Każdy jaki jest, koń widzi
Wszyscy wiemy, że koń nie potrafi mówić. Tak werbalnie jak my, czyli wypowiadać słów, układać zdań, porozumiewać się kodem dźwiękowym. Konie mówią do nas językiem ciała, gestów, mimiką. My uparcie zalewamy je potokiem słów, które są przecież dla nich zupełnie niezrozumiałe. Wiem i widzę, że konie mogą nauczyć się reagować na określone komendy słowne. Tak na lonży pracuje nasza stara Czara – reaguje na komendy kłus, stępa, stój, dodaj, wolniej itp. Na co dzień jednak zalewam ją zawsze potokiem niezrozumiałych dla niej słów: „Co tam Czarka, starość nie radość. Schudłaś coś ostatnio, a gdzieś ty się tak wybrudziła, istna świnia, a nie koń, dawaj wyczyścimy te zaklejki. No stój głąbie, czego ten płot obgryzasz? Nudzi ci się? Gazetę ci przynieść? Przestań grzebać nogą, już kończę, zaraz wracasz do stajni” itd. itp. Nie jestem tak ślepa i bezmyślna, by nie wiedzieć, że z tej całej oracji Czarka nie pojęła ani słowa. Ale jestem tak wrażliwa i świadoma, by wiedzieć, że dotarł do niej sens: troska o nią, ciepłe podejście, brak zagrożenia czy moja irytacja. Ona nie wie o czym mówię, ale wie, jak to mnie charakteryzuje. Jestem jej przyjacielem, nie stwarzam dla niej zagrożenia, moje działania mają na celu jej dobro, nie zamierzam jej bić, wymagać czegoś ponad jej siły; nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy. Co więcej, ona wie kim jestem, jaki mam dzisiaj humor, czy jestem zdenerwowana, poirytowana, lub wprost przeciwnie mam dobry nastrój i nic mnie nie stresuje. Każdy koń jest ekstremalnie wyczulony na odbiór gestów, grymasów mimicznych, postawy i ruchów człowieka. Z tego obrazu, dla nas często zupełnie niejasnego, koń buduje sobie indywidualny obraz osoby. Bo koń widzi, jak ktoś jest. Rozpoznaje to błyskawicznie.
Wiedzieliście, że koń jest w stanie wyczuć puls i poziom adrenaliny u człowieka z odległości nawet kilku metrów? To ich wewnętrzny barometr tak czule reaguje na partnera kontaktu. Aby przeżyć w świecie drapieżników koń musiał wykształcić w sobie tę umiejętność szybkiej oceny zachowania i mowy ciała. Konie nie rozumieją języka polskiego, angielskiego czy narzecza z Doliny Kongo. Rozumieją jednak i znają inny język – język ciała. I odczytują go bezbłędnie; tak naprawdę wierzę, że wiedzą o mnie więcej niż ja sama. Mama często mnie pytała, gdy coś mi nie szło na treningu: „Co z Tobą? O czym myślisz? Jesteś chyba jakaś zestresowana, bo koniowi się udziela. Nie denerwuj się, bo nic Ci nie wyjdzie”. Często nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jakieś wydarzenie czy konfrontacja w życiu osobistym odbija się na moim zachowaniu tu i teraz, podczas treningu. A koń od razu rozpoznaje, że coś jest ze mną nie tak – dziś jestem spięta, szorstka, mechanicznie wydaję komendy, myślę o czymś innym, nie skupiam się na nim. Kiedyś Kuba pokłócił się o coś z Wojtkiem. Jakaś drobnostka, ale ponieważ są obaj mocno emocjonalni to kłótnia wybuchła nagle i miała gwałtowny przebieg. Kto ich kiedyś słyszał w akcji ten wie, że lepiej się ewakuować, by nie oberwać rykoszetem. Tego dnia Kuba miał zaplanowany kolejny, codzienny trening z parą koni, które na zlecenie układał do pracy w zaprzęgu. Zdziwiłam się, gdy przerwał tę rutynę i tego dnia dał koniom wolne. Złośliwie skomentowałam: „Co, już Ci się nie chce? Odpuszczasz leniu?” Podirytowany Kuba wybuchnął: „Daj mi spokój! Nie widzisz, jaki jestem wściekły? W takim stanie nie ma sensu zbliżać się do koni, powinnaś to wiedzieć”. Ukłon. Powinnam. I przecież wiem. Lepiej odpuścić, niż przez własne frustracje zmarnować wykonaną pracę. Koń wyczuje Twój nastrój w mig i zestresuje się razem z Tobą. Po co mu to?
Wiadomo przecież, że koń jest wrażliwy na zachowanie swojego jeźdźca: ty się boisz, więc i koń jest spięty; jesteś spokojny i opanowany – możesz przelać ten spokój i pewność siebie w zwierzę, na którym siedzisz. W tym sensie koń staje się lusterkiem, które odbija Twój obraz. Przypatrz się dobrze, jaki jest Twój koń, a będziesz wiedział, jaki sam jesteś. I winy za jego złe zachowanie najpierw poszukaj w sobie. Może za ostro reagujesz, za bardzo go stresujesz? Może za dużo wymagasz? Najpierw wsłuchaj się w siebie, potem oceniaj zachowanie konia.
Konie widzą jasno i wyraźnie, jaki kto jest. Rozpoznają agresywne jednostki, nawet jeśli te nie zdążyły jeszcze krzyknąć czy uderzyć. Język ciała, zapach, podwyższone tętno i adrenalina uderza konia po oczach, nosie, uszach. Szorstkie gesty, agresywna postawa ciała, podniesiony głos – koń automatycznie sam się spoci, gdy będziesz się tak przy nim zachowywał. Nie będzie stał spokojnie ze zwieszonymi uszami i opuszczonymi powiekami; on będzie kręcił się niespokojnie, pochrapywał i rozglądał się bacznie rozbieganymi oczyma. Nawet jeśli to najspokojniejszy misiek w stajni. Tak samo własnym spokojem wewnętrznym możesz wyciszyć i uspokoić zbyt podniecone zwierzę. Mową ciała, gestami, niewerbalną komunikacją. Słowa: „Uspokój się” nie wywołają reakcji. Gesty i ruchy, mówiące dokładnie to samo, zostaną odczytane prawidłowo.
Monty Roberts wysunął nawet stwierdzenie, że konie bez trudu potrafią zidentyfikować ludzi, którzy absolutnie nie mają zamiaru bądź możliwości wyrządzić im krzywdy. Dlatego też tak idealnie nadają się do zajęć z hipoterapii – rozpoznają jednostki bezradne i, zupełnie inaczej niż drapieżniki, stają się opiekuńcze. Drapieżnik eliminuje słabych, upośledzonych, niepełnosprawnych ruchowo. Koń rozpoznaje osobę bezbronną, niemającą wobec niego złych zamiarów i lgnie do niej. Dlatego nasza Minka potrafiła skubnąć mnie zębami przy łapaniu wędzidła, a kostkę cukru spomiędzy paluszków kilkulatka wyciągała delikatnie wargami bez żadnego uszczypnięcia. Tak samo zachowywała zupełną świadomość stanu tego, kogo niosła na swym grzbiecie – była urodzoną hipoterapeutką.
Zmysły konia są ostre, wyczulone. Wiesz, że koń rozpoznaje słuchem Twoje kroki? Nawet nie Twój głos, już sam odgłos Twoich kroków upewnia go, że właśnie się zbliżasz. Esauł rżał cicho, gdy przechodziłam obok stajni; zazwyczaj wchodziłam do środka z jakimś smakołykiem dla niego. Kiedyś zagadałam się z mamą przed nową stajnią – Esauł pukał nogą w boks! Mama powiedziała: „Zanieś mu te jabłka. Woła Cię. Słyszy, że tu jesteś i czuje to wiadro pełne spadów z jabłonki”. Tak samo Czardasz rżał i walił kopytem w drzwi boksu, gdy Arleta przyjechała z wizytą i rozmawiała z nami przed stajnią. Nie widział jej wtedy kilkanaście tygodni, a rozpoznał głos. Pamiętam, jakie to zrobiło na mnie wtedy wrażenie.
Koń rozpoznaje nas zapachem, słuchem, wreszcie wzrokiem. I zna nasze zamiary, choć często próbujemy je ukryć. Po Czubajkę, a potem Sukcesję chodziłam na pastwisko w sukience lub krótkich szortach. Jeśli miałam na sobie śmierdzące koniną bryczesy, żadna z kobył nie dała do siebie podejść – wiedziały, że chcę je wziąć do pracy. Jeśli idę na pastwisko tak po prostu pospacerować, tłoczą się wokół mnie ciekawskie konie, by sprawdzić co im przyniosłam. Kiedy idę łapać konie na jazdę nagle wokół siebie mam pustkę – wszystkie mierzą mnie z bezpiecznej odległości i nawet na smakołyk trudno je zanęcić. Chowam kantar czy uwiąz za plecami, wyciągam rękę z pachnącą kusząco marchewą i stoję jak pajac, ignorowana przez konie, które już widzą, co się święci.
Twoje zachowanie, tembr głosu, gesty i postawa odbijają się na matrycy, którą przetwarza sobie koń, budując z niej Twój indywidualny obraz. Wszystkie frustracje, stresy, irytację koń rozpoznaje i zachowuje ostrożność. Nie ukryjesz nic przed koniem, nawet jeśli skutecznie udało Ci się coś ukryć przed samym sobą, czy innym człowiekiem. Konia nie oszukasz. Człowiek jaki jest, koń widzi.
Fot. Kasia Sikorska Photography # Arkana, Czara
Maarta
18 października 2013 @ 19:30
w 100% się zgadzam!
przez ponad pół roku trenowałam na klaczy – bardzo temperamentna,lubiła zrzucać jeźdzców dosłownie ze stępa, bum wielki baran i gleba. Każdego dnia na inną komendę reagowała wielkim buntem, po kilku upadkach z baranka,lub uskoku w pełnym galopie tragicznie stresowałam się,gdy tylko wsiadałam na jej grzebiet,tym samym popełniając błąd za błędem.
Od kiedy powiedziałam sobie,że nie dam się manipulować, i pokażę jej kto tu rządzi – i wsiadłam na nią z totalnym luzem, wszystko się zmieniło!
Dziś skaczemy wszystkie przeszkody, gdzie kiedyś przed najmniejszą kopertą była stopka. W terenie w końcu czuję się bezpieczna, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu na samą wiadomość o terenie obgryzałam paznokcie ze stesu!
Mówię Pani, ona była nieobliczalna – to najlepsze określenie! W terenie potrafiła zobaczyć „nowy” żółty piasek na drodze i była totalna panika. Ile ja siniaków i upadków przeszłam z tym koniem, ale było warto – dziś jesteśmy nierozłączne, w każdym terenie jesteśmy parą, a na ujeżdzalni zamiast upadków i stresów jest żucie wędzidła i uśmiech! :)
Ariana
26 września 2014 @ 13:49
Piekny artykul!
Magda
2 grudnia 2015 @ 19:04
Dopiero dziś odkryłam ten blog i jestem nim zachwycona! Przeczytałam kilka postów i zakochałam się w tym lekkim, żartobliwym języku. Wszystko się zgadza również od strony merytorycznej. I choć teoretycznie nie dowiedziałam się niczego nowego, bo tematyka wszystkich dotychczas przeczytanych wpisów jest mi znajoma, to nigdy nie ubrałabym tego tak ładnie w słowa i miałabym duży problem, żeby komuś tę wiedzę tak ładnie przekazać, obrazując to, co dzieje się w głowie konia.
A co do tego konkretnego wpisu – owszem, jest tak, jak napisałaś, koń wyczuwa humor człowieka i zazwyczaj nasz nastrój mu się udziela, ale czasem bywa też odwrotnie. Któregoś razu, podczas mojej wizyty w stajni, zadzwonił telefon i przekazał mi najgorsze wieści świata – stan mojej babci gwałtownie się pogorszył. Nietrudno się domyślić, jak zareagowałam. Postanowiłam ukryć się gdzieś do czasu przyjazdu samochodu, który miał mnie zawieźć do szpitala, żeby nie tłumaczyć wszystkim przerywanym głosem i przez łzy co się stało. Wybrałam boks młodej i charakternej trzylatki, która zwykle nie dążyła do kontaktu z człowiekiem, głównie go ignorowała – o ile akurat nie zachciało się jej spróbować wyprzedzić go w hierarchii stada. Jednak tym razem, gdy tylko weszłam do boksu, koń się mną zainteresował, zamiast jak zwykle mnie zignorować. Kobyłka podeszła do mnie, obwąchała mnie dokładnie, widać było, że jest zaciekawiona moim płaczem i łkaniem. Dmuchnęła mi parę razy we włosy, połaskotała wargami w policzek – ewidentnie próbowała mnie pocieszyć. Zdziwiona jej jakże odmiennym od zwykłego zachowaniem, wtuliłam się w jej szyję, a ona po raz pierwszy w życiu stała spokojnie i dalej próbowała pocieszać mnie swoim miękkim nosem. Przez te 20 minut spędzonych w boksie ani razu mnie nie skubnęła – ewenement na skalę światową. Do tego emanowała takim ciepłem, ciekawością i empatią, że po kilku minutach się uspokoiłam. Myślę, że w tej sytuacji żaden człowiek nie mógłby mnie tak pocieszyć. Myślę wręcz, że próby pocieszania mnie podjęte przez człowieka tylko pogorszyłyby mój stan. Konie to niesamowite istoty, nieraz przeszło mi przez głowę, że są mądrzejsze od ludzi, a już bez wątpienia są dużo bardziej empatyczne i zarażają swoim spokojem.