Lekcja historii nr 1 – o pochodzeniu koni
Aby dobrze rozumieć konie i specyfikę ich gatunkowych zachowań trzeba sobie zdawać sprawę z tego skąd się wzięły, jak wyglądały i w jaki sposób ukształtowała je ewolucja. Dlatego przeczytajcie mały zarys historii konia. To wiedza w pigułce dla każdego koniarza.
Ojczyzną koni jest Ameryka Północna. Dzisiejsze dzikie mustangi żyjące na tych terenach nie są jednak prawdziwie dzikimi przodkami koni. Dlaczego? Bo konie w Ameryce wyginęły, cały gatunek wymarł, a powody pozostają nieznane. Mustangi to po prostu konie wtórnie zdziczałe, a ich przodkami są udomowione konie hiszpańskich konkwistadorów, które wymknęły się ludziom i żyły na wolności dziczejąc na nowo. Skoro amerykański protoplasta konia wyginął, to skąd wzięły się później konie konkwistadorów? Jeszcze przed erą lodową istniały pomosty lądowe między kontynentami i tak konie z Ameryki Północne przewędrowały lądem (tam gdzie dziś jest Cieśnina Beringa) do Eurazji. Potem lądolody się cofnęły, Ameryka została odcięta, a koń amerykański wymarł. Gdyby jego przodkowie nie zdążyli wyemigrować na teren Azji, to dziś nie byłoby ani koni, ani osłów, ani zebr. Wszystkie wywodzą się z Ameryki Północnej, a lądolodami zdołały przejść na inne kontynenty.
Koniowate pojawiły się na naszym świecie około 60 milionów lat temu. Nie umiem liczyć takich lat i z prehistorii też jestem kiepska, ale wiem, że w tym czasie nie było na ziemi nawet dinozaurów! Nie było też oczywiście ludzi, homo sapiens. Koń jest na tej planecie o wiele dłużej niż my, a jednak uzurpujemy sobie prawo do władania światem. Pierwszy koniowaty to tzw. eohippus, który był wielkości lisa czy psa. Nazywa się go Koniem Świtu. Miał trzy palce na tylnej kończynie i cztery palce na przedniej. U łap miał opuszki (jak dzisiejszy pies czy kot), a ich współczesna pozostałość u koni to tzw. ostroga na końskiej nodze. Pozostałością poduszki palcowej jest natomiast strzałka w końskim kopycie. Z czasem gatunek ewoluował i zmieniał się dostosowując się do zmian środowiskowych. Zmiana podłoża, po którym pierwsze koniowate się poruszały, spowodowała wykształcenie najpierw trzech palców, a potem oparcie ciężaru na środkowym palcu, podczas gdy dwa boczne zaczęły zanikać. Dzisiejsze kopyto to środkowy palec, a liczne kości są pozostałościami paliczków. Trzeszczki, chrząstki i inne drobne kości, które uszkodzone powodują kulawiznę i problemy, jakie mamy z końskimi kopytami to resztki palców i kości paliczków. Budowa kostna kończyny konia jest skomplikowana. Zamiast jednego tworu, który gładko przechodziłby w puszkę kopytową, mamy cały zestaw mniejszych i większych kosteczek, a fakt ten niestety nie ułatwia użytkowania końskich nóg w pracy. Przy tak skomplikowanej strukturze łatwo o kontuzje, kulawizny i urazy. Talar, który ma za sobą niewielką karierę sportowca, doznał urazu i powstania tzw. satelity czyli odprysku fragmentu kości. Ten fragment krąży sobie jak wolny elektron i od czasu do czasu jego ucisk powoduje czasową kulawiznę. Na ogół jednak Talar funkcjonuje na swoich czterech nogach bez większych przebojów. Takie odpryski kości czy nawet stawu się zdarzają; powszechne są również tzw. chipy czyli wolne ciała stawowe. O ile łatwiej by było, gdyby Koń Świtu biegał na kopytku, a nie palcach łap! Kończyny koni ukształtowały się jednak w sposób, który umożliwiał pierwszym koniom szybki zryw i sprawny sprint. Z czasem koniowate stały się też wyższe, zyskały też dłuższą szyję, co zwiększyło ich pole widzenia i miało wpływ na obserwację zagrożeń. Dzisiejsza wielkość konia, długość jego kończyn i ogólna harmonijna budowa nie jest już jednak ewolucyjnym rozwojem, a wpływem selekcyjnej hodowli prowadzonej przez człowieka. Atawistyczne skłonności naszym koniom jednak pozostały; gatunek nadal ma zakodowany strach małego eohippusa, który jako zwierzę wielkości lisa, był często atakowany z góry. Nasze konie, nawet te bardzo wysokie, boją się tego, co może na nie spaść z góry. Nasz ogier o mało nie dostał zawału serca, gdy przeleciała nad nim paralotnia; Czubajka poniosła mnie na plaży na widok latawca, a zarzucenie derki na Chabra po raz pierwszy omal nie skończyło się tragicznie (dla Mirka).
Konie współczesne wywodzą się od trzech typów koni prymitywnych:
1. KOŃ LEŚNY – jest protoplastą ras zimnokrwistych, wymarł bezpowrotnie.
2. KOŃ PRZEWALSKIEGO – odkryty na stepach Azji Środkowej przez Rosjanina (nie Polaka, choć zawsze się tak łudziłam słysząc nazwisko bliskie naszemu Kowalskiemu) Mikołaja Michajłowicza Przewalskiego. Ten konik przetrwał do dziś, udało się go uratować zanim w swej nieskończonej mądrości ludzie wybiliby ostatnie egzemplarze. Żyją nadal w ogrodach zoologicznych i są sukcesywnie wypuszczane na swobodę w dzisiejszej Mongolii.
3. TARPAN – drugi, po koniu Przewalskiego, przodek dzisiejszych lekkich koni. Zamieszkiwał rosyjskie stepy i wyginął z wydatną pomocą człowieka, zanim ktoś zdecydował się go chronić. Obecnie odtwarza się stada „tarpanów” np. w polskim Popielnie (polecam wizytę przy okazji żeglowania po mazurskich jeziorach) czy w Białowieży. Najbliżsi potomkowie tarpana to nasz konik polski i hucuł. Uważa się, że konik polski to najwierniejsze odbicie wyglądu i cech oryginalnego tarpana. Zobaczcie:
Koniki mają szorstką, grubą sierść (jak łoś) maści myszatej. Na zimę jaśnieją, a także pokrywają się cieplutkim futerkiem. Grzywa i ogon obfite, grzywka często zasłania oczy. Grzbiet mają prosty (podogonie przy siodle bardzo się przydaje). Koniki polskie mają wiele cech, które są kopią tarpana:
- są bardzo odporne na warunki środowiskowe, atmosferyczne. Nasze koniki idealnie dostosowywały się do zmian, radziły sobie w każdej sytuacji.
- dobrze przyswajają i wykorzystują paszę. Wszystkie dostawały tę samą dawkę, co reszta kuców, a obrastały nam takim sadłem, że zranioną Morwę weterynarz musiał najpierw pozbawić słoniny, by zaszyć ranę na boku.
- mają niezależny charakter. Morus był wybitnym przykładem niezależnego typa, jego matka Morwa też ustawiała w stajni wszystkich, łącznie z ludźmi.
- są twarde i wytrzymałe. Nasze koniki pracowały w sezonie na równi z dużymi końmi i spływało to po nich, jak po kaczkach, a tymczasem Kasztana czy Raszdiego po wieczornym terenie trzeba było niemal wnosić do boksu.
- rzadko chorują. Są bardzo odporne i zdrowe, a skaleczenia na nich szybko się zabliźniają.
- są bardzo płodne, a ich rozród wyjątkowo łatwy. Nie znaliśmy daty krycia Morwy i przypuszczaliśmy, że jest jeszcze masa czasu do porodu, a tymczasem Morwa wyźrebiła się nam w boksie między jedną jazdą, a drugą, wciąż mając na sobie siodło. Żadnych problemów z porodem, żadnych komplikacji – wszystkie klacze koników polskich rodziły jak z płatka.
- dysponują siłą, która jest w zasadzie zupełnie nieproporcjonalna do ich wielkości. Żaden koń nie sponiewierał ojca tak bardzo jak Morus, żaden inny nie sprał tyłka Czardaszowi, tylko konik polski. To tytani, Bolek jako ślązak to cienias w stosunku do tego, co wyprawiał Morus.
Tak więc konie, choć wywodzą się z Ameryki, to udomowione zostały gdzie indziej. Do Ameryki trafiły ponownie dopiero, gdy 4 wieki temu przyjechały z hiszpańskimi konkwistadorami z Cortezem na czele. Część z tych koni wymknęła się ludziom z różnych przyczyn i powtórnie zdziczała, zyskując miano Mustangów (z hiszp. mestengo / mesteno czyli bez właściciela, dziki, bezpański). Koń współczesny wywodzi się od Konia Świtu, a jego praojczyzną jest Ameryka. Wybór dzisiejszych ras to wynik selekcyjnej hodowli prowadzonej przez człowieka. No, może oprócz Araba, bo jego stworzył Mahomet z Południowego Wiatru… Ale o legendach innym razem.
Fot. Kuba Lipczyński # 1. ośliczka Isia z córką Czubajki Gejszą w tle, 2. Morus
Krótko o budowie kopyta – jak to jest zrobione i jak to działa?
Fot. Marta Chmielek ChmielekFoto
Wiesz, jak zbudowane jest kopyto? A wiesz, jak działa? Na pewno wiesz! Warto jednak przeczytać poniższy uproszczony schemat, bo może Ci się zdaje, że wiesz? Ziarno wątpliwości zasiane, to teraz siadaj i czytaj. I zapraszam na dłużej, rozgość się :)
Nie wnikam w budowę tego, czego nie widać. Wiadomo, że w środku są liczne kości (pozostałości paliczków o czym pisałam tutaj), a cała końska stopa oprócz warstwy rogowej (kopyta właśnie) składa się też z nerwów, tętnic, tkanek, ścięgien i tym podobnych cudów. A jak zbudowane jest kopytko, które widzimy „szkiełkiem i okiem”?
To, co widać z zewnątrz to puszka kopytowa. Puszka czyli ściany kopyta: przednia, boczne, piętowe i piętki (opuszki kopytowe). Puszka jest odpowiednikiem naszego paznokcia – nie boli, narasta, ściera się, należy ją ścinać lub piłować, może pękać, rozwarstwiać się. O puszkę trzeba dbać, warto ją natłuszczać odpowiednimi preparatami, by zapobiec ewentualnym pęknięciom.
Spodnia część kopyta to podeszwa. Podeszwa jest lekko wklęsła. Prawidłowa podeszwa nie powinna dotykać podłoża. Podeszwa musi być sucha, regularnie rozczyszczana. Brzeg podeszwy to tzw. linia biała.
Od spodniej strony kopyta możemy też obserwować strzałkę. Na wysokości piętek ściana kopyta jest wgięta do środka. To właśnie jest strzałka. Puszka kopytowa nie jest bowiem tworem zamkniętym, ograniczonym w okrąg. Strzałka jest rozcięciem puszki, co pozwala na amortyzację – gdyby kopyto było zamkniętą puszką to stąpający koń obciążałby całe ściany kopyta swoim ciężarem. Szybko by mu trzasnęły przy takich przeciążeniach, jakie końska noga musi znosić. Rozcięcie i wgięcie tylnej ściany kopyta powoduje, że ciężar stąpającego konia rozchodzi się równomiernie – kopyto się rozszerza w momencie ucisku (noga na ziemi, pełen ciężar oparty na niej) i wraca, gdy koń nogę unosi. Dzięki swej elastyczności strzałka amortyzuje wstrząsy i tłumi je. Strzałka, w odróżnieniu od podeszwy, dotyka podłoża – to nią koń maca grunt. Co więcej, gdy strzałka dotyka podłoża wywiera nacisk na poduszeczkę opuszek piętowych, a ta wypycha krew w górę nogi (w tętnicach palcowych). Prawidłowe ukrwienie pracującej kończyny to podstawa jej zdrowia i odpowiedniego funkcjonowania. Strzałka powinna być sucha i dobrze ukrwiona, bez śladów gnicia.
Zwieńczenie puszki kopytowej to koronka. Jest to takie zgrubienie w miejscu, gdzie masa rogowa łączy się z sierścią końskiej nogi. Koronki są wrażliwe na urazy – uderzenia, skaleczenia. U koni z wadami postawy i wynikającym z nich nieprawidłowym chodem zdarza się ranienie koronki kopytem sąsiedniej nogi. Koronkę można chronić zakładając na kopyto tzw. kaloszki. Koronka pełni ważną funkcję – to tu, na styku kopyta z sierścią wydzielany się swoisty „lakier”, rodzaj natłuszczającej substancji, która chroni puszkę przed wysuszeniem (przed nadmiernym zawilgoceniem też). Można go wyczuć macając koronkę palcem. To tutaj warto nakładać pielęgnacyjne substancje syntetyczne.
Fot. czubajka.pl # Kopyto Horpyny. Podeszwa już wstępnie wybrana, więc jasna i słabo odznacza się tu linia biała :)
Fot. Magda Wiśniewska # Ciemne kopyto siwej czubajki.
Kolor kopyta (puszki kopytowej) związany jest z kolorem sierści konia. Konie ciemnej maści mają kopyta czarne; jasne konie mają zazwyczaj kopyta koloru kremowego. Wpływ na barwę kopyta ma kolor sierści na nogach – nawet kary koń może mieć jasne kopyto, jeśli jego noga ubrana jest w gustowną białą skarpetę. Zdarzają się również kopyta paskowane, gdy noga nie do końca zdecydowała jaki kolor przybrać. Z barwą kopyta różnie bywa i trudno o ścisłą regułę – siwki często mają kopyta ciemne, a kare konie z małą białą koronką łażą na kremowych kopytkach. Z reguły kopyta ciemniejsze są mocniejsze i twardsze, a te o jasnym zabarwieniu uważa się za bardziej miękkie i podatne na uszkodzenia. Bez względu na kolor puszki o kopyto warto odpowiednio dbać.
Fot. Magda Wiśniewska # kolorowe kopyta Horpyny
Fot. Marta Chmielek ChmielekFoto # Kaloszki na przednich kopytach do ochrony koronki kopyta (chronią również piętki koni „ścigających się”).
Fot. Kuba Lipczyński # Mała z Chabrem. Chaberek miał buty do pary: jasne kopyta na nogach z odmianami, ciemne na nogach bez skarpet :)
I bonusowo słów kilka o pielęgnacji kopyt – tu pisałam Wam o produktach Fouganza, a dziś dorzucam do puli moje osobiste hity dla leniwych:
Puszkę kopytową można zabezpieczać przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych i reagować na jej wysuszanie, zawilgocenie itp. Jak już wspominałam, ja reprezentuję podejście „natura zadziała sama”, które oparte jest najsilniej na moim wrodzonym lenistwie. Ale przecież konie trzymane w stajniach różnią się tych wolnych, dzikich mustangów, którym nikt kopyt nie rozpieszcza maściami i smarami. Bo mustang nie stoi we własnych odchodach, nie trenuje na kwarcach ujeżdżalni, nie podsusza się trocinami i słomą. Koń stajenny spotyka się z tym wszystkim, a szanse działania dla natury ma ograniczone okazyjnymi wyjściami w teren czy padokowaniem, często w błotku lub piasku. W naszej stajni staramy się zapewnić koniom (i ich kopytom) warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnych. Może dlatego moje wrodzone lenistwo może się tu kwitnąco rozwijać. Przyznaję jednak, że ja też wyłączam tryb oszczędzania energii i wzmacniam kopyta specjalnymi maściami i smarami. I widzę efekty. A ponieważ uwielbiam sobie ułatwiać życie to korzystam z rozwiązania uniwersalnego – maści wzmacniającej. Kilka korzyści w jednym produkcie – natłuszcza puszkę kopytową dzięki zawartości oleju lnianego i laurowego, osusza strzałkę (dzięki zawartości dziegciu), wzmacnia i odżywia ściany kopyta i bonusowo nadaje kopytkom ładny czarny kolor. Jednym produktem zasmarowuję całość: i puszkę i podeszwę. Maść jest idealna na zimę, bo dzięki zawartości dziegciu osusza kopyto; trzeba o tym pamiętać i nie przesadzać z aplikacjami letnimi, by nie przesuszyć puszki. Mi taka nadgorliwość nie grozi:) Zresztą jest też wersja na lato, która ma w składzie olej wawrzynowy, wosk pszczeli i lanolinę, za to już nie ma dziegciu. Ma też kolor zielony, ale bez obaw – nie barwi kopyta na szpinak, po prostu nadaje połysk. Obie maści stosuje się zarówno na warstwę rogową jak i podeszwę czyli zabezpieczacie kopyto kompleksowo za jednym zamachem pędzla. No i muszę wspomnieć o ogromnej wadzie tych maści – nie mają pędzla w pokrywce. Powodzenia w szukaniu i czyszczeniu pędzli, za każdym razem, gdy wykrzeszecie z siebie energię do smarowania…
Fot. Kuba Lipczyński # Tak wygląda maść wzmacniająca zimowa. Oraz pędzel, który można doczepić do puszki na stałe z przeznaczeniem do tego jednego celu, bo doczyszczenie go z dziegciu jest zajęciem dla nadaktywnych, do których ja nie należę.
Fot. Kuba Lipczyński # tu rzut z bliska na konsystencję tej maści. Nakłada się ją lekko i przyjemnie, bo maść jest kryjąca, więc widzisz co i jak. Ładniej wygląda nałożona gąbeczką niż pędzlem, ale wyposażcie się najpierw w gumowe rękawiczki, bo doczyszczanie paznokci z dziegciu pochłania sporo energii, co jak wiadomo, jest zupełnie niewskazane. Podeszwę najlepiej smarować pędzlem. Maść, nałożona zbyt grubo, będzie łapała pyłki, piach, kawałki słomy. Jeśli jednak nałożycie cienką warstwę i dacie kopytom chwilę na zaabsorbowanie jej, to buciki będą pięknie zapastowane i bez przyklejonych drobin z podłoża :)
Fot. Kuba Lipczyński # Maść letnia, zielona. Ładnie nabłyszcza kopytko.
A tu poniżej wersja dla jeszcze bardziej leniwych, czyli mój osobisty hit, dzięki któremu mogę wywalić pędzel i rękawiczki. Spray, czyli to co leniwi lubią najbardziej. Szkoda, że po aplikacji należy jeszcze rozsmarować maść gąbeczką, ale to już w sumie pikuś. Polecam mym braciom i siostrom leniwcom :)
Autor: Ania Kategoria: NATURAL