Jak odpoczywa koń?
Wielu ludzi, odwiedzających naszą stajnię, pyta mnie jak odpoczywa koń? Czy to prawda, że koń śpi na stojąco? Zazwyczaj tak. W naturze konie kładą się bardzo rzadko – klacz kładzie się do wyźrebienia (ale bardzo szybko po porodzie się podnosi, co przerywa pępowinę), źrebięta polegują w cieniu ciała matki, stare i zmęczone konie czasem kładą się, by odpocząć. Zawsze jednak koń jest gotowy, by podnieść się w ciągu sekundy. Widzieliście jak podnosi się leżący koń? Zawsze najpierw ustawia przednie nogi, a dopiero potem dźwiga zad, w którym znajduje się cały motor. W ten sposób koń może od razu oddalić się biegiem od miejsca wypoczynku i uciec przed zagrożeniem. Jest to dla mnie tak naturalny widok, że pamiętam jak zdziwiło mnie, gdy zaobserwowałam wstającą krowę – ona robi to zupełnie inaczej; najpierw dźwiga tył i wtedy dołącza przednie nogi.
Koń odpoczywa i śpi stojąc. Umożliwia mu to specyficzna budowa kończyn – tzw. aparat ustaleniowy konia. Nie jestem weterynarzem i nigdy nie zgłębiałam tajników aparatu ustaleniowego, ale tłumacząc Wam to na chłopski rozum i w dużym skrócie polega to na tym, że przednie nogi pozostając w bezruchu blokują się w stawach – płyn w torebkach stawowych wysycha i noga nie zgina się tak łatwo jak nasmarowana. Wszystkie mięśnie osadzone na szkielecie kończyny odpoczywają, zablokowana kończyna nie potrzebuje żadnego wysiłku, by stać prosto. W naturze koń w ciągu sekundy uruchamia zablokowany staw i może wystartować do ucieczki, gdyż nie ma na sobie obciążenia w postaci jeźdźca. Udomowione konie, wychodzą ze stajni i ruszają pod siodłem najpierw stępem. Zazwyczaj dłuższy, początkowy odcinek stępa tłumaczę naszym jeźdźcom potrzebą rozruszania konia dla uproszczenia; w rzeczywistości chodzi o dobre nasmarowanie stawu, by uniknąć kontuzji. Aparat ustaleniowy w tylnych nogach konia jest niestety słabszy. Dlatego też koń odpoczywający na stojąco odstawia jedną tylna nogę – kładzie ją na puszce kopytowej i w ten sposób odciąża. Po chwili, gdy noga dźwigająca cały ciężar zadu się zmęczy, koń zmienia nogę i odstawia sobie tę drugą. Można to zaobserwować u koni pracujących w bryczkach – na postojach odstawiają tylne nogi i odpoczywają.
Tak naprawdę pełen relaks i rozluźnienie konia to odpoczynek na leżąco. Aby jednak przyjąć pozycję leżącą zwierzę musi czuć się naprawdę bezpiecznie. Nasze konie czasem kładą się w boksach czy na pastwisku, zawsze są jednak gotowe, by zmienić pozycję na wypadek zagrożenia. Najbardziej traumatycznym przeżyciem dla konia jest utrata równowagi i upadek. Jako roślinożerca koń doskonale wie, że w tej pozycji jest najłatwiejszym łupem dla drapieżnika i każdy upadek czy polegiwanie jest bezpośrednim zagrożeniem jego życia. Dlatego też nikt nie próbuje uczyć konia, by kładł się na grzbiecie i podawał nogi kowalowi, choć pewnie tak byłoby wygodniej rozczyszczać kopyta. Zawsze żartuję, by nauczyć takiego podawania nóg nasze konie, bo ułatwiłoby to kucie całego stada przed sezonem. Nie ma jednak mowy, by skłonić konia do przyjęcia pozycji, która od wieków zakodowana jest w jego psychice jako skrajnie niebezpieczna. Wyobraźcie sobie jak ogromnym stresem musi być motywowany koń, który staje z jeźdźcem dęba – ryzykuje w ten sposób możliwość wywrotki. Każde wspinanie się konia pod siodłem jest rezultatem ogromnej paniki i strachu lub determinacji, by pozbyć się z grzbietu tego, co w jego mniemaniu bardzo mu zagraża.
Jeśli Twój koń nie podnosi się, gdy wchodzisz do jego boksu to albo jest bardzo zmęczony czy wręcz chory (nie życzę nikomu) albo naprawdę Ci ufa i wierzy (gratuluję). Za każdym razem, gdy ja otwieram drzwi boksu leżącego konia, ten zrywa się i wita mnie na stojąco. Kilka razy zdarzyło się, że mogłam podejść i pogłaskać bok i łeb leżącego konia. Za każdym razem byłam rozczulona, że ten olbrzym nie widzi we mnie zagrożenia i przymyka oczy sapiąc z zadowolenia, gdy drapałam go po policzkach. Takiego przytulaska życzę Wam wszystkim.
Fot. Kuba Lipczyński # Morgan
Jazda w terenie
Większość ośrodków jeździeckich, szczególnie tych usytuowanych w dużych miastach, rezygnuje z wyjazdów terenowych, oferując swoim klientom jazdy na krytej ujeżdżalni lub padoku. Jest to jak najbardziej korzystne dla dobrego treningu jeźdźca i doskonalenia techniki jeździeckiej. Zapomina się jednak o tym, że koń nie został stworzony do kręcenia się w kółko po ujeżdżalni i taka monotonia jest szkodliwa dla jego psychiki. Oczywiście, jazdy na padoku są ważne, szczególnie dla osób, które trenują konia do dresażu, ale naturalnym odruchem konia jest ruch do przodu, a nie wolty i pasaże. Uważam, że każdy koń, nawet pozostający w stałym sportowym treningu, powinien mieć zapewnione urozmaicenie w postaci wyjazdu w teren. Taka wyprawa to nie tylko rozrywka dla konia, ale i okazja do ćwiczenia umiejętności jeźdźca.
Nasze konie chodzą regularnie w tereny, są oswojone z ruchem ulicznym, nie boją się pieszych, rowerzystów, mijanych psów. Wszystkie chętnie wchodzą do wody i żadna przeszkoda terenowa im nie straszna. Młode konie chodzą w tereny w towarzystwie starszych, doświadczonych towarzyszy. Trening naszej końskiej młodzieży zawsze obejmuje również jazdy terenowe; na kilka dni jazdy na padoku i doskonalenia wyczucia i wrażliwości na pomoce, zawsze przypada dzień pracy w terenie – rozrywki po żmudnej pracy, doskonalenia równowagi na przeszkodach terenowych, nauki wchodzenia do wody, błota itp.
W teren najlepiej jeździć w towarzystwie. Samotne wyprawy może odbywać dobry jeździec, na znanym sobie i zrównoważonym koniu, ale generalnie najlepiej mieć ze sobą choćby jednego kumpla, dla bezpieczeństwa. Ja nie lubię jeździć sama, bo takie towarzyskie ze mnie zwierzę i uwielbiam gadać. Sama ze sobą się nudzę, jakoś taka nudna jestem. Najbardziej lubię jeździć w towarzystwie jednego, dwóch koni, z przyjaciółmi. (Natalia, ogarniaj się z tym rodzeniem syna, bo z Tobą gada mi się najlepiej). Koń czołowy powinien być odważny i doświadczony; wiadomo – instynkt stadny, jeśli pierwszy koń się co chwilę płoszy, reszcie udziela się jego nerwowość. Ze stajni wyjeżdża się zawsze stępem,po pierwszym kłusie trzeba sprawdzić popręg i w razie potrzeby dociągnąć go z siodła. W kłusie anglezowanym należy co jakiś czas zmienić nogę; tak samo galopy zaczynać raz z prawej, raz z lewej nogi. Czasami, jeśli teren był intensywny i długi, zdarza mi się na ostatnim odcinku zsiadać z konia i iść obok, prowadząc go w ręku. Zawsze jest to wytchnienie dla wierzchowca, a i ja mam trochę ruchu i możliwość rozprostowania nóg. Zawsze też na prostej w kierunku stajni, którą oczywiście pokonuję stępa, popuszczam o dziurkę popręg i daję koniowi możliwość odetchnięcia „pełną piersią”. Niby drobiazgi, ale wierzę, że koń je docenia. Z jazdy terenowej nie tylko ja mam mieć przyjemność; chciałabym, by koń również wracał do stajni zadowolony. Nie bez powodu pasjonuje mnie jazda konna, a nie np. kolarstwo. To o możliwość obcowania ze zwierzęciem mi chodzi i żaden rower, quad czy kijek do nordic walkingu nie dałby mi tej radości, jaką czuję słuchając skrzypienia siodła i klepiąc spoconą końską szyję.
Jazda w terenie to doskonała okazja do ćwiczenia dosiadu i równowagi, stanowi świetną gimnastykę zarówno dla jeźdźca, jak i konia. Górki, zjazdy, podjazdy, rowy i przeszkody terenowe idealnie nadają się do treningu. Pod górkę i z górki zawsze jeździmy półsiadem, odciążając grzbiet konia. Koń, pokonujący jakieś pagórki, powinien mieć zapewnioną swobodę szyi i łba – wodze na lekkim kontakcie, dłuższe, by koń mógł swobodnie pracować szyją. Nie wolno łapać równowagi na wodzach. Jeżdżę już wiele lat i nie wstydzę się przyznać, że wyrobiłam już sobie odruch łapania końskiej grzywy. Zawsze lepiej oprzeć rękę na łęku siodła czy grzebieniu grzywy, niż łapać równowagę na wodzach i końskim pysku.
Przeszkody terenowe w postaci zwalonych pni czy szerszych rowów najlepiej pokonywać na koniach, które mają za sobą trening skokowy na padoku. Nie jestem fanatykiem skoków i rzadko szarżuję w terenie, tym bardziej, że zazwyczaj ciągnę za sobą grupę klientów. Jednak każdy, kto jeździ w tereny powinien być w stanie oddać pojedynczy skok, tak by nie okazało się, że jakaś przeszkoda na drodze jest nie do przebycia. Zdarza się trafić na rów, którego nie można ominąć, czy nawet niewysoki szlaban w lesie, którego nie da rady obejść bokiem. Na takie niespodzianki trzeba być przygotowanym i umieć sobie z nimi poradzić.
Koń ma świetną intuicję i czasem warto mu zaufać, gdy uparcie odmawia np. wejścia do głębokiej wody. Zdarzają się podmokłe, grząskie łąki i lepiej wybrać inną drogę, niż zmuszać konia do ruchu po terenie, któremu nie ufa. Koń potrafi ocenić swoje możliwości, a z jeźdźcem na grzbiecie jest przecież cięższy i mniej swobodny. Konie dobrze oceniają np. wąskie przejścia między drzewami, ale zawsze wyliczają je w taki sposób, że nie biorą poprawki na kolana jeźdźca czy jego wysokość nad siodłem. Warto zadbać o siebie, by nie otrzeć sobie nogi o drzewo czy nie nabić guza o nisko wiszący konar.
Upadek w terenie może się przydarzyć każdemu, nawet najbardziej wytrawnemu jeźdźcowi. Chwilowy brak koncentracji, nagły uskok spłoszonego konia i zaskoczony możesz wylądować na glebie. Nigdy nie zleciałam z siodła w czasie samotnej przejażdżki, bo po pierwsze rzadko jeżdżę sama, a po drugie pilnuję się podwójnie. Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio w ogóle spadłam, możliwe że już wyczerpałam limit, bo były czasy, że spadałam na okrągło. Jeśli rozstaniesz się z koniem w terenie, to jest nadzieja, że instynkt stadny zadziała i koń nie wróci do stajni sam, lecz zostanie przy grupie. Jeśli pechowiec nie doznał żadnej kontuzji, to wsiada spowrotem i już. Z samotnej wyprawy zakończonej upadkiem możesz być zmuszony wracać na piechotę.
Jeżdżąc w terenie warto pamiętać o tym, by zachowywać się kulturalnie. Zawsze dziękuję skinięciem głowy kierowcom, którzy mnie przepuszczają na ulicy czy spacerowiczom, którzy zapinają swoje psy na smyczy na widok jeźdźców. Mimo tego, że jestem zawsze miła, uśmiechnięta i odzywam się tylko tęczą to i tak nie raz zwyzywali mnie rowerzyści czy plażowicze. Trudno, najlepiej nie reagować, nawet jeśli ma się ochotę puścić ładną soczystą wiązankę. Wyjeżdżam w teren dla relaksu, a nie po to by podnosić sobie ciśnienie kłótnią z jakimiś karłami reakcji.
Po wszelkich drogach publicznych można poruszać się wierzchem. Zakaz wjazdu konno jest z oczywistych względów na autostrady i drogi ekspresowe. Nie lubię jeździć po ulicach, ale przecież na niektórych odcinkach trzeba. Zazwyczaj poboczem, jeśli go brak to jezdnią. Przy przekraczaniu jezdni trzeba pamiętać, by nie dać kierowcom rozdzielić grupy – wszystkie konie w stawce powinny przejść jezdnię jednocześnie, nie wolno zostawić po drugiej stronie kilku zwierząt. Jasna sprawa – instynkt stadny; mogłoby się zdarzyć, że konie zerwą się, by dołączyć do reszty stada.
Lubię jazdy terenowe. Właściwie nie wyobrażam sobie bez nich jazdy konnej. Wielką przyjemność sprawia mi spacer po lesie czy brzegiem morza. Jeśli w Twojej stajni nie ma możliwości jazd terenowych to zmień stajnię. Serio. Ćwiczenia chodów bocznych na ujeżdżalni to nie wszystko, co może zaoferować Ci koń i bliskie z nim obcowanie.
Fot. Kuba Lipczyński # Nasze konie
Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA