Jak koń został trenerem biznesu
Powoli raczkuje w naszym kraju program rozwojowy Horse Assisted Education zajmujący się rozwojem organizacyjnym przedsiębiorstw oraz szkoleniem menadżerów i kierowników w przedsiębiorstwach. Metoda ta polega na wykorzystaniu konia i interakcji z nim do rozbudzenia świadomości o niewerbalnej komunikacji i rozwoju empatii u pracowników kadry zarządzającej. Koncept wykorzystania konia jako trenera wzbudził moje żywe zainteresowanie. Nie jestem specjalistą z branży szkoleniowej i nie umiem ocenić czy uda się wprowadzić taką innowacyjną metodę do polskiego biznesu. Zainteresowało mnie raczej to, czy my, koniarze, zdajemy sobie sprawę z tego, czego uczy nas koń?
Aby poznać istotę warsztatów szkoleniowych z udziałem koni zdecydowałam się na udział w konferencji Organizacji Przyszłości „Współpraca w biznesie oparta na empatii”. Program konferencji, oprócz panelu dyskusyjnego i wyjaśnienia teoretycznej kwestii takich szkoleń, zawierał również zajęcia praktyczne z wykorzystaniem koni. Zajęcia te, oceniane przeze mnie przecież z perspektywy koniarza z wieloletnim stażem, były po prostu nudne. I kiedy już miałam machnąć ręką, dopić darmową kawę i odszukać w torebce kluczyki do samochodu, odkryłam, że patrzę w złą stronę. Skupiłam się na obserwacji koni i ich zachowania, bo to określono nam jako zadanie dla uczestników. A gdy zmieniłam cel swoich obserwacji na badanie reakcji samych uczestników na ten nowy dla nich kontakt z żywym, wrażliwym zwierzęciem nagle odkryłam, jak ciekawe i pouczające zjawisko rozgrywa się na moich oczach. Przecież to szkolenie nie jest o koniach, ono jest o ludziach! Bo to, jak zachowuje się koń i jak interpretować to, co chce przekazać ludziom nie jest dla mnie niczym nowym. Ale to jak ludzie uczą się komunikacji niewerbalnej w kontakcie z koniem to po prostu magia! Obserwowałam z zapartym tchem tę nieśmiałość, powoli rosnące zaufanie do dużego zwierzęcia, budzącą się więź i nawiązywany kontakt. Kontakt ze zwierzęciem, które reaguje na człowieka, wychwytuje każdą niespójność komunikacyjną, akcentuje każdą niejasność przekazu. Momentami zabawne wręcz było to jakie podstawowe, zdawałoby się, błędy popełniają ludzie w kontakcie z koniem. A już zupełnie dla mnie niesamowite było to, jak szybko taka osoba, która z koniem w tak bliskim kontakcie znalazła się po raz pierwszy, uczy się końskiego języka i intuicyjnie wykonuje to, o czym koniarze czytają w książkach i poradnikach. Pierwsze zbliżenie do konia, wahanie, strach maskowany przez mężczyzn nonszalancją. A potem ten strach i niepewność powoli zamieniają się w zaufanie i ogromną dumę z tego, że udało się konia poprowadzić na uwiązie po prostej. I jakkolwiek śmieszyłoby to „starych wyjadaczy” jakim okazałam się tam ja, to i tak byłam pewna podziwu dla odwagi tych osób, dla ich zaangażowania i ciepła okazywanego zwierzęciu, które grzecznie wykonało to, o co je poprosili. Dla przykładu – uczestnikom polecono przeprowadzić konia przez slalom. Ćwiczenie wydaje się banalne, więc wyjaśnię – podczas zadania nie wolno było konia dotknąć, pociągnąć, popchnąć, szturchnąć. Swoją wolę należało mu przekazać tylko i wyłącznie mową ciała. Dla koniarzy zadanie jest pewnie proste, bo nie raz w swojej pracy motywowali konie z ziemi do wykonania określonych ćwiczeń. Ale laik? Osoba, która tak blisko konia znalazła się po raz pierwszy w życiu? Żaden kierownik, dyrektor, prezes nie wpłynie na konia swoim autorytetem i nic nie wskóra mówiąc: „Panie Koniu, albo przejdzie pan ten slalom poprawnie i w ciągu pięciu minut dostarczy na moje biurko dokładny raport, albo może pan pakować swój owies i więcej mi się nie pokazywać na oczy”. Obserwowałam więc z żywym zainteresowaniem ten spektakl i pierwsze nieudolne próby nawiązania kontaktu z koniem. Widząc te żenujące dla mnie niezrozumienie podstawowych instynktów konia obstawiałam z dużym prawdopodobieństwem porażkę zespołu. A jednak sfinalizowanie zadania nastąpiło po 7 (!) minutach. Zespół amatorów już po pierwszych nieudanych próbach zwrócenia uwagi konia nauczył się (nie, przepraszam, został nauczony) jak komunikować się z koniem. I tak, pracując w zgranym zespole, w którym koń absolutnie liderem nie był, nakłonili zwierzę do poruszania się po określonej drodze motywując je jedynie głosem i mową ciała.
Szkolenie nie jest dla mnie. Dla Ciebie koniarzu, również nie. Bo my przechodzimy taki trening każdego dnia, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Szkolenie jest dla ludzi, którzy w swym zabieganym życiu zawodowym zapominają przystanąć i odetchnąć. Na własne oczy widziałam jak szybko kontakt z koniem wyostrza uwagę, rozwija intuicję; jakich intensywnych emocji dostarcza tym niemal sztywnym od stresu menagerom. Uświadomiłam sobie, że powinnam wzbogacić własne CV o informację o kilkuletnim kursie empatii i niewerbalnej komunikacji jaki przeszłam pod okiem takich trenerskich sław jak Kasztan, Mała czy Esauł. Bo to, jakim jestem człowiekiem w życiu zawodowym i prywatnym, to jak układają się moje stosunki z przyjaciółmi i współpracownikami to zasługa wyrobionych przez końskich trenerów wyczucia, odczuwania emocji i wrażliwości. Za co serdecznie Wam, moi trenerzy, dziękuję!
Natalia
2 lipca 2013 @ 21:14
Powtórzę się – gratuluję lekkości pióra :) i dziękuję Tobie Aniu za chwilę relaksu ;)
Teksty tak szybko „łyknęłam”, że nawet herbata nie zdążyła dobrze ostygnąć.
A nawiązując do treści Twojego wpisu można polecić książki Monty Robertsa, np. „Czego uczą nas konie”. Po przeczytaniu książki człowiek rzeczywiście inaczej patrzy na to co wokół niego się dzieje. I to jest właśnie to co przyciąga mnie do koni: nigdy się przy nich nie nudzisz, codziennie coś innego, coś nowego.. ;)
MagdaM
22 kwietnia 2016 @ 13:15
Ja mam z ta herbatą zupełnie odwrotnie. Zrobię, zacznę czytać i za godzinę i 10 wpisów później sprawdzam, czy już przypadkiem wystygła. Dziwna sprawa a ta względnością czasu ;)
Patka Hm
18 września 2015 @ 20:30
To prawda – codziennie uczymy się czegoś nowego :)
Konie to niezastąpieni nauczyciele :D