Stajenne nałogi – część 3 HEBLOWANIE I KŁAPANIE WARGAMI

1373981_42913699

Konie zaakceptowały stajnię jako zło konieczne. W ich naturze nie leży chowanie się po jaskiniach; one żyją na otwartych przestrzeniach, a stajenny boks jest gwałtem na ich naturze i psychice. Nic więc dziwnego, że stajenny splin i nuda oraz brak ruchu często wywołuje u koni narowy i nałogi. Tak na szybko – jaka jest różnica między narowem, a nałogiem? NARÓW to zachowanie konia, które staje się niebezpieczne dla człowieka: kopanie, gryzienie, wspinanie się, ponoszenie, caplowanie itp. NAŁÓG to też odruch warunkowy, ale szkodzi przede wszystkim koniowi. Nałogów końskich jest kilka: alkoholizm, palenie tytoniu, narkotyki… A nie, nie ta bajka. Mamy takie nałogi wśród koni:

ŁYKAWOŚĆ – o niej pisałam tutaj.

TKANIE – było w poprzedniej części, o tutaj.

ROZSYPYWANIE OWSA –  więcej znajdziecie tutaj.

Pozostało nam HEBLOWANIE i KŁAPANIE WARGAMI. Oba te nałogi są w zasadzie mało szkodliwe. Świadczą z pewnością o nudzie końskiego życia, ale silnego wpływu na zdrowie nie mają. Heblowanie polega na łapaniu w zęby krat boksu i przesuwaniu ich w górę i w dół. Czasem koń opiera zęby o żłób lub dolną przegrodę ścianki i przesuwa zębami na boki. Wywołuje to głośny dźwięk i chyba do tego właśnie koń dąży. Podejrzewam, że jest to trochę tak jak u nas zgrzytanie zębami. Niebezpieczne jest o tyle, że może z czasem przejść w łykawość. Do tego nadmiernie  ściera zęby. I cholernie wkurza – nasz stary Kasztan na okrągło piłował kraty boksu; hałas był okropny. Kłapanie wargami to rodzaj przyzwyczajenia konia. Koń uderza jedną wargą o drugą, upajając się samym odgłosem. W żaden sposób mu to nie szkodzi, jest zabawną wadą i tyle. U nas wargą kłapała Mała; szczególnie gdy się denerwowała i traciła cierpliwość. Kłapała wargą w bryczce, kłapała pod siodłem. Czasem cały godzinny teren słyszałam za sobą to kłapanie Małej. Śmieszyło nas to, czasem denerwowało, ale przecież nie miało żadnego wpływu na cechy użytkowe konia. Oba te nałogi są rodzajem rozrywki; pomóc tu mogą zabawki zawieszone w boksie, piłki z uchwytami – wszystko co zajmie uwagę konia. Często jednak staje się to przyzwyczajeniem, którego nie da się wyplenić.

Pisząc o stajennych nałogach uświadomiłam sobie, że mimo zapewnionych w naszej stajni warunków możliwie najbardziej zbliżonych do naturalnych, mieliśmy przypadek każdego nałogu. Niektóre konie trafiały już do nas z nałogiem (Raszdi z tkaniem, rozsypywaniem owsa; Kasztan z heblowaniem), inne wyuczyły się u nas (łykawość Lufki, kłapanie Małej). Na stajnię, która ma ponad 20 lat historii i ponad setkę koni w nią wpisaną, te kilka przypadków to tyle co nic. Niemniej jednak pojawiały się, choć staramy się, by ani więzienna nuda, ani odosobnienie od współtowarzyszy nie dokuczały naszym koniom. Szczerze mówiąc mało znam stajni, w których konie mają tyle swobody i pastwiskowania co u nas. A jednak nie jest to chów bezstajenny, a wprowadzając stajnię do życia tych miłujących swobodę zwierząt, wprowadzamy też stres i nerwice. Warto o tym pamiętać – przypomnijcie sobie wpis „Spacerniak dla więźnia” i dbajcie, by konie miały zapewnione warunki jak najbliższe ich naturze. To najlepsza recepta na stajenne nałogi. Jak pokazuje przykład naszej stajni skuteczna niemalże w 100%; lepszą prewencję daje tylko całkowita swoboda – nie stwierdzono nigdy przypadku w/w nałogów u dzikich koni.