Było o ogierach („Bo we mnie jest seks…”), więc aby zachować sprawiedliwość genderową muszę też rozłożyć na czynniki pierwsze zachowania klaczy. Solidarność jajników sprawia, że bardzo lubię klacze – humorzaste, niejednolite, pełne niespodzianek. Gdyby jednak ktoś rozważał zakup konia rekreacyjnego to poleciłabym wałaszka. Dlaczego?
Klaczami rządzi burza hormonów. Nieuregulowana burza. Kiedyś poskarżyłam się trenerowi, że kobyła z którą pracuję ma dziś zły dzień, bo wczoraj była zupełnie inna. Odpowiedział mi: „Kto ma kobyłę, ten ma innego konia każdego dnia w roku”. I jest w tym dużo prawdy. Klacze są humorzaste, zmienne, często niezrównoważone. Praca z nimi codziennie zaskakuje – raz mamy do czynienia z energiczną i chętną partnerką, kolejny trening to droga przez mękę, by opornego konia skłonić do pracy. Dziś współpracujemy zgodnie, jutro brykaniem klacz manifestuje swoje niezadowolenie i bunt. Poziom hormonów zmienia się każdego dnia i stymuluje kobyłę do różnych zachowań. Mówi się, że po pierwszym źrebaku klacz się wyciszy, uspokoi, zrównoważy. Często tak właśnie jest, ale regułą bym tego nie nazwała. Hormony sterują cyklem rujowym i mają wpływ na płodność klaczy, a więc i jej pobudzenie seksualne. Natura w swej mądrości dąży do wykorzystania potencjału i rozmnażania gatunku, a pierwsza ciąża sprawdza czy klacz się do tej roli nadaje. Często po niej właśnie klacz się uspokaja – spełniła zadanie, osiągnęła cel.
Klacze osiągają pełną dojrzałość płciową mniej więcej jako roczniaki. Wtedy też pojawia się często pierwsza ruja, ale organizm nadal nie jest gotowy na ciążę. Ta gotowość to wiek ok. 3 roku pastwiskowego klaczy. Wtedy jest ona już w pełni dojrzała i gotowa do wydania na świat potomstwa. Poziom estrogenów we krwi klaczy ma ogromny wpływ na jej zachowanie (również w pracy pod siodłem). Przeanalizujmy jej cykl rujowy:
Cykl trwa 3 tygodnie. Sama ruja natomiast ma różny czas trwania u różnych klaczy: może to być 2 dni, a może ciągnąć się i ponad tydzień. Krótką ruję można przeoczyć, a zachowanie klaczy tłumaczyć „kobiecymi humorami”. Ta dłuższa ruja jest już widoczna i może być przez nas podzielona na kilka etapów. Zaczyna się stopniowo – u klaczy rośnie poziom hormonów, zaczyna poszukiwać ogiera, a przez to staje się nerwowa, pobudliwa, uwrażliwiona na wszelkie bodźce. Praca z jeźdźcem nie przychodzi jej łatwo – ma problem ze skupieniem się, jest rozkojarzona i pobudzona. Jeśli w tym okresie kurtuazyjnie zorganizujemy jej randkę w ciemno z jakimś przystojniakiem to nie ma co liczyć na sukces – w początkowym okresie klacz nawet jeśli usilnie szuka ogiera, to w momencie gdy jej go damy na tacy będzie niezadowolona. Nasze klacze doprowadzone do ogiera za wcześnie (a błagały nas o ogiera niemal na klęczkach) w akompaniamencie głośnego kwiku biły zadami w mocarną klatę ogra i zwiewały gdzie pieprz rośnie. Pamiętam, że mama zapisywała te daty w kalendarzu pod hasłem: „Czara doprowadzona do krycia. Odbiła. Kolejna próba w dn. XX”. Takie odbijanie ogiera jest normalne we wczesnej fazie rui. Kiedy już przemęczymy się z nerwową, niezadowoloną z życia panną nadchodzi kolejny etap. Klacz jest już gotowa na przyjęcie ogiera. Co spotyka wtedy jeźdźca? O, często-gęsto zeschizowana Czubajka fundowała mi wtedy blokady ruchowe. Jak? Najzwyczajniej w świecie klacz, która na ogół jest wybitnie chętna do ruchu w przód i nie wymaga motywacji silniejszymi impulsami łydki, nagle manifestowała swą niechęć do ruchu albo wręcz zatrzymywała się pode mną bez przyczyny. Dziwne staje się odkrycie, że zgasł jej motor w zadzie i nagle mam problem z zagalopowaniem na koniu, który kilka dni temu rwał do galopu, gdy chciałam tylko wyciągnąć bardziej kłus. Być może błądzę w moich teoriach, ale ja to widzę tak: gotowa do krycia klacz ustawia się przed ogierem i zachowuje bezruch. Nie kopie, nie ucieka. Czeka i pomrukuje. W naskoku ogier opiera swój ciężar na jej grzbiecie (klatką piersiową, jego nogi leżą natomiast w miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się łydka jeźdźca), a często dodatkowo podgryza i podszczypuje jej kłąb. Jeżeli siodłamy klacz, którą jest w tym właśnie etapie rui to siadając w siodło powodujemy ucisk kłębu przednim łękiem i ciężar na grzbiecie. Natura podpowiada gotowej klaczy: „Stój spokojnie”. Stąd bierze się rozleniwienie i niechęć do ruchu w przód u klaczy w rui, nawet gdy działamy łydką.
Tak wygląda sama ruja. Poza nią klacz nie szuka ogiera, a jeśli jej go narzucimy będzie się denerwowała – odgoni go kwikiem, kładzeniem uszu, grożeniem zębami i zadem. Czasami takie zachowanie klacz może nawet przenieść na człowieka. Dlatego właśnie klacze są uosobieniem zmienności kobiecej natury i huśtawki nastrojów. Ich humory są spowodowane poziomem estrogenu – gdy kipi im już uszami trzeba rozważnie planować trening. Wiem, że wielu zawodników startujących na klaczach reguluje ich cykl zastrzykami hormonalnymi, by w dniu zawodów nie okazało się, że siedzą na nieobliczalnej i agresywnej babie, której zachowanie może znacząco wpłynąć na wynik startu.
Jak prawdziwa kobieta klacz musi być też mistrzynią w kuszeniu samca. Swoją gotowość zgłasza mu wielkimi literami – staje nieruchomo, często w rozkroku i „łyska” sromem. Mama zawsze nazywała to łyskaniem, być może istnieje inna fachowa nazwa. Klacz wyciska wówczas ze sromu śluz pomieszany z moczem. Gdy zaobserwowaliśmy łyskanie, mama ordynowała randkę z ogierem. Klacz inicjowała zaloty, wyrażała swoją chęć i przyjmowała ogiera jak należne jej dobro. Jeśli ogiera nie dostawała od nas w prezencie, to swoje zaloty czasem lokowała w wałachach. Podgryzanie, szczypanie, nawet lizanie, ciche rżenie, pomruki, ustawianie się zadem – z naszej stawki końskich kastratów Nefryt najlepiej sprawdza gotowość klaczy. Zdarzało się, że bojąc się o całość ogiera (Esauł jako syn pustynnych Kuhailanów był bardzo delikatny i kruchy, a nasze klacze są w sezonie kute na cztery nogi; kopniak z zadniej podkutej damskiej nóżki mógłby mu bardzo zagrozić) podstawialiśmy klacz Nefrytowi – gdy rozpoczynała zaloty i wabienie srokatego bez agresywnych zachowań na jego wąchanie i podszczypywanie, wiedzieliśmy, że Esauł nie dozna złamania szlachetnej wątłej nogi w wyniku nagłej agresji klaczy. Mistrzynią-kusicielką w naszej stajni jest Agata- kuc szetlandzki. Z racji swojego marnego wzrostu udaje jej się przejść pod ogrodzeniem i zawitać do pasącego się ogiera. Bolek mimo usilnych prób (a próbował już nawet klękać) nie daje rady z kryciem tego liliputa, ale Esauł zawziął się konkretniej. Jeden z roczniaków również z sukcesem dopadł Agatę – ustawiła się mu jak rasowa kusicielka i championka zalotów na niedużym pagórku i dostała, co chciała. To nie ogier inicjuje akt – to klacz. Ona pobudza i rozpoczyna zaloty, dlatego też klacze, które mają niewielki kontakt z innymi końmi, często stwarzają problemy w rozrodzie. Nasze kobyłki były zalotne i kuszące zawsze; klacz znajomego rolnika, która do towarzystwa miała tylko kilka owiec, kiepsko odnajdowała się w roli zalotnej partnerki i w rezultacie wymagała dłuższych sesji z naszym ogierem.
Tak jak właściciel ogiera musi w pełni rozumieć naturalne instynkty swojego rozpłodowego mistrza, tak i posiadacz klaczy powinien z dystansem podchodzić do jej zachowań i nie karać jej zachowania stymulowanego poziomem hormonów. Zrównoważonego i jednolitego w swych reakcjach wierzchowca najłatwiej uzyskać z wałacha, pozbawionego popędu i bodźców generowanych przez naturę. Jeśli ze zrozumieniem podejdziesz do humorów swojej klaczy, osiągniesz z nią lepsze porozumienie i więź. Po prostu weź i zrozum te babsko. Proste.
Kobieta zmienną jest – czego możemy się spodziewać po klaczy?
Było o ogierach („Bo we mnie jest seks…”), więc aby zachować sprawiedliwość genderową muszę też rozłożyć na czynniki pierwsze zachowania klaczy. Solidarność jajników sprawia, że bardzo lubię klacze – humorzaste, niejednolite, pełne niespodzianek. Gdyby jednak ktoś rozważał zakup konia rekreacyjnego to poleciłabym wałaszka. Dlaczego?
Klaczami rządzi burza hormonów. Nieuregulowana burza. Kiedyś poskarżyłam się trenerowi, że kobyła z którą pracuję ma dziś zły dzień, bo wczoraj była zupełnie inna. Odpowiedział mi: „Kto ma kobyłę, ten ma innego konia każdego dnia w roku”. I jest w tym dużo prawdy. Klacze są humorzaste, zmienne, często niezrównoważone. Praca z nimi codziennie zaskakuje – raz mamy do czynienia z energiczną i chętną partnerką, kolejny trening to droga przez mękę, by opornego konia skłonić do pracy. Dziś współpracujemy zgodnie, jutro brykaniem klacz manifestuje swoje niezadowolenie i bunt. Poziom hormonów zmienia się każdego dnia i stymuluje kobyłę do różnych zachowań. Mówi się, że po pierwszym źrebaku klacz się wyciszy, uspokoi, zrównoważy. Często tak właśnie jest, ale regułą bym tego nie nazwała. Hormony sterują cyklem rujowym i mają wpływ na płodność klaczy, a więc i jej pobudzenie seksualne. Natura w swej mądrości dąży do wykorzystania potencjału i rozmnażania gatunku, a pierwsza ciąża sprawdza czy klacz się do tej roli nadaje. Często po niej właśnie klacz się uspokaja – spełniła zadanie, osiągnęła cel.
Klacze osiągają pełną dojrzałość płciową mniej więcej jako roczniaki. Wtedy też pojawia się często pierwsza ruja, ale organizm nadal nie jest gotowy na ciążę. Ta gotowość to wiek ok. 3 roku pastwiskowego klaczy. Wtedy jest ona już w pełni dojrzała i gotowa do wydania na świat potomstwa. Poziom estrogenów we krwi klaczy ma ogromny wpływ na jej zachowanie (również w pracy pod siodłem). Przeanalizujmy jej cykl rujowy:
Cykl trwa 3 tygodnie. Sama ruja natomiast ma różny czas trwania u różnych klaczy: może to być 2 dni, a może ciągnąć się i ponad tydzień. Krótką ruję można przeoczyć, a zachowanie klaczy tłumaczyć „kobiecymi humorami”. Ta dłuższa ruja jest już widoczna i może być przez nas podzielona na kilka etapów. Zaczyna się stopniowo – u klaczy rośnie poziom hormonów, zaczyna poszukiwać ogiera, a przez to staje się nerwowa, pobudliwa, uwrażliwiona na wszelkie bodźce. Praca z jeźdźcem nie przychodzi jej łatwo – ma problem ze skupieniem się, jest rozkojarzona i pobudzona. Jeśli w tym okresie kurtuazyjnie zorganizujemy jej randkę w ciemno z jakimś przystojniakiem to nie ma co liczyć na sukces – w początkowym okresie klacz nawet jeśli usilnie szuka ogiera, to w momencie gdy jej go damy na tacy będzie niezadowolona. Nasze klacze doprowadzone do ogiera za wcześnie (a błagały nas o ogiera niemal na klęczkach) w akompaniamencie głośnego kwiku biły zadami w mocarną klatę ogra i zwiewały gdzie pieprz rośnie. Pamiętam, że mama zapisywała te daty w kalendarzu pod hasłem: „Czara doprowadzona do krycia. Odbiła. Kolejna próba w dn. XX”. Takie odbijanie ogiera jest normalne we wczesnej fazie rui. Kiedy już przemęczymy się z nerwową, niezadowoloną z życia panną nadchodzi kolejny etap. Klacz jest już gotowa na przyjęcie ogiera. Co spotyka wtedy jeźdźca? O, często-gęsto zeschizowana Czubajka fundowała mi wtedy blokady ruchowe. Jak? Najzwyczajniej w świecie klacz, która na ogół jest wybitnie chętna do ruchu w przód i nie wymaga motywacji silniejszymi impulsami łydki, nagle manifestowała swą niechęć do ruchu albo wręcz zatrzymywała się pode mną bez przyczyny. Dziwne staje się odkrycie, że zgasł jej motor w zadzie i nagle mam problem z zagalopowaniem na koniu, który kilka dni temu rwał do galopu, gdy chciałam tylko wyciągnąć bardziej kłus. Być może błądzę w moich teoriach, ale ja to widzę tak: gotowa do krycia klacz ustawia się przed ogierem i zachowuje bezruch. Nie kopie, nie ucieka. Czeka i pomrukuje. W naskoku ogier opiera swój ciężar na jej grzbiecie (klatką piersiową, jego nogi leżą natomiast w miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się łydka jeźdźca), a często dodatkowo podgryza i podszczypuje jej kłąb. Jeżeli siodłamy klacz, którą jest w tym właśnie etapie rui to siadając w siodło powodujemy ucisk kłębu przednim łękiem i ciężar na grzbiecie. Natura podpowiada gotowej klaczy: „Stój spokojnie”. Stąd bierze się rozleniwienie i niechęć do ruchu w przód u klaczy w rui, nawet gdy działamy łydką.
Tak wygląda sama ruja. Poza nią klacz nie szuka ogiera, a jeśli jej go narzucimy będzie się denerwowała – odgoni go kwikiem, kładzeniem uszu, grożeniem zębami i zadem. Czasami takie zachowanie klacz może nawet przenieść na człowieka. Dlatego właśnie klacze są uosobieniem zmienności kobiecej natury i huśtawki nastrojów. Ich humory są spowodowane poziomem estrogenu – gdy kipi im już uszami trzeba rozważnie planować trening. Wiem, że wielu zawodników startujących na klaczach reguluje ich cykl zastrzykami hormonalnymi, by w dniu zawodów nie okazało się, że siedzą na nieobliczalnej i agresywnej babie, której zachowanie może znacząco wpłynąć na wynik startu.
Jak prawdziwa kobieta klacz musi być też mistrzynią w kuszeniu samca. Swoją gotowość zgłasza mu wielkimi literami – staje nieruchomo, często w rozkroku i „łyska” sromem. Mama zawsze nazywała to łyskaniem, być może istnieje inna fachowa nazwa. Klacz wyciska wówczas ze sromu śluz pomieszany z moczem. Gdy zaobserwowaliśmy łyskanie, mama ordynowała randkę z ogierem. Klacz inicjowała zaloty, wyrażała swoją chęć i przyjmowała ogiera jak należne jej dobro. Jeśli ogiera nie dostawała od nas w prezencie, to swoje zaloty czasem lokowała w wałachach. Podgryzanie, szczypanie, nawet lizanie, ciche rżenie, pomruki, ustawianie się zadem – z naszej stawki końskich kastratów Nefryt najlepiej sprawdza gotowość klaczy. Zdarzało się, że bojąc się o całość ogiera (Esauł jako syn pustynnych Kuhailanów był bardzo delikatny i kruchy, a nasze klacze są w sezonie kute na cztery nogi; kopniak z zadniej podkutej damskiej nóżki mógłby mu bardzo zagrozić) podstawialiśmy klacz Nefrytowi – gdy rozpoczynała zaloty i wabienie srokatego bez agresywnych zachowań na jego wąchanie i podszczypywanie, wiedzieliśmy, że Esauł nie dozna złamania szlachetnej wątłej nogi w wyniku nagłej agresji klaczy. Mistrzynią-kusicielką w naszej stajni jest Agata- kuc szetlandzki. Z racji swojego marnego wzrostu udaje jej się przejść pod ogrodzeniem i zawitać do pasącego się ogiera. Bolek mimo usilnych prób (a próbował już nawet klękać) nie daje rady z kryciem tego liliputa, ale Esauł zawziął się konkretniej. Jeden z roczniaków również z sukcesem dopadł Agatę – ustawiła się mu jak rasowa kusicielka i championka zalotów na niedużym pagórku i dostała, co chciała. To nie ogier inicjuje akt – to klacz. Ona pobudza i rozpoczyna zaloty, dlatego też klacze, które mają niewielki kontakt z innymi końmi, często stwarzają problemy w rozrodzie. Nasze kobyłki były zalotne i kuszące zawsze; klacz znajomego rolnika, która do towarzystwa miała tylko kilka owiec, kiepsko odnajdowała się w roli zalotnej partnerki i w rezultacie wymagała dłuższych sesji z naszym ogierem.
Tak jak właściciel ogiera musi w pełni rozumieć naturalne instynkty swojego rozpłodowego mistrza, tak i posiadacz klaczy powinien z dystansem podchodzić do jej zachowań i nie karać jej zachowania stymulowanego poziomem hormonów. Zrównoważonego i jednolitego w swych reakcjach wierzchowca najłatwiej uzyskać z wałacha, pozbawionego popędu i bodźców generowanych przez naturę. Jeśli ze zrozumieniem podejdziesz do humorów swojej klaczy, osiągniesz z nią lepsze porozumienie i więź. Po prostu weź i zrozum te babsko. Proste.
Autor: Ania Kategoria: NATURAL