Czapraki GRODI – do kogo pojadą?

grodi2

Trzy czapraki GRODI pojadą w poniedziałek do nowych domów. Czy tam stajni. Już mi obojętne, czy wylądują na koniu czy w łazience. Zmęczyło mnie czytanie maili. Musieliście tak gromadnie odpowiedzieć na apel? Zawaliliście mnie setkami (!) maili. Ja mam swoje życie. Mam dom, mam dzieci, mam męża. Nie mam czasu na zmasowany atak wariatów. Co za ludzie, eh…

A poważnie – bardzo, bardzo Wam dziękuję! Wasze maile naładowały mnie ogromną porcją pozytywnej energii i uświadomiły, że muszę pisać! Bo warto, bo czytacie, bo lubicie. I w dodatku jesteście tak liczni, że muszę uznać – miliony much nie mogą się mylić. Ja umiem pisać, a Wy umiecie to czytać. I lubicie! Hura!

A jeśli chodzi o zadania w tej zabawie to wiem już jedno. Muszę zrobić wpis o rodzajach końskich maści. Ja serio myślałam, że pytanie z kolażem to banał i drobna rozgrzewka. A jednak nie dla wszystkich było to tak oczywiste. Koń, którego fragmenty prezentował kolaż, jest maści izabelowatej, palomino nazywanej też opisowo maścią kasztanowatą z konopiastą grzywą i ogonem. Zdjęcie przedstawia Rozę, naszą haflingerkę. Wśród odpowiedzi pojawiały się opcje: kasztanowata, jasnokasztanowata, srokato-kasztanowata, bułana, gniada w siwiźnie. Nie. A po czym to można było poznać? Zapamiętajcie – maść końską definiują dwa punkty: kolor sierści podstawowej i kolor włosa w ogonie i grzywie. Odpuście sobie odmiany na nogach, łbie, chrapach. Skupcie się na tych dwóch punktach – ciało i ogon z grzywą. Jeśli koń jest brązowy to może być gniady (czarny ogon i grzywa), kasztanowaty (brązowa grzywa i ogon) lub palomino (grzywa i ogon białe). Bułany koń jest tak samo jasnobrązowy, niemal złoty jak koń maści palomino. Ale bułanek ma grzywę i ogon z czarnym włosem. Kolaż przedstawiał też chrapy, pęciny i łysinę na łbie. To było dla utrudnienia. Ale kolor sierści podstawowej był widoczny – brąz. Grzywa była widoczna – blond. Te dwa punkty definiują maść. Potem dochodzą odmiany na łbie, nogach. Ale samą maść opisuje Wam końskie ciało i grzywa z ogonem. Ponieważ Roza ma już swoje lata to zaczęła nam siwieć. Mogę uznać więc też odpowiedź o maści palomino czy kasztanowatej „w siwiźnie”. Czasem taki siwy włos miesza się z podstawową maścią i oznacza się to jako „siwiznę” – kasztan w siwiźnie, gniady w siwiźnie itp. Taka maść nie ma związku z wiekiem, ale kolaż wieku nie ujawniał, więc można było uznać, że koń jest „w siwiźnie”. Uznaję też odpowiedzi „maść kasztanowata / jasno /złotokasztanowata z konopiastą grzywą”. Tak też określa się maści haflingerów. Bo odcienie ich sierści mogą być różne – jaśniejsze, ciemniejsze, złote, blade. Ale ich grzywy i ogony są kremowe, konopiaste. Zgadzam się też na określenie „kasztan haflingera”, bo to też już definiuje kolor grzywy (nie ma haflingerów z czarnymi grzywami). O maściach końskich jeszcze zrobię wpis, musicie wiedzieć jaki lakier mają Wasze gabloty :)

Drugie zadanie też mnie zaskoczyło. Okazuje się, że jesteście tu, bo lubicie się uczyć. Najwyżej oceniane są wpisy z kategorii „Teoria vs. praktyka”. Potem kolejno „Śmiechu warte” i „Natural. Sama uważałam serię „Śmiechu warte” za najmniej wartościową, bo po prostu humorystyczną i bez merytorycznej wartości. Lubicie ją czytać, nie dziwię się. Trochę mnie to w pierwszym momencie zdołowało, że najlepsze wpisy to nie te, które mają uczyć czy pomagać, a seria kawałów i dowcipów, które traktowałam jako urozmaicenie i ożywienie. A potem doszłam do maila, w którym przeczytałam: „seria śmiechu warte to dla mnie nowość w świecie nudnych końskich podręczników. Odpręża, rozbawia, uczy o błędach, które można popełnić. Po nauce fajnie jest się rozerwać przy rozrywce, która nie jest prymitywna”. I podoba mi się ta idea. Nie ma co nudzić Was tylko wpisami o pomocach jeździeckich, bo tego jest pełno. Podane w różny sposób, czasem mniej przystępny, czasem bardziej zrozumiale. Ale takie wpisy warto przeplatać humorystycznymi opowieściami, bo do tych lubicie wracać. Macie poczucie humoru i chcecie z niego korzystać. A jeśli humor dotyczy hippiki to już jest dwa w jednym: śmiech i pasja w jednym. Cieszę się, że jest tyle osób, którym mój blog pomaga, odpręża, bawi i uczy. I z wrodzonej skromności zacytuję Wam kilka opinii. Ot tak, żeby tu wisiały i żebym ja też miała do czego wracać w chwilach zwątpienia :)

Ania – dziękuję to za mało…przez ostatnie dwa dni siedziałam na Twoim blogu i czytałam czytałam…po kilka razy ten sam tekst. Moja przygoda z końmi zaczęła się w lutym tego roku – zawsze o tym marzyłam ale byłam pewna obaw. Do działania popchnęły mnie wydarzenia, które uświadomiły mi, że marzenia trzeba realizować a nie odkładać na później bo kto wie ile tego później nam zostało. Myślałam ze mam dobrego instruktora i świetną stajnie ale to że jestem naiwna nie jest dla mnie nowością. Ja nic nie wiem o koniach, o obcowaniu z nimi, zachowywaniu się, podstawowych zasadach. Przeczytałam Twoje teksty i tam jest wszystko co powinnam się dowiedzieć na tzw. dzień dobry! Poza tym Twoje lekkie pióro i styl pisania! mam dwie książki ale … zniechęcały do czytania topornością i brakiem tego, co Ty masz w swoich opisach.” -IWONA

„Już od… albo dopiero od kilku zaledwie miesięcy śledzę Twój blog. Gdy trafiłam na niego w Internecie przeczytałam wszystko i wszędzie wsadziłam swoje oko. Super, że nie jest na fejsbooku (jakby się to nie pisało), bo tylko dzięki temu mogę zaglądać do niego w pracy, gdy mam chwilkę (inni chodzą na papierosy – a ja NIE!) i chcę uciec do lepszego – końskiego świata. (…)

Uwielbiam Twoje lekkie i dowcipne pióro oraz trafnie dobrane do każdego tematu zdjęcia. I nie jest to pochlebstwo! Czysta prawda, której jesteś świadoma. Twoje wpisy śledzi również moja córka, która też jeździ konno – chyba, jako jedyna ma to po mamusi, bo pozostali członkowie rodziny są, jakby z innej bajki. O koniach wiedzą tyle, że mają cztery nogi i ich zdaniem „pachną inaczej” – co nas miłośników napawa oburzeniem.” -BEATA

„Zapewniłaś mi masę śmiechu, włączając w to niekontrolowane opluwanie monitora kawą, ogrom wzruszeń, gdy czytałam o znanych koniach i ludziach oraz pozwoliłaś zrozumieć zachowania koni.Wiedza, którą się dzielisz jest bezcenna zwłaszcza dla nowicjuszy – dzięki Tobie nie mam zamiaru zarzucać sobie kantara na szyję podczas prowadzenia konia z pastwiska i wiem, że nawet taki lamer, jak ja, wylatująca z siodła przy byle okazji ma jakieś szanse w tym starciu z własnym jestestwem.” -EWA

Na czubajkę trafiłam w czerwcu, szukając w internecie kompendium praktycznej wiedzy o koniach, które pomogłoby mi ograniczyć wpadki amatora przy pierwszej w życiu dzierżawie i w ogóle jeździe po dłuższej przerwie. Trafiłam i przeczytałam całą mimo sesji (a może właśnie z jej powodu ;)). Poza nieocenioną wartością merytoryczną, ogromnie spodobał mi się Twój styl pisania. Zazwyczaj „końskie” blogi prowadzą osoby bardzo słabo posługujące się naszym trudnym bądź co bądź językiem. Twoje wpisy czytałam po kilka razy, obsesyjnie wręcz szukając jakiegoś błędu, zdania, które ładniej brzmiałoby napisane inaczej – i nic. Podsyłałam nawet stronę koleżance, której konie szczególnie nie interesują, była równie zauroczona.” -ALICJA

„Wszystko bym chciała zrozumieć. Z całego internetowego dobrodziejstwa wybrałam stronę XYZ (cenzura czubajka.pl. Ponieważ opinia nie jest czysto pozytywna, zdecydowałam nie ujawniać adresu. To żadna reklama, że ktoś ma wiedzę, ale niezrozumiale tłumaczy. Nie chcę nikogo urazić.). Wspaniale mówi. Czytam kilka razy. Wytężam umysł… Nie rozumiem. Szukam znaczenia określeń wpisując w Google wyrażenie i trafiam na Ciebie. Twój blog. Wiem już że to jest to czego szukam. Co da mi wiarę w to że nawet ja mogę pojąć ten fascynujący nieznany mi świat.
Dziękuję. Za wzruszenie jakie mi dałaś i wiedzę jaką mi dasz…” – GABRIELA

 

Sonda na fejsbuku jednoznacznie pokazała, że chcecie, abym zwycięzcę wybrała sama. Niby proste, ale ja temu zadaniu nie podołałam. Zbyt wielu fajnych, pozytywnych ludzi się do mnie poprzez ten konkurs odezwało i gdybym miała wybierać, to musiałabym na własny koszt zakupić niemal setkę czapraków od GRODI. Dorota Grott byłaby zachwycona, ale mnie na to niestety nie stać. Czapraki mam trzy, a ulubieńców mailowych setkę. Poza tym wielu uczestników znam z tzw. reala i zapunktowaliby na dzień dobry w moim wyborze, bo mimo całej mej uczciwości mam jednak słabość do tych, których znam i lubię „na żywo”. Zdecydowałam więc, że najlepszym wyjściem będzie jednak losowanie. Do mojej maszyny losującej wrzuciłam maile osób, które odpowiedziały dobrze na zadanie z kolażem. Rozważałam wrzucenie kilku błędnych odpowiedzi, które urzekły mnie odpowiedzią na drugie pytanie, ale ostatecznie uznałam, że nie byłoby to sprawiedliwe wobec tych, którzy rozwiązali oba zadania. I tak, w bębnie maszyny losującej wylądowała niemal setka maili, które osobiście wpisywałam na karteczki, bo tabelka przygotowana w excelu w 15 sekund nie przeszła próby pt. brak tonera w drukarce. Spisywanie Waszych maili na świstki papieru  zajęło mi pół wieczoru plus oczywiście mozolne wycinanie tych świstków przez pierwszą połowę wieczoru. Poświęciłam więc cały wieczór i powoli zaczęłam nienawidzić tych, którzy się do konkursu zgłosili. Pozdrowienia od mojego męża, który wciąż pytał: „Już? Oglądamy razem jakiś film? Kiedy kończysz?” Kochamy Was.

Tutaj filmik z dzisiejszego losowania. Profesjonalna maszyna losująca i cała rodzina zaangażowana – Staś i Wituś losują, Kuba jest operatorem kamery (czyt. komórki), a ja spikerem. Proszę:

Osoby, których adres mailowy był na wylosowanych losach proszę o przesłanie mi adresów pocztowych do wysłania czapraków. Możecie przy okazji dać znać, który wzór Was najbardziej interesuje, ale nie mogę obiecać, że się zastosuję :)

Zażalenia / skargi / słowa uznania i zachwytu możecie wrzucać w komentarzach lub  na mojego maila.