Każdy trener czy instruktor, każdy poradnik, nie tylko te marne typu „Nauka jazdy konnej w weekend”, ale i poważne, zatwierdzone przez PZJ podręczniki, opisują jedyny słuszny sposób wsiadania na konia. Wygląda on tak:
Czyli generalnie – stajemy plecami do głowy konia, lewą ręką zbieramy wodze, lewą nogę umieszczamy w strzemieniu i hop! Jesteśmy na grzbiecie. Innej metody nie ma. Jedyna słuszna to wsiadanie ze stania tyłem.
Tymczasem ja zawsze robię to inaczej i niech mnie ktoś przekona, że robię błąd, czekam. Wyzywam Was – udowodnijcie mi, co robię źle i dlaczego. Moje dosiadanie konia wygląda tak:
Czyli staję przodem do konia, zbieram wodze, lewa noga w strzemię, odbicie i lekko siadam w siodło. Dlaczego wszyscy każą mi wsiadać ze stania tyłem? Nie rozumiem, nie wiem, nie ogarniam.
Zastanówcie się:
1. Stojąc tyłem do konia nie widzisz jego reakcji, nie obserwujesz go i nie wiesz, czy nie postanowi Cię ugryźć, nagle ruszyć, przestraszyć się czegoś, co jest przed nim. Wiem, że kontrolujesz to trzymaną wodzą (prawą zewnętrzną wodzę najlepiej mieć trochę krótszą, by koń nie odwracał łba), ale i tak nie zmienia to faktu, że konia nie widzisz.
2. Jeśli wsiadasz z pozycji stania tyłem, to zrozumiałe jest, że musisz się obrócić. W czasie takiego obrotu Twój but lub cholewka oficerek dotyka końskiego brzucha. Czasem nosek sztybletów aż wbija się w końskie żebra. Wściekasz się, że koń Ci nagle rusza? No jak to, przecież dajesz mu sygnał!
To już dwie wady wsiadania z pozycji tyłem do końskiego łba. Wymieńcie mi jedną wadę mojego sposobu wsiadania. Nie mówię, że takiej nie ma, pewnie jest, po prostu ja jej nie widzę. Jeśli wytłumaczycie mi racjonalnie, dlaczego ja robię to źle, to zmienię metodę przemyślę raz jeszcze. Proszę tylko o dobre uzasadnienie, tak bym nie mogła go zbić kontrargumentem. Jestem otwarta na Wasze sugestie.
A skoro już jesteśmy przy wsiadaniu to wspomnę, że najlepsza metoda jaką znam to wsiadanie ze stopnia. Nie obciąża końskich stawów, nie zaburza mu równowagi i oszczędza koński grzbiet. Zauważcie, że zazwyczaj dosiada się konia wyprowadzonego ze stajennego boksu. Wszystkie jego mięśnie są jeszcze nierozgrzane, często nawet sztywne i zakwaszone po poprzednim treningu. Tymczasem jeździec obciąża całym swym ciężarem przednią lewą nogę konia, a na koniec ładuje się całym ciężarem w siodło. Mało przyjemne doznanie. Wsiadanie ze stopnia oszczędza końskie stawy i grzbiet. Ponadto chroni sprzęt – nie wykrzywia łęku siodła i nie wyciąga lewego puśliska. Sposób idealny – chroni konia i sprzęt.
Kolejny polecany przeze mnie sposób to wsiadanie z pomocą służby. Moim służącym jest zazwyczaj mój mąż – zginam lewą nogę w kolanie, Kuba łapie mnie za łydkę (blisko kostki), odbicie z prawej i podrzut do góry. Korzystałabym z pomocy mojego poddanego częściej, tylko niestety ten krnąbrny gamoń uważa za niezwykle zabawne przerzucanie mnie na drugą stronę konia. Muszę się mocno skupić by trafić w siodło a nie wylądować na pysk z prawej strony konia. No ubaw po pachy. Jeśli jednak masz pod ręką zdyscyplinowaną służbę, korzystaj jak najczęściej. Chronisz stawy konia i puślisko lewego strzemienia.
I dodatkowo kilka dobrych rad do wsiadania:
Zawsze podciągnij popręg przed wsiadaniem. Nie przesuniesz siodła obciążeniem z lewej strony. Warto też poprosić kogoś, by obciążył prawe strzemię. Setki razy widziałam ściąganie siodła na bok i powtórne siodłanie.
Jeśli wsiadasz z batem to trzymaj go w lewej ręce razem z wodzami. Gdy już znajdziesz się w siodle możesz go przełożyć.
Odbij się mocno pochylając się lekko do przodu. Nie zliczę, ile razy obserwowałam wybicia, wiszenie na lewym strzemieniu i ponowne lądowanie na ziemi. Bardzo marny widok. Obij się energicznie i siadaj do cholery! To nie konkurs podskoków na jednej nodze.
Prawą ręką oprzyj się o łęk przedni siodła i uważnie przenoś nogę nad zadem. Wczoraj klient wsiadając na Arkanę obił jej nerki kolanem. Nie zahaczaj o konia nogą, nie kop go butem po zadzie, nie wal kolanem po nerach. Podnoś tę nogę! Albo na sucho potrenuj rozkrok. Aż tak nieruchome macie te stawy biodrowe? To na rehabilitację biegiem marsz!
Jeśli już wisisz nad siodłem to uważasz, że najgorsze za Tobą. A więc ulga i łup! Z całej siły lądujesz na końskim grzbiecie, aż kręgosłup wygina mu się w łuk. Nienawidzę tego. Dostaję piany na pysku, gdy ktoś tak wsiada na nasze konie. Siadaj delikatnie, użyj mięśni i posadź tyłek powoli w siodło, a nie wpadasz w siodło jak w miękki fotel. Szanuj koński grzbiet.
I powrót do tytułu – kto wie, dlaczego ja wsiadam źle? Ja jeszcze nie wiem, oświećcie mnie.
Fot. Kuba Lipczyński # Ja i Sztorm. Weźcie poprawkę na to, że ta żyrafa jest tak wysoka, że muszę robić niemal pionowy szpagat, by go dosiąść. Wyglądałoby ładniej na niższym koniu, ale chciałam się pochwalić, że umiem wsiąść z ziemi, na plaży, w terenie. Bo umiem! Choć staram się wprowadzać Sztorma w wykopany dołek…
Jak wsiadać na konia i dlaczego ja robię to źle?
Każdy trener czy instruktor, każdy poradnik, nie tylko te marne typu „Nauka jazdy konnej w weekend”, ale i poważne, zatwierdzone przez PZJ podręczniki, opisują jedyny słuszny sposób wsiadania na konia. Wygląda on tak:
Czyli generalnie – stajemy plecami do głowy konia, lewą ręką zbieramy wodze, lewą nogę umieszczamy w strzemieniu i hop! Jesteśmy na grzbiecie. Innej metody nie ma. Jedyna słuszna to wsiadanie ze stania tyłem.
Tymczasem ja zawsze robię to inaczej i niech mnie ktoś przekona, że robię błąd, czekam. Wyzywam Was – udowodnijcie mi, co robię źle i dlaczego. Moje dosiadanie konia wygląda tak:
Czyli staję przodem do konia, zbieram wodze, lewa noga w strzemię, odbicie i lekko siadam w siodło. Dlaczego wszyscy każą mi wsiadać ze stania tyłem? Nie rozumiem, nie wiem, nie ogarniam.
Zastanówcie się:
1. Stojąc tyłem do konia nie widzisz jego reakcji, nie obserwujesz go i nie wiesz, czy nie postanowi Cię ugryźć, nagle ruszyć, przestraszyć się czegoś, co jest przed nim. Wiem, że kontrolujesz to trzymaną wodzą (prawą zewnętrzną wodzę najlepiej mieć trochę krótszą, by koń nie odwracał łba), ale i tak nie zmienia to faktu, że konia nie widzisz.
2. Jeśli wsiadasz z pozycji stania tyłem, to zrozumiałe jest, że musisz się obrócić. W czasie takiego obrotu Twój but lub cholewka oficerek dotyka końskiego brzucha. Czasem nosek sztybletów aż wbija się w końskie żebra. Wściekasz się, że koń Ci nagle rusza? No jak to, przecież dajesz mu sygnał!
To już dwie wady wsiadania z pozycji tyłem do końskiego łba. Wymieńcie mi jedną wadę mojego sposobu wsiadania. Nie mówię, że takiej nie ma, pewnie jest, po prostu ja jej nie widzę. Jeśli wytłumaczycie mi racjonalnie, dlaczego ja robię to źle, to
zmienię metodęprzemyślę raz jeszcze. Proszę tylko o dobre uzasadnienie, tak bym nie mogła go zbić kontrargumentem. Jestem otwarta na Wasze sugestie.A skoro już jesteśmy przy wsiadaniu to wspomnę, że najlepsza metoda jaką znam to wsiadanie ze stopnia. Nie obciąża końskich stawów, nie zaburza mu równowagi i oszczędza koński grzbiet. Zauważcie, że zazwyczaj dosiada się konia wyprowadzonego ze stajennego boksu. Wszystkie jego mięśnie są jeszcze nierozgrzane, często nawet sztywne i zakwaszone po poprzednim treningu. Tymczasem jeździec obciąża całym swym ciężarem przednią lewą nogę konia, a na koniec ładuje się całym ciężarem w siodło. Mało przyjemne doznanie. Wsiadanie ze stopnia oszczędza końskie stawy i grzbiet. Ponadto chroni sprzęt – nie wykrzywia łęku siodła i nie wyciąga lewego puśliska. Sposób idealny – chroni konia i sprzęt.
Kolejny polecany przeze mnie sposób to wsiadanie z pomocą służby. Moim służącym jest zazwyczaj mój mąż – zginam lewą nogę w kolanie, Kuba łapie mnie za łydkę (blisko kostki), odbicie z prawej i podrzut do góry. Korzystałabym z pomocy mojego poddanego częściej, tylko niestety ten krnąbrny gamoń uważa za niezwykle zabawne przerzucanie mnie na drugą stronę konia. Muszę się mocno skupić by trafić w siodło a nie wylądować na pysk z prawej strony konia. No ubaw po pachy. Jeśli jednak masz pod ręką zdyscyplinowaną służbę, korzystaj jak najczęściej. Chronisz stawy konia i puślisko lewego strzemienia.
I dodatkowo kilka dobrych rad do wsiadania:
I powrót do tytułu – kto wie, dlaczego ja wsiadam źle? Ja jeszcze nie wiem, oświećcie mnie.
Fot. Kuba Lipczyński # Ja i Sztorm. Weźcie poprawkę na to, że ta żyrafa jest tak wysoka, że muszę robić niemal pionowy szpagat, by go dosiąść. Wyglądałoby ładniej na niższym koniu, ale chciałam się pochwalić, że umiem wsiąść z ziemi, na plaży, w terenie. Bo umiem! Choć staram się wprowadzać Sztorma w wykopany dołek…
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA