10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz. 1
Konie wyścigowe zawsze budziły wiele emocji. Wśród miłośników tego sportu są tacy, którzy zwycięskie konie stawiają na piedestałach i biją przed nimi pokłony. Bez względu na to, czy koniowi zależy na tej chwale czy nie jedno wśród koni wyścigowych jest powszechne – wola walki i zwycięstwa. Często ta ambicja prowadzi do ich zguby – kontuzji, urazów, kalectwa czy śmierci. Z tego też powodu duża rzesza miłośników koni potępia sport wyścigowy, co nie jest ewenementem. Nienawiść do urazowych sportów jest popularna – bojkotuje się zawody ujeżdżeniowe z uwagi na rollkur; skoki są atakowane z powodu nadwerężeń końskich mięśni i stawów, a wyścigi z racji przeciążeń końskiego organizmu. Nie kwestionuję humanitarnych odruchów takich protestujących rzesz, ale nie mogę oprzeć się stwierdzeniu, że koń jako nasz towarzysz nierzadko w historii pełnił dużo podlejsze role – ginął na froncie wojennym, harował i ślepł w kopalniach, kończył na włoskim talerzu. Umiejętnie trenowany ma z pewnością w sobie miłość do biegu, rywalizacji, skoków. Jeśli traktuje się go fair i trenuje rozważnie to z pewnością czuje się spełniony w wyznaczonej mu roli, którą odgrywa z zapałem. Nie zmienia to faktu, że obserwując nasze pasące się swobodnie konie nie umiem oprzeć się wrażeniu, że żaden z nich nie zazdrości championom sportowym. A…. może się mylę?
Historia wyścigów konnych jest niemal tak długa, jak długi jest czas trwania udomowionego konia u naszych boków. Konie to zwierzęta ruchu, a człowiekowi zawsze imponował widok galopującego harmonijnego ucieleśnienia wiatru. Starożytni Rzymianie urządzali już wyścigi na szeroką skalę – z zakładami pieniężnymi i całą oprawą, która do dziś towarzyszy temu sportowi. Prawdziwe nowożytne wyścigi zapoczątkował w 1780 roku angielski lord Derby, od którego nazwiska pochodzi też nazwa biegu. Na przestrzeni lat pojawiały się wybitne konie wyścigowe, które stawały się legendą. Ja przedstawię Wam tylko 10 z nich, które warto znać i pamiętać.
Dzisiaj pierwsza trójka, wybrana zupełnie losowo :) A więc:
SHERGAR
Shergar urodził się w 1978r.w Irlandii. Zadebiutował na torze jako 3 latek i od razu wygrał, co przekonało jego właściciela o talencie ulubieńca. Historyczne zwycięstwo Shergar odniósł w tym samym roku na Epsom Derby, gdzie pokonał rywali wyprzedzając stawkę o 10 długości! Był to rekord w ponad 225 letniej historii tego toru, a publiczność oszalała na punkcie gniadego ogiera. Dżokej, który w wyścigu tym zajął drugie miejsce powiedział później: „Shergar objął prowadzenie od razu i wyprzedził nas tak bardzo, że w pewnym momencie ucieszyłem, że wygrywam, a po chwili zorientowałem się, że w oddali na horyzoncie jest już jakiś koń!”. To zwycięstwo zostało uznane za jedno ze 100 najbardziej spektakularnych wydarzeń sportowych XX wieku. Kolejne, irlandzkie derby Shergar wygrał z lekkością i wdziękiem, co zachwyciło miłośników tego sportu tak bardzo, że uznano go za Konia Roku w Europie. Właściciel Shergara sprzedał 85% udziałów w posiadaniu koniu, co skutkowało wyceną Shergara na 10 milionów funtów; ówczesny rekord za europejskiego ogiera. Shergar wygrał jeszcze dwa wyścigi jako trzylatek, a po porażce w kolejnym (na metę dobiegł czwarty, ulegając koniom, które wcześniej spektakularnie pokonywał) został wycofany z aktywnych startów i wrócił do rodzinnej stajni w Irlandii, co było zaskoczeniem, bo uważano, że koń zostanie wysłany do Stanów Zjednoczonych. Jego właściciel uważał jednak Shergara za irlandzkie dobro narodowe i jako takie postanowił zatrzymać go w ojczyźnie. Koń był użytkowany w hodowli. Dał ponad 30 źrebiąt, żadne z nich nie powtórzyło jednak sukcesu ojca. Dwa lata później, w 1983 roku Shergar został porwany ze swojej stajni przez zamaskowanych bandytów. Transakcja opłaty niebotycznego okupu nigdy nie doszła do skutku i słuch po młodziutkim ogierze zaginął. Do dziś nie odnaleziono ani konia, ani jakichkolwiek śladów jego losu. Kradzież Shergara owiana jest mroczną tajemnicą – był to pierwszy taki przypadek w historii Irlandii, a o czyn ten oskarża się terrorystyczny oddział IRA. Historia Shergara – jego spektakularnych zwycięstw i tajemniczego zniknięcia stała się kanwą scenariusza filmu „Shergar” hollywodzkiej produkcji z Mickey Rourke w roli głównej. Przepiękny film z zaskakującym zakończeniem – polecam wszystkim miłośnikom koni.
RUFFIAN
Ruffian urodziła się w 1972 r. i trafiła do Stanów Zjednoczonych w transporcie roczniaków z Anglii. Debiutowała jako dwulatka i w swej karierze startowała 11 razy – przegrała tylko ostatni wyścig, ten w którym straciła życie. Nazywano ją Boginią Toru – była niesamowicie szybka, a przy tym cechowała ją nieugięta woli walki; klacz nawet swój rutynowy trening zamieniała w spektakularny pokaz magii. Jej trener mawiał, że z jej miłością do biegu nie zawahałaby się wyhodować sobie skrzydeł, choć już i tak biega jak uskrzydlony pegaz. Była demonem toru, który nie miał litości ani dla przeciwników, ani dla samej siebie. Odnosiła druzgoczące zwycięstwa; ona nie wygrywała, ona dominowała i biła rekordy torów. Ruffian, w swej niestety krótkiej karierze, okazała się koniem-legendą – nie umiała przegrywać, znała tylko wygraną. Jej fani płacili na jej zwycięstwo takie stawki, że tor został zmuszony do wypłacenia większej kwoty niż otrzymał – takiego ewenementu nie było nawet w przypadku Sekretariata. Trener Ruffian mówił, że „Soffie” jest najlepszym koniem wyścigowym, jakiego kiedykolwiek widział. Ta miłość do biegu, którą kara klacz afiszowała stała się jej zgubą. Właściciele zdecydowali się wystawić ją przeciwko ogierowi Foolish Pleasure – wówczas najlepszemu ogierowi w Stanach. Ruffian do tej pory ścigała się tylko z klaczami, jej trener był przeciwny forsowaniu klaczy w walce z rosłym ogierem. Już przy starcie bogini toru uderzyła się w bramce w kolano, ale kontynuowała bieg szybko wyrównując to, co straciła przy starcie. Oba konie szły łeb w łeb, walcząc desperacko i zaciekle. Ruffian wysunęła się na prowadzenie, ale po chwili sforsowane nogi klaczy (Ruffian miała już za sobą pęknięcie kończyny, które rehabilitowano przez kilka miesięcy poprzedzających wyścig) nie wytrzymały obciążenia. Klacz złamała obie kości trzeszczkowe w przedniej nodze. Ruffian, która nigdy jeszcze nie przegrała, lekceważąc ogromny ból kontynuowała bieg. Dżokejowi udało się ją zatrzymać dopiero po prawie 50 metrach, a noga klaczy przedstawiała tragiczny wygląd – złamana kość przebiła skórę, a koń biegł po piaszczystym torze pogarszając tylko już i tak beznadziejną sytuację. Ruffian została uśpiona na torze do operacji, która po przetransportowaniu klaczy do kliniki trwała ponad 12godzin. Po wybudzeniu z narkozy klacz, która przecież nie ukończyła swojego wyścigu tracąc przytomność na torze, kontynuowała walkę. Dla niej wyścig nadal trwał – założonym gipsem uderzała podczas swego „biegu” o własne kolana, połamała tylne nogi, a z operowanej zerwała gips i otworzyła zoperowane kości. Jej stan był już nie do naprawienia i właściciele zdecydowali się uśpić swoją championkę. Wielu ludzi widzi w jej zachowaniu ogromną miłość do wyścigów i wolę walki na torze; nie wiem na ile był to obłęd konia, zaszczutego i wytrenowanego do morderczych biegów. Faktem jest jednak, że w podobny sposób życie zakończyli jej rodzice – to „szaleństwo wygrywania” miała w genach. Ruffian została pochowana na torze, chrapami w stronę mety, a jej trener przez wiele lat przychodził na tor i stawał w boksie startowym nr 9. Gdy ludzie pytali dlaczego tam stoi odpowiadał: „Ja ją widzę, ona biegnie po tym torze. Słyszę tętent jej kopyt, oddech, bicie serca. Ruffian ciągle tu biegnie”.
SEABISCUIT
Seabiscuit urodził się w 1933 r. Swoją popularność odniósł w czasach Wielkiego Kryzysu, a jego historia również została zekranizowana, nawet dwa razy – w 1949r. i 2003r. Nie zapowiadał się na wybitnego wyścigowca; był niski, gruby, uwielbiał odpoczywać na leżąco i w ogóle nie charakteryzował się wyścigową wolą walki. Jego treningiem zajął się legendarny trener James Fitsimmons. Choć bardzo się starał, nie udawało mu się obudzić w ogierze zapału do gonitw. Uznał go za leniwego i wystawiał na okrągło, by pobudzić w nim ducha rywalizacji. Seabiscuit biegał w gonitwach bez wielkich sukcesów, a ich ilość z pewnością nie wspierała jego formy. Koń pod opieką Fitzsimmonsa wziął udział w trzykrotnie większej ilości gonitw, niż było to normą dla ogiera w jego wieku. Jako trzylatka kupił go milioner Charles Howard, który mimo przeciętnych wyników konia na torze uznał go za zwierzę z sercem do walki. Nowy trener Tom Smith i dżokej John Pollard podeszli do konia bardzo indywidualnie, poświęcili mu mnóstwo czasu i rozważnie planowali starty. Seabiscuit szubko zaczął odzyskiwać wiarę we własne umiejętności i zaczął bić rekordy torów, na których startował. Mały, niepozorny gniadosz szybko potwierdził drzemiący w nim talent – trener zaczął nawet ukrywać jego treningi, by nie zdradzać prawdziwych możliwości konia. Zaintrygowani Seabiscuitem dziennikarze starali się szpiegować, a mity i opowieści o nim rosły. W 1938r. właściciel wystawił Seabiscuita przeciwko ogierowi War Admiral, który uznawany był za najlepszego konia w Stanach. Nieoczekiwanie gonitwę tę wygrał mały Seabiscuit! Przyznano mu wówczas tytuł Konia Roku, a samo wydarzenie okrzyknięto gonitwą stulecia. Historia Seabiscuita – pogardzanego konia uważanego za beztalencie, który rozkwita dla swego jednookiego przyjaciela-dżokeja i ich wspólne odbudowywanie wiary w siebie została opisana przez L. Hillenbrand w ksiażce „Niepokonany Seabiscuit”. Polecam Wam też film; choć nacisk położonogłównie na budzącą się więź dżokeja z koniem, to i sceny na torach zapierają dech.
Jutro kolejna porcja końskich legend.
10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz.3
I ostatni już odcinek spaceru po Alei Sław – finałowa trójka wybrana losowo.Wzruszcie się ich historią razem ze mną. Zaczynamy:
EIGHT BELLES
Klacz Eight Belles urodziła się w 2005 roku, a życie skończyła tragicznie jako trzylatka. Była amerykańską klaczą i biegała właśnie na amerykańskich torach. Jako pierwsza klacz w historii toru w Arkansas wygrała trzy ważne gonitwy pod rząd, w tym w pierwszej o 13 1/2 długości bijąc rekord toru. Jej wybitny talent prowadził do zguby – została zgłoszona do Kentucky Derby – bardzo ciężkiej gonitwy, w której ścigała się z ogierami. W Kentucky Derby brało udział tylko 39 klaczy w historii. Eight Belles dobiegła do mety jako druga, ale po jej przekroczeniu padła na tor. Okazało się, że w trakcie biegu złamała obie przednie nogi! Walczyła do końca i dopiero po przebiegnięciu mety pozwoliła sobie na odpoczynek. Weterynarze uznali, że jej obrażenia są zbyt poważne, by podjąć próbę zabrania jej z toru. Koń, który kilka sekund wcześniej cwałował jak szalony, nie był w stanie zejść z toru! Eight Belles została uśpiona na torze, bo złamania były zbyt poważne, by myśleć o operacji. Właściciel, trener i dżokej zwycięzcy Kentucky Derby, ogiera Big Brown wspólnie orzekli, że prawdziwym championem tej gonitwy była Eight Belles – klacz, która na złamanych nogach przekroczyła metę jako druga. Śmierć młodziutkiej championki stała się przedmiotem narodowej debaty w Stanach Zjednoczonych. Jej ciało zostało zbadane, a sekcja wykazała wiele niezgodności w budowie klaczy. Miała zbyt duże serce, przekrwione płuca, lekkie i słabe kości. Hodowla koni wyścigowych od lat nastawiona była na „wyprodukowanie” championa. Specjaliści uznali, że obecne konie to „silnik lokomotywy na szklanych nóżkach kieliszków od szampana”. Stawia się na konie mocne, ciężkie, umięśnione, a jednocześnie liczą się cienkie, leciutkie kości, co przy osiąganych prędkościach jest zabójcze. Przypadek Eight Belles spowodował wiele kontrowersji; podjęto badania nad hodowlą koni wyścigowych i zaczęto rygorystycznie kontrolować treningi. Te zwierzęta walczą i stają do ostrych rywalizacji między sobą dla ludzkiej rozrywki; Eight Belles stała się powodem, dla którego głośno zaczęto rozważać naszą ludzką naturę. Dziś działa fundacja jej imienia kontrolująca sport wyścigowy i hodowlę koni wyścigowych, a dla upamiętnienia klaczy w gonitwie majowej 2008 roku wszystkie konie na torze miały na sobie plakietki z dzwonkiem i nr 8.
ECLIPSE
Jak od razu widać po powyższym obrazku, Eclipse nie był koniem współczesnym; nie był nawet championem XX czy XIXw. Eclipse urodził się w 1764 roku w dniu zaćmienia słońca, co zostało uhonorowane nadanym mu imieniem (ang. eclipse – zaćmienie). Jego właścicielem był książę Cumberlandu William August, a po jego śmierci stado zostało wystawione na licytację. Ogiera za grosze kupił hodowca owiec i wystawił do wyścigu jako pięciolatka. Eclipse wygrał w przepięknym stylu, a połowę udziałów w koniu kupił Irlandczyk; później dokupił drugą część za dwukrotnie większą sumę. Ubił świetny interes – Eclipse okazał się niepokonanym koniem wyścigowym; najlepszym w XVIII wiecznej Anglii. Dosiadał go dżokej John Oakley – jedyny, który dawał sobie radę z temperamentem konia i jego dziwną manierą biegania z nosem blisko ziemi. Eclipse wygrywał wszystkie gonitwy, w których brał udział, a obserwatorzy tych zwycięstw (często kończących się kilkusetmetrową przewagą nad rywalami) nie mogli oprzeć się wrażeniu, że koń nie daje z siebie wszystkiego – biegł lekko, jakby „na pół gwizdka”. Jego sława rosła, a ponieważ nie miał sobie równych wkrótce nikt nie chciał wystawiać swoich koni przeciwko mistrzowi. W ten sposób zakończyła się kariera Eclipse – nie miał z kim się ścigać. Przeniesiono go do stadniny, gdzie służył jako reproduktor. Dał prawie 400 źrebiąt – wszystkie notowały piękne czasy na torach wyścigowych świata. Obecnie szacuje się, że ponad 85% koni wyścigowych ma w swoim rodowodzie krew Eclipse! Jest przodkiem wszystkich znanych i opisanych w tej serii championów. W czasie, gdy Eclipse biegał na torach ukuto powiedzenie: „Eclipse pierwszy, a reszta nigdzie”. Do dziś slogan ten pojawia się w brytyjskich gazetach, a w miejsce Eclipse wstawia się imię championa, który odniósł niezwykłe zwycięstwo. Szkielet niezwykłego Eclipse znajduje się w Royal Veterinary College w Anglii, choć trudno dziś udowodnić, że wszystkie zgromadzone w nim kości rzeczywiście należały do tego ogiera. Jego kopyta zostały przerobione na kałamarze, ale fakt, że jest ich aż 5 trochę podważa autentyczność relikwii. Na część niesamowitego XVIII wiecznego championa nazwano ważną amerykańską gonitwę Eclipse Award. Wkład genowy ogiera Eclipse w dzisiejszy sport wyścigowy jest nieoceniony!
SECRETARIAT
Secretariat urodził się w 1970 roku. Jego historia zaczęła się od rzutu monetą pomiędzy właścicielem ogiera Bold Ruler (ówczesnego championa torów) a właścicielką dwóch klaczy Somethingroyal and Hasty Matilde. Zwycięzca rzutu miał prawo pierwszeństwa w wyborze źrebięcia od którejś z doskonałych klaczy, po Bold Rulerze. Losowanie przebiegało w obecności radcy prawnego, a jego rezultat był odpowiednio zapisany w umowie prawnej między dwoma właścicielami – ojca i matek. Wygrał właściciel ogiera i wybrał sobie potomka klaczy Matilde – młodszej od drugiej matki. Pani Penny Chenery dostała więc nienarodzone źrebię od Somethingroyal. Okazał się nim kasztanowaty ogierek z trzema skarpetkami i gwiazdką na czole – Sekretariat. Imię nadała mu sekretarka p. Chenery, gdy młodziak miał już ponad rok. Swój debiut na torze rudzielec ukończył jako czwarty, gdy stracił na starcie cenne sekundy przez potknięcie. W kolejnych startach nie dał już plamy – wygrał 5 gonitw z rzędu. Następnie Secretariat znów dobiegł na metę pierwszy, wyprzedzając rywala – konia Stop the Music o dwie długości. Sędziowie zdecydowali jednak o zaliczeniu mu pozycji drugiej, jako kary za wpadnięcie na Stop the Music i przeszkadzanie mu podczas wyścigu. W kolejnej gonitwie Secretariat znów walczył ze swym równieśnikiem Stop the Music i wygrał wyprzedzając go o 8 długości. W tym samym sezonie wygrał też Eclipse Award i stał się faworytem na amerykańskich torach. Wtedy też zaczęły się przygotowania do startu w trzech gonitwach wliczanych w Amerykańską Potrójną Koronę (jednym z nich jest Kentucky Derby). Secretariat niespodziewanie przegrał w gonitwie poprzedzającej wielki start. Zaniepokojona właścicielka wezwała weterynarza, który stwierdził duży ropień w pysku konia. W tym czasie gazety zaczęły już spekulować, że czas Sekretariata się skończył, koń się wypalił i nie ma szans w Koronie. W Kentucky Derby ogier wystartował z bramki dość słabo – był ostatni. W trakcie wyścigu nadgonił stratę i wyprzedził rywali o ponad 2 długości. To był jego sposób – najpierw oszczędzał siły, wywołując u ludzi, którzy na niego stawiali niemal zawał serca, gdy biegł w ogonie stawki. Na ostatniej prostej koń zaczynał finiszować – ostro jak maszyna parł naprzód i po kolei wyprzedzał rywali. Było to niesamowite widowisko – żaden z koni nie był w stanie pobić rekordu tego toru i wygrać w dwóch ostatnich minutach gonitwy. Lider zazwyczaj prowadził stawkę przez większą część wyścigu; Sekretariat finiszował w dwóch ostatnich minutach „łykając” pędzące przed nim konie lekko i skutecznie. W drugim wyścigu Korony Secretariat ponownie wystartował jako ostatni i finiszował jako pierwszy w ostatnich minutach bijąc przy okazji rekord toru. Po tym zwycięstwie koń pojawił się na okładkach pism „Time” i „Newsweek”, a jego sława sięgnęła niemal zenitu. Z zapartym tchem czekano na ostatni start w Potrójnej Koronie. Powszechnie uznano go za faworyta i nie spodziewano się wielkiego widowiska. Zakłady stawiane były głównie na niego i mało kto wątpił, by rudy mistrz mógł sprawić jakąś niespodziankę na torze. A jednak. Secretariat wystartował nie jako ostatni, a od początku biegł na czele stawki ścigając się ze swym największym rywalem – ogierem Sham, który poprzednie gonitwy kończył zawsze jako drugi. Dystans był długi i walczące morderczo konie wkrótce zaczęły słabnąć. Oceniano, że dżokej popełnił błąd puszczając Sekreatariata od początku do tak wyczerpującej walki o prowadzenie, podczas gdy koń miał w zwyczaju oszczędzać siły. Lecz gdy Sham gonił już resztką sił, Secretariat niespodziewanie zaczął finiszować – powtórzył swoje poprzednie wyczyny osiągając rekordową prędkość i wysuwając się w ostatnich minutach na prowadzenie. Pobił wszelkie możliwe rekordy toru wyprzedzając rywali o 31 długości! Czegoś takiego jeszcze na torach nie widziano. Secretariat okazał się koniem wszechczasów – wygrał Potrójną Koronę (wyczyn dokonany po raz pierwszy od 25 lat) bijąc przy okazji rekordy wszystkich trzech torów. Do dziś żaden nie koń nie ustanowił nowych. Sam Secretariat przeszedł na emeryturę, gdzie cieszył się swobodą i mnóstwem chętnych do krycia panienek. Ocenia się, że zostawił po sobie 600 źrebiąt. Dożył wieku 19 lat; został uśpiony w wyniku nieuleczalnego i bolesnego ochwatu. Został pochowany w Kentucky, a w uznaniu jego zasług pochowano go w całości. Zazwyczaj chowa się tylko łeb, serce i kopyta koni wyścigowych; reszta jest kremowana. Sekcja zwłok Secretariata wykazała, że był posiadaczem idealnie ukształtowanego, choć nienormalnie wielkiego serca – jego waga odpowiadała wadze serca Phar Lapa i posiadała cechy świadczące o pokrewieństwie tych koni z ogierem Eclipse. Historię „Wielkiego Rudzielca” pięknie opowiada film z 2010.
Postanowiłam się ograniczyć do 10 championów, a przecież w historii sportu wyścigowego tyle było koni wybitnych, koni nieprzeciętnych, koni, które swą niezwykłą historią zapisały się na stałe w sercach miłośników tego sportu. Dlatego zachęcam Was do podawania w komentarzach Waszych typów – o jakich koniach warto pamiętać; które jeszcze wypada znać?
I jeszcze na koniec serii mała ciekawostka – za najdziwniejszy wypadek na torze uznano śmierć dżokeja Damiana Becketta i konia Brave Buck, którzy zginęli w Perth w Australii w wyniku uderzenia pioruna. Jakie są szanse, że piorun rąbnie w człowieka na koniu? Niemal żadne. Trzeba mieć KONKRETNEGO pecha…
Autor: Ania Kategoria: Te znane konie