Mamy w tej chwili ponad 30 koni w stajni. No, niezupełnie w stajni, bo większość czasu nasze stada spędzają na pastwiskach. I liczba mnoga – stada – jest jak najbardziej poprawna. Nasze konie nie tworzą jednolitego stada; na to jest ich po prostu za dużo. Mamy kilka stad: w zależności od dnia jest to 3-4, a nawet 5 osobnych stad. To zupełnie naturalne – dzikie konie też nie biegają w tabunach po kilkadziesiąt sztuk. Dzikie stado liczy kilkanaście osobników. Nasze wyobrażenie dzikich koni to lecąca galopem setka zwierząt. W rzeczywistości grupa dzikusów jest mniejsza maksymalnie przyjmując liczbę 20 sztuk końskich czaszek. Takiej grupie łatwiej się poruszać, ukrywać przed drapieżnikami, znaleźć źródło pożywienia i wody. Nasze domowe koniki też przestrzegają tej zasady zgodnie z wgranym w ich system operacyjny atawistycznym wzorcem. Dlatego od lat już mamy na pastwiskach kilka stad, a ich liczebność i lista członków zmienia się dynamicznie w zależności od dnia, kondycji koni i ilości wypasanych na danym terenie zwierząt.
Nasze stada łączą się najpierw poprzez pierwsze przyjaźnie – te konie, które trafiają do naszej stajni trzymają się u boku towarzyszy transportu lub innych „nowych” i niepewnych siebie nabytków. I tak Goethine pasie się zawsze przy Coco (jechały razem w bukmance z Niemiec, choć nie znały się wcześniej), dołączyła do nich nowa w tym samym okresie Chilli. Źrebięta długo pozostają przy bokach matek, z czasem porzucając ich opiekę. Młodzież urodzona tego samego roku trzyma się w kupie i łączy w stado. W grupowaniu naszych koni mistrzem jest Mirek – nasz stajenny. On najlepiej wie, które konie można zamknąć w jednej zagrodzie, które spokojnie mogą stanąć w jednym boksie, a których absolutnie nie powinno się łączyć. Sympatie i antypatie naszych koni zna na pamięć. I tak mamy stado arystokracji – te konie, które nie pracują w stałej rekreacji (Goethine, Coco, Nowela, Iliada, Ismin, Kołysanka itd.), stado emerytów (Czubajka, Raszdi, Nefryt, Arkana itd.), stado prymitywów (haflingery i hucuły) – to tak z grubsza, bo stada, jak wspomniałam, się mieszają. Nasze puszczone na łąki konie same dobierają się w grupki, tworzą je i modulują według własnych zasad. Jakie to zasady? Jak człowiek może spróbować stworzyć zgrane stado? Posłuchajcie, do jakich wniosków doszłam po obserwacjach i analizach opinii Mirka.
Jeżeli w stajni jest ponad 20 koni to trzeba liczyć się z tym, że trudno będzie z nich stworzyć bezkonfliktową grupę. Można, owszem wypasać je na jednym pastwisku, tak jak my robimy w naszej stajni. Tylko trzeba pamiętać, by to pastwisko było wielkopowierzchniowe, bo wtedy utworzone naturalnie małe grupy końskie mają możliwość utrzymywania odległości od siebie i nie wchodzą sobie w paradę. Takie duże pastwisko zawiera w sobie opcję „unikania konfrontacji”, tylko trzeba sprawdzić, czy nie ma żadnych ślepych zaułków i innych „kozich rogów” do zapędzania.
Rotacja w naszym stadzie jest niewielka, ale jednak czasem dorzucamy do stawki nowe konie (kupione czy wstawiane w pensjonat), rodzą się też źrebięta. Czasem konie odchodzą z naszej stajni (w tym roku straciliśmy emerytkę Czarę; padła parę miesięcy po 30-tych urodzinach), niektóre też sprzedajemy i jadą do nowych domów. O tym, jak zintegrować z grupą nowego konia pisałam tutaj. Pomimo tej rotacji w naszej stajni trzon naszego końskiego tabunu jest raczej stabilny, a to pomaga w harmonijnym współżyciu stada. Nasze konie dobrze się znają, niekoniecznie wszystkie się lubią, ale każdy ma jakiegoś kumpla, partnera, z którym jest mu łatwiej i przyjemniej żyć w stadzie.
Jeśli jednak przychodzi do wypasu na mniejszych wybiegach (mamy takie dwa, rotacja po pastwiskach jest spora, bo przecież trawa musi mieć czas trochę się odrodzić po wypasach naszych żarłoków) to już musimy dobierać grupy, by uniknąć konfliktów. Niektórych koni absolutnie nie zamykamy razem na jednym wybiegu, bo jest pewne, że skończy się to niepotrzebną agresją i walką. Czasem nie chodzi nawet o konflikt zbrojny, ale zwyczajny mobbing – jednostki słabsze, stojące niżej w hierarchii, a pozbawione opieki partnera ze swojej grupy są przez inne konie odganiane od jedzenia, wody i przeganiane na każdym kroku. To nie wpływa dobrze na zdrowie psychiczne i staramy się tego unikać. Czym więc należy się kierować tworząc grupę koni?
Przede wszystkim zwróćcie uwagę na wzajemną tolerancję czy więzi łączące konie. Bardzo tolerancyjne są, jak zauważyłam, kuce i wszelkie prymitywy. Nasze hucuły, walijczyki, szetlandy, a wcześniej koniki polskie zawsze dobrze się dogadywały. Konflikty w grupach kuców trafiają się rzadko i nawet taki bandyta jak konik polski Morus stawiał się tylko dużym koniom, zostawiając „współplemieńców” w spokoju bez względu na ich charakter i społeczną rangę. Tak samo tolerancyjne są podobno konie zimnokrwiste. Tu nie mam za dużo doświadczenia obserwacyjnego, bo mogę się opierać tylko na Lorenzo, od którego trudno było wymagać stworzenia stada z sobą samym. Ale za to Lorenzo pokochał wielką miłością haflingery i pasł się tylko z nimi. Halfki zawsze trzymały się blisko swojego wielkiego miśka, a on potrafił w ich obronie przechodzić do ataku – tak ruszył pełnym galopem na paralotniarza, którzy chciał porobić koniom zdjęcia. Na początku Lorek tylko strzygł uszami i obserwował gościa w powietrzu i gdy inne konie zaczęły uciekać Lorek wciąż stał przy swoich halfkach. A kiedy do ucieczki na znak-sygnał czapką od Rozy zerwały się też haflingery Lorek wystartował z nimi. I początkowo galopował z tyłu, aż znudziła mu się ta zabawa. Za gruby był na takie biegi. Postanowił zakończyć ten proceder i odwróciwszy się w stronę paralotniarza zniżającego lot, Lorenzo ruszył na niego pełnym galopem. Odganiał go tak kilkakrotnie i nie dał się zbliżyć do swojej rodziny. Jak prawdziwy ogier, choć był wałachem. A, no właśnie:
Płeć ma spore znaczenie w tworzeniu harmonijnej i bezkonfliktowej grupy. Tak, podobno baby są kłótliwe i trudne we współżyciu. Nie u koni. Zauważyłam, że grupy z przewagą klaczy są bardziej zgrane i spokojne. Im więcej wałachów w grupie, tym więcej sporów i nieporozumień. Koedukacyjne grupy lepiej dobierać tak, by przeważały kobietki. Bo wałachy są, owszem, spokojne i zrównoważone pod siodłem, ale w grupie klaczy czasem zaczynają prezentować zachowania typowe dla ogierów. A to już rodzi konflikty. Nasze grupki same liczebnie ograniczają liczbę wałachów – zawsze przeważają klacze. I to najczęściej wałachy migrują między grupami.
Nie bez znaczenia jest też wiek koni. To dosyć oczywiste, że jeśli do grupy starszych koni wrzucimy jakiegoś młodzika, to będzie miał niełatwy żywot. Starsze konie nie będą nastolatkowi nic ułatwiać, a to rzutuje na prawidłowy rozwój psychiczny. Możemy jednak dołączyć do grupy dojrzałych koni np. parkę czy kilka sztuk młodych koni. Tu już oparcie w partnerze-równolatku będzie silne, a nauka życia stadnego będzie z korzyścią dla młodych. Ta sama zasada dotyczy starych koni. Pojedynczy emeryt może sobie w grupie nie radzić i mieć problem z dostępem do jedzenia i ogólnymi relacjami społecznymi. Ale już np. para emerytów powinna się w grupie odnaleźć. Widziałam to w przypadku naszej Czary. Całe życie nienawidziły się z Arkaną i nigdy nie pasły się razem, a z upływem czasu pozycja Czarki spadała i w końcu tylko oparcie w kilka lat młodszej Arkanie pozwalało jej funkcjonować w stadzie bez konfliktów. Ta zasada posiadania partnera-towarzysza odnosi się do kolejnego punktu istotnego w łączeniu koni w stado:
Liczba koni. Jeśli grupa jest niewielka, tak powiedzmy kilka sztuk to najlepiej, by liczba ta była parzysta. Konie często dobierają się parami i kumplują w dwójkach. Przy nieparzystej liczbie koni w grupie może się zdarzyć, że jakiś nieszczęśnik nie będzie miał partnera i zostanie samotnikiem, czując się wykluczony. To nie pomaga w utrzymaniu zdrowia psychicznego, a przez to rzutuje na użytkowanie konia i jego relacje z ludźmi. Jeśli grupa liczy ponad 10 sztuk to już mniejszy problem, bo konie mogą podobierać się w pary, trójki i inne konstelacje. W większej grupie nie wszystkie mają potrzebę nawiązywania więzi partnerskim tylko z jednym osobnikiem.
I najciekawsze, a jestem pewna, że nie błądzę tu w moich teoriach, bo nie tylko ja to zaobserwowałam – umaszczenie. Wiecie, że jeden karusek w grupie siwków ma przerąbane? Tak samo jak jeden siwek wśród gniadoszy. Nie wiem dlaczego, ale nasze konie nie akceptują „odmieńców”. O tym, jak Czardasz traktował pierwszego w naszej stajni srokacza – Nefryta pisałam Wam tutaj. Zauważyłam też, że więzi partnerskie konie również nawiązują się w oparciu o maść. Czubajka i Raszdi to świetnie zgrany duet, a mają całkowicie odmienne charaktery – Czubajka jest dominująca i apodyktyczna, Raszdi to fajtłapa i popychadło. Ale nie dla Czubajki, która go szanuje. To świetny układ, bo bardzo chroni Raszdiego – pamiętajcie, by zawsze trzymać się zasady, że koń o niskiej pozycji w stadzie musi być akceptowany przynajmniej przez jednego członka grupy z czołówki. To wystarczy, by ochronić go przed nietolerancją reszty, a więc atakami i mobbingiem przy paśniku czy poidle. A wracając do znaczenia umaszczenia – jeśli macie w stadzie same maści ciemne (gniade, kare i kasztanki) to wrzucony do tej ciemnej masy siwek raczej nie zostanie zaakceptowany. Jeśli wrzucicie ciemnocie dwa jasne promyczki pójdzie już łatwiej. Takiego znaczenia w procesie akceptacji konia w stadzie nie ma ani rasa ani wielkość (grupa może mieścić zimnokrwistego zwalistego Lorenzo i kucowatą haflingerkę Tajgę). Maść konia ma jednak znaczenie. A podobno nie powinno się oceniać po wyglądzie i doceniać to, co jest w środku…
Nasze stada na ogół funkcjonują bez konfliktów. Zdarzają się jakieś nieporozumienia, zdarza się mobbing, ale wystarczy drobna korekta z naszej strony i już nikt nie jest pokrzywdzony. Zazwyczaj nasze konie regulują to same – nieakceptowany po prostu zmienia stado i przyłącza się do bardziej tolerancyjnych i ugodowych grupek, szukając sprzymierzeńców wiekowych (innych emerytów czy innych nastolatków) czy walcząc o nową pozycje i zmieniając hierarchię w istniejącej grupie. Wszystkie konie się dobrze znają, a więzi zacieśniają dobierając partnerów same i unikając nieprzyjaciół poprzez trzymanie się zadu silniejszego towarzysza. I tak to funkcjonuje od lat.
A tak przy okazji rozważań stadnych odświeżcie sobie ten wpis – Specyfika końskiego stada – pisałam tam m.in. o tym, jak budowana jest hierarchia w stadzie i jakie czynniki mają wpływ na pozycję konia wśród towarzyszy. Hierarchia w końskim stadzie jest dynamiczna i zmienna, ale zasady jej budowania są stałe. I warto je poznać, bo to też pomaga w tworzeniu zgranej grupy.
Tworzymy stado – najlepszy dobór koni
Mamy w tej chwili ponad 30 koni w stajni. No, niezupełnie w stajni, bo większość czasu nasze stada spędzają na pastwiskach. I liczba mnoga – stada – jest jak najbardziej poprawna. Nasze konie nie tworzą jednolitego stada; na to jest ich po prostu za dużo. Mamy kilka stad: w zależności od dnia jest to 3-4, a nawet 5 osobnych stad. To zupełnie naturalne – dzikie konie też nie biegają w tabunach po kilkadziesiąt sztuk. Dzikie stado liczy kilkanaście osobników. Nasze wyobrażenie dzikich koni to lecąca galopem setka zwierząt. W rzeczywistości grupa dzikusów jest mniejsza maksymalnie przyjmując liczbę 20 sztuk końskich czaszek. Takiej grupie łatwiej się poruszać, ukrywać przed drapieżnikami, znaleźć źródło pożywienia i wody. Nasze domowe koniki też przestrzegają tej zasady zgodnie z wgranym w ich system operacyjny atawistycznym wzorcem. Dlatego od lat już mamy na pastwiskach kilka stad, a ich liczebność i lista członków zmienia się dynamicznie w zależności od dnia, kondycji koni i ilości wypasanych na danym terenie zwierząt.
Nasze stada łączą się najpierw poprzez pierwsze przyjaźnie – te konie, które trafiają do naszej stajni trzymają się u boku towarzyszy transportu lub innych „nowych” i niepewnych siebie nabytków. I tak Goethine pasie się zawsze przy Coco (jechały razem w bukmance z Niemiec, choć nie znały się wcześniej), dołączyła do nich nowa w tym samym okresie Chilli. Źrebięta długo pozostają przy bokach matek, z czasem porzucając ich opiekę. Młodzież urodzona tego samego roku trzyma się w kupie i łączy w stado. W grupowaniu naszych koni mistrzem jest Mirek – nasz stajenny. On najlepiej wie, które konie można zamknąć w jednej zagrodzie, które spokojnie mogą stanąć w jednym boksie, a których absolutnie nie powinno się łączyć. Sympatie i antypatie naszych koni zna na pamięć. I tak mamy stado arystokracji – te konie, które nie pracują w stałej rekreacji (Goethine, Coco, Nowela, Iliada, Ismin, Kołysanka itd.), stado emerytów (Czubajka, Raszdi, Nefryt, Arkana itd.), stado prymitywów (haflingery i hucuły) – to tak z grubsza, bo stada, jak wspomniałam, się mieszają. Nasze puszczone na łąki konie same dobierają się w grupki, tworzą je i modulują według własnych zasad. Jakie to zasady? Jak człowiek może spróbować stworzyć zgrane stado? Posłuchajcie, do jakich wniosków doszłam po obserwacjach i analizach opinii Mirka.
Jeżeli w stajni jest ponad 20 koni to trzeba liczyć się z tym, że trudno będzie z nich stworzyć bezkonfliktową grupę. Można, owszem wypasać je na jednym pastwisku, tak jak my robimy w naszej stajni. Tylko trzeba pamiętać, by to pastwisko było wielkopowierzchniowe, bo wtedy utworzone naturalnie małe grupy końskie mają możliwość utrzymywania odległości od siebie i nie wchodzą sobie w paradę. Takie duże pastwisko zawiera w sobie opcję „unikania konfrontacji”, tylko trzeba sprawdzić, czy nie ma żadnych ślepych zaułków i innych „kozich rogów” do zapędzania.
Rotacja w naszym stadzie jest niewielka, ale jednak czasem dorzucamy do stawki nowe konie (kupione czy wstawiane w pensjonat), rodzą się też źrebięta. Czasem konie odchodzą z naszej stajni (w tym roku straciliśmy emerytkę Czarę; padła parę miesięcy po 30-tych urodzinach), niektóre też sprzedajemy i jadą do nowych domów. O tym, jak zintegrować z grupą nowego konia pisałam tutaj. Pomimo tej rotacji w naszej stajni trzon naszego końskiego tabunu jest raczej stabilny, a to pomaga w harmonijnym współżyciu stada. Nasze konie dobrze się znają, niekoniecznie wszystkie się lubią, ale każdy ma jakiegoś kumpla, partnera, z którym jest mu łatwiej i przyjemniej żyć w stadzie.
Jeśli jednak przychodzi do wypasu na mniejszych wybiegach (mamy takie dwa, rotacja po pastwiskach jest spora, bo przecież trawa musi mieć czas trochę się odrodzić po wypasach naszych żarłoków) to już musimy dobierać grupy, by uniknąć konfliktów. Niektórych koni absolutnie nie zamykamy razem na jednym wybiegu, bo jest pewne, że skończy się to niepotrzebną agresją i walką. Czasem nie chodzi nawet o konflikt zbrojny, ale zwyczajny mobbing – jednostki słabsze, stojące niżej w hierarchii, a pozbawione opieki partnera ze swojej grupy są przez inne konie odganiane od jedzenia, wody i przeganiane na każdym kroku. To nie wpływa dobrze na zdrowie psychiczne i staramy się tego unikać. Czym więc należy się kierować tworząc grupę koni?
Nasze stada na ogół funkcjonują bez konfliktów. Zdarzają się jakieś nieporozumienia, zdarza się mobbing, ale wystarczy drobna korekta z naszej strony i już nikt nie jest pokrzywdzony. Zazwyczaj nasze konie regulują to same – nieakceptowany po prostu zmienia stado i przyłącza się do bardziej tolerancyjnych i ugodowych grupek, szukając sprzymierzeńców wiekowych (innych emerytów czy innych nastolatków) czy walcząc o nową pozycje i zmieniając hierarchię w istniejącej grupie. Wszystkie konie się dobrze znają, a więzi zacieśniają dobierając partnerów same i unikając nieprzyjaciół poprzez trzymanie się zadu silniejszego towarzysza. I tak to funkcjonuje od lat.
A tak przy okazji rozważań stadnych odświeżcie sobie ten wpis – Specyfika końskiego stada – pisałam tam m.in. o tym, jak budowana jest hierarchia w stadzie i jakie czynniki mają wpływ na pozycję konia wśród towarzyszy. Hierarchia w końskim stadzie jest dynamiczna i zmienna, ale zasady jej budowania są stałe. I warto je poznać, bo to też pomaga w tworzeniu zgranej grupy.
Autor: Ania Kategoria: NATURAL