Nie samym owsem konie żyją
Odpowiednie żywienie koni to podstawa zdrowia zwierzęcia i jego udanego użytkowania. Na wychudzonym, głodnym zwierzęciu daleko nie zajedziesz, wiadomo. Nie jest to jednak całkiem prosta sprawa, bo konie są raczej delikatne i niedoświadczonej osobie łatwo konia złym żywieniem wyprawić na drugą stronę. Jak już Wam pisałam, konie nie potrafią wymiotować. Cokolwiek wrzucicie w konia z przodu, musi wyjść tyłem, albo go zabić. Zaburzenia trawienne bardzo często kończą się śmiercią! Dlatego przy karmieniu koni należy przestrzegać kilku ważnych zasad:
- konie mają krótki przewód pokarmowy. Podawane im porcje nie mogą być zbyt duże. Pasza ma być podawana często, ale w mniejszych ilościach. Zrzucenie koniowi trzech wiader owsa do żłobu może go zabić.
- żołądki koni są bardzo delikatne. Pasza musi być jakościowo dobra, czysta, niezanieczyszczona.
- konie są wrażliwe. Wszelkie zmiany żywieniowe należy wprowadzać powoli. Jeśli wrzucacie w końskie menu jakąś nowość to róbcie to stopniowo. To samo dotyczy pierwszych wiosennych wypasów – nie wypuszczajcie koni na łąkę na cały dzień; najpierw zostawcie go na krótko, a potem wydłużajcie mu ten czas przez około tydzień.
- pożywienie powinno być urozmaicone – nie samym owsem konie żyją. Podawajcie pasze treściwą, pasze objętościowe, uzupełniające.
Do pasz treściwych zaliczamy to żarcie, które jest najbardziej…hmmmm..treściwe. Podstawą jest oczywiście owies, oprócz niego podaje się koniom też jęczmień, kukurydzę, siemię lniane, pszenicę itp. Pasze objętościowe to te, które zapełniają koniom żołądek, ale nie są tak energetyczne. Na chłopski rozum – spora objętość, mało treści=pasza objętościowa; dużo treści w małej objętości=pasza treściwa. Te objętościowe to siano, słoma, susz z zielonki oraz pasze soczyste czyli zielonka pastwiskowa, marchew, buraki, jabłka itd.
Odkąd pamiętam podstawą żywieniową w naszej stajni jest owies. Nie jestem specjalistą ds. żywienia i nie wiem, jak to się stało, że koń tak nierozłącznie kojarzony jest z owsem, bo sam owies nie brzmi mi jak naturalne pożywienie konia. Jakoś nie widzę w wyobraźni mustangów, które uprawiają sobie pola i zbierają plony kombajnami, by na zimę nic im nie brakowało. A jednak – najpopularniejszą w Polsce paszą treściwą jest w żywieniu koni owies i sprawdza się od lat. W naszej stajni stosowany z powodzeniem od ponad dwudziestu lat przy zastosowaniu niżej wymienionych reguł:
- Ziarno musi odleżeć przynajmniej 6 tygodni – nie wolno skarmiać go od razu po zbiorach! Taka świeżyna podrażnia układ pokarmowy i może prowadzić do zakolkowania;
- Owies musi być suchy, czysty, be zapachu. Ziarna mokre, podgniłe, zalatujące pleśnią to śmieć, a nie karma dla zwierząt;
- Ziarna nie mogą być przemieszane z nasionami chwastów i innym badziewiem. Czasem zdarza się partia zanieczyszczona np. piaskiem – taki owies należy przed podaniem przesiać.
- Najmniej strat generuje podawanie owsa gniecionego. W ten sposób powinien być on podawany koniom młodym oraz tym schorowanym, starym. My gnieciemy owies wszystkim naszym koniom – ten podawany w całości bardzo często w całości z koni wychodził drugą stroną. Strata niewielka, bo nasze kury czuwają i są wszędzie, więc nic nie ginie w naszej usteckiej przyrodzie. Mimo wszystko jednak szkoda tych ziaren na pazerne kurze żołądki. A owies gnieciony dociera gdzie trzeba i tam zostaje. Jeśli podaje się owies gnieciony (nazywany też śrutowanym) to należy go gnieść tuż przed podaniem. Zostawiony zbyt długo w tej formie utleni koniferynę, a więc straci większość ze swoich wartości. Dodatkowo następuje w nim rozkład witamin z grupy B, bardzo ważnych. Dlatego nie warto gnieść sobie owsa „na zapas”, lecz podawać krótko po ześrutowaniu.
- Owies ma działanie pobudzające, wzmacniające. Nie dziw się, że energia roznosi konia, który dostaje normalną dawkę owsa, a Ty nie miałeś czasu na niego wsiąść i przestał biedak tydzień w boksie. No po prostu się nie dziw. Sam mu zapodałeś energetyk, to teraz bryka. Lajf.
Z pasz objętościowych nasze konie dostają całe spektrum – siano, słoma, sianokiszonka, zielonki, rośliny okopowe. Dodatkowo mają suplementację w postaci lizawek solnych – bez nich piją morską wodę; same czują, że czegoś im brak. Natomiast z pasz treściwych zawsze panowała u nas hegemonia owsa. Nie dajemy jęczmienia i kukurydzy, bo nasze konie nie potrzebują podtuczania. Siemię lniane mama podawała w stanie rozgotowanym Raszdiemu (zawsze miał problemy z przewodem pokarmowym) oraz okazyjnie tym osłabionym czy rekonwalescentom. To naprawdę sporadyczne przypadki. Owies królował i panował niepodzielnie w Stajni ANKA. Odstępstwa od tej monotonii następowały w czasie krycia klaczy – dla kobył źrebnych, a potem karmiących mama zamawiała specjalistyczne granulaty. Teraz mama reaktywowała hodowlę i zleciła mi poszukiwania suplementów dla klaczy źrebnych. I wiecie co? Nie samym owsem konie żyją!
Bo po co mam zamawiać suplementację do owsa, jeśli mogę zakupić gotową paszę? I z całej masy propozycji wybrałam nie tylko paszę dla klaczy hodowlanych, ale zainteresowałam się szerzej żywieniem koni rekreacyjnych. Koń rekreacyjny to koń, który pracuje nierekreacyjnie. Serio. Zastanówcie się – Wy jeździcie sobie rekreacyjnie, traktujecie jazdę konno jako rodzaj rozrywki i przerywnik w szarej codzienności. A koń rekreacyjny pracuje codziennie, z kilkoma różnymi jeźdźcami. To nie jest jego hobby, tylko Wasze. To Wasza rekreacja, a jego praca. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że koń-rekreant odwala cięższą harówę niż ten sportowy. Bo sportowiec pracuje pod jednym jeźdźcem, treningi ma urozmaicone, zapewnioną profesjonalną opiekę, masaże, solarium, kąpiele, wcierki. O sportowca się dba. A rekreanta się trzyma i karmi. Rekreant ma robić swoje i zarabiać kasę. Nasze konie nie pracują dużo. Cały rok łażą po pastwiskach i pierdzą, w weekendy chodzą pod szkółkowiczami. Latem każdy z naszych koni pracuje po 4-5 godzin dziennie. Z przerwami na wypoczynek, oczywiście. Ale jednak. Po rocznym opędzaniu się od bąków wdrażają się wraz ze swoją kondycją pastwiskową w regularną, codzienną pracę. Mogłyby pracować więcej, i wiem że w wielu stajniach konie tak pracują. U nas po prostu nie ma tej potrzeby – konie chcemy mieć w dobrej kondycji, nie mogą być przemęczone, bo obozowicze nie mieliby z nich żadnej frajdy. Zapotrzebowanie obozowiczów zaspokajamy, a na więcej nie mamy parcia. Nasze konie nie są kondycyjnie gotowe, by po zimowo-jesiennym nicnierobieniu nagle dostać się w tryby katorżniczej pracy. To specyfika stajni położonej nad morzem – jazda konna zimą tu umiera (z braku krytej ujeżdżalni) i kwitnie latem. Jednakże większość stajni rekreacyjnych pracuje regularnie cały rok, a ich rekreacyjne konie wyrabiają sobie kondycję sportową. I chociaż sportowcom zapewnia się odżywki, suplementy, regularną opiekę medyczną i inne bajery, to zwykły rekreant nie jest tak doceniany. I tu tkwi błąd.
Odpowiednie żywienie to podstawa hodowli i użytkowania konia. Ten rekreacyjny musi być wytrzymały, odporny i pełen energii. A ja wiem, że owies to nie wszystko co można mu zaproponować. Z szerokiej gamy produktów paszowych polecam Wam te od Masters Polska. Ich pasze konie w Holandii zjadają od prawie 140 lat. Od kilku lat dostępne są też w Polsce. Ja wybrałam dla naszych rekreacyjnych sportsmenów paszę Basis Sport.
Dlaczego taką?
- ta pasza zawiera szerokie spektrum treści, których nasze konie nie znają, a powinny. Chodzi tu o pszenicę, jęczmień, kukurydzę oraz otręby owsiane, łuskę sojową, melasę z buraków cukrowych, płatki z nasion lnu, siemię lniane i inne bajery. Ma formę granulatu i jest kompleksową paszą treściwą.
- Basis Sport nie zawiera owsa. I to zaleta. Z dwóch powodów. Po pierwsze nie powoduje nadpobudliwości. Znacie to? Koń podkarmiony ładnie owsem, a pozbawiony możliwości wybiegania nadmiarów uzyskanej energii będzie pod siodłem szukał wentyla, by spuścić tę parę. Nie raz słyszałam stwierdzenie, że „trzeba mu owies uciąć, bo bryka”. Te konie, które dużo pracują, a przerw i zwolnień chorobowych nie mają, wykorzystują energię z owsa do pracy. A gdy pojawia się nadmiar trzeba go wyskakać. Brak zawartości owsa w granulacie Masters to eliminacja problemu nadpobudliwości u koni. A druga zaleta braku owsa jest jeszcze lepsza – możesz ten owies dodać sam:) U nas to strzał w dziesiątkę – owsa mamy pełne silosy, a mieszanie granulatu z naszym owsem zapewni nam oszczędność. Konie mają i owies (choć okrojony w porównaniu do poprzednich porcji) i zbilansowany, kompletny granulat, który zapewnia im poprawę kondycji i urozmaica posiłek. A jeśli któryś ma zmniejszoną ilość pracy to wystarczy uciąć mu owies i karmić samym granulatem, zapewniając zbilansowany, pełnowartościowy posiłek.
- tej paszy nie trzeba w żaden sposób dodatkowo suplementować. Jest w niej wszystko, co powinien otrzymać rekreacyjny, pracujący koń. Nie potrzeba dorzucać witamin, minerałów. I już.
- granulat można podawać dużym koniom, kucom; nie ma znaczenia płeć, rasa, wiek. Żadnych restrykcji i pilnowania, kto dostaje co. Cała stajnia jedzie na jednym produkcie. Wygoda.
Pasza ma formę granulatu – chętnie próbowanego przez konie, łatwego do mielenia końską żuchwą i przyswajalnego w 100%. Nasze kury będą zrozpaczone:)
Granulaty i zbilansowane pasze dla koni są wciąż w Polsce traktowane jak dodatek. Przywiązaliśmy się do owsa i uznaliśmy je za podstawę żywieniową naszych nieparzystokopytnych. A żywienie kompleksowymi karmami powinno być normą. Tylko w ten sposób zapewnimy koniom pełne spektrum wartości, których potrzebują, by utrzymać zdrowie, dobrą kondycję, odporność na choroby i energię do wymaganej od nich pracy. Tak to działa w innych krajach. Nasz Lorenzo pojechał dwa miesiące temu do nowego domu w Luksemburgu. Jego właściciel, uprzedzony przez nas, że koń karmiony był owsem, musiał specjalnie dla Lorka kupić owies, by przestawić go na nową paszę stopniowo. Bo jego konie owsa nie dostają. Karmione są pełnowartościowym granulatem. I to jest ich norma. Lorenzo na nowej diecie czuje się świetnie i nie podejrzewam, by za owsem tęsknił. Nie podejrzewam też, że tęskni za nami, bo trafił w takie warunki, w jakich ja sama mogłabym mieszkać. Z mężem i dwójką dzieci. Farciarz.
Wpis powstał we współpracy z Masters Polska, której dziękuję za zainteresowanie mnie tym tematem.
Mesz i lucerna – krótka opowieść o tym, jak chuchamy na Raszdiego
Nasz Raszdi to koń idealny. Uwielbiam go niezmiennie od lat. Bardzo wielu lat. Przez te lata ja nie postarzałam się w ogóle, ale on niestety znacznie się posunął. Kwestia genów – ja będę wiecznie młoda (i żywa – jak Lenin), ale Raszdi zawsze był wątłego zdrowia. A zaraz stuknie mu już 20-stka. Nawet w swym młodszym wydaniu Raszdik nigdy nie był okazem zdrowia. Wieczne problemy gastryczne, kolkowanie, przerosty zębów. No i ten wygląd – zawsze zazdrościłam mu braku skłonności do tycia :) Raszdiego trudno jest odkarmić i dlatego mimo najróżniejszych metod narzucenia mu sadełka zawsze miał sterczące guzy biodrowe i anorektyczną sylwetkę. Taki typ. I choć drażnił mnie ten jego wygląd zabiedzonej szkapy to doceniałam wszystkie jego zalety, a ma ich multum! Raszdi to wspaniały koń. Idealny. To tzw. koń-profesor – na pewno znacie ten typ. Świetny pod siodłem – nada się dla początkującego, którego bezpiecznie dowiezie, gdzie trzeba, a na padoku posłusznie wykona wszystkie polecenia, nie wykorzystując braku doświadczenia jeźdźca. Na etacie profesorskim świetnie sprawdza się też jako partner zaawansowanych jeźdźców. Skacze z piękną techniką, wykonuje wiele elementów ujeżdżenia, jest pojętny i szybko się uczy. I ten charakter! Raszdi jest nastawiony na współpracę, na podporządkowanie się i wykonywanie poleceń lidera. Nawet w stadzie biedak nigdy nie dochapał się wysokiej pozycji, a w kontakcie z ludźmi jego uległość i poszukiwanie oparcia są bezcenne. To konik stworzony do pracy naturalem, niczego nie kwestionuje, słucha i skupia się, by zrobić to, czego od niego wymaga człowiek. I gdyby można było go sklonować, to właściwie nie potrzebowalibyśmy reszty stada. Trzydzieści takich siwków w stajni ANKA i mamy bezpieczną, choć mało urozmaiconą rekreację na wysokim poziomie. Niestety, czas leci, a nasz Raszdi ma już konkretnie zmniejszoną dawkę pracy i właściwie tylko sobie trochę dorabia do emerytury. Brakuje go bardzo, bo jemu zawsze można było zaufać. Ale trudno – młodsza Roza przejęła część jego obowiązków etatowych (początkujący jeźdźcy), a młodzież wyręcza siwego dziadka w pracy z ambitniejszymi jednostkami. A sam Raszdi skupia się obecnie na nadrabianiu wątłej kondycji. Mamy nadzieję, że popracuje jeszcze w sezonie, choć na pewno niezbyt intensywnie. Póki co łazi po pastwisku i korzysta z zasłużonego urlopu. Jednak jego wiek i zdrowie, które zawsze było dość mizerne odbijają się w wyglądzie zewnętrznym naszego przyjaciela. I tu już musimy cherlaka wspomagać.
Zawsze „dożywialiśmy” naszego chuderlaczka dodatkami paszowymi i w porównaniu do reszty koni dostawał też częstsze porcje. I tak przecież wszystko przez niego przelatywało niemal bez śladu. Wspomagaliśmy go też suplementami, dopieszczaliśmy smakołykami, tuczyliśmy wysokokaloryczną paszą. A Raszdi pracował chętnie, miał błyszczącą sierść i zadowolenie w oczach, a bonusowo chudy zad, zapadnięte boki, pod skórą ukazujące się przy wygięciach żebra i guzy biodrowe sterczące jak Himalaje. Taka jego uroda, musieliśmy się pogodzić z antyreklamą, jaką beztrosko nam robił. I godziliśmy się, dopóki koń był fizycznie zdrowy, sprawny i pełen energii. Ale tej zimy po Raszdim niestety widać już zaawansowany wiek. I uznaliśmy, że trzeba znów wspomóc naszego cherlaka w trudnym okresie jesienno-zimowym. Odżywianie Raszdiego nie może dziś już polegać na dodawaniu masy, bo nasz starszy pan nie bardzo ma jak wyrabiać potem rzeźbę :) Zamiast więc jak zwykle tuczyć anorektyka, zdecydowaliśmy się wzmocnić i odżywić geriatryka. I zaopatrzyliśmy się w mesz i lucernę.
DLACZEGO MESZ?
Zacznijmy od wyjaśnienia czym jest mesz. Wiecie? Mesz to mieszanka zbóż (zmielonych), otrębów, warzywnych pulp i olejów. Jest aromatyczny, pachnący i smakowity. To znaczy dla konia, bo mi nie bardzo smakuje. Skład meszu różni się w zależności od producenta. Kiedyś w naszej stajni producentem meszu była mama. Mi.in właśnie dla Raszdiego, ale też dla rekonwalescentów i niejadków przygotowywała mesz wiadrami. Rany, ile z tym było roboty! Gotowanie, mieszanie, gary zawalone, żar w kuchni. Mesz był oczywiście pyszny, ale dość ubogi w porównaniu do tego, co Raszdi dostaje teraz. Bo teraz postawiłam na markę, którą znam i której ufam – Masters Polska. Ich mesz ma w składzie: jęczmień, grysik pszeniczny, pulpę buraczaną, płatki owsiane granulowane, lucernę, kukurydzę, plewy soi, olej sojowy, melasę z trzciny cukrowej, makuch lniany, wapno paszowe, tlenek magnezu, chlorek sodu, monocal. Uff, spisałam wszystko :) A mesz mamy miał w składzie: owies, otręby pszenne, siemię lniane, sól i masę czasu zmarnowanego przy garach. A dlaczego właśnie mesz dla Raszdiego? Przede wszystkim dlatego, że ma chłopak delikatny układ pokarmowy, a mesz jest lekkostrawny i łagodny dla gastro-wrażliwców ze względu na zawarte oleje (len), co ładnie ośluzowuje koniom „wnętrze” i ułatwia proces trawienny. No i mesz jest bardzo odżywczy, bogaty w witaminy i mikroelementy. Dzięki zawartości kwasów Omega mesz doskonale wzmacnia, poprawia odporność i regeneruje. Jest „lekarstwem”, które koń chętnie przyjmuje. W naszej stajni jeszcze żaden koń nie odmówił zjedzenia porcji meszu. Zdarzały się dziwaki odrzucające granulaty, brzydzące się smakołykami, a niektóre wybredne jednostki potrafiły zostawiać w żłobie ćwiartki jabłek (stuknięty Hetman). A mesz jedzą wszystkie. Co więcej – mesz poprawia też apetyt – niejadek Raszdi potwierdza!
DLACZEGO LUCERNA?
I najpierw – co to jest lucerna? To po prostu roślina. Uprawna, ale łatwo dziczejąca. My na przykład mamy lucernę na naszej łące :) Konie radzą sobie z nią na bieżąco. A w okresie jesienno-zimowym podawanie lucerny to strzał w dziesiątkę! Lucerna jest bardzo bogatym źródłem wapnia. Wzmacniamy lucerną odporność naszych koni, pomagamy rozbudowywać mięśnie i utrzymać kondycję po sezonie, otulamy ich żołądki włóknami i zaokrąglamy boczki. Pisałam Wam już o tym, jak ważna jest pasza objętościowa w okresie zimowym (tutaj), a lucerna wspaniale tę paszę wzbogaca i uzupełnia. Masters proponuje lucernę melasowaną, a więc bardziej energetyczną, nie pylącą (ważne dla kaszlaków) i bogatą we wzmacniające żelazo. Anemik Raszdi docenia :)
Na takiej diecie Raszdi wyrabia formę od 1,5 miesiąca. Nie tylko Raszdi, bo reszta stada też dostaje porcje meszu i lucerny, ale w ilościach mniejszych i nieregularnych ze względu na cięcia budżetowe, niestety ehh… Emeryci są rozpieszczani, rekonwalescentka Chilli też – po operacji wzmacniamy jej lucerną mięśnie i więzadła. Lucerna zawiera duże ilości wolno uwalniającego się białka oraz witaminy E i selenu.
Po miesiącu regularnego stosowania takiej diety naszemu Raszdiemu już lekko poprawiły się boczki, a sierść nabrała połysku. Po miesiącu! Utrzymamy go na meszu i lucernie jeszcze trochę z nadzieją, że przybierze taki rozmiar:
Masters, da się? :)
Fot. Lorenzo, wałach buloński
Na oba te dodatki paszowe zdecydowaliśmy się w naszej stajni z bardzo prostego powodu – to produkty naturalne, a więc zawierające naturalne witaminy, składniki odżywcze, mikroelementy, sole mineralne itd. A w suplementach znajdziesz to samo, ale przecież syntetyczne, a więc i gorzej przyswajalne. Nie ma cudów – wapń z lucerny zaleje konia jak woda z węża, a wapń syntetyczny to powolna kroplóweczka. Raszdi, jak każdy emeryt i podobnie jak rekonwalescenci i wątłusze potrzebuje wspomagania, bo bez niego daleko nie zajedzie, szczególnie zimą. I zamiast pompować w niego syntetyczne witaminy i mikroelementy w sztucznej polewie stawiamy na naturę – ona działa najlepiej. I smakuje.
Wpis zainspirowała firma Masters Polska, która dba o nasze konie służąc nam poradami; uświadamia żywieniowe potrzeby naszego zróżnicowanego stada i pomaga utrzymać naszych rekreantów / emerytów / rekonwalescentów / słabeuszy / matki karmiące / klacze źrebne / młodzież pozostającą w intensywnym treningu / odsadki oraz kuce w idealnej kondycji. Za wsparcie merytoryczne i cenne porady żywieniowe bardzo dziękuję Ani z Masters Polska. A chociaż wpis ten jest całkowicie subiektywny (a Raszdi podpisuje się pod nim czterema kopytami) i Masters nie miał wpływu na jego treść to podejrzewam, że nie zgłosi żadnych zastrzeżeń. Polecam Wam Masters Polska – służą poradą, wyjaśniają, identyfikują potrzeby żywieniowe i pomagają w doborze odpowiedniego produktu ze swojej szerokiej oferty.
Raszdi to wspaniały koń-przyjaciel. Chciałabym zaśpiewać mu „100 lat” w 30 urodziny, tak jak Czarce. I każdemu z naszych koni! Masters, słyszysz? Doradzaj! Jest w ofercie eliksir długowieczności? Biorę!
Fot. 1. Kuba Lipczyński # Kacper, kuc szetlandzki i mesz z lucerną
Fot. 2,3 # Raszdi wlkp
Fot. 3 # Lorenzo koń buloński
Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY