisku obu wodzy łamie się w pysku i wbija w podniebienie. Rzucanie łbem prowokowane jest przez ból i ma być od niego ucieczką. Spokojna ręka, delikatne działanie wodzy, czuły dotyk i eliminowanie nagłego bólu spowodowanego przez szarpnięcia dają lepszy efekt niż wytok. Do tego jest to efekt stały. Rzucanie łbem jako ucieczka przed bólem czasami przechodzi w wyuczony odruch i koń wali łbem nawet bez kiełzna w pysku. Suz była już na takim etapie i mama oduczyła ją tego stosując niewygodę – rzucasz łbem, więc ja Ci ten łeb skręcę w bok, aż niemal dotkniesz pyskiem strzemienia. Nie rzucasz – idziesz w przód; machniesz raz i już masz skręconą szyję. Sukcesja przyswoiła naukę w 7 minut, powtórzone drugiego dnia ćwiczenie oduczyło ją na dobre. Gdy dostała delikatniejsze wędzidło i stabilną rękę jeźdźca, problem zniknął całkowicie. Żaden wytok w tym nie pomógł. I nie pomaga nigdy! Gdyby pomagał, a jego działanie było skuteczne to nie widziałoby się tyle koni z zadartym, poziomym łbem walczących z siłą nacisku wytoku. Uważam wytok za całkowicie bezużyteczny sprzęt. Zaryzykuję nawet odważniejsze stwierdzenie – szkodliwy sprzęt. Został wymyślony po to, by mechanicznie zmusić konia do określonej postawy łba i szyi, a to najwłaściwiej jest osiągnąć dobrym wyszkoleniem i pracą. Wytok ma maskować problem, a czy nie lepiej jest ten problem usunąć?
Wszelkie dodatkowe patenty poupinane na koniu jak na bożonarodzeniowej choince świadczą o jednym – bezradności jeźdźca. Często na moje pytanie „A po co Ci ten wytok?” jeździec nawet nie umie dać konkretnej odpowiedzi. No, jest na stałe przy ogłowiu tego konia, bo on zadziera łeb. I co, pomaga ten wytok, stosowany od lat? Koń już łba nie zadziera? Zadziera dalej, a jak. Znalazł już pewnie jakieś miejsce, w którym jest mu w miarę wygodnie i z nienaturalnie przegiętą szyją stara się jakoś sobie radzić. Nagłe spłoszenie czy szarpnięcie wodami przez jeźdźca powoduje ból, rzucenie łbem, nadzianie się na wytok i w rezultacie kolejne próby uniknięcia bólu zadzieraniem łba w poziomie, by znaleźć miejsce w miarę komfortowe. Nagłe zadziałanie wytoku prowokuje konia do zadzierania łba, a nie mu zapobiega. Nie uczy niczego, bo wprawia w szok. Oby walka z wytokiem nie zakończyła się sprowokowanym stanięciem dęba!
Sam wytok, bezużytecznie dopięty do wodzy spokojnego i zrównoważonego konia, nie robi mu wielkiej krzywdy. Jeśli nie pracuje, to nie szkodzi. Ot, tak sobie wisi. Nie ugina łba jak wypinacze, nie unieruchamia w określonej pozycji. Ale jako dodatek do nieprawnej ręki generuje problem. Jak każdy dodatkowy patent jest, jak mówi mama, „brzytwą w rękach małpy”. Jeśli jesteś małpą, to nie baw się nim, bo zrobisz komuś krzywdę.
Konie skokowe w większości są wyposażone w wytoki, co ogranicza im możliwość zadzierania łba. Część z tych koni chodzi na wytokach sztywnych i innych bajeranckich patentach. W takim uzbrojeniu koń wygląda na świetnie wyszkolonego, ale w rzeczywistości musi mieć jakieś braki. Coś ten patent ma w końcu maskować. Maskować, bo na pewno nie leczyć. Wytok to najzwyczajniejsze pójście w jeździectwie na azymut, droga na skróty.
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA