Nie kupuj konia w worku
Kupiliśmy już wiele koni. Zazwyczaj zakup był udany, ale zdarzały się nam przykre wtopy. Jeśli planujesz zakup konia, przeczytaj kilka moich rad czyli porady kogoś, kto sam nigdy konia nie kupił, ale wnikliwie obserwował mistrza w postaci własnej teściowej.
*Gdzie szukać? Ogłoszenia na portalach internetowych, w prasie branżowej, wici rozesłane wśród znajomych? Rób, co chcesz. Nieważne jak i gdzie kupujesz, ważne co. Osobiście zachęcam do kontaktu z handlarzem. Nie uwierzycie, jakie dobre konie ludzie oddają za grosze. Masz szansę ocalić je od trafienia do rzeźni, spróbuj, warto. My zdjęliśmy z haka Tabakę, Talara, Faramuszkę… Część z obozowiczów zapewne kupiłaby je od nas bez mrugnięcia okiem. No czego im brakuje, czego? Miały skończyć na włoskim stole? Szok!
*Jaka płeć? Osobiście polecam wałachy. Ogier zawsze będzie problematyczny pod względem zapewnienia mu wybiegu, pastwiskowania. Chciałam kiedyś wstawić Esauła do stajni w Trójmieście, więc wiem jak reagują właściciele pensjonatów dla koni na hasło ogier. Poza tym ogier jest, wiadomo, bardziej pobudliwy i wymaga b. regularnej pracy. Klacz z kolei jest wspaniała, ale miewa humory w rui, a jeśli ją dodatkowo zaźrebisz, bo zatęsknisz za posiadaniem pięknego źrebaczka, to pracę pod siodłem masz utrudnioną w wysokiej ciąży i potem z mamusią karmiącą. Wałach to najlepszy wybór dla rekreacyjnych celów.
*Maść. Większość koniarzy po maści ocenia urodę konia. Generalnie nie ma zasady, że np. siwek to super dresażowiec, gniady to megaskoczek, a kasztany najlepiej robią salto. Od maści zależy tylko wrażenie estetyczne, nie charakter czy temperament konia.
*Wiek. Kto świetnie jeździ i sprosta temu zadaniu może kupić surowego trzylatka i ułożyć go pod siebie. Ja na takie coś mogę się zdecydować, bo poważniejsze problemy, jakie mogłyby wyniknąć i ujawnić się w temperamencie takiej surowizny (np. stawanie dęba) rozwiązałby dla mnie Kuba. Jeśli nie jesteś Kubą lub nie masz pod ręką do dyspozycji takiego Kuby to odpuść. Najlepiej kup konia w wieku 6-10 lat. Zrównoważony, doświadczony, młody na tyle, byś cieszył się jego towarzystwem jeszcze długo.
*Wzrost. Dopasuj do siebie. Kuce i małe konie dla dzieci, wyższy konik dla młodzieży. Warto dopasować też kaliber – osoba bardzo wysoka nie powinna inwestować w araba, lecz zdecydować się na coś powyżej 160cm w kłębie; tak samo filigranowe dziewczątko 150cm w kapeluszu nie musi jeździć na śląskim smoku. Generalnie i tak możesz wybrać, co Ci się podoba.
*Charakter i temperament. Do rekreacyjnej jazdy warto wybrać spokojne, zrównoważone zwierzę. Poobserwuj przez chwilę proponowanego Ci konia – oczy, uszy, zachowanie. O mimice konia będę jeszcze pisać, ale wiadomo, że spokojny konik będzie miał jasne spojrzenie, nieruchome uszy, skoordynowane ruchy. Pod siodłem sprawdź przede wszystkim stęp – koń, który wyrywa, capluje, podbiega kłusem będzie trudniejszy dla amatora, bo sygnalizuje problemy i nieporozumienia psychiczne z poprzednim jeźdźcem, często trudne do odbudowania. Stępem koń powinien iść chętnie, regularnym rytmem, bez ociągania się, stawania i bez wyrywania się do wyższego biegu.
*Zdrowie. Bez nóg nie ma konia. Sprawdź kopyta – powinny być zadbane (zapuszczone kopyto może sugerować problem z podawaniem nóg, każdy kowal Cię wyklnie, jak będzie miał werkować wariata), bez przerostów, ze zdrową koronką. Strzałka musi być wyraźnie widoczna, a cała puszka mocna i regularna. Upewnij się, że na pęcinach, ścięgnach nie ma żadnych zgrubień, bolesności. Ścięgna powinny być w dotyku elastyczne i chłodne. Potem sprawdź, czy koń dobrze widzi – na oczach nie może być zmętnień i przebarwień. Zdrowie konia to podstawa, więc jeśli poważnie myślisz o zakupie, to opłaca się zainwestować w wizytę weterynarza – on najlepiej sprawdzi, czy nie będziesz miał problemów z nabytkiem.
Kupno konia to duża odpowiedzialność. Warto przemyśleć trzy razy sens takiego zakupu (zapoznaj się ze skutkami posiadania konia), a pięć razy wybór. Życzę udanych zakupów, bo reklamacje i zwroty rzadko są uznawane.
Fot. Kuba Lipczyński / ogier Salbon, SO Kętrzyn
Jaki dosiad na cavaletti?
Słyszałam już wiele opinii, każdy instruktor ma swój własny pogląd na to, jak powinno się jechać przez drągi czy cavaletti. No właśnie, drągi to jak sama nazwa wskazuje, po prostu drągi, przeszkody poziome leżące na ziemi. Cavaletti (po polsku po prostu koziołki) to takie same drągi uniesione nieco nad ziemią, np. postawione na niedużych stojakach. Sens jazdy przez takie drągi jest prosty, choć wielu jeźdźców nie zastanawia się, po co właściwie przez nie jeździ. Jazda przez drągi ma uczyć konia obszernego wykroku (tak, by nie uderzał kopytami o leżące drągi), ma na celu wyćwiczenie stawów i mięśni odpowiedzialnych za zginanie nóg (korzystne przy treningach skokowych), umięśnienie szyi i kręgosłupa konia. Koń, który był szkolony na drągach, skacze dokładnie z pięknym baskilem. Aby taki trening na drągach był skuteczny i dawał rezultaty, trzeba pamiętać, by utrzymać konia w równym tempie i by mu nie przeszkadzać, nie zaburzać jego równowagi nieskoordynowanymi ruchami w siodle.
Ale jakim siadem powinno się jechać przez drągi? Pełnym siadem, półsiadem, a może kłusem anglezowanym? Sama najczęściej polecam moim uczniom jechać w półsiadzie (drągi traktuję jako przygotowanie do nauki skoków), mój szwagier akceptuje tylko i wyłącznie jazdę kłusem anglezowanym, na kursie instruktorskim kazano mi pokonywać drągi w pełnym siadzie. Więc w końcu jak?
Moim wielkim autorytetem w dziedzinie jeździectwa jest, wspominany już przeze mnie, Wojciech Mickunas. O ile z wieloma autorytetami potrafię w duszy po cichu polemizować, tak każde słowo i każdą myśl p. Mickunasa przyjmuję jako wersje ostateczną, nie podlegającą żadnej dyskusji i jedyną słuszną. Szanuję go jako trenera, zawodnika, jeźdźca, znawcę końskiej duszy i przede wszystkim człowieka. Jednym z moich wielkich marzeń jest spotkanie z p. Mickunasem i możliwość bicia przed nim pokłonów. Kto wie, tyle marzeń już zrealizowałam, może i to się spełni. Miałam okazję słuchać wykładów, a nawet jeździć pod okiem p. Andrzeja Orłosia i p. Heleny Zagor. Czas na atak na p. Wojciecha. Jak tylko go namierzę i obmyślę plan podboju, przypuszczam szturm.
Jak więc jechać te drągi? Przemyśleliście już sprawę? Dałam Wam czas wprowadzając dygresję o moim idolu. Porównaj swoją opinie z tym, co na temat drągów mówi W. Mickunas:
A więc? Jedź te cholerne drągi jak chcesz, nawet stojąc w siodle na głowie, ale na rany koguta, balansuj! Trzymaj równowagę i nie wibruj po siodle jak wolny elektron! Albo wsadź sobie na plecy wirującą pralkę i sam spróbuj skoki przez płotki. Nie przeszkadzaj koniowi, a trening na drągach będzie miał sens. Bez względu na to, czy anglezujesz, jedziesz w półsiadzie, na oklep czy tyłem na przód.
Fot. W. Wołowicz # Linda
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA