Nasi klienci często przyjeżdżają do stajni z górą prowiantu – worki marchwi, siatki jabłek, kosze suchego chleba, pudełka cukru w kostkach i smakowych dropsów. Gdy widzę te tony żarcia zastanawiam się, czy nasze konie wyglądają na zamorzone głodem. Nie mam na ogół nic przeciwko dokarmianiu koniny, szczególnie gdy ktoś grzecznie pyta i pokazuje co dokładnie przywiózł. Być może odwiedzając stajnie Wy również targacie ze sobą jakieś fanty dla ulubieńców – marcheweczkę, piętkę chleba, kupione w sklepie jeździeckim owocowe dropsy. Posłuchajcie więc na co my w naszej stajni pozwalamy, a czego zabraniamy w trosce o zdrowie naszych koni.
Najlepszym i najzdrowszym smakołykiem, jaki możesz wcisnąć koniowi są marchew i jabłka. Jabłka możesz dawać w całości z ogryzkiem, nie ma potrzeby krojenia ich na ćwiartki i wyjmowania owocni. Jabłko musi być dojrzałe i nie może być podgniłe. Często takie gnijące spady przywożą nam klienci. Koń to nie śmietnik, nie wrzucaj w niego czegoś, co jest zepsute. Pisałam Wam już o tym, ale powtórzę – koń nie może wymiotować. Cokolwiek wpadnie mu do żołądka musi wyjść drugą stroną. Przełyk konia wchodzi do żołądka ukośnie, więc treść żołądka nie cofnie się tak jak np. u psa. Pies zeżre jakieś świństwo, puści pawia na dywan i zapomni. Koń będzie to trawił i albo mu się uda, albo go zabije. Marchew dawana koniowi musi być umyta lub przynajmniej otrzepana z ziemi. Piasek, który razem z marchewką trafiłby do końskiego przewodu pokarmowego może powodować zapiaszczenie jelit. Dlatego ważne jest by marchewka nie była brudna. Nie musi oczywiście być obrana ze skórki, bez przesady. Soczyste jabłuszko i słodka marchewa to najlepszy przysmak dla konia, przynoście do stajni bez wahania.
Tak jak kot kojarzy się nam z miską mleka, tak koń najczęściej dostaje kostki cukru. Nie lubię tego zwyczaju – cukier nie jest zdrowy, a zjadany kilogramami przez nasze konie generuje nam problemy z odrobaczaniem. Nie jestem zadowolona, gdy ktoś przynosi cukier – zazwyczaj nie chcąc robić dzieciom przykrości proszę by dać tylko po jednej kostce na konia. Dorosłym odmawiam w ogóle. Cukier łatwo jest zmieścić w kieszeni i przemycić dla ulubieńca, dlatego wiem, że nasze konie regularnie dostają swoją porcję słodkości. Nie jestem tego fanką, ale kategorycznie nie zabraniam. Trzeba tylko uważać, by nie przesadzić. Jeśli więc kupiliście całe opakowanie cukru w kostkach to zużywajcie je w stajni stopniowo, a nie pakujcie kilogramami w końskie pyski.
Suchy chleb dla konia też jest już przysłowiowy. Konie uwielbiają go chrupać, więc jest fajnym pomysłem na przekąskę. Pamiętajcie tylko, że chleb musi być suchy jak kamień – absolutnie nie może być lekko podsuszony, taki zaledwie czerstwy! Tak samo chleb musi też być czysty – bez śladów pleśni, bez pozostałości masła. Taki niedosuszony, brudny chleb może spowodować groźną kolkę. Zawsze oglądam chleb, który przywożą klienci, bo zbyt często widywałam miękkie bułeczki lub suche kromki ze zjełczałym masłem na wierzchu. Nie rób tego koniowi – może skończyć sie dla niego tragicznie. Sam suchy chleb jest moim ulubionym sposobem nagradzania konia – noszę kawałki w kieszeni, aż przechodzą moim zapachem. Koń ma fantastyczny węch, a zmysł smaku jest z nim mocno związany. Taki smaczny chlebek pachnący moją ręką to idealny fant dla konia – kojarzy on potem sam mój zapach z czymś miłym. Polecam!
W sklepach jeździeckich można kupić różne smakołyki dla koni – owocowe dropsy, cukierki ziołowe, ciasteczka i wiele innych. Wybór może Wam ograniczać tylko zasobność portfela. Nie widzę większego sensu w wydawaniu na nie kasy – plaster marchwi spełnia tę samą rolę, a nie jest sztuczny, smakuje każdemu konikowi, jest tani i zdrowy. Dropsy smakowe dla koni są nawet smaczne – wiem, bo jadłam nie raz. Często jednak konie nie są do nich przekonane, bo ich po prostu nie znają. Nasze konie zdecydowanie wolą dostać jabłko niż jabłkowego cukierka. Jeśli chcesz – możesz dawać koniom dropsy, nie szkodzą. Jeśli koń lubi jakiś konkretny smak, kupuj. Mi szkoda kasy :)
Z wrodzonego skąpstwa rzadko karmię konie kupnymi dropsami. Z kolei z wrodzonego lenistwa jeszcze rzadziej karmię konie ciasteczkami własnej roboty. Kiedyś miałam więcej zapału i popełniałam czasem wypieki dla koni. Jeśli macie zapał polecam przepis:
CIASTECZKA DLA KONIA WŁASNEJ ROBOTY
szklanka mąki pszennej
2 szkl płatków owsianych
pół szkl wody
3 łyżki miodu
płaska łyżeczka soli
1 łyżka oleju (najlepiej słonecznikowy, ale niekoniecznie)
1 szklanka drobno startej marchwi (ja brałam też te wiórki, które zostają w sokowirówce)
Wszystko zmieszaj razem, na końcu dodając wodę z miodem (miód rozpuścić w wodzie). Teraz zagnieść, uformować ciasteczka i powycinać wzorki (ja cięłam na kwadraciki, ale można użyć foremek do pierników i zaprosić konie do degustacji serduszek, gwiazdek i choineczek). Piec w piekarniku na blasze 180 st. przez jakieś 20-25 minut aż się zarumienią. Ciasteczka nie rosną, bo nie ma w nich proszku do pieczenia czy sody. Mają po prostu być chrupiące. Nie lećcie do koni z gorącą blachą – takie świeże ciacha mogą im zaszkodzić. Najlepiej dawać je następnego dnia po upieczeniu lub nawet później, gdy ciastka wyschną na kamień. Opcjonalnie, choć ja się nigdy nie pokusiłam, można dorzucić do ciasta bonusy – np. jakieś suszone pokruszone zioła czy ziarna słonecznika, dyni. Polecam ciasteczka własnej roboty – naharujecie się jak głupki, wybrudzicie całą kuchnię, a koń niepewnie rozgryzie takie ciacho zastanawiając się dlaczego nie dostał marchwi. Rewelacja :)
Twój koń kupowałby marchew – jaki smakołyk dla konia?
Nasi klienci często przyjeżdżają do stajni z górą prowiantu – worki marchwi, siatki jabłek, kosze suchego chleba, pudełka cukru w kostkach i smakowych dropsów. Gdy widzę te tony żarcia zastanawiam się, czy nasze konie wyglądają na zamorzone głodem. Nie mam na ogół nic przeciwko dokarmianiu koniny, szczególnie gdy ktoś grzecznie pyta i pokazuje co dokładnie przywiózł. Być może odwiedzając stajnie Wy również targacie ze sobą jakieś fanty dla ulubieńców – marcheweczkę, piętkę chleba, kupione w sklepie jeździeckim owocowe dropsy. Posłuchajcie więc na co my w naszej stajni pozwalamy, a czego zabraniamy w trosce o zdrowie naszych koni.
Najlepszym i najzdrowszym smakołykiem, jaki możesz wcisnąć koniowi są marchew i jabłka. Jabłka możesz dawać w całości z ogryzkiem, nie ma potrzeby krojenia ich na ćwiartki i wyjmowania owocni. Jabłko musi być dojrzałe i nie może być podgniłe. Często takie gnijące spady przywożą nam klienci. Koń to nie śmietnik, nie wrzucaj w niego czegoś, co jest zepsute. Pisałam Wam już o tym, ale powtórzę – koń nie może wymiotować. Cokolwiek wpadnie mu do żołądka musi wyjść drugą stroną. Przełyk konia wchodzi do żołądka ukośnie, więc treść żołądka nie cofnie się tak jak np. u psa. Pies zeżre jakieś świństwo, puści pawia na dywan i zapomni. Koń będzie to trawił i albo mu się uda, albo go zabije. Marchew dawana koniowi musi być umyta lub przynajmniej otrzepana z ziemi. Piasek, który razem z marchewką trafiłby do końskiego przewodu pokarmowego może powodować zapiaszczenie jelit. Dlatego ważne jest by marchewka nie była brudna. Nie musi oczywiście być obrana ze skórki, bez przesady. Soczyste jabłuszko i słodka marchewa to najlepszy przysmak dla konia, przynoście do stajni bez wahania.
Tak jak kot kojarzy się nam z miską mleka, tak koń najczęściej dostaje kostki cukru. Nie lubię tego zwyczaju – cukier nie jest zdrowy, a zjadany kilogramami przez nasze konie generuje nam problemy z odrobaczaniem. Nie jestem zadowolona, gdy ktoś przynosi cukier – zazwyczaj nie chcąc robić dzieciom przykrości proszę by dać tylko po jednej kostce na konia. Dorosłym odmawiam w ogóle. Cukier łatwo jest zmieścić w kieszeni i przemycić dla ulubieńca, dlatego wiem, że nasze konie regularnie dostają swoją porcję słodkości. Nie jestem tego fanką, ale kategorycznie nie zabraniam. Trzeba tylko uważać, by nie przesadzić. Jeśli więc kupiliście całe opakowanie cukru w kostkach to zużywajcie je w stajni stopniowo, a nie pakujcie kilogramami w końskie pyski.
Suchy chleb dla konia też jest już przysłowiowy. Konie uwielbiają go chrupać, więc jest fajnym pomysłem na przekąskę. Pamiętajcie tylko, że chleb musi być suchy jak kamień – absolutnie nie może być lekko podsuszony, taki zaledwie czerstwy! Tak samo chleb musi też być czysty – bez śladów pleśni, bez pozostałości masła. Taki niedosuszony, brudny chleb może spowodować groźną kolkę. Zawsze oglądam chleb, który przywożą klienci, bo zbyt często widywałam miękkie bułeczki lub suche kromki ze zjełczałym masłem na wierzchu. Nie rób tego koniowi – może skończyć sie dla niego tragicznie. Sam suchy chleb jest moim ulubionym sposobem nagradzania konia – noszę kawałki w kieszeni, aż przechodzą moim zapachem. Koń ma fantastyczny węch, a zmysł smaku jest z nim mocno związany. Taki smaczny chlebek pachnący moją ręką to idealny fant dla konia – kojarzy on potem sam mój zapach z czymś miłym. Polecam!
W sklepach jeździeckich można kupić różne smakołyki dla koni – owocowe dropsy, cukierki ziołowe, ciasteczka i wiele innych. Wybór może Wam ograniczać tylko zasobność portfela. Nie widzę większego sensu w wydawaniu na nie kasy – plaster marchwi spełnia tę samą rolę, a nie jest sztuczny, smakuje każdemu konikowi, jest tani i zdrowy. Dropsy smakowe dla koni są nawet smaczne – wiem, bo jadłam nie raz. Często jednak konie nie są do nich przekonane, bo ich po prostu nie znają. Nasze konie zdecydowanie wolą dostać jabłko niż jabłkowego cukierka. Jeśli chcesz – możesz dawać koniom dropsy, nie szkodzą. Jeśli koń lubi jakiś konkretny smak, kupuj. Mi szkoda kasy :)
Z wrodzonego skąpstwa rzadko karmię konie kupnymi dropsami. Z kolei z wrodzonego lenistwa jeszcze rzadziej karmię konie ciasteczkami własnej roboty. Kiedyś miałam więcej zapału i popełniałam czasem wypieki dla koni. Jeśli macie zapał polecam przepis:
CIASTECZKA DLA KONIA WŁASNEJ ROBOTY
Wszystko zmieszaj razem, na końcu dodając wodę z miodem (miód rozpuścić w wodzie). Teraz zagnieść, uformować ciasteczka i powycinać wzorki (ja cięłam na kwadraciki, ale można użyć foremek do pierników i zaprosić konie do degustacji serduszek, gwiazdek i choineczek). Piec w piekarniku na blasze 180 st. przez jakieś 20-25 minut aż się zarumienią. Ciasteczka nie rosną, bo nie ma w nich proszku do pieczenia czy sody. Mają po prostu być chrupiące. Nie lećcie do koni z gorącą blachą – takie świeże ciacha mogą im zaszkodzić. Najlepiej dawać je następnego dnia po upieczeniu lub nawet później, gdy ciastka wyschną na kamień. Opcjonalnie, choć ja się nigdy nie pokusiłam, można dorzucić do ciasta bonusy – np. jakieś suszone pokruszone zioła czy ziarna słonecznika, dyni. Polecam ciasteczka własnej roboty – naharujecie się jak głupki, wybrudzicie całą kuchnię, a koń niepewnie rozgryzie takie ciacho zastanawiając się dlaczego nie dostał marchwi. Rewelacja :)
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA