Fot. Kasia Bardzińska # nasz ogier śląski Nokturn (po Aktyw od Newada) czyli TW Bolek na swojej małej biegalni przy padoku treningowym.
W stajni rekreacyjnej (jak nasza) rzadko trzyma się ogiery. Z powodów, które wyjaśniałam tutaj, ogier jest trudny w chowie. W zamierzchłych czasach, które tylko najstarsze konie pamiętają, do naszej stajni ogiery przyjeżdżały na występy gościnne – w ramach dzierżawy ze stada ogierów do krycia naszych klaczy. Pierwszy dorosły ogier, który pojawił się w stajni ANKA na własność to mój ukochany Esauł. Oczywiście mieliśmy ogierki w stajni, ale gdy tylko warunki pozwoliły od razu je kastrowaliśmy i tworzyliśmy sobie armię spokojnych, rekreacyjnych wałachów. Z wałachami jest dużo prościej – wychodzą na pastwisko razem z klaczami, nie prowokują bójek, nie piorą się więcej niż wymaga tego ustawienie się na odpowiednim stopniu hierarchii stadnej. Chów ogierów jest już bardziej skomplikowany – wpuścić go do stada klaczy czy wałachów trudno bez uniknięcia starć, często ostrych i niebezpiecznych dla zdrowia, a nawet życia koni. Pamiętam, że gdy jeszcze mieszkaliśmy w Trójmieście rozważałam przywiezienie sobie Esauła i wstawienie do pensjonatu, bym mogła jeździć konno w tygodniu, po pracy. Obdzwoniłam kilkanaście dostępnych na terenie 3miasta stajni i wszędzie odmawiali mi dzierżawy boksu dla ogiera. Trzymanie ogiera jest problematyczne i zazwyczaj nikt nie chce się w to bawić. Padokowanie, obsługa – po co dorzucać sobie problemów. W naszej stajni ogiery pojawiały się, jak wspomniałam, okazyjnie, na kilkanaście tygodni w roku. Esauł zamieszkał na stałe i początkowo wiódł marne życie – boks na przemian z pracą pod siodłem i biegalnią, na której czas spędzał samotnie. Potem powoli łączyliśmy go ze stadem – dostał grupkę klaczy, które mógł kryć i pasł się z nimi. Nie był natrętny i nie groziło mu skopanie cienkich arabskich nóżek przez niechętne kobyły. Z wałachami było podobnie – pasł się u boku trzech wałachów i dopóki nie widział kobył nie prowokował bójek. Zdominował wałaszki, ale bez niepotrzebnego znęcania się – dopóki nie wchodziły mu w drogę nie widział potrzeby prowokowania agresji. A wałachy ze swej strony uznały wyższość starego wygi, nawet tak drobnego jak arabek i nie stawiały mu się więcej niż wymagała tego przyzwoitość i „zachowanie twarzy”. Po trzech latach pobytu u nas Esauł został wykastrowany i zaczął prowadzić prawdziwe końskie życie – miał stały kontakt z mieszanym stadem, ustawiał się w hierarchii, zawierał przyjaźnie i cieszył zgodnym z końską naturą i potrzebami gatunkowymi chowem. Bolek jest u nas prawie 10 lat i jest podstawą hodowli ślązaków, którą mama zaczęła rozwijać. Staramy się mu urozmaicać stajenne życie, ale z jego własnej winy (a właściwie z winy jego rozbuchanych hormonów) nie jest to łatwe. Bolek spędza dużo czasu w boksie, który jest obszerny i zapewnia mu wgląd w korytarz stajni (otwór, przez który koń może wystawiać głowę). Wyjścia ze stajni to przede wszystkim regularna praca w bryczce, mniej regularna praca pod siodłem oraz biegalnia – ogrodzony teren lonżownika, na którym może się wytarzać (podłoże to piach), skontaktować z wolno chodzącymi końmi (kontakt bezpieczny, bo ograniczony płotem lonżownika i pozostawiający pole do ucieczki przed agresją ogiera), połapać wiatr w uszy i przewietrzyć zad. Nie ma tu natomiast ani źdźbła zielonki, którą mógłby skubnąć, nie ma przestrzeni do nabrania porządnej prędkości i rozpędu. Kilka lat temu Kuba próbował zapewnić Bolkowi pastwisko – zamówił porządne słupki ogrodzeniowe, kupił mocnego pastucha, przygotował hektar pastwiska z zagajnikiem zapewniającym cień. Wpuścił tam Bolka z błogosławieństwem: „Biegaj stary, jedz do woli, ciesz się swobodą i nie nudź się w karcerze boksu”. Bolek zrozumiał to po swojemu: „Jesteś tu sam, siedź i płacz!” i zamiast się paść biegał jak stuknięty wokół płotów i rżał. Po dwóch tygodniach tego latania zrzucił prawie 100kg. Trawa rosła mu ponad stawy skokowe, a on biegał po wydeptanej pod płotem ścieżce i ani źdźbła nie brał do pyska, zajęty lataniem bez celu i rżeniem. Dramat. Nie było w tamtym okresie klaczy, którą mógłby kryć, więc dla towarzystwa daliśmy mu starą Czarkę. Przez kilka dni pasł się u jej boku bardzo grzecznie i spokojnie. Jadł, chował w cieniu, podchodził do poideł, nie galopował bez sensu. Cieszyliśmy się, że się odnalazł. Ale po kilku dniach dzielenia pastwiska z Czarką przestawiła mu się w mózgu jakaś zapadka i zaatakował starowinkę – zanim Mirek zdążył zareagować Bolek skopał biedaczkę i pogryzł do krwi. Oj, trzeba ją było leczyć po tej przygodzie. A Bolek znów nie chciał paść się sam, a każdego konia, którego mu proponowaliśmy atakował zębami i podkutymi kopytami. I tak się skończyła jego kariera pastwiskowa. W planach mamy „uzdrowienie” Bolusia poprzez wypasanie na pastwisku stopniowo zbliżanym do pastwisk reszty stada. A jak powinien wyglądać humanitarny chów ogiera? Jakie warunki mu zapewnić, by zachował zdrowie psychiczne i nie zdziwaczał od tętniących w nim frustracji?
Zazwyczaj w obawie przed agresją właśnie ogiera trzyma się w pojedynkę, a często wręcz w izolacji. My nigdy nie izolowaliśmy Bolusia od reszty stada – widział inne konie, miał okazję powąchać, zapoznać się. Może dlatego udało się uniknąć poważnych zaburzeń w jego zachowaniu i niebezpiecznych dla otoczenia reakcji. Niestety rozwinęła się u niego nieuzasadniona agresja wobec innych koni, co musi wynikać z jakiś wewnętrznych frustracji i niezaspokojonych potrzeb. Ogier również potrzebuje stada, kontaktów towarzyskich, a te zapewnione Bolkowi widocznie były zbyt małe. To samonakręcająca się spirala – boimy się o zdrowie koni, więc nie dopuszczamy do bezpośredniego kontaktu ogiera z nimi, co w rezultacie skutkuje ofensywną niepotrzebną agresją. Na początku tego roku Bolek wydostał się ze swojego boksu i sprał okrutnie te konie, które mu się nawinęły na oczy: Sztorma, Nowelę, Horpynę. Cała trójka kulała i leczyła pogryzione grzbiety przez dwa miesiące. Skutków poważniejszych ta napaść nie miała, ale nieuzasadniona agresja ogiera spowodowała, że zaczęliśmy rozważać warunki, w których on bytuje. Są ogiery łatwiejsze w chowie, a są i bardziej tętniące testosteronem. Esauł miał swoje stadko trzech wałachów i dopóki nie było w pobliżu klaczy pasł się z nimi bez problemów. Nie dominował nadmiernie, nie prowokował bójek, a wałachy akceptowały jego wyższą pozycję i nie zgłaszały pretensji do tronu. Bolek natomiast absolutnie nie zgadza się na towarzystwo wałachów: bez wstępnych pytań i refleksji od razu przechodzi do ostrego ataku; szans na porozumienie brak. Bywa i tak, niestety.
Jak najlepiej utrzymywać ogiery w stajni?
Jeżeli mamy ich kilka, a są młode to można je połączyć. Trzeba tylko pamiętać by ich pobliżu nie było innych koni – klaczy czy wałachów. Powierzchnia pastwiska też powinna być na tyle duża, by umożliwiała „usunięcie się w cień” i uniknięcie agresji towarzysza. Trzeba przy tym zachować ostrożność i monitorować sytuację. Może być niełatwo, ale jest to jak najbardziej możliwe, również w przypadku ogierów dorosłych, kryjących, choć wtedy lepiej robić to po sezonie rozpłodowym, gdy hormony im się nie burzą i nie roznoszą ich smoczych ciał.
Można trzymać ogiera w wolnym chowie tabunowym z grupą klaczy, które może legalnie kryć. Poza okresem krycia ogier będzie się nimi opiekował i chronił je.
Niektóre ogiery przyjmują towarzystwo wałachów. Jeżeli w pobliżu nie kręcą się zgrabne damskie zady to chłopcy nie mają raczej powodów do rywalizacji. Są nawet stada złożone z kilku ogierów i wałachów. Często też ogier zaprzyjaźnia się łatwiej z jednym wałachem i wtedy konie mogą być trzymane i wypasane w parze. Trzymanie ogiera z wałachami nie jest niestety możliwe w przypadku niektórych macho (Bolek), ale realne dla innych (Esauł). Warto sprawdzić i spróbować.
Samotnego ogiera w stajni, przejawiającego agresywne zachowania absolutnie nie powinno się kompletnie izolować. To tylko zaostrzy problem i nakręci tak, że obsługa i praca z takim sfrustrowanym odludkiem stanie się wyjątkowo uciążliwa lub wręcz niemożliwa bez narażania życia. Nie róbmy ogierom krzywdy zamykając je w izolacji. To zbrodnia na ich psychice. Co robić w takim razie? Aby zapewnić bezpieczeństwo reszcie stada najlepiej ogiera trzymać w boksie, z którego nie może kopać czy gryźć innych lokatorów, ale z którego widzi je, słyszy, okazyjnie może powąchać i dotknąć. Sam boks to więzienie i karcer, więc ogier musi mieć też okazję do pobiegania. W takim przypadku przydaje się biegalnia, dobrze ogrodzona i położona w takim miejscu, by ogier widział inne konie, a nie mógł ich atakować. Na początek może to być pastwisko odgrodzone od pastwiska reszty stada pasem „ziemi niczyjej”. Z czasem na ziemię niczyją można już wpuszczać inne konie. Ogier nie będzie miał bezpośredniej możliwość tłuczenia współplemieńców, ale będzie mógł przez płot nawiązywać z nimi kontakty. Na początku konie będą korzystać z możliwości oddalenia się od agresora, ale później sytuacja powinna się unormować i konie będą się ignorować lub kontaktować pacyfistycznie.
Ogiera trzymać powinny tylko osoby doświadczone, mające pojęcie o jego potrzebach i stylu życia. I ważna jest tu konsekwencja w kontakcie z nim i treningu. Nie ma potrzeby stosowania przemocy, ale też należy reagować na wszelkie próby dominacji zdobywając sobie szacunek ogiera. To już zresztą głębszy temat.
Dla zdrowia psychicznego i zachowania prawidłowych odruchów gatunkowych ogier musi mieć kontakt, niekoniecznie bezpośredni, z innymi końmi. Izolowanie go, trzymanie w pojedynkę i zupełnie samotnie skutkuje zaburzeniami zachowań ogiera, a z czasem może przeobrazić się w problem, z którym ani ludzie ani tym bardziej koń nie będzie umiał sobie poradzić. Słyszeliście te różne krwawe opowieści o ogierach trzymanych w ciemnicy, wypuszczanych do krycia fantomu do ciasnego korytarza? Ogiery, którym usunięto zęby? Ogiery, którymi steruje się zdalnie za pomocą wideł, batów, drągów? To nie ich wina. Poziom pobudzenia u ogierów jest cechą wrodzoną i wiele jest takich, które wydają się bardzo łagodne i zrównoważone. Nawet te mogą się jednak przemienić w śmiercionośne maszyny na skutek pobudzenia w obecności klaczy czy frustracji wywołanej niehumanitarnym chowem. Biorąc pod uwagę dobrostan zwierzęcia najlepiej jest je wykastrować, gdy jego agresja i pobudzenie seksualne utrzymuje się długo i staje problemem. A jeżeli Wasz ogier nie jest przeznaczony do krycia i nie ma licencji hodowlanej to bez zastanowienia go wytnij. I jemu i Tobie będzie łatwiej.
Chów ogiera – jak zapewnić mu humanitarne warunki?
Fot. Kasia Bardzińska # nasz ogier śląski Nokturn (po Aktyw od Newada) czyli TW Bolek na swojej małej biegalni przy padoku treningowym.
W stajni rekreacyjnej (jak nasza) rzadko trzyma się ogiery. Z powodów, które wyjaśniałam tutaj, ogier jest trudny w chowie. W zamierzchłych czasach, które tylko najstarsze konie pamiętają, do naszej stajni ogiery przyjeżdżały na występy gościnne – w ramach dzierżawy ze stada ogierów do krycia naszych klaczy. Pierwszy dorosły ogier, który pojawił się w stajni ANKA na własność to mój ukochany Esauł. Oczywiście mieliśmy ogierki w stajni, ale gdy tylko warunki pozwoliły od razu je kastrowaliśmy i tworzyliśmy sobie armię spokojnych, rekreacyjnych wałachów. Z wałachami jest dużo prościej – wychodzą na pastwisko razem z klaczami, nie prowokują bójek, nie piorą się więcej niż wymaga tego ustawienie się na odpowiednim stopniu hierarchii stadnej. Chów ogierów jest już bardziej skomplikowany – wpuścić go do stada klaczy czy wałachów trudno bez uniknięcia starć, często ostrych i niebezpiecznych dla zdrowia, a nawet życia koni. Pamiętam, że gdy jeszcze mieszkaliśmy w Trójmieście rozważałam przywiezienie sobie Esauła i wstawienie do pensjonatu, bym mogła jeździć konno w tygodniu, po pracy. Obdzwoniłam kilkanaście dostępnych na terenie 3miasta stajni i wszędzie odmawiali mi dzierżawy boksu dla ogiera. Trzymanie ogiera jest problematyczne i zazwyczaj nikt nie chce się w to bawić. Padokowanie, obsługa – po co dorzucać sobie problemów. W naszej stajni ogiery pojawiały się, jak wspomniałam, okazyjnie, na kilkanaście tygodni w roku. Esauł zamieszkał na stałe i początkowo wiódł marne życie – boks na przemian z pracą pod siodłem i biegalnią, na której czas spędzał samotnie. Potem powoli łączyliśmy go ze stadem – dostał grupkę klaczy, które mógł kryć i pasł się z nimi. Nie był natrętny i nie groziło mu skopanie cienkich arabskich nóżek przez niechętne kobyły. Z wałachami było podobnie – pasł się u boku trzech wałachów i dopóki nie widział kobył nie prowokował bójek. Zdominował wałaszki, ale bez niepotrzebnego znęcania się – dopóki nie wchodziły mu w drogę nie widział potrzeby prowokowania agresji. A wałachy ze swej strony uznały wyższość starego wygi, nawet tak drobnego jak arabek i nie stawiały mu się więcej niż wymagała tego przyzwoitość i „zachowanie twarzy”. Po trzech latach pobytu u nas Esauł został wykastrowany i zaczął prowadzić prawdziwe końskie życie – miał stały kontakt z mieszanym stadem, ustawiał się w hierarchii, zawierał przyjaźnie i cieszył zgodnym z końską naturą i potrzebami gatunkowymi chowem. Bolek jest u nas prawie 10 lat i jest podstawą hodowli ślązaków, którą mama zaczęła rozwijać. Staramy się mu urozmaicać stajenne życie, ale z jego własnej winy (a właściwie z winy jego rozbuchanych hormonów) nie jest to łatwe. Bolek spędza dużo czasu w boksie, który jest obszerny i zapewnia mu wgląd w korytarz stajni (otwór, przez który koń może wystawiać głowę). Wyjścia ze stajni to przede wszystkim regularna praca w bryczce, mniej regularna praca pod siodłem oraz biegalnia – ogrodzony teren lonżownika, na którym może się wytarzać (podłoże to piach), skontaktować z wolno chodzącymi końmi (kontakt bezpieczny, bo ograniczony płotem lonżownika i pozostawiający pole do ucieczki przed agresją ogiera), połapać wiatr w uszy i przewietrzyć zad. Nie ma tu natomiast ani źdźbła zielonki, którą mógłby skubnąć, nie ma przestrzeni do nabrania porządnej prędkości i rozpędu. Kilka lat temu Kuba próbował zapewnić Bolkowi pastwisko – zamówił porządne słupki ogrodzeniowe, kupił mocnego pastucha, przygotował hektar pastwiska z zagajnikiem zapewniającym cień. Wpuścił tam Bolka z błogosławieństwem: „Biegaj stary, jedz do woli, ciesz się swobodą i nie nudź się w karcerze boksu”. Bolek zrozumiał to po swojemu: „Jesteś tu sam, siedź i płacz!” i zamiast się paść biegał jak stuknięty wokół płotów i rżał. Po dwóch tygodniach tego latania zrzucił prawie 100kg. Trawa rosła mu ponad stawy skokowe, a on biegał po wydeptanej pod płotem ścieżce i ani źdźbła nie brał do pyska, zajęty lataniem bez celu i rżeniem. Dramat. Nie było w tamtym okresie klaczy, którą mógłby kryć, więc dla towarzystwa daliśmy mu starą Czarkę. Przez kilka dni pasł się u jej boku bardzo grzecznie i spokojnie. Jadł, chował w cieniu, podchodził do poideł, nie galopował bez sensu. Cieszyliśmy się, że się odnalazł. Ale po kilku dniach dzielenia pastwiska z Czarką przestawiła mu się w mózgu jakaś zapadka i zaatakował starowinkę – zanim Mirek zdążył zareagować Bolek skopał biedaczkę i pogryzł do krwi. Oj, trzeba ją było leczyć po tej przygodzie. A Bolek znów nie chciał paść się sam, a każdego konia, którego mu proponowaliśmy atakował zębami i podkutymi kopytami. I tak się skończyła jego kariera pastwiskowa. W planach mamy „uzdrowienie” Bolusia poprzez wypasanie na pastwisku stopniowo zbliżanym do pastwisk reszty stada. A jak powinien wyglądać humanitarny chów ogiera? Jakie warunki mu zapewnić, by zachował zdrowie psychiczne i nie zdziwaczał od tętniących w nim frustracji?
Zazwyczaj w obawie przed agresją właśnie ogiera trzyma się w pojedynkę, a często wręcz w izolacji. My nigdy nie izolowaliśmy Bolusia od reszty stada – widział inne konie, miał okazję powąchać, zapoznać się. Może dlatego udało się uniknąć poważnych zaburzeń w jego zachowaniu i niebezpiecznych dla otoczenia reakcji. Niestety rozwinęła się u niego nieuzasadniona agresja wobec innych koni, co musi wynikać z jakiś wewnętrznych frustracji i niezaspokojonych potrzeb. Ogier również potrzebuje stada, kontaktów towarzyskich, a te zapewnione Bolkowi widocznie były zbyt małe. To samonakręcająca się spirala – boimy się o zdrowie koni, więc nie dopuszczamy do bezpośredniego kontaktu ogiera z nimi, co w rezultacie skutkuje ofensywną niepotrzebną agresją. Na początku tego roku Bolek wydostał się ze swojego boksu i sprał okrutnie te konie, które mu się nawinęły na oczy: Sztorma, Nowelę, Horpynę. Cała trójka kulała i leczyła pogryzione grzbiety przez dwa miesiące. Skutków poważniejszych ta napaść nie miała, ale nieuzasadniona agresja ogiera spowodowała, że zaczęliśmy rozważać warunki, w których on bytuje. Są ogiery łatwiejsze w chowie, a są i bardziej tętniące testosteronem. Esauł miał swoje stadko trzech wałachów i dopóki nie było w pobliżu klaczy pasł się z nimi bez problemów. Nie dominował nadmiernie, nie prowokował bójek, a wałachy akceptowały jego wyższą pozycję i nie zgłaszały pretensji do tronu. Bolek natomiast absolutnie nie zgadza się na towarzystwo wałachów: bez wstępnych pytań i refleksji od razu przechodzi do ostrego ataku; szans na porozumienie brak. Bywa i tak, niestety.
Jak najlepiej utrzymywać ogiery w stajni?
Dla zdrowia psychicznego i zachowania prawidłowych odruchów gatunkowych ogier musi mieć kontakt, niekoniecznie bezpośredni, z innymi końmi. Izolowanie go, trzymanie w pojedynkę i zupełnie samotnie skutkuje zaburzeniami zachowań ogiera, a z czasem może przeobrazić się w problem, z którym ani ludzie ani tym bardziej koń nie będzie umiał sobie poradzić. Słyszeliście te różne krwawe opowieści o ogierach trzymanych w ciemnicy, wypuszczanych do krycia fantomu do ciasnego korytarza? Ogiery, którym usunięto zęby? Ogiery, którymi steruje się zdalnie za pomocą wideł, batów, drągów? To nie ich wina. Poziom pobudzenia u ogierów jest cechą wrodzoną i wiele jest takich, które wydają się bardzo łagodne i zrównoważone. Nawet te mogą się jednak przemienić w śmiercionośne maszyny na skutek pobudzenia w obecności klaczy czy frustracji wywołanej niehumanitarnym chowem. Biorąc pod uwagę dobrostan zwierzęcia najlepiej jest je wykastrować, gdy jego agresja i pobudzenie seksualne utrzymuje się długo i staje problemem. A jeżeli Wasz ogier nie jest przeznaczony do krycia i nie ma licencji hodowlanej to bez zastanowienia go wytnij. I jemu i Tobie będzie łatwiej.
Autor: Ania Kategoria: NATURAL