Ciężarna amazonka – czy można jeździć konno w ciąży?
Problem jazdy konnej w ciąży jest dość złożony. Nie jestem ekspertem-ginekologiem, więc moje zdanie traktujcie po prostu jak głos amazonki, której pasja do koni niemalże dorównuje macierzyńskim instynktom. A doświadczenie w tym temacie zdobyłam w obu moich ciążach, choć każda była inna.
Kwestia jazdy konnej przedstawiona Wam przez lekarza-ginekologa, którego spytacie o zdanie jest zawsze jednoznaczna – to nie jest sport dla ciężarnych. Nie dziwię się, że lekarze zajmują takie stanowisko – bezpieczniej czegoś zabronić, a więc skłonić do unikania ryzyka niż dać swoje fachowe błogosławieństwo i walczyć potem z konsekwencjami braku rozsądku u niektórych kobiet. Bardziej odważni lekarze może nie zabronią kategorycznie jazdy konnej, ale nie sądzę, by można było spotkać takiego, który by ten sport wręcz zalecał czy zachwalał swoim ciężarnym pacjentkom. W myśl zasady „lepiej dmuchać na zimne” ginekolog woli nie reklamować urazowego przecież, nawet dla w pełni sprawnych kobiet, sportu. Ja mam o tyle fajnie, że jestem pod opieką ginekologa-koniarza, który od ponad 15 lat trzyma w naszej stajni swoją kobyłkę i wie, na czym jazda konna polega i jakie towarzyszą jej wyboje. Gdy spytałam go o jazdę konną odpowiedział mi: „Pytanie jest z gruntu głupie. Wiadomo, że nie powinnaś jeździć. Jak mam Ci zalecać hobby, które jest zagrożeniem dla ciąży? Oficjalnie więc Ci mówię – lepiej nie ryzykować. Nieoficjalnie mówię Ci – jeśli chcesz, możesz siadać w siodło. Dla prawidłowej i zdrowej ciąży ani kłus ani galop nie jest zagrożeniem. Jeśli ciąża jest mocna to się utrzyma. A jeśli słaba, to niech natura zdecyduje czy warto. Pamiętaj o jednym – nie wolno Ci spadać. Dopóki nie spadasz, jazda konna Ci nie zaszkodzi”. Tak więc wsiadałam na konie ze świadomością, że muszę to usprawiedliwić tylko we własnym sumieniu. Od lat nie spadłam, ale przecież mogłoby mi się to przytrafić właśnie teraz. Zdecydowałam, że będę jeździć tylko na Suz, bo ją najlepiej znam i potrafię przewidzieć każdy jej ruch. Inne konie też mamy grzeczne, ale wolałam nie sprawdzać, czy dobrze się z nimi zgrywam. Na wszelki wypadek.
W pierwszej ciąży jazda konna odpadła mi już w samych początkach – pojawiły się jakieś zdrowotne komplikacje, leżałam nawet krótko na patologii ciąży, brałam leki podtrzymujące. Jak w takiej sytuacji miałam dorzucać jeszcze do puli kłus i galop? Odpuściłam i pogodziłam się z tym, że muszę przez 9 miesięcy prowadzić wyłącznie naziemny tryb życia na własnych dwóch nogach. Jak bardzo brakowało mi jazdy, nie umiem Wam nawet opisać. Był jeszcze wtedy u nas mój ukochany Esauł (to wtedy mama zadecydowała o kastracji, bo ja już nie siadałam, a szkoda było ogiera trzymać rok w boksie). Pamiętam, że często śniło mi się, że galopuję leśnym duktem na grzbiecie mojego siwego kuhailana. W ciąży sny w ogóle ma się bardzo wyraźne i plastyczne, za co odpowiada działanie progesteronu, który jest teraz szczególnie obfity we krwi. Poza tym faza snu REM jest u ciężarnych często przerywana nocnymi wypadami do łazienki. Moje sny w pierwszej ciąży na okrągło kręciły się wokół tematu jazdy konnej. Tęsknota za jazda konną nie pomagała w depresyjnych nastrojach, które potrafią dręczyć rozchwiane hormonalnie „ciężarówki”.
Gdy tylko dotarło do mnie, że właśnie szykuje mi się powtórka z tej rozrywki i druga ciąża ma zamiar pozbawić mnie frajdy, od razu postanowiłam, że teraz będzie inaczej i konie nie pójdą w odstawkę. Starałam się nałapać jak najwięcej chwil w siodle, dopóki jeszcze mogłam. Ciąża była mocna, ja zdesperowana, by zachować i dziecko i dobrą kondycję psychiczną. Bo nie oszukujmy się – kondycję fizyczną w ciąży możesz wypracować wieloma innymi sportami (spacery, aerobiki, fitnessy dla ciężarnych itp. sporty dla geriatryków:). Nie o fizyczną sprawność mi chodzi w jeździe konnej lecz o pozytywne samopoczucie i kontrolę depresyjnych nawyków. Wiedziałam, że dla własnego dobra nie powinnam wyrzekać się jazdy całkowicie i zdecydowałam, że ostrożnie i z rozwagą będę sobie dawkować tę przyjemność dopóki przyzwoitość mi pozwoli. Ze widocznym brzuszkiem już odpuściłam – pogoda i tak nie sprzyjała ćwiczeniom w stępie, a uważam, że brzuchata amazonka wygląda na koniu dziwnie. Nie chciałam się narażać na komentarze klientów i sugestie, że brak mi rozumu, że nie myślę o dziecku itp. Bo przecież myślę! Dla jego prawidłowego rozwoju potrzebna jest uśmiechnięta, zadowolona mama, a nie skwaszony pekińczyk, który zagryza się depresyjnymi nastrojami. Mi w utrzymaniu dobrej kondycji psychicznej pomagają konie. Uważam jednak, że widoczna ciąża to przeciwwskazanie do jazdy konnej – nie chodzi tu o przyzwoitość i nienarażanie się na durne komentarze ludzi. Chodzi o to, że z takim balastem z przodu naprawdę kobieta staje się niezręczna, ruchy ma utrudnione i koordynacja już nie ta. Naprawdę nie warto ryzykować, bo ciało ciężarnej już niezupełnie podlega jej pełnej kontroli. To trzeba zrozumieć i nie odgrywać chojraka, bo to czysta głupota.
Czy jest na sali amazonka, która jeździła w ciąży i nie wstydzi się do tego przyznać? Ja się nie wstydzę. Chyba że któraś amazonka jeździła w 7-9 miesiącu, wtedy niech lepiej wstydzi się przyznać. Ja bym się wstydziła… W końcu instynkt macierzyński jest silniejszy od pasji. Nawet u takiej pasjonatki jak ja.
Ilona
24 listopada 2014 @ 16:20
Kocham tego bloga <3 !!!
Cudownie pani pisze ;)
P.S. Mam małą prośbę: czy mogłaby pani napisać artykuł o patentach jeździeckich, o tym czy da się (i jak) poprawnie ustawić konia bez nich etc.?
Z góry dziękuję
Ania (vel JamJestSalata)
27 listopada 2014 @ 22:20
Witam!
Należę do tych cichych czytelników, którzy czytają po kilka razy, ale nie łaska skomentować. ;)
Co by tu napisać w pierwszym komentarzu? Uwielbiam tego bloga, czasami czytając rrżę jak koń :) a czasem zastanawiam się nad swoją głupotą, bo mnie olśni… Muszę oczywiście wyrazić nadzieję, że pojawiają się nowe posty (i zobaczę je jak najszybciej ;) ) . No to tyle z mojej strony, bo gdybym chciała opisywać wszystkie moje przemyślenia to komentarz byłby zbyt długi, by ktokolwiek go przeczytał.
Pozdrawiam Panią i ani konie
Gośka
15 stycznia 2015 @ 10:01
jeździłam dopóki nie spadłam, w 6 miesiącu, na szczęście nic się nie stało.
Super wpisy, przeczytałam kilka. Odezwę się jeszcze na pewno, tym bardziej, że liczę na pomoc.