No skup się wreszcie! Tu jestem i do Ciebie mówię!
Ludzie posiadają naturalną zdolność do skupiania uwagi. Niektórzy, jak się na jakiejś czynności skupią, to strzał z armaty ich od tego nie oderwie. Wyłączamy się na świat zewnętrzny i koncentrujemy tak, że nic nam nie przeszkadza. Ja skupiam się na pisaniu tak bardzo, że ostatnio jak skończyłam artykuł to zauważyłam, że siedzący na dywanie Staś dawno już przestał budować z klocków duplo i oddał się nowej pasji – wydłubywaniu tynku ze ściany. Zdążył już wyskrobać dziurę, w którą mieści się klocek. Gdy nagłym okrzykiem przerwałam mu z kolei jego skupienie na tej pochłaniającej zabawie powiedział z wyrzutem: „Mamusiu, mówiłaś, że mogę”. Bardzo możliwe. Często gdy jestem zaabsorbowana i skupiona na jednej rzeczy automatycznie odpowiadam: „Tak, synku”, „Pięknie, Stasiu”, „Claro que si – jasne że tak” (z ulubionej bajki „Złota Rączka”). Kuba ma to samo – skupił się na projekcie wyrzynarki czy innego ustrojstwa, które szkicował sobie przy kuchennym stole i jakoś tak zignorował fakt, że jego pierworodny i jednorodzony siedzi pod stołem i maluje paluszkami wzory na drewnianej podłodze używając w tym celu kleju dwuskładnikowego, którego tubkę gwizdnął ojcu spod łokcia.
Ta umiejętność skupienia się i zapomnienia o otaczającym nas świecie to kolejna różnica między nami-ludźmi, a końmi. Zauważyliście jak łatwo koń się rozprasza? Tak, potrafi się skupić. Nie, nie potrafi zapomnieć o tym, co się wokół dzieje. Pracuje taki koń z Tobą, skupia się na Twoich poleceniach i nagle szmer w trawie, a koń już uskakuje i ogląda się ciekawie. Mija chwila, koń się uspokaja, znów skupia na pracy i znowu – przejeżdża samochód, pies szczeka, ktoś idzie i koń bada, co to takiego. Gdybym zostawiła Stasia do pilnowania Czubajce ta od razu zarejestrowałaby każdą zmianę pozycji czy ruch, nawet gdyby w tym czasie spała! Konie cechuje tendencja do bardzo łatwego rozpraszania uwagi. U nas, ludzi, byłby to chyba objaw jakiegoś psychicznego upośledzenia czy psychoruchowej nadpobudliwości. U konia to zaleta, która pozwala mu przetrwać w świecie drapieżników. Koń nigdy się całkowicie nie wyłącza; koń zawsze rejestruje wszystko,co dzieje się w jego otoczeniu.
Oznacza to więc, że koń bardzo łatwo się rozprasza, dekoncentruje i skupia na czymś innym. Jego uwagę i skupienie na jednym bodźcu można bardzo łatwo rozproszyć i skupić na drugim. Jak wspomniałam, u człowieka to wada. Jak moglibyśmy czytać, uczyć się, oglądać telewizję, gdyby rozpraszało nas to co, się dzieje wokół? Siadasz do kompa i nie możesz złożyć fejsbuka do kupy, bo jeden domownik odkurza, drugi gada przez telefon , za oknem dzieciaki drą się na huśtawkach a z kranu kapie woda. Gdybym nie umiała się wyłączać już dawno szlag by mnie trafił. A koń? On jest zawsze w pełni świadomy wszystkiego co się dzieje wokół. I szlag go nie trafia, a wręcz przeciwnie – gdyby nie umiał rozpraszać uwagi to dawno szlag by trafił cały koński gatunek. Żarłby sobie taki skupiony roślinożerca i delektował się zieleninką na wiosnę, a w tym czasie drapieżnik podkradłby się na tyle, by wbić kły w ten nieobecny i bujający w obłokach łeb.
Rozproszenie uwagi u konia ma sporo wad. Największą jest oczywiście płochliwość. Gdyby konie nie rejestrowały z taką dokładnością wszystkiego, co się dzieje w otoczeniu, nie mielibyśmy problemu z uskakującymi spod tyłka bystrzakami. A potykanie się? Zauważyliście jak często konie się pod Wami potykają? Na pewno każdemu się to przytrafiło. A ile razy widzieliście konia potykającego się jak łamaga na pastwisku? On dobrze widzi co ma pod nogami i gdzie je stawia! Potyka się wtedy, gdy rozpraszacie jego uwagę działaniem wodzy, dosiadu, łydki – często sprzecznymi, nieskoordynowanymi. Odwracacie jego uwagę, rozpraszacie ją i koń zaczyna się gubić, plątać. A jednak ta końska tendencja do rozpraszania się może być przez nas wykorzystana i przekuta w zaletę. Jak? Proste jak budowa cepa – gdy koń skupia się na jakimś nieprzyjemnym bodźcu zdekoncentruj go i odwróć jego uwagę. Monty Roberts odwraca uwagę konia od wkładanego do jego pyska wędzidła pukając mu delikatnie palcami w potylicę, tuż za uszami. Konia tak zaciekawia to, co się na górze dzieje, że nie skupia się tylko na pysku i przyjmuje wędzidło machinalnie i bez refleksji.
Tendencja do rejestrowania wszystkiego w swoim otoczeniu jest nam również pomocna. Jeśli koń się czegoś boi, a nawet już reaguje z paniką nie skupia się tylko na tym, co go przeraża, ale rejestruje też najbliższe otoczenie. Jeśli przy nim jesteś i zaczynasz się na niego drzeć czy karcić batem, to tylko upewniasz go, że warto się bać. Ale jeśli zachowujesz pełen spokój to on to zauważa. Twój spokój i opanowanie rozpraszają go, bo nie pasują mu do sytuacji. Rozproszona uwaga = brak pełnego skupienia na nieprzyjemnym bodźcu. Voila! Koń się uspokaja i bada całokształt tego, co się wokół niego dzieje.
Nie jest tak, że nie możesz spodziewać się od konia skupienia. On to potrafi i Ci da. Nie możesz tylko denerwować się, gdy to skupienie przerywają czynniki zewnętrzne. To dla konia normalne, prawidłowe i świadczy o mądrości gatunku. Najlepiej zadbać, by nikt i nic nie przeszkadzało Ci w pracy z koniem. A jednak rozproszenie uwagi będzie mu się przytrafiać, nawet jeśli zamkniesz się sam na sam z nim na ujeźdżalni. Musisz zdawać sobie sprawę z tego, kiedy to następuje i ponownie skupiać uwagę konia na sobie i na tym, czego od niego oczekujesz. W jeździectwie klasycznym takim „pobudzaczem uwagi” są półparady. Zwolennicy naturala z pewnością słyszeli o tzw. „do something” czyli zwróceniu końskiej uwagi głosem, gestem, dotykiem – takie zawołanie „Halo, kolego, tu jestem i do Ciebie mówię! Skup się, bo będę od Ciebie czegoś wymagał. Patrz uważnie! Patrzysz? Już? Dobra! To teraz zrobimy to…”
Końską naturę trzeba znać i rozumieć. Obserwuj,czytaj, zgłębiaj – to Ci tylko ułatwi pracę. I nie denerwuj się – koń nie robi Ci na złość. Zamiast się wściekać – uśmiechnij się. Od razu pójdzie Ci lepiej :)
Fot. Magda Wiśniewska # Garden
W moim magicznym domu…
Jak już wiedzą wszyscy, którzy śledzą mnie na fejsie, zaliczyłam sobie kurs jeździectwa naturalnego. Pełna nowych idei, pomysłów, sposobów na pozyskanie zaufania i szacunku konia wróciłam do domu. Wiadomo, że już przebieram nóżkami gotowa w każdej chwili wystartować do koni i zacząć wcielać w życie to, co mi włożyli do głowy na kursie. Niestety, tak się złożyło, że nawał obowiązków (muszę kupić sobie kozaki i płaszcz zimowy) i pilnych spraw (impreza ze znajomymi ze studiów) nadal trzyma mnie z dala od Ustki i koniny, na której mogę się wprawiać. Aby jednak nic mi nie uciekło postanowiłam poćwiczyć sobie „na sucho” na dostępnym mi egzemplarzu treningowym czyli własnym mężu.
Ćwiczenie 1 – kontrola przestrzeni
Mamy w salonie dużą kanapę narożną. Zazwyczaj ja siadam na narożniku, wyciągając sobie nogi i oglądam telewizję na leżąco. W tym czasie Kuba siedzi na siedzisku obok i przybierając różne pozy próbuje znaleźć wygodną pozycję. Wczoraj postanowił trzymać nogi na mojej połowie. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, ale zaraz pomyślałam: „Co to za naruszanie mojej przestrzeni? Ja tu kontroluję, kto ma prawo mnie przepychać!” Zwaliłam mu nogi celnym kopniakiem. Zaskoczony Kuba spojrzał na mnie jak na wariatkę:
– Co jest?
-To moje miejsce.
-Ale co Ci przeszkadza? Przecież mieścimy się oboje!
-To moje miejsce. Spadaj na swój szczebel w szeregu.
-Bujaj się – wzruszył ramionami i bez protestów przyniósł sobie pufę na nogi. 1:0 dla mnie.
Ćwiczenie 2 – kontrola dotyku
Poleżałam sobie spokojnie mając u boku urażonego męża. Postanowiłam rozgrywać naukę dalej. Przytuliłam się do jego boku i podrapałam go po karku. Machinalnie złapał mnie za rękę i pocałował. Za chwilę się ocknął:
-Co tam kochanie, już Ci przeszło?
I przytulił się do mnie kładąc nogi obok moich. Łupnęłam mu łokciem w żebra:
-Dystans! Ja mam prawo Cię dotykać, a Ty nie będziesz mnie tu popychał!
-Puknij się w łeb, wariatko! Nawet Cię nie dotknę! Nie dlatego, że mi zabraniasz, tylko boję się, że ta psychoza jest zaraźliwa.
Hmmm. Chyba sukces, nie? 2:0 dla mnie.
Ćwiczenie 3 – żarcie jest moje!
Kuba leży na kanapie (posłusznie zajmując swoją połowę, chociaż ja siedzę przy stole, przy kompie). Słyszę, że coś młóci.
-Co jesz?
-Mandarynkę.
Podeszłam i stanęłam nad nim.
-Dawaj.
Potulnie oddał połowę. Zjadłam i zabrałam mu resztę.
-Co jest?!? Weź sobie, leżą w kuchni na blacie!
-Już zjadłam, więcej nie chcę.
-To mi podaj, masz bliżej do kuchni.
-Nie.
-???
-Nie będziesz mi tu żarł w mojej obecności. Owies jest mój!
-Jaki owies?!? Porąbało Cię?!? Rzuć mi mandarynkę kobieto!
-Żarcie jest moje. Spadaj.
-Co Ty tak po mnie jeździsz? Udław się, wariatko. Nie chce mi się iść do kuchni.
Dobrze. Lekcja prawidłowa. 3:0 dla mnie.
Ćwiczenie 4 – nauka cofania
Wychodzimy całą rodziną z domu. Kucam w przedpokoju, pomagając Stasiowi zapiąć kurtkę. Kuba jak zwykle nie może poczekać 2 minut tylko pochyla się nade mną i sięga kurtkę z szafy ponad moimi plecami. Tracę równowagę i podpieram się o ścianę. O, Ty dziadzie! Ja Ci pokażę! Wstaję i podnoszę ręce, całą energię pakuję w sposób „na teściową”.
-Back, back, back!!!! -drę się na niego.
Przerażony Kuba cofa się podręcznikowo i opiera plecami o ścianę, łypiąc na mnie podejrzliwie spode łba. Wytrzymałam spojrzenie po czym zmniejszyłam presję i ustawiona pod kątem 45st. do niego kontynuuję ubieranie. Kuba nadal łypie na mnie jak na wariatkę. W końcu zakłada kurtkę mrucząc pod nosem:
-Ja pie****olę, dom wariatów…
Sukces w pełni. 4:0 dla mnie.
Ćwiczenie 5 – „do something”
Kuba siedzi przed sztalugami. Maluje aerografem.Wołam z kuchni:
-Kochanie, gdzie jest syrop Stasia?
Cisza. Zwiększam energię i ponawiam pytanie na wyższej fazie, podchodząc jednocześnie w jego stronę:
-Kuba, gdzie syrop Stasia?
Cisza.
-Kuba!
Nic. Bez namysłu sprzedaję mu kopa w piszczel.
-Auuu! Za co?!? Co z Tobą, ty *bip* *bip*?!?!?
-Zadałam Ci pytanie. Skup się na mnie i tym, czego od Ciebie chcę.
-Nie słyszałem! Zajęty jestem, nie widzisz?
-Słyszałeś. Po prostu zignorowałeś. Nigdy więcej. Jak ja mówię, to Ty słuchasz, jasne?
-Wariatka! W łeb się walnij agresorze!
Dobra. Podejrzewam, że następnym razem skupi się już przy mniejszym poziomie energii z mojej strony. 5:0 dla mnie.
Ćwiczenie 6 – odangażowanie zadu.
Myjemy zęby przy umywalce w łazience. Popycham go biodrem. Posłusznie odsuwa się, nie komentując. Ekstra! Mamy duży progres, kochanie. 6:0 dla mnie.
Idzie mi pięknie. Chyba jestem stworzona do roli klaczy-alfa. Martwi mnie trochę fakt, że ani jednego ćwiczenia nie przelizał. Hmmm, mogłabym mu pomóc, ale zaangażowanie trenera w ten proces to już chyba nie wchodzi w natural. Dopracuję później.
Zakończenie treningu na levelu 1.
Czytam książkę zwinięta w kłębek na kanapie. Oczywiście na mojej miejscówie, a co! Kuba przychodzi z pokoju i staje nade mną. Patrzy z takim wyrazem, że zakrztusiłam się jabłkiem.
-Co tam?
-Kochanie, zauważyłem, że dziczejesz. Brałem Cię za żonę na dobre i na złe. Chyba właśnie nadeszło to złe. Trudno. Najpierw zastanawiałem się, co za psychotropy ćpasz, ale przemyślałem sprawę i zdaje się, że wiem już o co kaman. Jesteś stuknięta, ale to wiedziałem zawsze. Postanowiłem Cię wspierać w Twoich pasjach. Oficjalnie potwierdzam, że uznaję Cię za klacz-liderkę w naszym stadzie. Możesz mnie rozstawiać po kątach i kontrolować mój ruch. Przypominam Ci tylko, że ja tu jestem ogierem. Będę chronił źrebaka i odgonię też każdego pajaca, jaki przyfika do mojej kobyły. A Ty pamiętaj, że spełniam w stadzie funkcje rozpłodowe i zamierzam się poświęcić temu obowiązkowi bez reszty. Kapujesz?
10:6 dla Kuby. Damn…
Autor: Ania Kategoria: Z MOJEGO ŻYCIA