Końskie czapraki brudzą się niemiłosiernie. Pewnie dobrze o tym wiecie i zakładam, że nie pierzecie ich z pieśnią na ustach i lekkością w sercu. Bo to konkretnie ciężka robota jest. No, chyba że robicie to bardzo regularnie. A ja, jak powszechnie wiadomo i jak już nie raz na tym blogu zdradzałam, mam permanentnie włączony tryb oszczędzania energii. I do prania czapraków zabieram się jak pies do jeża – dopóki wciąż dysponuję czystymi to ignoruję te brudne. A potem na gwałt zabieram się za proces prania. I chociaż robię to w pralce, a nie piorę w rzece susząc potem na kamieniu, to i tak całego procesu nie znoszę. Bo taki wgryziony w podkładkę zeskorupiały brud, odleżały i zaschnięty wymaga znacznego nakładu sił. Gdy brudny czaprak odleży swoje czekając, aż ja się mentalnie przygotuję do walki to pralka nie ma łatwego zadania. Zazwyczaj wygląda to u mnie tak:
1. Czaprak po użyciu przypomina mokrą szmatę. Szczotkuję go włosianą szczotką, by usunąć wbitą sierść i suszę na świeżym powietrzu.
2. Po leżakowaniu na płocie czaprak nadal jest brudny. Jeśli od wewnętrznej strony brud usztywnia materiał to absolutnie nie można takiej szmaty wrzucić na koński grzbiet! Wniosek jest prosty – trzeba wyprać.
3. Do prania trzeba się nastawić mentalnie i pogodzić ze smutną koniecznością. W tym czasie czaprak leży i czeka, aż zbiorę siły. Brud zasycha i tworzy skorupkę. Nie polecam – to utrudnia proces.
4. Czaprak trzeba przed wrzuceniem do pralki wstępnie odmoczyć. Jeśli jest ciepło to korzystam z okazji i robię wstępne pranie szlauchem. O, tak:
A u nas tak się czyści czapraki! Zapraszamy! :D Bohaterką tego filmiku jest nie kto inny jak słynna blogerka z Czubajki.pl :)
5. Po namoczeniu czaprak można już przetransportować prosto do bębna pralki. Brud wstępnie rozmoczony i usunięty, walory zapachowe bez zmian. W całym domu czuć aromat końskiego potu. Łykam apap na ból głowy i otwieram okno w łazience.
6. Piorę w zwykłym proszku, czasem wlewam płyn do zmiękczania / płukania tkanin. Wyciągam czaprak pachnący kwiatami. Niby fajnie, ale dlaczego koń tak podejrzliwie obwąchuje czaprak, gdy przynoszę go do boksu przed siodłaniem? Ostatnio Bolek nawet sobie kichnął. Hmmm… chyba nie lubi zapachu lilii…
7. Mam to szczęście, że żaden z koni nie reagował alergicznie na świeżutki, wyprany i pachnący kwiatkami czapraczek. A konie, szczególnie te o jasnej maści, potrafią być skórnie wrażliwe na alergeny, detergenty, chemię. Najgorzej.
W tym roku, gdy byłam na etapie zbierania sił do prania brudów, odezwał się do mnie producent proszku Clovin II Septon. Clovin jest proszkiem stworzonym do walki z roztoczami, grzybami, bakteriami, wirusami i sporami, które wyjątkowo lubią wić sobie przytulne gniazdka w końskich czaprakach. Środowisko idealne – mamy organiczną pożywkę w postaci sierści, bogatego w białko końskiego potu, jest cieplutko i przytulnie. Żyć, nie umierać. Tak bardzo warto żyć, że nawet wirowanie w pralce i odświeżający (właściwie: maskujący) kwiatowy zapach ich nie zniechęca. Nie wyparzam czapraków we wrzątku i nigdy właściwie nie zastanowiłam się, co się dzieje z ich lokatorami po praniu. I Clovin wszedł właśnie w tę lukę w moim rozumowaniu. I to tak dogłębnie, że teraz piorę w nim nie tylko koński sprzęt (czapraki, derki, mój jeździecki ubiór), ale i legowiska zwierząt domowych, ubrania moich dzieci, pościel. Bo z Clovinem nie tylko wygląda czysto, ale jest czyste. I wolne od bakterii i roztoczy, które często mają b. wysoką odporność na pranie w zwykłym proszku.
Po zakupie Clovina po raz pierwszy od bardzo długiego czasu podeszłam entuzjastycznie do prania końskich czapraków. Ba, ja się nie mogłam doczekać tego prania i w rezultacie czapraki wylądowały w moim koszu z brudami zanim przyszła przesyłka z proszkiem. Przez te dwa dni miałam czas oswoić się z unoszącym się w domu aromatem końskiego potu i brudu i potwierdzam informację z poprzedniego wpisu – habituacja na drażniące bodźce to naukowy fakt! :) Tak bardzo liczyłam na spektakularny efekt Clovina, że pełna nadziei wrzuciłam do pralki czaprak bez wstępnego namaczania. Żałuję, że nie mogliście posłuchać, co mówił Kuba, gdy po tym praniu czyścił mi filtr od pralki :) A wyprany czaprak – no cóż… Odświeżony z pewnością, ale nie nazwałabym efektu powalającym – widoczne plamy, a mokry czaprak nadal wydziela delikatny aromat brudu. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że woniejąca koniem szmata jest wolna od bakterii i innych żyjątek. No bo jak? Oglądam go dokładnie – to gruby czaprak gąbkowy – ma jakieś 2cm grubości i poza tym, że ma gdzie magazynować brud to jest też ciężko go dobrze wywirować – w bębnie mojej pralki (standardowe 4,5kg załadunku) czaprak formuje się w tzw. łódeczkę i podczas płukania woda zbiera się w zagłębieniach. Po wyjęciu z pralki te miejsca są zaplamione. Kuba wyjaśnia mi naukowo, gdzie tkwi błąd. Nie wnikam w fizykę, ale kumam jedno – jeśli czaprak będzie mógł swobodnie obracać się w bębnie pralki i nie utknie w pozycji łódeczki to płukanie da efekty. Kolejny gruby czaprak pakuję więc do pralki mamy (bęben na 9kg). I voila! Wyciągam czaprak dobrze wypłukany, bez plam, odświeżony i pachnący…niczym. Po prostu bez zapachu. Bo Clovin nie maskuje żadną nutą zapachową swoich niedociągnięć i nie „aromatyzuje” pranych materiałów. Na taki czaprak konie w ogóle nie zwracają uwagi. Bolek olał totalnie, gdy powiesiłam mu go na ściance boksu.
Bawiłam się z tymi czaprakami przez dwa tygodnie, starając się znaleźć jak najlepszą metodę prania. Te cieńsze czapraki to żaden problem dla mojej pralki. Tak samo jak wyzwania nie stanowi końska derka, bo ona nie jest sztywna i ładnie się poddaje miętoleniu w pralce. Ale te grubsze, gąbkowe czapraki potrzebują zdecydowanie więcej przestrzeni, by dokładnie wypłukać brud – i tu sprawdza się pralka z większym bębnem. Nie wiem, jakimi pralkami dysponujecie, ale moja wydaje mi się standardowa. Mam czteroosobową rodzinę; chłopaki (cała trójka bez względu na wiek) brudzą się niemiłosiernie, a ja to ogarniam z 4,5kg bębnem pralki. A teraz ogarniam nawet lepiej, bo Clovin został ze mną na zawsze – nie dedykuję go tylko końskim czaprakom, używam na co dzień. Tylko do swoich rzeczy używam też płynu do płukania – lubię zapach świeżego prania, a po Clovinie ubrania nie pachną wcale – jak nówki ze sklepu.
Jak prać koński sprzęt w Clovinie, by osiągnąć zamierzony efekt – tzn. pranie czyste, bez plam, bez zapachu i, co najistotniejsze, bez bakterii, grzybów, roztoczy i innych nieprzyjemnych żyjątek? Doszłam do tego metodą prób i błędów, więc aby oszczędzić Wam niepotrzebnych rozterek, chętnie podzielę się wiedzą. Bo wierzę w Clovin i ufam mu. Sprawdziłam na moim prywatnym, małym alergiku ze skórą atopową – Wituś reagował alergicznie na wiele proszków i płynów, a Clovin oszczędza mi późniejszych kąpieli malucha w nadmanganianie i emolientach. Doceniam bardzo, a Witek jeszcze bardziej.
Jeśli chodzi o zwykłe pranie ubrań, bielizny czy pościeli to cały proces jest jak najbardziej standardowy. Brudy do bębna, Clovin do podajnika, przy większych zabrudzeniach (plamy z jedzenia na bodziakach młodszego, plamy z trawy i błota na spodniach starszego, plamy z zaprawy i olejów na kombinezonie roboczym najstarszego) dodaję też odplamiacz i włączam program z temp. 60st.C. I choć z mikroskopem nad wypranym praniem nie ślęczałam to atopowa skóra Witka prawdę mi mówi – czystość higieniczna. Tak więc z pełnym przekonaniem polecam – niepoprawnie politycznie jest to środek testowany na dzieciach.
Jeśli stawiacie przed Clovinem większe wyzwanie to proces trzeba udoskonalić. Normalne – zwykły proszek też by nie ogarnął perfekcyjnie. Moje większe wyzwanie to sprzęt koński (derki polarowe, moje bryczesy, kurtka jeździecka, rękawiczki itp.) oraz akcesoria zwierząt domowych (legowiska buldogów, kocie kocyki). Psie i kocie szmaty nie są wielkim wyzwaniem – Clovin radzi sobie bez problemu z plamami, ale polecam ustawić program z podwójnym płukaniem – to kluczowe dla uzyskania naprawdę dobrego efektu. Niewypłukany dobrze brud (piach, sierść itd.) pozostawi zapach, który zwykły proszek maskuje nakładając bazę zapachową np. kwiatową. Clovin tego nie ma, więc jeśli nie jest czyste to od razu wiesz i żaden sztuczny aromat Cię nie oszuka. Przy podwójnym płukaniu wyciągam rzeczy pachnące po prostu niczym. Jeśli suszę w domu to nadal niczym nie pachną, a jeśli na dworze to łapią zapach wiatru. Lubię. W każdym razie zwierzęta nie zgłaszają żadnych uwag – nie ma już węszenia w wypranym posłaniu, kopania, drapania, kichania i przewalania koców. Zwierzęta nie doceniają kwiatowych nut zapachowych, wolą swoje własne, prywatne bazy zapachowe. Więc równie niepoprawnie politycznie stwierdzam, że Clovin został przetestowany na zwierzętach. Alergii skórnych, drapania się, czochrania – nie stwierdzam.
Najcięższym wyzwaniem, z jakim skonfrontowałam Clovin są końskie czapraki. I tu też opracowałam optymalny sposób na uzyskanie higienicznie czystych efektów. Dla porównania ten sam sposób stosowałam ze zwykłym proszkiem. Clovin nie ustępuje mu w niczym, a góruje dezynfekcją i antyalergicznymi właściwościami. A to jest przy czaprakach bardzo istotne. One leżą bezpośrednio na końskim grzbiecie – nie mogą uczulać, podrażniać. Bo podrażniona skóra jest podatna na otarcia, a obtarty na grzbiecie koń choć dostaje wolne od pracy to zadowolony i tak nie jest, bo doznania bólowe mu tę radość ze sjesty utrudniają. Dlatego Clovin zagości w naszej stajni na stałe – z troski o stan skóry naszych koni. A jak wyprać czaprak, by osiągnąć najlepszy efekt? Krótki poradnik – jeśli skorzystacie z mojej wypracowanej metody to rezultat Was całkowicie usatysfakcjonuje. A więc:
Nie odpuszczaj wstępnego namaczania. Jest konieczne i nie da rady go uniknąć, jeśli chcesz uzyskać czysty czaprak. Cudów nie ma – choć miałam nadzieję na spektakularny efekt Clovina to przyznaję, że ten proszek nie jest, niestety, magiczny i potrzebuje wsparcia. Naprawdę brudny koński czaprak to sklejony i mocno wbity w materiał brud zmieszany z sierścią, piachem (u nas plażowym) i zaklajstrowany zbiałkowanym końskim potem. Tę skorupę trzeba namoczyć, bo Wasza pralka nie ogarnie – filtr w naszej Kuba czyścił, kiedy dzieci już spały i nie były wystawione na deprawację i patologię używanych przez tatusia epitetów. Jeśli pogoda pozwala to polecam gorąco namaczanie na dworze – w jakiejś starej balii czy czymś podobnym. Jeśli nie to skorzystajcie z własnej wanny. I upewnijcie się, że nie ma w pobliżu dzieci, gdy przystąpicie potem do mycia takiej wanny. Ja swoją szorowałam w akompaniamencie własnym, mocno niecenzuralnym. Koszmar. Zresztą spójrzcie, jak wygląda takie błoto po czapraczku:
A ponieważ zdjęcie nieostre to może nie odczuwacie całej grozy. Spójrzcie więc na to:
Ten apetyczny czekoladowy szejk z pianką to woda z namaczania czapraka. Jednego czapraka. Dlatego właśnie warto zrobić wstępne namaczanie i płukanie. Bo szkoda filtra pralki. Tylko zainwestujcie w kreta do przepychania rur, jeśli namaczacie we własnej wannie.
2. Po namoczeniu i przepłukaniu czaprak można wrzucać do bębna pralki. Jeśli jest bardzo poplamiony to można dodać odplamiacz. Ja odpuściłam, bo plamy na czapraku Clovin spiera raczej bez problemu. Odplamiacz przydaje się do konkretniejszych wyzwań – np. plamy z przeżutej trawy na mojej koszulce, gdy koń kulturalnie wytarł się w moje ramię czy poplamione marchewkową śliną rękawiczki jeździeckie. Clovin dodajemy w standardowej ilości, jak zwykły proszek (ok. 120g) i ustawiamy program na 60-65st.C (w zależności od tego jaki program macie w swojej pralce). Pełne działanie dezynfekujące Clovin ma już w 60st.C o ile proces prania właściwego trwa co najmniej 25min. Dla 65st. C wystarczy pranie 20 minutowe. W tych temp. Clovin rozprawia się z lokatorami czapraka – bakteriami, wirusami, grzybami itp. Płynu do płukania / zmiękczania nie dawajcie – koń nie lubi perfumowania, a poza tym może zareagować alergicznie.
3. Pamiętajcie o podwójnym płukaniu! Sprawdziłam i wiem, że jedno płukanie to zdecydowanie za mało. Po jednym płukaniu jest duże prawdopodobieństwo, że wyjmiecie z pralki mokrą, nadal śmierdzącą szmatę. Nie bardzo śmierdzącą, ale skoro ja wyczuwam delikatny aromat końskiego brudu to wniosek jest prosty – czaprak nie jest czysty. Bo czysty czaprak nie pachnie niczym – i taki będzie po drugim płukaniu.
4. Nie oszczędzajcie czasu i energii ładując do pralki dużo czapraków i upychając je w bębnie nogą. Jeśli pranie nie może się swobodnie mieszać w bębnie pralki to nie wypierze się dobrze. True story. Ja prałam czapraki pojedynczo, a te grube zanosiłam do mamy i jej niemal przemysłowej pralki. Tylko swobodna rotacja prania w bębnie gwarantuje porządne dopranie i wypłukanie brudów.
Zrobiłam nawet kilka fot, by zobrazować Wam działanie Clovina. Zdjęcia robione, standardowo, komórką i nie obrabiane w żadnym programie graficznym, bo: 1. nie umiem 2. nie znam się 3.po co? Wiem, że tracą przez to na jakości i pewnie przydałoby się chociaż jakieś podbicie barw, ale tak macie rzeczywiste, niezafałszowane efekty Clovina widoczne jak na dłoni:
Tutaj czaprak z grubej gąbki. Czaprak jest spłowiały i poprzecierany, ale i tak można zobaczyć, że doprany. I to jest ten czaprak, który entuzjastycznie wyprałam bez namaczania. Po wyjęciu z pralki śmierdział mokrą szmatą (nic dziwnego – bo mokrą szmatą był), a po wysuszeniu wciąż wyczuwałam delikatny zapach brudu. Po kolejnym płukaniu w pralce zapach znikł.
Tu zwróćcie uwagę na lamówkę czapraka przed i po praniu. Pierwszym praniu. Clovin daje radę!
Kolejny czaprak, jeden z najstarszych w stajni. Co widać, nie oszukujmy się. Ale nie widziałam sensu w stawianiu przed Clovinem wyzwania w postaci nowych czapraków. A z tym starym poradził sobie wspaniale! To, co widzicie jako jasną plamę na tylnej części czapraka to po prostu spłowiały kolor (nasze nadmorskie słoneczko ostro daje – widać tu kształt siodła). A lamówka – zobaczcie, jaka bialutka! Czaprak jak widać czysty, a jak nie czuć, ale ja zaświadczam – bez zapachu.
I trochę rzutów z bliska. Nie muszę chyba opisywać zdjęć jako te „przed” i „po”, bo doskonale widać.
A tu już mój własny, prywatny czaprak, który kocham wielką miłością. Co nie przeszkadza mi go zaniedbywać, jak widać na fotach w górnym rzędzie. Dla Clovina żaden problem, co z kolei widać na fotach w dolnym rzędzie. Podoba się!
No, spójrzcie w większym formacie:
Tak było:
Tak jest:
Podsumowując moje zmagania z brudami mogę stwierdzić jedno – Clovin daje radę. Pod względem wizualnym na pewno nie ustępuje zwykłym, popularnym proszkom, nawet wiodących marek. Wygrywa zdecydowanie dezynfekcją i swoim działaniem bakterio-, wiruso-, grzybo- i roztoczobójczym. I choć z mikroskopem tego nie sprawdzałam to wierzę – tak twierdzi skóra mojego małego atopowca, stan sierści naszych psów, kotów i koni, no i zapach prania – bez maskowania sztucznymi zapachami pranie po Clovinie pachnie niczym, czyli czystością. Higieniczną. Testowałam Clovin z myślą o koniach (ja dużo robię z myślą o koniach :))). A w rezultacie zmieniłam dotychczasowy proszek – bo Clovin nie ustępuje mu w wizualnych efektach, a wygrywa antyalergicznym działaniem i dezynfekcją. I dodam na marginesie, że ceną też nie przeraża. Standard, w tym właśnie przedziale cenowym działałam do tej pory.
Testowanie i zabawę z praniem brudnych czapraków zawdzięczam producentowi proszku Clovin II Septon, który zainteresował mnie kwestią dezynfekcji pranych materiałów. Prania czapraków nadal nie lubię, ale przyznaję, że tym razem prałam je z entuzjazmem i przyjemnością. I satysfakcją, bo Clovin daje pewność, że zrobiłam to dobrze – są higienicznie czyste.
A Wy? Rozważaliście wcześniej kwestię dezynfekcji jeździeckiego sprzętu? Czy tylko ja jestem takim ignorantem, że wcześniej się nad tym nie zastanawiałam? :)
Pranie i dezynfekcja końskiego sprzętu – test proszku Clovin II Septon
Końskie czapraki brudzą się niemiłosiernie. Pewnie dobrze o tym wiecie i zakładam, że nie pierzecie ich z pieśnią na ustach i lekkością w sercu. Bo to konkretnie ciężka robota jest. No, chyba że robicie to bardzo regularnie. A ja, jak powszechnie wiadomo i jak już nie raz na tym blogu zdradzałam, mam permanentnie włączony tryb oszczędzania energii. I do prania czapraków zabieram się jak pies do jeża – dopóki wciąż dysponuję czystymi to ignoruję te brudne. A potem na gwałt zabieram się za proces prania. I chociaż robię to w pralce, a nie piorę w rzece susząc potem na kamieniu, to i tak całego procesu nie znoszę. Bo taki wgryziony w podkładkę zeskorupiały brud, odleżały i zaschnięty wymaga znacznego nakładu sił. Gdy brudny czaprak odleży swoje czekając, aż ja się mentalnie przygotuję do walki to pralka nie ma łatwego zadania. Zazwyczaj wygląda to u mnie tak:
1. Czaprak po użyciu przypomina mokrą szmatę. Szczotkuję go włosianą szczotką, by usunąć wbitą sierść i suszę na świeżym powietrzu.
2. Po leżakowaniu na płocie czaprak nadal jest brudny. Jeśli od wewnętrznej strony brud usztywnia materiał to absolutnie nie można takiej szmaty wrzucić na koński grzbiet! Wniosek jest prosty – trzeba wyprać.
3. Do prania trzeba się nastawić mentalnie i pogodzić ze smutną koniecznością. W tym czasie czaprak leży i czeka, aż zbiorę siły. Brud zasycha i tworzy skorupkę. Nie polecam – to utrudnia proces.
4. Czaprak trzeba przed wrzuceniem do pralki wstępnie odmoczyć. Jeśli jest ciepło to korzystam z okazji i robię wstępne pranie szlauchem. O, tak:
5. Po namoczeniu czaprak można już przetransportować prosto do bębna pralki. Brud wstępnie rozmoczony i usunięty, walory zapachowe bez zmian. W całym domu czuć aromat końskiego potu. Łykam apap na ból głowy i otwieram okno w łazience.
6. Piorę w zwykłym proszku, czasem wlewam płyn do zmiękczania / płukania tkanin. Wyciągam czaprak pachnący kwiatami. Niby fajnie, ale dlaczego koń tak podejrzliwie obwąchuje czaprak, gdy przynoszę go do boksu przed siodłaniem? Ostatnio Bolek nawet sobie kichnął. Hmmm… chyba nie lubi zapachu lilii…
7. Mam to szczęście, że żaden z koni nie reagował alergicznie na świeżutki, wyprany i pachnący kwiatkami czapraczek. A konie, szczególnie te o jasnej maści, potrafią być skórnie wrażliwe na alergeny, detergenty, chemię. Najgorzej.
W tym roku, gdy byłam na etapie zbierania sił do prania brudów, odezwał się do mnie producent proszku Clovin II Septon. Clovin jest proszkiem stworzonym do walki z roztoczami, grzybami, bakteriami, wirusami i sporami, które wyjątkowo lubią wić sobie przytulne gniazdka w końskich czaprakach. Środowisko idealne – mamy organiczną pożywkę w postaci sierści, bogatego w białko końskiego potu, jest cieplutko i przytulnie. Żyć, nie umierać. Tak bardzo warto żyć, że nawet wirowanie w pralce i odświeżający (właściwie: maskujący) kwiatowy zapach ich nie zniechęca. Nie wyparzam czapraków we wrzątku i nigdy właściwie nie zastanowiłam się, co się dzieje z ich lokatorami po praniu. I Clovin wszedł właśnie w tę lukę w moim rozumowaniu. I to tak dogłębnie, że teraz piorę w nim nie tylko koński sprzęt (czapraki, derki, mój jeździecki ubiór), ale i legowiska zwierząt domowych, ubrania moich dzieci, pościel. Bo z Clovinem nie tylko wygląda czysto, ale jest czyste. I wolne od bakterii i roztoczy, które często mają b. wysoką odporność na pranie w zwykłym proszku.
Po zakupie Clovina po raz pierwszy od bardzo długiego czasu podeszłam entuzjastycznie do prania końskich czapraków. Ba, ja się nie mogłam doczekać tego prania i w rezultacie czapraki wylądowały w moim koszu z brudami zanim przyszła przesyłka z proszkiem. Przez te dwa dni miałam czas oswoić się z unoszącym się w domu aromatem końskiego potu i brudu i potwierdzam informację z poprzedniego wpisu – habituacja na drażniące bodźce to naukowy fakt! :) Tak bardzo liczyłam na spektakularny efekt Clovina, że pełna nadziei wrzuciłam do pralki czaprak bez wstępnego namaczania. Żałuję, że nie mogliście posłuchać, co mówił Kuba, gdy po tym praniu czyścił mi filtr od pralki :) A wyprany czaprak – no cóż… Odświeżony z pewnością, ale nie nazwałabym efektu powalającym – widoczne plamy, a mokry czaprak nadal wydziela delikatny aromat brudu. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że woniejąca koniem szmata jest wolna od bakterii i innych żyjątek. No bo jak? Oglądam go dokładnie – to gruby czaprak gąbkowy – ma jakieś 2cm grubości i poza tym, że ma gdzie magazynować brud to jest też ciężko go dobrze wywirować – w bębnie mojej pralki (standardowe 4,5kg załadunku) czaprak formuje się w tzw. łódeczkę i podczas płukania woda zbiera się w zagłębieniach. Po wyjęciu z pralki te miejsca są zaplamione. Kuba wyjaśnia mi naukowo, gdzie tkwi błąd. Nie wnikam w fizykę, ale kumam jedno – jeśli czaprak będzie mógł swobodnie obracać się w bębnie pralki i nie utknie w pozycji łódeczki to płukanie da efekty. Kolejny gruby czaprak pakuję więc do pralki mamy (bęben na 9kg). I voila! Wyciągam czaprak dobrze wypłukany, bez plam, odświeżony i pachnący…niczym. Po prostu bez zapachu. Bo Clovin nie maskuje żadną nutą zapachową swoich niedociągnięć i nie „aromatyzuje” pranych materiałów. Na taki czaprak konie w ogóle nie zwracają uwagi. Bolek olał totalnie, gdy powiesiłam mu go na ściance boksu.
Bawiłam się z tymi czaprakami przez dwa tygodnie, starając się znaleźć jak najlepszą metodę prania. Te cieńsze czapraki to żaden problem dla mojej pralki. Tak samo jak wyzwania nie stanowi końska derka, bo ona nie jest sztywna i ładnie się poddaje miętoleniu w pralce. Ale te grubsze, gąbkowe czapraki potrzebują zdecydowanie więcej przestrzeni, by dokładnie wypłukać brud – i tu sprawdza się pralka z większym bębnem. Nie wiem, jakimi pralkami dysponujecie, ale moja wydaje mi się standardowa. Mam czteroosobową rodzinę; chłopaki (cała trójka bez względu na wiek) brudzą się niemiłosiernie, a ja to ogarniam z 4,5kg bębnem pralki. A teraz ogarniam nawet lepiej, bo Clovin został ze mną na zawsze – nie dedykuję go tylko końskim czaprakom, używam na co dzień. Tylko do swoich rzeczy używam też płynu do płukania – lubię zapach świeżego prania, a po Clovinie ubrania nie pachną wcale – jak nówki ze sklepu.
Jak prać koński sprzęt w Clovinie, by osiągnąć zamierzony efekt – tzn. pranie czyste, bez plam, bez zapachu i, co najistotniejsze, bez bakterii, grzybów, roztoczy i innych nieprzyjemnych żyjątek? Doszłam do tego metodą prób i błędów, więc aby oszczędzić Wam niepotrzebnych rozterek, chętnie podzielę się wiedzą. Bo wierzę w Clovin i ufam mu. Sprawdziłam na moim prywatnym, małym alergiku ze skórą atopową – Wituś reagował alergicznie na wiele proszków i płynów, a Clovin oszczędza mi późniejszych kąpieli malucha w nadmanganianie i emolientach. Doceniam bardzo, a Witek jeszcze bardziej.
Jeśli chodzi o zwykłe pranie ubrań, bielizny czy pościeli to cały proces jest jak najbardziej standardowy. Brudy do bębna, Clovin do podajnika, przy większych zabrudzeniach (plamy z jedzenia na bodziakach młodszego, plamy z trawy i błota na spodniach starszego, plamy z zaprawy i olejów na kombinezonie roboczym najstarszego) dodaję też odplamiacz i włączam program z temp. 60st.C. I choć z mikroskopem nad wypranym praniem nie ślęczałam to atopowa skóra Witka prawdę mi mówi – czystość higieniczna. Tak więc z pełnym przekonaniem polecam – niepoprawnie politycznie jest to środek testowany na dzieciach.
Jeśli stawiacie przed Clovinem większe wyzwanie to proces trzeba udoskonalić. Normalne – zwykły proszek też by nie ogarnął perfekcyjnie. Moje większe wyzwanie to sprzęt koński (derki polarowe, moje bryczesy, kurtka jeździecka, rękawiczki itp.) oraz akcesoria zwierząt domowych (legowiska buldogów, kocie kocyki). Psie i kocie szmaty nie są wielkim wyzwaniem – Clovin radzi sobie bez problemu z plamami, ale polecam ustawić program z podwójnym płukaniem – to kluczowe dla uzyskania naprawdę dobrego efektu. Niewypłukany dobrze brud (piach, sierść itd.) pozostawi zapach, który zwykły proszek maskuje nakładając bazę zapachową np. kwiatową. Clovin tego nie ma, więc jeśli nie jest czyste to od razu wiesz i żaden sztuczny aromat Cię nie oszuka. Przy podwójnym płukaniu wyciągam rzeczy pachnące po prostu niczym. Jeśli suszę w domu to nadal niczym nie pachną, a jeśli na dworze to łapią zapach wiatru. Lubię. W każdym razie zwierzęta nie zgłaszają żadnych uwag – nie ma już węszenia w wypranym posłaniu, kopania, drapania, kichania i przewalania koców. Zwierzęta nie doceniają kwiatowych nut zapachowych, wolą swoje własne, prywatne bazy zapachowe. Więc równie niepoprawnie politycznie stwierdzam, że Clovin został przetestowany na zwierzętach. Alergii skórnych, drapania się, czochrania – nie stwierdzam.
Najcięższym wyzwaniem, z jakim skonfrontowałam Clovin są końskie czapraki. I tu też opracowałam optymalny sposób na uzyskanie higienicznie czystych efektów. Dla porównania ten sam sposób stosowałam ze zwykłym proszkiem. Clovin nie ustępuje mu w niczym, a góruje dezynfekcją i antyalergicznymi właściwościami. A to jest przy czaprakach bardzo istotne. One leżą bezpośrednio na końskim grzbiecie – nie mogą uczulać, podrażniać. Bo podrażniona skóra jest podatna na otarcia, a obtarty na grzbiecie koń choć dostaje wolne od pracy to zadowolony i tak nie jest, bo doznania bólowe mu tę radość ze sjesty utrudniają. Dlatego Clovin zagości w naszej stajni na stałe – z troski o stan skóry naszych koni. A jak wyprać czaprak, by osiągnąć najlepszy efekt? Krótki poradnik – jeśli skorzystacie z mojej wypracowanej metody to rezultat Was całkowicie usatysfakcjonuje. A więc:
A ponieważ zdjęcie nieostre to może nie odczuwacie całej grozy. Spójrzcie więc na to:
Ten apetyczny czekoladowy szejk z pianką to woda z namaczania czapraka. Jednego czapraka. Dlatego właśnie warto zrobić wstępne namaczanie i płukanie. Bo szkoda filtra pralki. Tylko zainwestujcie w kreta do przepychania rur, jeśli namaczacie we własnej wannie.
2. Po namoczeniu i przepłukaniu czaprak można wrzucać do bębna pralki. Jeśli jest bardzo poplamiony to można dodać odplamiacz. Ja odpuściłam, bo plamy na czapraku Clovin spiera raczej bez problemu. Odplamiacz przydaje się do konkretniejszych wyzwań – np. plamy z przeżutej trawy na mojej koszulce, gdy koń kulturalnie wytarł się w moje ramię czy poplamione marchewkową śliną rękawiczki jeździeckie. Clovin dodajemy w standardowej ilości, jak zwykły proszek (ok. 120g) i ustawiamy program na 60-65st.C (w zależności od tego jaki program macie w swojej pralce). Pełne działanie dezynfekujące Clovin ma już w 60st.C o ile proces prania właściwego trwa co najmniej 25min. Dla 65st. C wystarczy pranie 20 minutowe. W tych temp. Clovin rozprawia się z lokatorami czapraka – bakteriami, wirusami, grzybami itp. Płynu do płukania / zmiękczania nie dawajcie – koń nie lubi perfumowania, a poza tym może zareagować alergicznie.
3. Pamiętajcie o podwójnym płukaniu! Sprawdziłam i wiem, że jedno płukanie to zdecydowanie za mało. Po jednym płukaniu jest duże prawdopodobieństwo, że wyjmiecie z pralki mokrą, nadal śmierdzącą szmatę. Nie bardzo śmierdzącą, ale skoro ja wyczuwam delikatny aromat końskiego brudu to wniosek jest prosty – czaprak nie jest czysty. Bo czysty czaprak nie pachnie niczym – i taki będzie po drugim płukaniu.
4. Nie oszczędzajcie czasu i energii ładując do pralki dużo czapraków i upychając je w bębnie nogą. Jeśli pranie nie może się swobodnie mieszać w bębnie pralki to nie wypierze się dobrze. True story. Ja prałam czapraki pojedynczo, a te grube zanosiłam do mamy i jej niemal przemysłowej pralki. Tylko swobodna rotacja prania w bębnie gwarantuje porządne dopranie i wypłukanie brudów.
Zrobiłam nawet kilka fot, by zobrazować Wam działanie Clovina. Zdjęcia robione, standardowo, komórką i nie obrabiane w żadnym programie graficznym, bo: 1. nie umiem 2. nie znam się 3.po co? Wiem, że tracą przez to na jakości i pewnie przydałoby się chociaż jakieś podbicie barw, ale tak macie rzeczywiste, niezafałszowane efekty Clovina widoczne jak na dłoni:
Tutaj czaprak z grubej gąbki. Czaprak jest spłowiały i poprzecierany, ale i tak można zobaczyć, że doprany. I to jest ten czaprak, który entuzjastycznie wyprałam bez namaczania. Po wyjęciu z pralki śmierdział mokrą szmatą (nic dziwnego – bo mokrą szmatą był), a po wysuszeniu wciąż wyczuwałam delikatny zapach brudu. Po kolejnym płukaniu w pralce zapach znikł.
Tu zwróćcie uwagę na lamówkę czapraka przed i po praniu. Pierwszym praniu. Clovin daje radę!
Kolejny czaprak, jeden z najstarszych w stajni. Co widać, nie oszukujmy się. Ale nie widziałam sensu w stawianiu przed Clovinem wyzwania w postaci nowych czapraków. A z tym starym poradził sobie wspaniale! To, co widzicie jako jasną plamę na tylnej części czapraka to po prostu spłowiały kolor (nasze nadmorskie słoneczko ostro daje – widać tu kształt siodła). A lamówka – zobaczcie, jaka bialutka! Czaprak jak widać czysty, a jak nie czuć, ale ja zaświadczam – bez zapachu.
I trochę rzutów z bliska. Nie muszę chyba opisywać zdjęć jako te „przed” i „po”, bo doskonale widać.
A tu już mój własny, prywatny czaprak, który kocham wielką miłością. Co nie przeszkadza mi go zaniedbywać, jak widać na fotach w górnym rzędzie. Dla Clovina żaden problem, co z kolei widać na fotach w dolnym rzędzie. Podoba się!
No, spójrzcie w większym formacie:
Tak było:
Tak jest:
Podsumowując moje zmagania z brudami mogę stwierdzić jedno – Clovin daje radę. Pod względem wizualnym na pewno nie ustępuje zwykłym, popularnym proszkom, nawet wiodących marek. Wygrywa zdecydowanie dezynfekcją i swoim działaniem bakterio-, wiruso-, grzybo- i roztoczobójczym. I choć z mikroskopem tego nie sprawdzałam to wierzę – tak twierdzi skóra mojego małego atopowca, stan sierści naszych psów, kotów i koni, no i zapach prania – bez maskowania sztucznymi zapachami pranie po Clovinie pachnie niczym, czyli czystością. Higieniczną. Testowałam Clovin z myślą o koniach (ja dużo robię z myślą o koniach :))). A w rezultacie zmieniłam dotychczasowy proszek – bo Clovin nie ustępuje mu w wizualnych efektach, a wygrywa antyalergicznym działaniem i dezynfekcją. I dodam na marginesie, że ceną też nie przeraża. Standard, w tym właśnie przedziale cenowym działałam do tej pory.
Testowanie i zabawę z praniem brudnych czapraków zawdzięczam producentowi proszku Clovin II Septon, który zainteresował mnie kwestią dezynfekcji pranych materiałów. Prania czapraków nadal nie lubię, ale przyznaję, że tym razem prałam je z entuzjazmem i przyjemnością. I satysfakcją, bo Clovin daje pewność, że zrobiłam to dobrze – są higienicznie czyste.
A Wy? Rozważaliście wcześniej kwestię dezynfekcji jeździeckiego sprzętu? Czy tylko ja jestem takim ignorantem, że wcześniej się nad tym nie zastanawiałam? :)
Fot. czubajka.pl
Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY