Jaki dosiad na cavaletti?

SONY DSC

Słyszałam już wiele opinii, każdy instruktor ma swój własny pogląd na to, jak powinno się jechać przez drągi czy cavaletti. No właśnie, drągi to jak sama nazwa wskazuje, po prostu drągi, przeszkody poziome leżące na ziemi. Cavaletti (po polsku po prostu koziołki) to takie same drągi uniesione nieco nad ziemią, np. postawione na niedużych stojakach. Sens jazdy przez takie drągi jest prosty, choć wielu jeźdźców nie zastanawia się, po co właściwie przez nie jeździ. Jazda przez drągi ma uczyć konia obszernego wykroku (tak, by nie uderzał kopytami o leżące drągi), ma na celu wyćwiczenie stawów i mięśni odpowiedzialnych za zginanie nóg (korzystne przy treningach skokowych), umięśnienie szyi i kręgosłupa konia. Koń, który był szkolony na drągach, skacze dokładnie z pięknym baskilem. Aby taki trening na drągach był skuteczny i dawał rezultaty, trzeba pamiętać, by utrzymać konia w równym tempie i by mu nie przeszkadzać, nie zaburzać jego równowagi nieskoordynowanymi ruchami w siodle.

Ale jakim siadem powinno się jechać przez drągi? Pełnym siadem, półsiadem, a może kłusem anglezowanym? Sama najczęściej polecam moim uczniom jechać w półsiadzie (drągi traktuję jako przygotowanie do nauki skoków), mój szwagier akceptuje tylko i wyłącznie jazdę kłusem anglezowanym, na kursie instruktorskim kazano mi pokonywać drągi w pełnym siadzie. Więc w końcu jak?

Moim wielkim autorytetem w dziedzinie jeździectwa jest, wspominany już przeze mnie, Wojciech Mickunas. O ile z wieloma autorytetami potrafię w duszy po cichu  polemizować, tak każde słowo i każdą myśl p. Mickunasa przyjmuję jako wersje ostateczną, nie podlegającą żadnej dyskusji i jedyną słuszną. Szanuję go jako trenera, zawodnika, jeźdźca, znawcę końskiej duszy i przede wszystkim człowieka. Jednym z moich wielkich marzeń jest spotkanie z p. Mickunasem i możliwość bicia przed nim pokłonów. Kto wie, tyle marzeń już zrealizowałam, może i to się spełni. Miałam okazję słuchać wykładów, a nawet jeździć pod okiem p. Andrzeja Orłosia i p. Heleny Zagor. Czas na atak na p. Wojciecha.  Jak tylko go namierzę i obmyślę plan podboju, przypuszczam szturm.

Jak więc jechać te drągi? Przemyśleliście już sprawę? Dałam Wam czas wprowadzając dygresję o moim idolu. Porównaj swoją opinie z tym, co na temat drągów mówi W. Mickunas:

Ci, którzy siadają w siodło, twierdzą, że tym sposobem wymuszają na koniu większe zaangażowanie zadu, choć trudno sobie wyobrazić, żeby obijanie pleców pośladkami w siodle miało wpływ na aktywniejszą akcję tylnych kończyn. Ci, którzy przechodzą do półsiadu, twierdzą, iż odciążają koniowi grzbiet, choć nadal na nim siedzą, a ich ciężar wcale się nie zmniejsza, bo ważą wciąż tyle samo. Mało kto stara się zrozumieć, że trzeba zgrabnie na koniu balansować, wykorzystując do tego mięśnie swoich nóg, by zachować równowagę, ułatwiając tym samym zadanie koniowi. Można przy tym jechać pełnym siadem, półsiadem, albo normalnym anglezowanym kłusem, byle zgrabnie balansować. Sposób siedzenia powinien być świadomie dostosowany do konia i sytuacji.

A więc? Jedź te cholerne drągi jak chcesz, nawet stojąc w siodle na głowie, ale na rany koguta, balansuj! Trzymaj równowagę i nie wibruj po siodle jak wolny elektron! Albo wsadź sobie na plecy wirującą pralkę i sam spróbuj skoki przez płotki. Nie przeszkadzaj koniowi, a trening na drągach będzie miał sens. Bez względu na to, czy anglezujesz, jedziesz w półsiadzie, na oklep czy tyłem na przód.

Fot. W. Wołowicz # Linda