Bad hair day – końska grzywa u fryzjera
Końskie grzywy najbardziej fascynują małe dziewczynki. To one najczęściej bawią się u nas w stajenne strzygi i plotą niezliczone ilości warkoczyków, koreczków i innych dobierańców na grzywach naszych koni. My w zasadzie nigdy nie przywiązywaliśmy większego znaczenia do końskiej grzywy i dlatego nasze konie chodziły sobie pro-natura: ze swobodnymi, nie ciętymi grzywami, często pozwijanymi w dredy, które gdy już mnie szlag trafił podczas rozczesywania po prostu wycinałam. Nawet moje czołowe nie miały grzyw ciętych, zaplatanych, przerywanych. Zupełna swoboda i luz. Aż Chaber trafił do Stada Ogierów na szkolenie, a pracownik zadzwonił do mnie na komórkę i poinformował, że przerywa mu grzywę, bo z takim oberwańcem to wstyd mu na miasto wyjechać. Nie zrozumiałam. Co jest nie tak? Koń ma grzywę i już. Nie za długa, w wodze mi się nigdy nie plątała, czysta, bez łupieżu, a że nierówna? Koniowi na tym nie zależy! Rękę dam obciąć mojemu mężowi, że Chaber nie czuł się jak kmiot wśród tych wymuskanych metroseksualnych elegantów ze Stada. A ten pracownik do mnie: „Nie ważne co on czuje, ja z takim wieśniakiem z PGR-u nie będę między ludźmi jeździł”. A to tnij mu grzywę, odrośnie!
Wcześniej jeszcze byłam na treningach u Andrzeja Orłosia w Rzecznej. Tam wszystkie konie miały grzywy wystrzyżone na jeża, a ogony cięte do wysokości stawów skokowych. Podejrzewam, że nikomu się nie chciało rozczesywać takiej ilości skołtunionych grzyw i ogonów poplątanych ze słomą. Możliwe też, że po prostu sprzedawali włosie końskie na szczotki czy pędzle. Jakkolwiek by nie było współczułam tym koniom – jak tu się od much oganiać? Trener w przypływie swego czarnego humoru darł się na nas podczas skoków w korytarzu: „Łap się grzywy, jak równowagę tracisz!”. Aha, świetnie. Musiałabym poczekać aż mu odrośnie, bo tym króciutkim jeżykiem to sobie można najwyżej w zębach podłubać. Przyznam, że taki łysy koń ma swoje zalety – wolny koniec wodzy nie plączę się w grzywę, pasek potyliczny leży równo za uszami i żadna grzywka ci pod naczółek nie wchodzi. Wygoda. Od czasów tych treningów został mi jeden fryzjerski zapał w stosunku do moich koni – moje czołowe mają strzyżone potylice. Reszta grzywy zostaje, ale za uszami 3 cm na pasek potyliczny golę do zera.
Po tym zarzucie, że Chaber wygląda jak PGR-owiec, mama zaczęła się zastanawiać: a może rzeczywiście nasza konina wygląda na zaniedbane chabety? Zaczęłyśmy przerywać koniom grzywy. Wygląda to pięknie, koń nadal może się od much oganiać, a równa linia grzywy ładnie podkreśla szyję i dodaje elegancji. No dobra, niech będzie – przerwiemy wszystkim. Koni jest 30, my z mamą tylko 2. Palce miałam pocięte przez włos koński do krwi, zniecierpliwiona byłam bardziej niż te biedne umęczone konie. Najlepiej wspominam Heńka – nie na darmo był synem Łyski; grzywę miał tak marną, że całość przerywało się w 3 minuty. Podobnie miękki włos ma Czubajka, ale przerwanie grzywy Bolka, Lindy, Arby – koszmar! W akcie desperacji złapałyśmy z mamą nożyczki i uciachałyśmy reszcie stada grzywy pod linijkę. Okazuje się, że to niezupełnie pod linijkę wychodzi… Gdyby te konie same siebie obejrzały w lustrze to oberwałabym od niejednego z kopyta.
Zgadzam się, że przerwana grzywa wygląda schludnie i elegancko. I nie uważam, by koniowi bardzo przeszkadzało, że ma ją te kilka cm krótszą. Teraz nasza konina ma grzywy przerywane na sezon. Zaplatania nie lubię, bo choć ładnie wygląda, to potem to trzeba rozpleść… Nie chce mi się bawić, przerywam grzywy hurtem i już. Jak zrobić to dobrze, bez ciachania nożyczkami na chama? Próbowałam już nożyczek do degażowania, przerywałam grzywy na mokro, na sucho, na wilgotno i na temperaturę pokojową :) Dramat. A to takie proste. Znacie grzebyk do trymowania? Kosztuje kilka złotych (3-5zł), a czyni cuda z końską grzywą, również tak gęstą jak grzywa ogiera (Bolek rekordy bije, gdybym mu ją zgoliła to mogłabym z niej zrobić gniazdo dla bocianiej rodziny, kilkupiętrowe, wielorodzinne). Chwila-beret i konik wygląda schludnie. Grzebyk ma wmontowaną żyletkę, można ją nawet wymieniać. Wygląda tak:
Lubię naturalne końskie grzywy. Gdyby nasze konie pasły się całymi dniami to nie zbliżałabym się do nich z nożykiem. Zimą mają grzywy jak mamuty, ale latem, w sezonie, gdy tylu ludzi odwiedza stajnię, gdy kilkanaście koni chodzi trzy razy dziennie w teren, gdy wczasowicze i plażowicze taksują nas wzrokiem, musimy dbać o wygląd naszych zwierząt. Muszą być czyste, wyczesane, schludne, w ładnych czaprakach i ze zdrowymi wyłożonymi boczkami. Przerwane grzywy już na pierwszy rzut oka klasyfikują konie jako zadbane, a nas jako odpowiedzialnych właścicieli. Śmieszne, ale tak właśnie jest.
Koreczki zaplotłam swojemu czołowemu raz i tylko dlatego, że był nim wtedy Heniek i sprawa sfinalizowała się w kilka minut – z tymi marnymi piórkami, jakie Henryk miał na szyi nie było wiele roboty. Na Sukcesję żal mi czasu. Nie mówię, że mi się koreczki nie podobają, ja po prostu nie mam cierpliwości, by je zaplatać. Własne włosy upinam w 3 sek klamrą i wychodzę z domu. Gdyby mi nagle odbiło, by marnować czas na fryzjerskie zabiegi, to spożytkowałabym ten zapał na własnej głowie, a nie końskiej.
Jakie grzywy Wy lubicie? Przerwane, zaplecione w warkoczyki, koreczki, ślimaczki czy może karbowane i układane w finezyjne loczki? Tu macie galerię fryzjerskich trendów naszej stajni:
NA BANDYTĘ-ZAKAPIORA Model: Morus
Z BAJERANCKĄ PRZERWĄ (stylizacja polega na wycieraniu i drapaniu się o drąg na pastwisku) Modelka: Mała
DZIECIĘCY IROKEZ Model: Chaber
SWOBODNY PGR Model: Essen
MINI AFRO Modelka: Lufka
PRZERWANA GRZYWA W LOCIE Model: Sztorm
ŁYSEK Z POKŁADU IDY Model: Heniek
STRZYŻONE-GOLONE Model: ogier Rzeczna
STRĄKI Model: Nefryt
NA ŚLEPCA Model: Laszka
KARBOWANA FRYTKA (stylizacja naturalna! bez użycia gofrownicy) Model: Tara
STÓG SIANA Model: Kacper
NA TINĘ TURNER Model: Agata
I FRYZJERSTWO ZAAWANSOWANE obejmujące wszelki włos na ciele czyli STYLIZACJA NA ŻUBRA Model: Morus po zimie
Fot. Kuba Lipczyński
Magda
15 grudnia 2014 @ 15:18
Zdecydowanie na Tinę Turner! U mnie w stajni są głównie fiordy mające szczotkę zamiast grzywy ;]
klaudia
5 kwietnia 2015 @ 21:09
Zespół cushinga ?
to po prostu zmamucony konik polski ! moj tez tak wygladal zima kiedy cale dnie na pastwisku spedzal a brzuchor po zimie zawsze wisiał :)
Gdyby kon byl chory wlascicielka z pewnoscia by to zauwazyla i zareagowala :)
Pozdrawiam !
Ania
5 kwietnia 2015 @ 22:12
Właścicielka zauważyła i zareagowała :) Morus był zdiagnozowany. To nie jedyny objaw Cushinga jaki miał, niestety.