Czubajka
o koniach i nie tylko ...
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
RSS

Koń do bryczki czy pod siodło? A może jedno i drugie?

SAMSUNG CSC

Kiedyś podział użytkowych koni był bardzo prosty – koń ciężki, zimnokrwisty ciągnął wóz i nic poza tym. Koń lekki, gorącej krwi był wierzchowcem i nikomu do głowy nie przychodziło zlecać mu zwózki snopów z pola. Dziś konie mocnej budowy użytkuje się zarówno pod siodłem jak i w zaprzęgu. To, że koń pracuje w bryczce wcale nie wyklucza go z pracy wierzchowej. I dobrze! Wielu czytelników skarży mi się, że dostali w swojej stajni na jazdę konia, który pracuje w zaprzęgu. I co z tego? Nie rozumiem. Jeśli koń ma solidne podstawy wierzchowe to fakt, że na etacie dorabia też w bryczce nie powinien mieć znaczenia. Owszem, jest tak, że jedne konie są wybitnie predysponowane do skoków (np. pochodzeniem, gdzie „sam papier już skacze”), inne nadają się szczególnie do ujeżdżenia, ze względu na piękny ruch, a jeszcze inne rozwijają mega prędkości na torze wyścigowym. Niektóre konie są urodzonymi sportowcami z ambitnym zacięciem i temperamentem, a inne całe życie kłapią w rekreacji i uszczęśliwiają rzesze początkujących i niepewnych siebie jeźdźców. Jeśli dobrze sklasyfikujesz umiejętności i cechy charakteru konia to możesz go dopasować do dyscypliny, w której sprawdzi się najlepiej i będzie odnosił spore sukcesy. A czasem wykorzystujesz pełen wachlarz końskich możliwości i trenujesz konia wszechstronnego. Takiego, który w weekend pociągnie kulig, we wtorek zaliczy trening ujeżdżeniowy, w czwartek wycieczkę pod siodłem wraz z pokonywaniem terenowych przeszkód, a w sobotę znowu założysz mu uprząż.  Konie często są bardzo wszechstronne – pięknie skaczą, mają ładny ruch ujeżdżeniowy, gorliwie pracują jako pociągusy, ścigają się jak Secretariat i brykają pod dobrym jeźdźcem zachowując jednocześnie pełen spokój, gdy wsadzisz im w siodło dziecko. Znam wiele przykładów takich „niejednolitych” koni. Takich, które sprawdzają się w kilku dziedzinach. Bo koń do wszystkiego to nie koń do niczego. To koń wszechstronny. Nie musi być z każdej dziedziny najlepszy; wystarczy jak jest dobry.

Nasza stajnia jest stajnią rekreacyjną. Mamy w niej konie wszechstronne. Nie wybitne w jakiejś dziedzinie – ani skokowo (wyżej zadu  nie podskoczą), ani ujeżdżeniowo (Totilasów u nas brak), ani zaprzęgowo (brak treningu sportowego, by polecieć slalom). A przecież mogłyby być! Chilli jest właśnie taką hanowerką, której papier sam skacze. Goethine ma wyjątkowe predyspozycje ujeżdżeniowe. Gdyby Bolkowi (i Kubie) się chciało, to Lokan Bartłomieja Kwiatka ukłoniłby się mu po hiszpańsku. Wśród naszych koni są konie z tzw. potencjałem. I niektórym ten potencjał rozwijamy bardziej w jednym kierunku. Ale i tak wszystkie nasze konie są przyuczane do bycia wszechstronnymi. To nie znaczy, że średnimi. Roza ma szóstkę w hipoterapii i marną trójczynę z ujeżdżenia. Raszdi jedzie równo ze wszystkich przedmiotów na piątkach, Nefryt ma pałę ze skoków. Bolek ma marną trójczynę w skokach; będę życzliwa i powiem, że za galop w terenie też ma na tróję. Ale za to w zaprzęgu wymiata celująco! Jantar dostaje piątkę za opanowanie i spokój w terenie i jednocześnie dwóję za zamulanie i nieogar. Z tej samej dyscypliny. Bo zależy jaki jeździec go ocenia. I na tym wszechstronność naszych koni polega. Żaden nie jest wybitną sportową jednostką i pewnie nigdy nie stanie na podium, ale każdy, absolutnie każdy jest wyjątkowo dobry w byciu koniem wszechstronnym – i na padok i w teren; i do skoków i do przeciętnego treningu ujeżdżeniowego. Każdy jest piątkowym rekreantem, bo takich potrzebujemy i w tym je doskonalimy.

A jak to jest z końmi zaprzęgowymi? Czy mogą dobrze chodzić pod siodłem? Oczywiście, że mogą! Ale nie muszą… Bo to zależy od sposobu, w jaki są trenowane. Jeśli koń oprócz pracy w zaprzęgu pozostaje też w regularnym treningu wierzchowym to może być dobry i w jednym i w drugim. Jeśli jeźdźca dostaje okazyjnie to wiadomo, że pojawią się jakieś kwiatki i wcale nie Bartłomieje. To dotyczy każdego innego konia – ten, który całymi dniami trzepie lonżę pod dzieciakami też nie będzie wybitnym padokowcem. Owszem, nada się, ale nie wymagaj od razu lotnej zmiany nogi.

Wsiadając na grzbiet konia, który pracuje też w zaprzęgu warto zrozumieć kilka spraw. Ja nauczyłam się ich, gdy konieczność wsadziła mnie w siodło Bolka. Owszem, jeździłam na nim wcześniej od czasu do czasu. Rzadko, bo miałam swoją sprawdzoną i wybitną w wymaganej przeze mnie dziedzinie Sukcesję. A kiedy zabrakło Sukcesji Wojtek podzielił się Sztormem. Tylko ja potrzebowałam konia, który będzie dla mnie dostępny cały czas tzn. nie pracującego latem w etatowej rekreacji. Sztorm jest w sezonie potrzebny dla bardziej zaawansowanych obozowiczów. I tak wylądowałam w siodle Bolka na pełen etat i wciąż szukam drogi ucieczki. Kiedyś dochowam się drugiej Sukcesji, a tymczasem muszę się męczyć z tym niewygodnym pajacem. Na swój sposób go lubię, a to co mam mu do zarzucenia nie ma żadnego związku z wykonywaną przez niego pracą zaprzęgową. Czego o koniu zaprzęgowym nauczył mnie nasz śląski ogier?

Zacznę od zalet takiego wierzchowca. Koń pracujący w bryczce jest koniem zrównoważonym i opanowanym. Poznał już większość terenowych „strachów” i nie panikuje z byle powodu. Z Bolkiem mogę być pewnym siebie uczestnikiem ruchu drogowego, nie obawiać się rowerzystów, psów, foliowych toreb czy powiewających banerów reklamowych. Pociągus jest otrzaskany z terenem i pełen spokoju. A jeśli coś mu w scenerii nie pasuje to po prostu stanie jak wryty i będzie kontemplował dziwny przedmiot. Nie uskakuje, nie bryka, nie robi lewad. Dyszle już go tego oduczyły. Czasem zdarzy się Bolkowi kwiknąć jak wieprz i tupnąć. Pozostałe konie w szeregu zaraz profilaktycznie lecą na boki. A on stoi i duma. Sapie, prycha jak smok bezogniowy, drepcze w miejscu. Zachęcony łydką i głosem odważnie rusza. Koń zaprzęgowy jest niezastąpiony na wszelkie uliczne parady i uroczystości. On idzie po wymalowanych na biało pasach, nie panikuje mając za zadem samochód, grzecznie stoi na światłach. Ja to naprawdę doceniam, bo tchórze mnie frustrują.

Taki zaprzęgowy pracuś pod siodłem jest też często po prostu za leniwy na odwalanie numerów. Jeśli pracuje regularnie to ma tyle pracy w nogach, że nie będzie marnował energii na niepotrzebne brykania. On wie, co to znaczy praca. I wie, jak robić, by się nie narobić. Dlatego moje galopy pod Bolusiem w terenie to chill-out dla mniej zaawansowanych jeźdźców w szeregu. Galop jest równy, powolne pa-ta-taj, żadnych ostrych zrywów, startów, ścigania się. Aby Bolek rozwinął jakąś konkretną prędkość muszę mu postawić z przodu innego konia do gonienia. Gdy to Bolek nadaje tempo to można na plaży zbierać bursztyny z jego grzbietu. Za to kłusem zasuwa tak, że konie za nim przechodzą w galop. To też zaprzęgowy nawyk. Obszerny, równy, marszowy kłus.

No i przy koniu zaprzęgowym dochodzi nam dodatkowa pomoc jeździecka – głos. Boluś reaguje pięknie na komendy słowne: takie „Prrrr… Hoooola, Bolek!” od razu go tonuje, a hasło: „Dodaj!” skutkuje natychmiastowym wydłużeniem wykroku. Lubię to.

A na jakie niespodzianki musisz się przygotować dosiadając zaprzęgowego smoka? Przede wszystkim zakręty. Wieeeeelkie zakręty. Bolek każdy zakręt bierze z takim zapasem, by zmieściła się za nim bryczka. Bardzo kiepsko też wygina się na łuku. To nasza wina, bo chłopak łazi wciąż między dyszlami. Potrzeba mu solidnej pracy pod siodłem na padoku, pracy na podwójnej lonży i duuużo wygięć. Staram się wyginać go w terenie, ale za leniwa jestem na kręcenie wolt na padoku. Bo przecież Bolek jako mój czołowy to stan przejściowy, wkrótce wyląduję w siodle swojego wierzchowca. I tak od ponad roku. Eh, muszę wreszcie wyleźć ze strefy komfortu i zacząć pracować, a nie szukać wymówek. Od jutra. Na pewno.

Często koniom bryczkowym zarzuca się otępiały, twardy pysk. W końcu w zaprzęgu pracują na munsztuku. Ja nie widzę problemu. Bolek chodzi pod siodłem na zwykłym wędzidle. Jak się go prawidłowo ustawi na pomoce to wędzidło nie gra roli. Posłuszeństwo siedzi we łbie. Wystanego Bolka, który lubi brykać i spuścić parę, wypinam na wielokrążku. Na drugie kółko. Po pierwszym galopie mogę z niego zsiąść i przepiąć na zwykłe kółko wędzidłowe. Całe lato regularnie chodzący Bolek pracował na zwykłym wędzidle. Raz, gdy miał gorszy dzień i był zupełnie nie w sosie, a przynajmniej w sosie ostro-kwaśnym, musiałam w terenie przepinać go na drugie kółko, bo nie mogłam utrzymać go w kłusie. Nie lubię się szarpać z koniem. A problem wynika raczej z mojego braku zdecydowania i autorytetu, bo pod Kubą Bolek może iść w teren na kantarze. A ja- wiadomo – im mniej talentu, tym więcej patentu.  Nie winię za to Bolka i jego zaprzęgowej pracy w munsztuku. To nie munsztuk tępi pysk. Gdybym dała Bolesławowi solidne podstawy pracy wierzchowej i regularnie trenowała na padoku to nie musiałabym ułatwiać sobie sprawy wielokrążkiem. Taka smutna prawda. Wsiadając na konia bryczkowego przygotujcie się na tzw. twardy pysk. I zdziwcie się, gdy koń jest prawidłowo trenowany również pod siodłem i pięknie reaguje na pracę wodzą w połączeniu z dosiadem. Albo zaakceptujcie, że pysk jest „tępy” i nie wińcie zaprzęgu, a brak pracy u podstaw.

Jeśli przeszkadzają mi jakieś wady Bolka to żadna z nich nie wynika z jego zaprzęgowego profilu. A to, co można niedociągnięciami nazwać, należałoby wypracować na padoku pod siodłem, zamiast narzekać. Uważam, że koń bryczkowy może być świetnym wierzchowcem i jedno drugiego wcale nie wyklucza. I tak jak nad każdym innym koniem, musisz nad nim pracować. Jeśli chcesz wierzchowca to tak go trenuj. A jeśli pod siodłem chodzi okazyjnie to nie dziw się, że ma pewne braki. To dotyczy każdego konia: matka hodowlana wzięta okazyjnie pod siodło też nie będzie mistrzem.

Wiem też, że jeśli mojego przyszłego konia Kuba będzie chciał ułożyć do bryczki to nie będę się sprzeciwiać. Na pewno koniowi to nie zaszkodzi, nie zepsuje mi go w żaden sposób. Będzie tylko kolejnym doświadczeniem, a nad utrzymaniem piątki z pracy pod siodłem będę musiała pracować i już. Bo tak automatycznie na tróję mi ten koń nie spadnie, chyba, że odpuszczę lekcje i prace domowe. A solidna praca wierzchowa tylko Kubie ułatwi trening zaprzęgowy. I koń może mieć piątki z plusem z obu dziedzin.

 A jak wyglądają Wasze doświadczenia z jazdy wierzchem na zaprzęgusach?

DSC_9192-1024x678

Fot. 1 – Weronika  Ładak # Bolek w uprzęży;

Fot. 2  – Ewa Andryszczak # TW Bolek ze mną na plaży

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Nie wychodź na dwór, bo się zaziębisz! Nie biegaj, bo się spocisz! – czyli jak dbać o konia zimą

horse-419743_960_720

Aura płynnie przechodzi z jesiennej pluchy w zimowe przymrozki. U nas nad morzem proces ten zachodzi, potem się cofa, a nawet potrafi zabłysnąć iście wiosennym słonkiem. Nie da się jednak uniknąć zimowej pogody i choć od kilku już lat nie widziałam w Ustce porządnego śniegu po kolana (a bardzo za nim tęsknię) to temperatury nieubłaganie spadają, a sztormowe wiatry hulają nawet na naszych pastwiskach, oddalonych od morza o jakieś 2 km. I mimo tego, że jak zwykle spodziewam się komentarzy takich jak te wspomniane tutaj i tutaj na temat naszych biednych koni- to i tak całość stada jest wypasana i błąka się po włościach mimo wiatru, deszczu, pluchy i śniegu, na który wciąż bardzo liczę.

A konie? Czy liczą na śnieg? Na pewno się go nie boją! I jestem przekonana, że wolą wietrzyć sobie zady w śnieżnej zadymce niż stać nieruchomo w boksie. Nasze konie są wypuszczane bez względu na pogodę. Jeśli chcą, mogą spokojnie wrócić do boksów. Rzadko z tej opcji korzystają. I zazwyczaj tylko na chwilę – na zasadzie „zajrzę do żłobu, może coś sypnęli? Co słychać u ogiera? Kto jeszcze garuje dziś w boksie? No dobra, spadam z powrotem na dwór”. Pamiętajcie, że jesienna czy zimowa aura to nie jest powód, by konia chronić w cieple stajni. Jeśli zadbacie o kilka podstawowych potrzeb wymuszonych warunkami atmosferycznymi, to Wasz koń może spokojnie spędzać na pastwisku większość zimowego dnia (który i tak jest tragicznie krótki). O czym trzeba pamiętać przy padokowaniu konia zimą?

WYBIEG

Przede wszystkim na wybiegu, z którego koń korzysta musi być możliwość schronienia się przed zacinającym deszczem, hulającym wiatrem czy sypiącym gradem. To może być szopa, może być zadaszona wiata, a nawet gęsty szpaler drzew i krzewów. Najważniejsze, by koń miał możliwość ukrycia zadu przed zimnymi powiewami i opadami. Pamiętajcie, że mokry koń marznie szybciej.

Sprawdźcie też podłoże wybiegu. To, co latem jest dołkiem, jesienią zrobi się kałużą, a zimą zamarzniętą lodową taflą. Śliską. Na takim podłożu łatwo się przewrócić i nabawić urazu stawu, ścięgna czy jeszcze gorzej. Można się też pokaleczyć o popękany lód. Aby uniknąć kontuzji konia sprawdźcie dokładnie po czym pozwalacie mu brykać. Wszelkie grudy, zmarzliny, twarde lodowo-błotne bryły to pułapki na to, co Wasz koń ma najcenniejsze – nogi.

DERKOWANIE

Konie pastwiskowane szybko dostosują sobie okrycie wierzchnie i zmienią letnie koszulki na gęsty zimowy płaszczyk. Nasze konie obrastają grubym futerkiem i robią się puszyste jak perskie kociaki. Aż przyjemnie się przytulić do takiego puchatka. Nie derkujemy naszych puchatków, bo żaden z nich nie jest golony. Jeśli Wasz koń też nie jest golony to nie przykrywajcie go derką. Bo zmarznie. Serio. Spoci się pod tą derką, a jak już pisałam mokry koń marznie. I się przeziębia. Nie przesadzajcie z derkowaniem. U nas w stajni są dwie derki (na ponad 30 koni) i używamy ich w wyjątkowych sytuacjach – chory koń, emeryt lub młodzik, słabszy i zmarznięty. Czasem przykrywamy derką konia mocno zgrzanego i spoconego po treningu (np. Bolek po pracy w bryczce), ale tylko do czasu aż podeschnie. Uważam, że natura działa najmądrzej – a najlepszą derką dla konia jest jego własna sierść. Jeśli jednak nie lubicie puchatków i chcecie zapobiec przemianie Waszego wierzchowca w mamuta to zakładajcie derkę. Ja nie jestem zwolennikiem derkowania, ale jeśli już się decydujecie to pamiętajcie, by zaopatrzyć się w odpowiednie derki (różne grubości i materiały) i stosować odpowiednio, by nie nie zaszkodzić koniowi. Zakładaj lekką derkę polarową na rozstępowanie konia przed i po treningu. W boksie na spoconego po treningu konia zakładaj derkę przepuszczającą powietrze (albo włóż pod derkę trochę słomy czy siana i już uzyskasz cyrkulację powietrza – mój sposób na oszczędzenie kasy:) A jak jesteś leniem jak ja to po prostu nie derkuj konia, ciesz się z pluszaka, a po treningu spoconego puchatka dobrze rozetrzyj i osusz wiechciem słomy. Ostygnie sam, tylko nie stawiaj go w przeciągu!

KARMIENIE

Energię potrzebną do ogrzania organizmu koń uzyskuje z tego, co zjadł. Przetwarza paszę na ciepełko i dlatego powinien teraz otrzymywać odpowiednio większą porcję objętościówki. Nasze konie zawsze tyją zimą, ale nie przejmujemy się tym – w końcu tłuszcz to warstwa izolacyjna. Na wiosnę i tak zgubią sadełko. Zimą im dogadzamy, na zdrowie! Dostają marchew, buraki, z owsem przemycamy czosnek (nie dla karmiących mam!) Odporność naszych koni wspomagamy podając im też mesz i lucernę, o których napiszę wkrótce więcej, bo jestem właśnie na etapie obserwowania, jak dieta taka służy Raszdiemu – czołowemu stajennemu wątłuszowi. Wiem, że mesz wspomaga nam wszystkie konie, ale po Raszdim i stawce emerytów widać to najlepiej!

Na wybiegu zimą musi obowiązkowo znajdować się bela siana. Cały czas! W końcu nic do chrupania poza taką belą koń nie znajdzie. A jeśli będzie szukał i wygrzebywał jakieś zapomniane korzonki z podłoża to może sobie zapiaszczyć jelita. Tak więc siano na wybiegu koniecznie, a chrupiący koń zamieni je na energię potrzebną do ogrzania zadu w zimny dzień.

No i pamiętajcie o wodzie  – zimą, nawet w mróz koń też pije! Warto sprawdzać, czy woda w poidle nie zamarzła, rozbijać taflę w razie potrzeby. Jeśli woda jest za zimna to koń po prostu jej nie wypije. Dlatego warto robić dolewki. Bo dostęp do wody koń musi mieć i już.

PO CZYM POZNAĆ, ŻE KOŃ MARZNIE?

To widać. Od razu. Zmarznięty koń stoi skulony, ma napięte wszystkie mięśnie, uszy przyciśnięte do łba, ogon wbity między nogi. A jeśli do tego drży to już go nieźle sponiewierało. Jak mogłeś do tego dopuścić? A mówiłam, żeby bezwzględnie zawsze zakładać derkę! :) Żartuję. Ale jeśli widzisz, że koń marznie to nie wahaj się i derkuj od razu. Okryj go ciepłym kocykiem, postaw w przytulnym boksie z dala od wiatru i deszczu. A potem odczekaj, aż odtaje i nie pozwól, by się z kolei pod tą derką spocił. Sprawdzaj ręką jego ciało – najpierw spoci się pod derką, potem szyja i uszy. Jeśli zauważysz, że koń zaczyna się pocić pod ciepłym kocykiem, to od razu ten kocyk ściągaj. Najłatwiej i najszybciej marzną emeryci, młodziki, konie chore, słabsze. No i te golone. Te derkuj.

SKĄD WIADOMO, ŻE KOŃ SIĘ PRZEZIĘBIŁ?

Jak koń przynosi Ci L4 to wiedz, że coś się dzieje. Pewnie symuluje. Przeziębionego konia rozpoznasz po krótkiej inspekcji. Sprawdzaj wg poniższej listy:

  • Normalna temperatura ciała konia jest wyższa niż u człowieka i wynosi 37,5 – 38,5 st.C. Jeśli jest wyższa to znaczy, że koń ma gorączkę – logiczne. A jak ma gorączkę, to coś w jego organizmie dzieje się nie tak jak trzeba. Temperaturę mierzy się w końskim odbycie. Specjalny termometr trzeba odkazić i natłuścić wazeliną i stojąc z boku konia wsunąć na miejsce. Na końcu takiego termometru jest dziurka, warto do niej przywiązać sznurek, a drugi koniec sznurka przyczepić np. klamerką do ogona. Tak na wszelki wypadek, by koń wam termometru nie „łyknął”. Z tego też powodu nie przyczepiajcie klamerki do swojego ubrania, bo koń może Was wciągnąć :)
  • Wydzielina z nosa. Jeśli koniowi lecą przezroczyste smarki, takie niezbyt gęste, trochę wodniste to nie ma powodu do niepokoju. To zwykły objaw czyszczenia dróg oddechowych. Konie przyjmują codziennie sporą dawkę kurzu i pyłu stajennego i muszą się go jakoś pozbyć. Normalka. Jeśli jednak smarki zmieniają barwę, konsystencję i zapach to już świadczy o ingerencji bakterii czy zakażeniu wirusowym. Uważaj na wydzielinę gęstą, o nieprzyjemnym i wyczuwalnym zapachu, w kolorze wybranym z palety barw żółto-zielonych. To się już leczy.
  • Koń chory, przeziębiony będzie się również inaczej zachowywał. Będzie apatyczny, bez życia, ospały. Do tego dochodzi brak apetytu, a jego sierść zaczyna się robić matowa, traci połysk. Widać, że biedakowi coś dolega.
  • Przeziębiony koń kaszle. A kaszel ten to nie pojedyncze odkrztuszenie „kłaczka”, tylko nawracające kasłanie, które brzmi jak ze studni. Wołaj weta.

Na wybiegi zimowe puszczamy konie przy niewielkiej właściwie modyfikacji naszej nad nimi opieki. Każda pora roku narzuca określone zasady bezpiecznego wypasu zwierząt. I tak np. wiosną trzeba pamiętać o dawkowaniu świeżej pastwiskowej zieleniny, latem o męczących upałach, jesienią o opadach i wiatrach, zimą o przymrozkach. Ale przy każdej porze roku i pogodzie konie można wypuszczać na wybiegi. E tam można – trzeba! Zimą również. Bez szalików, czapek i grzejników olejowych przymocowanych na zadach. Zdrowy, dobrze karmiony koń poradzi sobie śpiewająco. Wystarczy dać mu szansę :)

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Tworzymy stado – najlepszy dobór koni

 

1198795_71196469

Mamy w tej chwili ponad 30 koni w stajni. No, niezupełnie w stajni, bo większość czasu nasze stada spędzają na pastwiskach. I liczba mnoga – stada – jest jak najbardziej poprawna. Nasze konie nie tworzą jednolitego stada; na to jest ich po prostu za dużo. Mamy kilka stad: w zależności od dnia jest to 3-4, a nawet 5 osobnych stad. To zupełnie naturalne – dzikie konie też nie biegają w tabunach po kilkadziesiąt sztuk. Dzikie stado liczy kilkanaście osobników. Nasze wyobrażenie dzikich koni to lecąca galopem setka zwierząt. W rzeczywistości grupa dzikusów jest mniejsza maksymalnie przyjmując liczbę 20 sztuk końskich czaszek. Takiej grupie łatwiej się poruszać, ukrywać przed drapieżnikami, znaleźć źródło pożywienia i wody. Nasze domowe koniki też przestrzegają tej zasady zgodnie z wgranym w ich system operacyjny atawistycznym wzorcem. Dlatego od lat już mamy na pastwiskach kilka stad, a ich liczebność i lista członków zmienia się dynamicznie w zależności od dnia, kondycji koni i ilości wypasanych na danym terenie zwierząt.

Nasze stada łączą się najpierw poprzez pierwsze przyjaźnie – te konie, które trafiają do naszej stajni trzymają się u boku towarzyszy transportu lub innych „nowych” i niepewnych siebie nabytków. I tak Goethine pasie się zawsze przy Coco (jechały razem w bukmance z Niemiec, choć nie znały się wcześniej), dołączyła do nich nowa w tym samym okresie Chilli. Źrebięta długo pozostają przy bokach matek, z czasem porzucając ich opiekę. Młodzież urodzona tego samego roku trzyma się w kupie i łączy w stado. W grupowaniu naszych koni mistrzem jest Mirek – nasz stajenny. On najlepiej wie, które konie można zamknąć w jednej zagrodzie, które spokojnie mogą stanąć w jednym boksie, a których absolutnie nie powinno się łączyć. Sympatie i antypatie naszych koni zna na pamięć. I tak mamy stado arystokracji – te konie, które nie pracują w stałej rekreacji (Goethine, Coco, Nowela, Iliada, Ismin, Kołysanka itd.), stado emerytów (Czubajka, Raszdi, Nefryt, Arkana itd.), stado prymitywów (haflingery i hucuły) – to tak z grubsza, bo stada, jak wspomniałam, się mieszają. Nasze puszczone na łąki konie same dobierają się w grupki, tworzą je i modulują według własnych zasad. Jakie to zasady? Jak człowiek może spróbować stworzyć zgrane stado? Posłuchajcie, do jakich wniosków doszłam po obserwacjach i analizach opinii Mirka.

Jeżeli w stajni jest ponad 20 koni to trzeba liczyć się z tym, że trudno będzie z nich stworzyć bezkonfliktową grupę. Można, owszem wypasać je na jednym pastwisku, tak jak my robimy w naszej stajni. Tylko trzeba pamiętać, by to pastwisko było wielkopowierzchniowe, bo wtedy utworzone naturalnie małe grupy końskie mają możliwość utrzymywania odległości od siebie i nie wchodzą sobie w paradę. Takie duże pastwisko zawiera w sobie opcję „unikania konfrontacji”, tylko trzeba sprawdzić, czy nie ma żadnych ślepych zaułków i innych „kozich rogów” do zapędzania.

Rotacja w naszym stadzie jest niewielka, ale jednak czasem dorzucamy do stawki nowe konie (kupione czy wstawiane w pensjonat), rodzą się też źrebięta. Czasem konie odchodzą z naszej stajni (w tym roku straciliśmy emerytkę Czarę; padła parę miesięcy po 30-tych urodzinach), niektóre też sprzedajemy i jadą do nowych domów. O tym, jak zintegrować z grupą nowego konia pisałam tutaj. Pomimo tej rotacji w naszej stajni trzon naszego końskiego tabunu jest raczej stabilny, a to pomaga w harmonijnym współżyciu stada. Nasze konie dobrze się znają, niekoniecznie wszystkie się lubią, ale każdy ma jakiegoś kumpla, partnera, z którym jest mu łatwiej i przyjemniej żyć w stadzie.

Jeśli jednak przychodzi do wypasu na mniejszych wybiegach (mamy takie dwa, rotacja po pastwiskach jest spora, bo przecież trawa musi mieć czas trochę się odrodzić po wypasach naszych żarłoków) to już musimy dobierać grupy, by uniknąć konfliktów. Niektórych koni absolutnie nie zamykamy razem na jednym wybiegu, bo jest pewne, że skończy się to niepotrzebną agresją i walką. Czasem nie chodzi nawet o konflikt zbrojny, ale zwyczajny mobbing – jednostki słabsze, stojące niżej w hierarchii, a pozbawione opieki partnera ze swojej grupy są przez inne konie odganiane od jedzenia, wody i przeganiane na każdym kroku. To nie wpływa dobrze na zdrowie psychiczne i staramy się tego unikać. Czym więc  należy się kierować tworząc grupę koni? 

  • Przede wszystkim zwróćcie uwagę na wzajemną tolerancję czy więzi łączące konie. Bardzo tolerancyjne są, jak zauważyłam, kuce i wszelkie prymitywy. Nasze hucuły, walijczyki, szetlandy, a wcześniej koniki polskie zawsze dobrze się dogadywały. Konflikty w grupach kuców trafiają się rzadko i nawet taki bandyta jak konik polski Morus stawiał się tylko dużym koniom, zostawiając „współplemieńców” w spokoju bez względu na ich charakter i społeczną rangę. Tak samo tolerancyjne są podobno konie zimnokrwiste. Tu nie mam za dużo doświadczenia obserwacyjnego, bo mogę się opierać tylko na Lorenzo, od którego trudno było wymagać stworzenia stada z sobą samym. Ale za to Lorenzo pokochał wielką miłością haflingery i pasł się tylko z nimi. Halfki zawsze trzymały się blisko swojego wielkiego miśka, a on potrafił w ich obronie przechodzić do ataku – tak ruszył pełnym galopem na paralotniarza, którzy chciał porobić koniom zdjęcia. Na początku Lorek tylko strzygł uszami i obserwował gościa w powietrzu i gdy inne konie zaczęły uciekać Lorek wciąż stał przy swoich halfkach. A kiedy do ucieczki na znak-sygnał czapką od Rozy zerwały się też haflingery Lorek wystartował z nimi. I początkowo galopował z tyłu, aż znudziła mu się ta zabawa. Za gruby był na takie biegi. Postanowił zakończyć ten proceder i odwróciwszy się w stronę paralotniarza zniżającego lot, Lorenzo ruszył na niego pełnym galopem. Odganiał go tak kilkakrotnie i nie dał się zbliżyć do swojej rodziny. Jak prawdziwy ogier, choć był wałachem. A, no właśnie:
  • Płeć ma spore znaczenie w tworzeniu harmonijnej i bezkonfliktowej grupy. Tak, podobno baby są kłótliwe i trudne we współżyciu. Nie u koni. Zauważyłam, że grupy z przewagą klaczy są bardziej zgrane i spokojne. Im więcej wałachów w grupie, tym więcej sporów i nieporozumień. Koedukacyjne grupy lepiej dobierać tak, by przeważały kobietki. Bo wałachy są, owszem, spokojne i zrównoważone pod siodłem, ale w grupie klaczy czasem zaczynają prezentować zachowania typowe dla ogierów. A to już rodzi konflikty. Nasze grupki same liczebnie ograniczają liczbę wałachów – zawsze przeważają klacze. I to najczęściej wałachy migrują między grupami.
  • Nie bez znaczenia jest też wiek koni. To dosyć oczywiste, że jeśli do grupy starszych koni wrzucimy jakiegoś młodzika, to będzie miał niełatwy żywot. Starsze konie nie będą nastolatkowi nic ułatwiać, a to rzutuje na prawidłowy rozwój psychiczny. Możemy jednak dołączyć do grupy dojrzałych koni np. parkę czy kilka sztuk młodych koni. Tu już oparcie w partnerze-równolatku będzie silne, a nauka życia stadnego będzie z korzyścią dla młodych. Ta sama zasada dotyczy starych koni. Pojedynczy emeryt może sobie w grupie nie radzić i mieć problem z dostępem do jedzenia i ogólnymi relacjami społecznymi. Ale już np. para emerytów powinna się w grupie odnaleźć. Widziałam to w przypadku naszej Czary. Całe życie nienawidziły się z Arkaną i nigdy nie pasły się razem, a z upływem czasu pozycja Czarki spadała i w końcu tylko oparcie w kilka lat młodszej Arkanie pozwalało jej funkcjonować w stadzie bez konfliktów. Ta zasada posiadania partnera-towarzysza odnosi się do kolejnego punktu istotnego w łączeniu koni w stado:
  • Liczba koni. Jeśli grupa jest niewielka, tak powiedzmy kilka sztuk to najlepiej, by liczba ta była parzysta. Konie często dobierają się parami i kumplują w dwójkach. Przy nieparzystej liczbie koni w grupie może się zdarzyć, że jakiś nieszczęśnik nie będzie miał partnera i zostanie samotnikiem, czując się wykluczony. To nie pomaga w utrzymaniu zdrowia psychicznego, a przez to rzutuje na użytkowanie konia i jego relacje z ludźmi. Jeśli grupa liczy ponad 10 sztuk to już mniejszy problem, bo konie mogą podobierać się w pary, trójki i inne konstelacje. W większej grupie nie wszystkie mają potrzebę nawiązywania więzi partnerskim tylko z jednym osobnikiem.
  • I najciekawsze, a jestem pewna, że nie błądzę tu w moich teoriach, bo nie tylko ja to zaobserwowałam – umaszczenie. Wiecie, że jeden karusek w grupie siwków ma przerąbane? Tak samo jak jeden siwek wśród gniadoszy. Nie wiem dlaczego, ale nasze konie nie akceptują „odmieńców”. O tym, jak Czardasz traktował pierwszego w naszej stajni srokacza – Nefryta pisałam Wam tutaj. Zauważyłam też, że więzi partnerskie konie również nawiązują się w oparciu o maść. Czubajka i Raszdi to świetnie zgrany duet, a mają całkowicie odmienne charaktery – Czubajka jest dominująca i apodyktyczna, Raszdi to fajtłapa i popychadło. Ale nie dla Czubajki, która go szanuje. To świetny układ, bo bardzo chroni Raszdiego – pamiętajcie, by zawsze trzymać się zasady, że koń o niskiej pozycji w stadzie musi być akceptowany przynajmniej przez jednego członka grupy z czołówki. To wystarczy, by ochronić go przed nietolerancją reszty, a więc atakami i mobbingiem przy paśniku czy poidle. A wracając do znaczenia umaszczenia – jeśli macie w stadzie same maści ciemne (gniade, kare i kasztanki) to wrzucony do tej ciemnej masy siwek raczej nie zostanie zaakceptowany. Jeśli wrzucicie ciemnocie dwa jasne promyczki pójdzie już łatwiej. Takiego znaczenia w procesie akceptacji konia w stadzie nie ma ani rasa ani wielkość (grupa może mieścić zimnokrwistego zwalistego Lorenzo i kucowatą haflingerkę Tajgę). Maść konia ma jednak znaczenie. A podobno nie powinno się oceniać po wyglądzie i doceniać to, co jest w środku…

Nasze stada na ogół funkcjonują bez konfliktów. Zdarzają się jakieś nieporozumienia, zdarza się mobbing, ale wystarczy drobna korekta z naszej strony i już nikt nie jest pokrzywdzony. Zazwyczaj nasze konie regulują to same – nieakceptowany po prostu zmienia stado i przyłącza się do bardziej tolerancyjnych i ugodowych grupek, szukając sprzymierzeńców wiekowych (innych emerytów czy innych nastolatków) czy walcząc o nową pozycje i zmieniając hierarchię w istniejącej grupie. Wszystkie konie się dobrze znają, a więzi zacieśniają dobierając partnerów same i unikając nieprzyjaciół poprzez trzymanie się zadu silniejszego towarzysza. I tak to funkcjonuje od lat.

A tak przy okazji rozważań stadnych odświeżcie sobie ten wpis – Specyfika końskiego stada – pisałam tam m.in. o tym, jak budowana jest hierarchia w stadzie i jakie czynniki mają wpływ na pozycję konia wśród towarzyszy. Hierarchia w końskim stadzie jest dynamiczna i zmienna, ale zasady jej budowania są stałe. I warto je poznać, bo to też pomaga w tworzeniu zgranej grupy.

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Znaki szczególne – odmiany, które wyróżniają konia z szeregu popularnych maści

paintedhrs

Znam nasze stado co do nogi. Potrafię z daleka na pastwisku rozpoznać konkretnego konia, nawet jeśli jest to grupka samych gniadoszy czy siwków. Każdy ma przecież inną budowę, wzrost, wymiary. I każdy ma jakiś znak szczególny zwany odmianą. O odmianach na końskim ciele możecie poczytać w poprzednim wpisie – te podstawowe występują w różnych kombinacjach oraz kształtach i są indywidualnymi cechami konia. Oprócz podstawowych odmian mamy też szereg innych, rzadziej występujących znaków szczególnych. I o nich dzisiaj krótko opowiem. Albo postaram się krótko, a wyjdzie jak zwykle…

Lubię, gdy koń wyróżnia się z tłumu. I podobają mi się wszystkie malowania i odmiany na sierści, bo czynią z konia indywiduum, które rozpoznaję z daleka. Każdy znak szczególny na końskiej sierści mi się podoba, choć przyznaję, że najbardziej eleganckie i klasyczne są konie jednej maści, gładkie i szlachetne. Ale to malowanki przyciągają wzrok…

A więc zaczynamy. U niektórych koni pojawia się tzw. RYBIE OKO. Takie oko ma błękitną tęczówkę (lub biało-błękitną). Spowodowane jest to niedoborem melaniny w tęczówce i wygląda przepięknie! U nas w stajni był konik Hetman z rybimi oczami. Taki koń widzi tak samo jak ten z orzechową tęczówką, nie jest to wada ani upośledzenie. Ot, niesamowity znak szczególny. Mi się bardzo podoba, a Wam?

jasneoko-kopia-682x1024

rybie_oko_by_martinael-d3g0hxz Źródło

Innym znakiem szczególnym w obrębie gałki ocznej konia jest TWARDÓWKA. U konia z twardówką zewnętrzna błona gałki ocznej jest biała i widoczna. Takie oko u konia nazywa się też „ludzkim okiem”, bo rzeczywiście przypomina nasze – barwna tęczówka zatopiona w białku. Najczęściej spotyka się twardówkę u koni maści tarantowatych, srokatych – wszelkich nakrapianych muchomorów, ale nie jest to regułą, bo widziałam już konie ciemnych maści z twardówką. I o ile u „kropków” typu appaloosa czy knabstrup biała twardówka jest ciekawym dodatkiem, to już u gniadych czy skarogniadych trochę mnie przeraża. Oczy konia to zwierciadło jego duszy; gdy poznaję nowego konia zawsze uważnie obserwuję jego oczy. U niektórych są łagodne, spokojne, wręcz depresyjne – aż masz ochotę konika przytulić i pocieszyć, bo taki zmartwiony. Inne mają żywe, zainteresowane, ciekawskie oczka. A te z twardówką błyskają białkiem i sprawiają, że czuję się niepewnie. Może dlatego, że i u konia bez białej twardówki ukazuje się czasami biała krawędź – w przypadku koni agresywnych, nadpobudliwych. I takie błyskanie białkiem nie działa na mnie relaksująco. To zresztą tylko kwestia wrażenia optycznego, bo koń z twardówką absolutnie nie jest „z urzędu” agresywny czy niezrównoważony.

tled_skin_around_eyes_les_chevaux_simplicity Źródło

Z ciekawych odmian na końskim łbie wspomnę też o tzw. ŻABIM PYSKU. Odmiana ta również najczęściej pojawia się u „muchomorów” typu konie appaloosa czy knabstrup. Jest to taki kropkowany pyszczek – na ciemnej skórze konia występują różowe plamy. O, proszę:

grey-horse-1631042

ed_skin_around_muzzle_les_chevaux_simplicity Źródło

Kopyta konia też nie są wszystkie jednakowe. Mogą być ciemne, mogą mieć jasny róg. Nawet „w obrębie” jednego konia często różnią się kolorem. Kopyta są, wiadomo, cztery. I każde może być inne. Najciekawsze są KOPYTA PASKOWANE. O kopytach więcej pisałam tutaj, zdjęcia kolorowych kopyt też są :) A poniżej kopytko naszego Morgana – dwukolor:

paskowane%20kopytko

A skoro jesteśmy przy nogach to warto wspomnieć o ODMIANIE GRONOSTAJOWEJ. To taka skarpetka lub koronka na końskiej nóżce, która jest nakrapiana czarnymi lub brązowymi plamami. Wygląda pięknie :)

gronostaj

Fot. Dorota Grott # noga Bisquit R, wł. Ania Chrzanowska

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # nakrapiana koronka Noweli

Na nogach konia znaleźć też można pręgi nazywane PRĄŻKAMI ZEBROIDALNYMI lub ZEBROWATOŚCIĄ. Takie paskowanie cechuje konie ras prymitywnych i jest pozostałością barw ochronnych dzikich koni. Występuje najczęściej u koników polskich, hucułów, koni Przewalskiego.

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # nogi Górala, hucuła

Bardzo często zebrowatość jest połączona z występowaniem PRĘGI GRZBIETOWEJ. Jest to pas ciemnej sierści na grzbiecie konia, ciągnący się od kłębu do samego ogona. Wyznacza symetrię ;) Charakterystyczny jest również dla ras prymitywnych, ale oprócz nich występuje często przy maściach bułanych.

SAMSUNG CSC

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # grzbiet Górala (hucuł) i Makówki (kuc – mieszanka konika polskiego i kuca walijskiego)

U fiordów pręga grzbietowa wchodzi na grzywę, co pięknie podkreśla się strzyżeniem na irokeza. To typowa cecha koni fiordzkich:

Zemanta Related Posts Thumbnail

U koni spotykamy też bardzo często PODPALANIA. Bardzo podobają mi się podpalane konie. Taki koń ma przyciemnione, przydymione nogi, uszy, pysk. Najczęściej podpalania dotyczą wszelkich odcieni maści gniadych. Tu nogi Lily:

podpalaniaa

 Tutaj podpalane uszy Bolka:

img_0862

A tu pysk Lindy – przypalony (a raczej rozjaśniony) na brąz:

dsc_6850-1024x678

A przykładem „odwróconego” podpalania jest tzw. MĄCZYSTOŚĆ. To takie rozjaśnienia na nogach, pysku, brzuchu i w pachwinach. Jakby się konik w mące bawił. Też pięknie, spójrzcie na naszego Cudaczka:

11870863_805226469598855_9219518103619979456_n

To akurat mączystość źrebięca, maluszek już z niej wyrasta, zobaczymy ile zostanie.

A tutaj kolejne przykłady dorosłych młynarzy:

maczystosc2

dscf2431icelandichorsemealynose Źródło

mealybelgŹródło

Ciekawym dodatkiem do maści podstawowej jest też PLAMISTOŚĆ. Może ona przybierać różne formy. Najczęściej to takie kropkowanie lub pochlapanie konia białą farbą na zadzie, ale nie tylko. W plamistości zawiera się szeroki wachlarz białych plam rozsianych na ciele konia. Zawsze czyni nam z konia interesującego indywidualnego osobnika. Niektóre odmiany plamistości są dość regularne i ładne, inne wyglądają trochę jak dzieło pomylonego czy pijanego malarza-artysty.

05ebf8106d3c2a190a6ea8e346feb205-kon-appaloosa-3-male

6805831

ed1aa7192807846a0d11089f790acf99-kon-appaloosa-male

 

Tutaj warto też wspomnieć o JABŁKOWITOŚCI czyli takich okrągłych placuszkach, „jabłkach” na końskim ciele. Najczęściej spotykane u siwków i nazwane jako osobna maść siwa jabłkowita, ale dotyczy też np. koni gniadych czy skarogniadych, choć je zazwyczaj dotyka tzw. jabłkowitość sezonowa. To oznacza, że koń staje się jabłkowity w okresie wymiany sierści – wypadanie włosów partiami (najpierw wypadają te leżące najdalej od naczyń krwionośnych) tworzy nam na koniu wzór jabłuszek. Po zakończeniu linienia jabłkowitość zanika.

jablkowitosc%20gniadego

 gniady Czort, koń prywatny u nas w pensjonacie

Bardziej popularna jest jabłkowitość siwków. Poniżej przykład – Sztorm. Powoli mu te „jabłka” zanikają z każdym kolejnym linieniem, ale wciąż są wyraźne na zadzie. Fot. Marzena Jaroszewska:

fot-marzenajaroszewska

A tutaj już HRECZKA, czyli taka straciatella – kawałki czekolady na siwej sierści. A sama nazwa „hreczka” oznacza po prostu grykę, a koń siwy w hreczce wygląda jak posypany kaszą gryczaną. Straciatella brzmi smaczniej:) Fachowo nazywa się to właściwie hreczką, straciatella to mój wymysł, ale lepszy niż wersja anglojęzyczna: flea bitten grey (siwy pokąsany przez pchły). Na zdjęciu Czubajka, w obiektywie Agaty Choszcz:

fot_agatachoszcz

No i jak już plamy rozważamy to spójrzcie na to:

zyrafa

To odmiana zwana MARMUREM lub PLAMAMI ŻYRAFY . To dopiero coś! Na żywo takiego konia nie spotkałam, ale przyznaję, że nie byłby anonimowy w stadzie na pastwisku. Cudo!

I już na jednym ciągu z tą intrygującą żyrafą popatrzcie też na takiego tygryska:

dunbar2

koń Dunbars’ Gold źródło

To UMASZCZENIE TYGRYSIE. No, czyż nie piękny? I niepowtarzalny w licznej grupie koni pospolitych maści :) A tu możecie pooglądać inne koniki, które tygryski lubią najbardziej: Salsa, Chilli.

Zresztą różnych plam i odbarwień na koniach można spotkać mnóstwo. Genetykiem nie jestem, więc nie rozpoznaję, nie grupuję, nie wyjaśnię. U nas w stajni Linda (ślązaczka) maści skarogniadej jest np. przyprószona płatkami śniegu. Czasem ich przybywa, potem zanikają, by znów zasypać klacz. Autorka strony Genetyka Umaszczenia Zwierząt Renata Janeczek rozpoznała te płatki śniegu na ciele Lindy jako plamki BIRDCATCHER.

biale%20plamki

Są to białe kropkowania na sierści, które mogą pojawiać się i czasowo zanikać. Znalazłam w sieci inny przykład takiego śnieżenia:

2013-09-05-15-42-18 Źródło

I dodatkowo dla porównania inne plamkowanie – plamy BEND OR czyli śnieżenie w kolorze ciemnym, występujące najczęściej u koni maści kasztanowatej i palomino, choć gniadoszom też się zdarza:

imageŹródło

bendor2Źródło

Do znaków szczególnych u konia należą też WICHERKI zwane KROWIMI LIŹNIĘCIAMI. Pisałam o nich we wpisie o paszportach koniowatych. Poniżej  wicherki na szyi Tajgi (fot. Weronika Ładak):

tajga-wicherki

A znacie KCIUK PROROKA nazywany też pchnięciem lancą? To takie wgłębienie w mięśniu szyi, łopatki, czasem piersi lub nawet zadu. Nie ma żadnego wpływu na użytkowe cechy konia i w niczym mu nie przeszkadza. Mięsień nie jest uszkodzony, kurczy się i rozprostowuje bez problemu. Ot, znak szczególny. Podobno w ten sposób Mahomet oznacza najdzielniejsze konie, a którego dotknie swym kciukiem, tego czeka niezwykły los. Poniżej przykłady „pchnięcia lancą”: na klatce piersiowej kuca i na zadzie siwej folblutki.

img_7157

57f2db048ce8c633

Źródło obu zdjęć: forum re-volta

A inną odmianą związaną z legendami o koniach arabskich jest tzw. piętno Mahometa. To „krwawy ślad”, którym Mahomet wyróżnia konie siwe (najczęściej araby, choć nie tylko, bo arabska krew płynie też w wielu innych rasach). Jest to obszar sierści, który u siwka nie wysiwiał i wciąż pozostaje w kolorze bazowym. Podobno jest to pozostałość krwi wojownika, którego waleczna klacz wyniosła rannego z pola bitwy. Ranny jeździec wisiał na koniu, a jego krew obficie zlała rumakowi łopatkę i szyję. Mahomet nagrodził dzielną klacz pozostawiając jej piętno – niezmywalny krwawy ślad, który klacz przekazała swojemu źrebięciu. I do dzisiaj niektóre siwe konie dumnie noszą ślad po bohaterskim czynie przodka. Poniżej klacz Sweet Meadows Sanaya, zalana krwią wojownika, którego na oczy nie widziała, ale  ma pamiątkę po swojej bohaterskiej pra-matce.

sanaya6sanaya11Źródło

A poniżej inne przykłady niewysiwienia – „krwawe plamy” – piętno Mahometa na końskich łbach.

warface_96gm_dynamisxgdazzle-vi Źródło

pokerface17_by_breathless_dk-d388s2u Źródło 

????????????????????????????????

Acorado II, ogier holsztyński

Nazwy odmian końskich nadanych przez Mahometa są dość zawiłe i czasem trudno je rozgraniczać. Odciskiem kciuka równie często nazywa się pchnięcia lancą jak i plamy-stempelki na sierści, o takie:

arwena_akerman_1

Widać tu jabłkowitość gniadej klaczy i odcisk kciuka Mahometa – to ta plama na boku. Ale najbardziej podoba mi się nazwa tej łysiny na łbie źrebaka – właściciele nazywają ją „Lampą Akermanu”. Kojarzycie? To z sonetów krymskich Mickiewicza. Przepiękna nazwa! Nigdy wcześniej się z nią nie spotkałam w odniesieniu do końskiej odmiany, więc zakładam, że to autorski pomysł pp. Kordalskich. Coś wspaniałego! Zdjęcie pochodzi ze strony Kresowej Stajni, hodowli koni małopolskich pp. Marleny i Krzysztofa Kordalskich w woj. lubelskim.

Tak więc taka plama jak na powyższym zdjęciu to też jest piętno pracowitego Mahometa. W swej nieograniczonej dobroci Mahomet znaczy konie albo robiąc w nich dziury (pchnięcia lancą) kciukiem, albo stemple (też kciukiem, pewnie drugiej ręki :) albo zlewając krwią dzielnego wojownika.  Taka sytuacja.

Nietuzinkowe są też często ubarwienia grzywy i ogona. Czasem u koni pojawia się ROZJAŚNIONA GRZYWA, przemieszane włosy w różnych odcieniach, wyglądające trochę jak balejaż. Bardzo często pojawia się u maści myszatych, ale nie tylko. Poniżej nasz bandyta Morus – konik polski i jego pasemka:

 06czerwiec

A tu rozjaśniona grzywa kasztanowatej arabki:

large Źródło

W ogonie odbarwienia też występują. Zdarzają się np. ogony srebrne nazywane PIÓROPUSZEM GULASTRY. Taki ogon ma domieszkę jasnych włosów, a dotyczy tylko koni maści ciemnych (srebrny ogon u siwka to normalka, a nie wyjątkowość). Pojawia się zazwyczaj u koni z domieszką krwi arabskiej.

gulastryplume Źródło

gulasta-plume

Źródło: genetyka umaszczenia koni

Pióropusza Gulastry nie myli się z OGONEM SKUNKSA. To w zasadzie nie dotyczy aż tak ogona (choć nazwa trochę mylna), ale umaszczenia zwanego RABICANO. W takim przypadku mamy na ciele konia rozproszone białe włosy – największe zagęszczenie występuje w okolicach zadu, nasady ogona i pachwin, ale często schodzi aż na żebra.

ogon-skunksa

Źródło: genetyka umaszczenia koni

dark_chestnut_rabicano_by_suddenimpulse Źródło

Do znaków szczególnych u koni na pewno można też dorzucić takie osobnicze i nabyte zmiany jak tatuaże, palenia, mrożenia itp. O tym wszystkim pisałam już we wpisie o znakowaniu koni. A oprócz tych znaków, które zostały wykonane na koniu przez człowieka mamy też szereg innych, nabytych przez zaniedbanie, niedopatrzenie lub agresję stadną. Chodzi mi o różnego rodzaju blizny i odparzenia. Na przykład Czubajka ma na zadzie pamiątkę po walce zbiorowej (fot. Weronika Ładak):

SAMSUNG CSC

A Sztorm dumnie nosi na szyi bliznę, którą nabył w potyczce z Bolkiem:

img_1126

Bolek zresztą też ma znak, z którym się nie urodził, a nabył dzięki beznadziejnej, choć skórzanej uprzęży:

img_1123

Ta biała plama to odparzenie, uprząż już wywaliliśmy, ale Bolka nie możemy wywalić :)

Kiedyś trafiła też do nas gniada klacz Walkiria z guzami na bokach. Biedaczka otrzymała je w darze od sadysty, który nieumiejętnie i nadmiernie używał ostróg. Przykre.

Za to siwa Faramuszka, którą kupiliśmy już w bardzo podeszłym wieku miała na nosie taki wzorek:

faramuszka-blizna

I nie znikł po linieniu. Może i wyróżniał ją z tłumu siwków, ale nie chcę myśleć jak przebiegał proces tworzenia i jak bolesny był dla konia.

Fot. Kasia Arczykowska

A jakie znaki szczególne na ciele konia Wy znacie? O czym nie wspomniałam? Jeśli macie zdjęcia fajnych stylówek u koni to wrzućcie w komentarze. Czy konie z Waszych stajni mają coś z powyższych urozmaiceń? Dawajcie, wzbogaćcie ten zbiór!

Skarbnicą wiedzy nt. umaszczenia koni jest strona Genetyka Umaszczenia Zwierząt. Możecie ją również znaleźć na Facebooku. Gorąco polecam Wam odwiedzić tę stronę – tam naprawdę jasno i klarownie wyjaśnione są rodzaje umaszczenia wraz z wszelkimi, bardzo interesującymi modyfikatorami. A zdjęcia – rewelacja! Utknęłam na tej stronie na wiele godzin; podziwiam wiedzę, pasję, zaangażowanie Autorki. I dziękuję za dzielenie się swoją wiedzą, doceńcie też – wspaniała robota! Warto obejrzeć, jakie cuda tworzy natura, ja tu wrzuciłam plewy w porównaniu do zasobów tam przedstawionych. Zajrzyjcie i poczytajcie o okopconych koniach, o tych z mutacją Allelu e–>ea, o chimerach i mozaikach, plamistości szlachetnej, szampanach i pieczarkach… Ja nie poruszam się po grząskim dla mnie gruncie genetyki i genów, które w/w odmiany wywołują. A wiedza Autorki jest imponująca! I zdołała mnie bezpiecznie przeprowadzić po zagadnieniach genetyki i dziedziczenia, choć z racji moich braków parę razy jednak w tym bagnie genów utknęłam. 

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Śmiechu warte cz. XI. Koniarze w życiu pozastajennym

img_8187

Fot. Artur Mulak

Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, że dzielimy z mężem wspólną pasję. Owszem, łączy nas stajenne życie, źródło utrzymania rodziny związane z końmi, aktywność jeździecka. Oboje mamy wiele zainteresowań, często skrajnie różnych, a hippika jest takim wspólnym kręgiem. Tylko u nas on się zazębia, a nie pokrywa w całości. Na przykład Kuba jest pasjonatem powożenia, układa konie do zaprzęgu, składa pary i każdego konia ocenia pod względem przydatności do bryczki. Ja na każdego patrzę jak na obiekt pod siodło. Powożenie mnie nie kręci. Czasem wybieramy się na wspólne wycieczki bryczką, ale przecież nigdy tylko we dwójkę na tzw. romantyczny spacerek. Wierzchem też razem nie jeździmy – Kuba całe dzieciństwo spędził w siodle i za karę uważa wsiadanie i pojechanie na wycieczkę „tak bez celu i sensu”. U nas wsiada na konie tylko wtedy, gdy absolutnie musi, nigdy sam z własnej woli i kaprysu. On takiej potrzeby nie ma. W siodle widuję go najczęściej wiosną, gdy układamy młodzież. Bo tylko taki brykający „świeżak” jest dla Kuby atrakcją. A pojechać w teren na spokojnym, grzecznym koniu – nuuuuda! W rezultacie zawsze uśmiecham się z politowaniem nad samą sobą, gdy klienci stajni i znajomi koniarze mówią: „Ale fajnie, że macie wspólną pasję i robicie coś razem”. Aha, jasne. W okresie narzeczeństwa nie mogłam narzekać – Kuba jeździł ze mną niemal codziennie, zabierał na pławienie, wycieczki 5-cio godzinne, ściganie się i off-road w lesie. A dziś wspominam ten ostatni teren, w który wybraliśmy się romantycznie we dwójkę. To było… ehh… 8 lat temu. A udało mi się go namówić tylko dlatego, że wtedy do stajni trafił Boluś i Kuba chciał wypróbować ogiera, który tak wspaniale stawiał mu się z ziemi. Do dziś pamiętam tę wycieczkę – pojechaliśmy na dwóch ogierach, szwendaliśmy się po nieznanych mi trasach, ścigaliśmy się na plaży (trudno to nazwać ściganiem – ja na ogierze, który biegał na Służewcu i Kuba na czołgu, który już po chwili był tylko małą czarną plamką daleko za zadem mojego siwka), wracaliśmy w zapadającym zmierzchu jadąc strzemię w strzemię i całowaliśmy się pochylając się do siebie i ustawiając ogiery stykające się spoconymi łopatkami. Było romantycznie i lukrowo, a nasze tęczowe jednorożce kupkały motylkami w otaczającej nas krainie Hello Kitty. I tyle jeśli chodzi o wspólne dzielenie pasji. Od 8 lat nie wybraliśmy się wierzchem wspólnie nigdzie. Nie narzekam, halo – nie narzekam. Mam swoich ludzi na wypady w teren (Natalia, mój najwierniejszy towarzyszu – dziękuję!), a Kuba wspiera mnie w blogowaniu, rozwijaniu zainteresowań, finansuje hippiczne pomysły, dyskutuje nad problemami jeździeckimi i pomaga je rozwiązać. Wspólna pasja łączy nas, choć nie paruje do romantycznych tête-à-tête. A posiadanie męża, który też jest koniarzem, choć w innym nieco kręgu niż ja ma swoje zalety – jaki inny mąż mógłby zrozumieć i synchronizować się ze mną w moich dziwactwach? Jaka inna żona wytrzymałaby z tym koniarzem i jego stajennymi nawykami, które wnosi w pozastajenne życie?

Posłuchajcie, jak wygląda domowy real w małżeństwie koniarzy, oto lista dialogowa i scenki rodzajowe

pt. „Koniarzem jesteś zawsze i wszędzie”:

 

***

 Stoję sobie w kuchni  przy zlewie (tak, wiem- tam, gdzie moje miejsce), a Kuba chce wyrzucić ogryzek. Kosz na śmieci trzymamy w szafce pod zlewozmywakiem. Mąż prosi mnie, bym się odsunęła grzecznym: „Nastąp się!”

***

Stoję przy desce do prasowania (tak, wiem – tam, gdzie moje miejsce), a Kuba chce przejść do drugiego pokoju.  Klepie mnie więc po tyłku (przepraszam – po zadzie) i mówi: „Miejsce!”

***

Dzieciaki bawią się w salonie, zaczynają biegać, gonić się, skakać na trasie kanapa-fotel-dywan. Robi się głośno – śmiech, nawoływania, przedrzeźnianie. Kuba ogląda telewizję i automatycznie uspokaja szalejące dzieci monotonnym: „Hoooola, u-huuuu, spokojnie, spokojnie…”

***

Gdy Staszek za wolno idzie do samochodu, Kuba cmoka i woła: „Dodaj, Stachu, dooodaaaj – kłuuuusem!”

***

-„Znowu goliłaś nogi moją maszynką?”

-„A skąd wiesz?” –

„Za ostra jest dla Ciebie. Przyklej sobie plaster – zacięłaś się przy kostce, o tu – na pęcinie”

***

„Ale mnie plecy bolą – posmaruj mnie tą rozgrzewającą maścią, co Nefryt dostał ostatnio od weta.”

***

Wituś wyrwał się pełnym biegiem na swoich półtorarocznych nóżkach w stronę morza. Pędzi po plaży i widać, że już za chwilę wyląduje w wodzie w pełnym umundurowaniu. Biegnę za nim wołając: „Witi, stój – prrrrr!”

***

Staszek odrabia lekcje. Mozolnie zapisuje ołówkiem w zeszycie w trzy linie rządek literek „s”. Pytam, czy chce soku. Nie odpowiada, skupiony na swojej pracy i przygryzaniu języka. Pytam ponownie. Gdy nie reaguje pobudzam jego uwagę cmokaniem. Rany, ja już tego nie kontroluję – moje dzieci reagują na cmokanie.

***

Kuba wychodzi z domu. Woła do mnie z przedpokoju:

-„Kochanie, gdzie mój toczek?”

WTF? On nawet nie ma swojego toczka, a poza tym po co mu teraz toczek? Przecież jedzie odebrać przesyłkę. Dobra, nie wnikam: -„Weź mój!”

-„Jaki Twój? Ty nie masz!”

Zdziwiona odchodzę od pralki (tak, wiem – tam jest moje miejsce) i schodzę na półpiętro patrząc na niego jak na wariata. Stoi w kurtce „na motor”  i wkłada rękawiczki. Olśnienie:

-„Chodzi Ci o kask na motor? Jest na górze, w schowku.”

***

Wituś bawi się w salonie. Nagle – krzyk, płacz. Pędzę zobaczyć, co za nieszczęście mu się przytrafiło. Kuba przytula go i głaszcze po pleckach.

-„Co się stało?” – pytam.

-„Nic takiego, przewrócił się. Nie wyrobił się na okręgu, jak robił woltę.”

Aha.

***

Staszek przesiedział tydzień w domu w związku z anginą. Po trzech dniach już był w pełni sił i energii, ale zakaz wychodzenia na dwór obowiązuje do skończenia antybiotykoterapii. Pod koniec spędzonego w czterech ścianach tygodnia energia już go roznosi. Gdy kolejny raz wpada do sypialni i skacze po łóżku, na którym tatuś zażywa popołudniowej drzemki, Kuba nie wytrzymuje:

-„Ania, weź go!”

-„Gdzie mam go wziąć?”

-„Nie wiem, wylonżuj czy co…”

***

 Kupujemy Witkowi buty zimowe. Przymierzanie kolejnych par przebiega sprawnie – Witi siedzi grzecznie i współpracuje posłusznie z Kubą, rzucającym krótkie hasła: „Noga!” – „Opuść!” -„Druga!” -„No, dawaj to kopytko..”

***

Przesadziłam z ćwiczeniami. Zakwasy mam takie, że jęczę przy każdym ruchu. Kuba jest zatroskany moim stanem:

-„Co Ci jest? Mięśniochwat?”

***

Stasiu zakłada tornister w szkolnej szatni. Kuba troskliwie poprawia mu paski na ramionach i mruczy: „Czekaj, dopasuję Ci ten napierśnik, bo się obetrzesz…”

***

Rodzina na niedzielnym spacerze. Lansujemy się na promenadzie. Stasiu idzie ze mną za rękę, Witek wyrywa łapkę i biega sam. Kuba trzyma Witusia za kaptur, żeby się nie zgubił i drepce za nim. Po jakimś czasie odzywa się do mnie:

-„Dobra, zmiana. Teraz Ty sobie za nim capluj. Ja ogarnę Stacha – nim się łatwiej powozi”

***

Zostawiam Kubę samego z dzieciakami na cały dzień. Objaśniam „instrukcję obsługi”, szczególnie młodszego i pokazuję, gdzie co jest.

-„Zupę masz w tym garnku, drugie w lodówce.”

-„No dobra, to pasza treściwa. A w międzyczasie co mu dać – jakiś jogurt, jabłko, banana? No wiesz, paszę objętościową jakąś przygotowałaś?”

***

 Mamo! Mamo! Możemy z Witusiem wziąć tę derkę i zbudować sobie schron?

-„Jaką derkę Stasiu?”

-„No tę” – odpowiada wskazując na koc z kanapy…

***

Wiecie, jak się w naszym domu nazywa rytuał obcinania dzieciakom paznokci? Werkowanie…

***

Kuba wybiera się na spacer z Witkiem. Wsadzam mu dzieciaka do wózka przed klatką schodową i pakuję do torby kubek-niekapek. Kuba sprawdza wszystko i odzywa się wskazując na szelki w wózku:

-„Załóż mu tę uprząż, żeby mi z wózka nie wyleciał.”

***

Kuba kąpie dzieci. Nagle woła do mnie:

-„Kochanie, widziałaś jaką Wito ma wysypkę?”

Zaintrygowana wchodzę do łazienki i pytam:

-„Gdzie? Pokaż”

-„No tu – na tym.. no… kłębie!”

Wysypka była na karku. I na tułowiu, ekhm, kłodzie też…

***

Staszek uparcie odmawia jazdy na rowerze. Nie zgadza się na odczepienie bocznych kółek, broni przed każdą kolejną lekcją, wymyślając co raz to inne wymówki. Ostatnia była ta:

-„Nie mogę jeździć mamusiu, bo mi niewygodnie. To siodełko jest za twarde i mnie uwiera. Może kup mi takie futerko na siodło, jak ma wujek?”

***

Stasiu idzie z Witkiem za rękę. Bracia. Idziemy z Kubą za nimi i uśmiechamy się na widok naszych synów. Kuba komentuje:

-„Dobrani. Nawet krok kopiują”

Nie ma to jak zgrana para zaprzęgowa.

***

Mam przeczucie, graniczące z pewnością, że Wy też nie raz łapaliście na wprowadzaniu terminologii hippicznej do Waszego życia pozastajennego. Które z powyższych Wam się przytrafiają? A może jakieś inne? Piszcie, niech wiem, że nie tyko moja rodzina jedzie na tym wózku (bryczce)! Dziś wszyscy jesteśmy koniarzami :)

 

Autor: Ania Kategoria: Z MOJEGO ŻYCIA

Odmiany – stylowe dodatki do końskiej szaty

how_many_horses_do_you_see

Konie mają różne szaty. Niektóre skromnie przybierają popularne maści, inne stawiają na lans i rodzą się łaciate, plamiaste, malowane. A niektóre stoją pośrodku – do podstawowej barwy ciucha bazowego dobierają sobie stylowe dodatki. W klasycznym kolorze bieli. Takie dodatki do końskiej maści to tzw. odmiany.

Standardowy podział odmian jest bardzo prosty. Zacznijmy od tych na końskich łbach. A więc:

  • SIWIZNA – kępka pojedynczych białych włosów na końskim czole. Nie jest to plamka, zamknięty kształt, a tylko kilka włosków.
  • KWIATEK – malutka biała plamka na czole (nie większa od monety).
  • GWIAZDKA – większa plama na czole
  • STRZAŁKA – wąski pasek od czoła do nosa, nie szerszy niż kość nosowa
  • ŁYSINA – szeroki pas, obejmujący prawie całe czoło między oczami i lecący w dół po końskim pysku
  • LATARNIA – najszerszy pasek bieli na końskim pysku; zachodzi na całe czoło, łapie oko lub oczy i rozszerza się na boki pyska.
  • CHRAPKA – gwiazdka na nozdrzach. Chrapach, nomen omen.
  • MLECZNE WARGI – to wargi koloru białego. Może to dotyczyć jednej wargi, może obu, może być częściowe.
  • MLECZNY PYSK – cały pysk (wargi do nozdrzy) zanurzony w białej farbie.

I teraz w obrębie tych podstawowych odmian mamy najróżniejsze wariacje, mutacje i  kombinacje. Odmiany nie zawsze są książkowo regularne. Różnią się kształtem, rozmiarem, domieszką włosów barwnych na obrzeżach lub w całości. I tak np. strzałka może zaczynać się gwiazdką, potem zwężać, przerwać na krótko i pojawić ponownie już jako chrapka. Łysina może lecieć prosto i symetrycznie, a może być lewo- lub prawoskrętna. Latarnia może np. zawierać kropki barwnej sierści, takie „dziury” w białej odmianie. Kilka odmian może pojawić się jednocześnie, np. gwiazdka, potem niepołączona z nią strzałka, znów przerwa i chrapka osobno plus np. mleczna warga. Pełna dowolność i swoboda w dobieraniu i łączeniu stylowych dodatków.

A oprócz odmian białych mamy też tzw. ODMIANY CIELISTE, czyli plamy, w których pod odmianą nie ma pigmentu na skórze. Wspomniałam o nich przy okazji opisu w końskim paszporcie. Niektóre odmiany są też obrysowane pasem czarnej skóry, który ukazuje się na obrzeżach odmiany. Ten obszar wydaje się wtedy grantowy.

Spójrzcie na przykłady różnych odmian na końskich łbach:

gwiazdka

Standardowa, książkowa gwiazdka na łbie Tajgi.

Pamiętajcie, że kilka białych włosów na czole to nie jest gwiazdka! W zależności od wielkości tej kępki mamy do czynienia albo z kwiatkiem (miniaturowa gwiazdka) albo z  siwizną (pojedyncze włoski). Siwizna oznaczana jest przy opisie konia w paszporcie czerwonym kreskowaniem . Gwiazdka lub kwiatek w paszporcie będą zamkniętym, niepokolorowanym kształtem. A odmiana cielista w paszporcie jest pokazana jako plama zakolorowana na czerwono. Poniżej kwiatek na czole Bolka:

nie%20gwiazdka

A tu mamy strzałkę u Chilli. Nieregularna, wąska, lewoskośna.

???????????

Strzałka Laszki. Szeroka, ale wciąż węższa niż kość nosowa, a więc nie jest łysiną. Pięknie zwęża się na chrapach i przechodzi w plamę cielistą obrysowaną pasem ciemniejszej skóry.

strzalka

Strzałka przerywana, z dziurami. Taka perforowana :) A ta druga zaczyna się gwiazdką.

strzalki

Pierwszy koń ma łysinę, drugi elegant postawił na krótką strzałkę (gwiazdka biedakowi spłynęła), trzeci skromnie ze strzałką.

846014_76026900

 

Szeroka łysina.

1178018_64796265

Chrapka Bawarka. Pił bawarkę i mleczkiem sobie nos pobrudził. Browar dla odmiany pysk ma brązowy, bo on pije tylko piwo.

chrapabawar

Gwiazdka Lindy i  kwiatek Lotnej. Różne rozmiary, inny kształt. Ale odmiana przekazana córce.

gwiazdki

Haflingersi. Raptus i dziurawa łysina, strzałka Tary, gwiazda Tajgi, łysina Rozy.

halfki-odmiany

 

A tu gwiazdka z wąziutką strzałką i chrapką. Piękne!

closeup-horse-1405290

Dziura w łysinie Raptusa

DSC_0018

Cieliste wargi Rozy

IMG_20150828_152502

Chrapka na nosie Czarki. Na zdjęciu Czara z Dziadkiem, o którym pisałam tutaj.

CCI20131003

 

I cielista plama na chrapach Czubajki. Odmiana po mamusi (Czara). Czarodziejce (półsiostra Czubajki) Czara też przekazała tę chrapkę.

cielistachrapka-czubajka

Jak widzicie podstawowych odmian jest dosłownie kilka, ale za to kombinacje w jakich występują, ich kształty i rozmiary to już historia na pracę dyplomową. Konie pozwalają sobie na pełną swobodę w dopasowywaniu dodatków do stroju. I niektóre mają świetny gust i styl! :)

Oprócz odmian na głowie mamy też odmiany na nogach. Tu też pełna swoboda, ale ograniczona przestrzenią do wykorzystania. Tak najprościej nazywa się te odmiany:

  • KORONKA – wąziutki biały pasek tuż nad kopytem
  • KORONKA NAKRAPIANA – taka z dziurami, plamkami maści podstawowej w swym obrębie
  • PIĘTKA – biała łata na piętce, z tyłu tuż nad kopytem
  • SKARPETKA – noga biała do wysokości stawu pęcinowego
  • POŃCZOSZKA – skarpeta podciągnięta pod staw skokowy / nadgarstkowy
  • ODMIANA GRONOSTAJOWA – skarpeta lub pończocha w kropki

A fachowo skarpety i pończochy nazywa się określając wysokość, do jakiej sięgają na końskiej nodze. I tak, żeby zabrzmieć profesjonalnie, nie mówimy skarpetka, a odmiana do wysokości stawu pęcinowego. W ten sposób wyjątkowo dokładnie określa się wysokość skarpetki czy pończochy np. 3/4 nadpęcia, 1/2 pęciny, ze stawem nadgarstkowym itp. I tylko tak poglądowo – model: Linda, budowa końskiej nogi:

 dsc00502-768x1024

W ten sposób wyjątkowo dokładnie określa się wysokość skarpetki czy pończochy np. 3/4 nadpęcia, 1/2 pęciny, ze stawem nadgarstkowym, powyżej stawu nadgarstkowego, ze stawem pęcinowym  itp. No i pamiętajcie, że to szkic przedniej nogi. W zadniej koń ma wszystko tak samo wraz z nadpęciem, ale już trudno o staw nadgarstkowy w tylnej nodze (my też mamy nadgarstki tylko w rękach, a nie nogach). W zadniej nodze konia ten staw to staw skokowy. Tak więc odmiana na nodze tylnej będzie np. powyżej stawu skokowego (takie długie pończochy). A, zresztą – to te stawy w nogach przednich (odpowiednik naszych rąk) i tylnych:

1237083_157044107834502_301439489_n

Staw nadgarstkowy często laikom myli się z kolanem. To nie jest kolano! My też nie mamy kolan w rękach. W przedniej nodze koń ma łokieć (kolejny staw, powyżej nadgarstka – logiczne w sumie, nie?), a kolanko ma w tylnej nodze, powyżej stawu skokowego (czyli naszej kostki, też logiczne). To podstawa wiedzy o budowie konia, nie dajcie się nigdy zakręcić, gdy ktoś pyta o końskie kolano – to tylna noga, wysoko przy kłodzie. Zresztą, macie fotę – fajnie się bawię z tymi zdjęciami, tylko już nie pamiętam, czy robię wpis o odmianach, czy o anatomii :)

fot_marzenajaroszewska

Fot. Marzena Jaroszewska # Na Sztormie pocina Ola Benc. Mam nadzieję, że za upublicznianie swojego wizerunku nie zagra ze mną w swą ulubioną grę – łamanie kręgosłupów :)

No i zostawiamy już kwestię anatomii i budowy konia. Wracając do odmian – te odmiany, które w tym wpisie wymieniłam to absolutne podstawy, powszechne i znane wszystkim dodatki z sieciówek :) Chciałam jednak zrobić bazę pod kolejny wpis – o odmianach ekskluzywnych, wytwornych, dostępnych tylko nielicznym klientom. Wrzucę, jak tylko uzupełnię fotami, bo suchy opis jest zupełnie bezbarwny. W końcu katalog modowy zawiera przede wszystkim foty modelek i modeli w wytwornych strojach. A niektóre końskie stroje mogłyby być inspiracją dla wielkich projektantów!

Fot. Zdjęcia z mojego archiwum, ze stocka oraz ze strony stajni ANKA na fejsbuku, prowadzonej przez dziewczyny ze szkółki jeździeckiej.

Jeśli Wasze konie mają jakieś ciekawe odmiany podstawowe (kombinacje, kształty, modyfikacje) to wrzućcie  w komentarzu do tego wpisu. Chętnie pooglądam modnisiów ze świata, bo ja jestem skazana na naszych usteckich wieśniaków :)

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Jak wygląda koński paszport

Dla wielu z Was paszport koński pewnie nie jest enigmą i nie raz taki dokument w rękach mieliście. Wiem jednak, że spora liczba moich czytelników nie jest właścicielami koni, a korzysta z usług hippicznych w stajniach i ośrodkach rekreacyjnych. Pewnie więc zainteresuje Was, jak wygląda koński dokument tożsamości i jakie informacje się w nim znajdują. A po co w ogóle koń ma paszport?

Pamiętam, że w początkach działalności stajni żaden z naszych koni paszportu nie posiadał, bo nie było takiego wymogu. Konie otrzymywały tzw. karty źrebięcia i tyle. Z czasem musieliśmy więc zgłosić emerytów i wyrobić im obowiązujące paszporty. Po co jest paszport? Jest on, wiadomo, dokumentem identyfikacyjnym. Jest niezbędny do wszelkich transakcji kupna-sprzedaży oraz do przewozu konia. Za każdym razem, gdy koń opuszcza swoją stajnię, musi mieć ze sobą paszport. Nie koń dosłownie w kieszeni spodni, a osoba przewożąca, oczywiście. Paszport dla konia wydaje Polski Związek Hodowców Koni.

No, nie do końca tylko PZHK. Paszport wydaje podmiot prowadzący księgi hodowlane. Nasz Esauł oo był wpisany do PASB (Polska Księga Stadna Koni Arabskich Czystej Krwi). Księgi stadne prowadzone są w Warszawie, na Służewcu. Paszport dla niego wyrabiany był właśnie tam, przez Polski Klub Wyścigów Konnych. Tak samo z Lily xx. Ta z kolei była wpisana do Księgi Stadnej Koni Pełnej Krwi Angielskiej (PSB). Ona również miała czerwony paszport z PKWK na Służewcu. Oprócz Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, który wydaje paszporty dla arabów i folblutów działają też inne podmioty, które prowadzą odpowiednie księgi hodowlane: Związek Trakeński w Polsce (konie rasy trakeńskiej), Stowarzyszenie Hodowców i Użytkowników Kłusaków, Polskie Towarzystwo Kuce Szetlandzkie. Jeżeli koń nie widnieje w księdze hodowlanej tych ras to pozostaje zwrócić się do PZHK, który oprócz ras takich jak: małopolska, wielkopolska, polska zimnokrwista, huculska, koniki polskie, ardeny polskie i rasa śląska, prowadzi też szeroko pojętą grupę szlachetna półkrew (sp), do której można wrzucić wszystko co szlachetne, oraz grupę kucy i tzw. małych koni, równie obszerną i mieszczącą wszystko, co nie pasowało gdzie indziej. Czasem właściciele np. rasowych koni arabskich, które z powodu różnych zawirowań nie widnieją w księdze stadnej i nie można ich tam wpisać, decydują się zgłosić konia do PZHK jako tzw. małego konia czy sp. A np. nasz Lorenzo, który miał pełne bulońskie pochodzenie, ale nie mógł w Polsce uzyskać paszportu bulońskiego, bo nie ma podmiotu, który prowadzi takie księgi stadne, został wpisany przez PZHK jako koń zimnokrwisty. I już.

Wśród naszych koni są głównie te zrzeszone w PZHK. Kilka wyjątków się zdarzyło: m.in. Esauł, Lily, ale również Kołysanka (paszport kłusaka szwedzkiego i prawdziwe imię Cersine Hornline), Chilli i Goethine (hanowery z wpisami do Ksiąg Stadnych), westfalska Coco, holenderska Roza van de Viersprong.  Części z nich mama zmieniła paszporty na PZHK dla wygody, ale nie ma takiej potrzeby, jeśli zagraniczne paszporty są zgodne z wymogami Ustawy. Wszystko w PZHK idzie  sprawnie.  Składamy w odpowiednim pod względem miejsca zamieszkania oddziale PZHK stosowny wniosek i związek przysyła uprawnionego pracownika do opisu i zaczipowania konia. Od momentu zgłoszenia do otrzymania paszportu mija najwyżej 90dni (wg przepisów), ale zazwyczaj działa to szybciej.

Jakie informacje zawiera paszport?

  • Przede wszystkim paszport zawiera nr identyfikacyjny konia oraz nr wczepionego czipa. Zapobiega to nielegalnemu obrotowi końmi, chroni też przed kradzieżą;
  • informacje o zdrowiu konia, a więc o szczepieniach, odrobaczaniach, badaniach laboratoryjnych i innych zabiegach;
  • namiary na właściciela oraz informacje o zmianach właścicieli – przy zakupie konia dokonuje się aktualizacji danych w paszporcie, przesyłając do PZHK formularz wyrwany z ostatniej, perforowanej strony dokumentu.
  • ważne – istnieje możliwość zgłoszenia i zapisu w paszporcie, że koń nie jest przeznaczony na ubój. Taki zapis teoretycznie chroni konia przed rzeźnią, bo lekarz może mu wtedy podawać leki, które pozostają w tkankach i mięśniach i dyskwalifikują mięso, jako nieprzystosowane do spożywania przez ludzi. Najczęściej dotyczy to koni i kuców sportowych, ale nie tylko. Takiego zapisu nie można już cofnąć. Na umieszczenie go w paszporcie naszego konia możemy  zdecydować się na dowolnym etapie życia  konia wypełniając stosowny druk deklaracji/oświadczenia. I choć brzmi to jak zabezpieczenie konika przed rzeźnym losem to wyjaśniam – aż tak kolorowo, niestety, nie jest. Zapis ten oznacza dosłownie, że koń jest „sklasyfikowany PO UBOJU jako nieprzeznaczony do spożycia przez ludzi” czyli rzeźny strzał w łeb może dostać, po prostu nie trafi na włoski talerz. Co jest mu już chyba obojętne, bo po trafieniu do rzeźni jego zmartwieniem nie jest to, czy ktoś będzie konsumował jego zwłoki. Zmartwieniem jest sam fakt, że do tej rzeźni trafił. Inna sprawa, że handlarz, który przywiózł na ubój konia z takim zapisem w paszporcie, pieniędzy za mięsko nie otrzyma, co powinno go skutecznie zdemotywować w sprawie zakupu takiego towaru.
  • opis zwierzęcia przygotowany przez wykwalifikowanego i uprawnionego do tego pracownika PZHK.

Tu strona z paszportu Czubajki – taka tytułowa, główna:

paszport-4

Opis konia zawiera najbardziej istotne informacje o zwierzaku i jest na tyle dokładny, by uniemożliwiał podmiany paszportów i ogólne żonglowanie papierami zwierząt. Musi zawierać szczegółowe dane identyfikacyjne, by zwierzę było łatwe do rozpoznania i niemożliwe do pomylenia z innym koniem np. tej samej maści. Co więc opisuje się w paszporcie?

  1. Imię konia i jego pochodzenie tj. dane rodziców, dziadków – drzewo genealogiczne i rodowód do 4 pokolenia
  2. Płeć zwierzaka (przy kastracji ogiera powiadamia się PZHK o zmianie płci konia, a wpisu do paszportu wraz ze swoją pieczątka i datą zabiegu dokonuje lekarz weterynarii, który kastrację przeprowadził)
  3. Datę urodzenia
  4. Rasę lub typ
  5. Maść
  6. Odmiany na maści podstawowej czyli opis wraz z rysunkiem wszelkich malunków na nogach, pysku itd.
  7. Palenia, mrożenia, tatuaże czy inne znaki uzyskane sztucznie i widoczne dożywotnio na skórze zwierzaka.
  8. Wicherki czyli znak szczególny, porównywalny trochę z naszymi odciskami palców. Wicherki oznacza się na rysunkach czarnym krzyżykiem. Jak wygląda wicherek? O tak:

Tu wicherek na łbie Rozy.

roza-wicherek

A to trzy wicherki na szyi Tajgi.

tajga-wicherki-szyja

Tak wygląda wicherek przy grzebieniu grzywy  Sztorma.

sztorm-wicherek-szyja

A tutaj wicherek na szyi srokatego Bawarka:

bawarek-wicherek-szyja

Fot. 1-4 Weronika Ładak

Wicherki to takie… hmmm… wicherki, zawirowania sierści  nazywane też krowim liźnięciem. Mogą występować wszędzie na końskim ciele: łbie, szyi, słabiznach itd. Osoba dokonująca opisu ogląda dokładnie konia i zaznacza w paszporcie miejsca występowania tych znaków szczególnych. Sam wicherek nie jest niczym szczególnym, ale już miejsca jego występowania u różnych koni się zmieniają, co czyni z wicherków znak identyfikacyjny.

Fachowo przygotowany opis wygląda tak:

paszport-1

Tutaj akurat opis Nefryta, który jest karosrokaty. Zobaczcie, jak dokładnie opisane są plamy na jego ciele, łącznie z białymi włosami w grzywie (ten kreskowany irokez).  Gdy koń nie ma żadnych odmian, blizn, paleń to na opisie widnieją często tylko czarne krzyżyki wicherków.

Poniżej opis graficzny i słowny (dwie strony) z paszportu Makówki. Rysunki są zawsze uzupełnione opisem słownym na osobnej stronie. Informacje podane są skrótowo, ale całość tworzy obraz indywidualnej jednostki. W ten sposób nawet konie jednolitej maści bez odmian są oznakowane niepowtarzalnie (wicherki, blizny, znamiona, plamy cieliste itd.)

paszport-5

Czerwonym kolorem zaznacza się to, co na koniu jest białe, a więc odmiany, łaty itd. Kreskowane są obszary kępek białych włosów, a plamy cieliste (brak pigmentu na skórze pod odmianą) są zakolorowane na czerwono. Poniżej macie przykład tzw. plamy cielistej czyli odmiany na pysku, która przecież biała nie jest. Na zdjęciu Tara, haflingerka. Widać jej białą strzałkę, która w rejonie nozdrzy staje się już plamą cielistą.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kolorem czarnym oznacza się to, co na koniu nie jest białe, a wymaga wyróżnienia, a więc: wicherki (oznaczone krzyżykiem), blizny (oznaczone strzałką), piętna (narysowane, a jeśli nieczytelne to oznaczone jak blizna strzałką), piętno Mahometa (trójkącik). O takich znakach szczególnych konia będę jeszcze pisać.

Pochodzenie konia w paszporcie wywiedzione jest do 4 pokolenia. Poniżej przykład z paszportu Nokturna (czyli Bolka) – rodzice i ich drzewka genealogiczne:

paszport2

A tutaj strona, którą uzupełnia lekarz weterynarii – to akurat szczepienia Iliady.

paszport3

Jeżeli koń przestanie być naszą własnością to musimy zgłosić ten fakt do PZHK. Przy okazji sprzedaży zajmuje się tym osoba nabywająca zwierzaka, a jeżeli konik nam, niestety, padnie, zostanie uśpiony, skradziony czy przeznaczony na ubój to zgłaszamy to w terminie 7 dni, by koń został zdjęty z naszej ewidencji. Aha, te nieszczęśniki, które  właściciele oddają na rzeź są automatycznie zdejmowane z ewidencji, gdy tylko ubojnia się nimi zajmie i to ona informuje o tym PZHK. Właściciel jest z tego obowiązku zwolniony, co mu pewnie odciąża sumienie – oddaje konia z paszportem, inkasuje zapłatę i zapomina. Jeśli potrafi, a pewnie tak skoro taką decyzję podejmuje.

Paszport konia zawiera wszelkie informacje, które pomagają prawidłowo i bez pomyłek zidentyfikować zwierzę. Opis jest na tyle dokładny i szczegółowy, że nie ma potrzeby umieszczania w paszporcie zdjęcia konia – ani portretu legitymacyjnego, ani obrazu całej sylwetki. Nie uważam też, by takie zdjęcie było do czegokolwiek potrzebne, ale już dziwi mnie brak informacji o wzroście konia, nawet przybliżonym. Jest różnica między kucami, duże konie też wahają się w sporych przedziałach i naprawdę na pierwszy rzut oka można bez miarki odróżnić konia, który ma w kłębie 150cm od tego, który przekracza 170cm.  A i jeden i drugi może należeć do tej samej rasy czy typu. Mamy w stajni Czarkę z pełnym wielkopolskim pochodzeniem i wzrostem ok. 160cm oraz wielkopolaka Nefryta mierzącego 170cm. Jest hanowerska klacz Chilli (179m) i hanowerka Goethine (165cm). Różnicę widać jak na dłoni. O wahaniach wzrostu wśród koni sp (szlachetna półkrew, mieszanka dwóch koni szlachetnych) nie muszę nawet wspominać. Jeśli już opisuje się konie co do wicherka, to czemu nie wspomina o ich wysokości? To ułatwiałoby identyfikację np. policji, bo dla zwykłych funkcjonariuszy sprawa np. takich wicherków może być niejasna, a na pewno nie rzucająca się w oczy.

Chciałam wam również zwrócić uwagę, że paszport, chociaż zawiera dane i adres właściciela (nie zawsze aktualnego) to nie jest dokumentem własności. Dowodem własności jest umowa kupna-sprzedaży czy faktura zakupowa za konia. Paszport to taki dowód rejestracyjny konika, właściciel jest w nim wpisany, ale jeździć autem może każda osoba, która ma papier w garści. Aby potwierdzić własność należy przedstawić dowód zakupu konia. Niby niewielka różnica, a my już z niej korzystaliśmy – daliśmy konia na okres próbny do innej stajni wraz z paszportem (bo przecież opuścił nasze gospodarstwo, a tacy już praworządni i legalni jesteśmy), a potem mieliśmy problem z odbiorem zwierzaka, bo nieuczciwy właściciel stajni próbował go wyłudzić. Wiążąca okazała się tu faktura zakupu, a nie paszport, którego nie mieliśmy w rękach. Nieważne, kto ma paszport w dłoni; koń należy do tego, kto za niego zapłacił i może to potwierdzić dowodem zakupu czy zawartą umową. Trzymajcie więc umowę kupna-sprzedaży czy dowód zakupu w oryginale w swojej dokumentacji. Sam paszport należy bardziej do konia niż do Was :)

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Dlaczego koń wyciera sobie ogon?

 

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # Jantar

Konie bardzo lubią się drapać, pocierać, czochrać. Z lubością tarzają się, gdy tylko trafi im się dogodna okazja. Na pastwisku mamy już piaszczyste doły (jak leje po bombach) – wanny do tarzania, które konie stworzyły sobie same. Tarzają się też na padoku, na biegalniach. Rekordziści tarzają się na plaży czy piaszczystych leśnych duktach podczas wyjazdu w teren, przy czym taki szczegół jak jeździec w siodle wcale im w tym nie przeszkadza. Zazwyczaj po morskiej kąpieli to kuce korzystają z okazji i kładą się do tarzanka w pierwszym lepszym piaszczystym miejscu, jakie napotkają. A Bolek kiedyś próbował wytarzać się, gdy stał z bryczką przy plaży i czekał na grupę. Już padł chłopak na przednie nogi i tylko szybka reakcja Kuby spowodowała, że podniósł się z powrotem i nie legł całkowicie. Nie wiem jak wyobrażał sobie tarzanko z dyszlami przypiętymi do swych boków, podejrzewam, że wcale. Koń nie analizuje, on sprawdza czy się da :)

Stojąc w boksie koń nie może skorzystać z uroków tarzania się. A przecież o sierść i skórę trzeba zadbać. I co pozostaje? Drapanie, wycieranie, czochranie się o ściany, poidło, żłób. Co się nawinie i może posłużyć jako drapaczka zaraz zostanie wykorzystane. Bo drapanie się i wycieranie sierści to u konia normalne zachowanie, objaw zdrowia i zainteresowania własną pielęgnacją. Tak konie dbają o swoją sierść i skórę; nasila się to zwłaszcza w okresie wymiany włosia i linienia po zimie. Przy okazji tego wpisu wspominałam o drapaczce dla koni na pastwisku – zajrzyjcie, polecam odświeżyć sobie ten wpis, bo zawiera sporo wiedzy o pielęgnacji końskiej sierści.

Samo drapanie i czochranie się o co tylko się da, nie jest wielkim problemem. To normalny objaw i nie trzeba się w nim doszukiwać głębszych treści. Również tarcie zadem i rzepem ogonowym jest normalne, zwłaszcza w okresie zmiany sierści. Ot, pielęgnacja. Zdarza się jednak, że koń tak gorliwie trze zadem, że rzep zaczyna przypominać szczurzy ogon: łysy, chudy, z ostrymi, krótkimi włoskami. I to już nie jest ani fajne, ani normalne. Oprócz kwestii walorów estetycznych (taki wytarty ogon naprawdę bardzo szpeci przepiękne przecież zwierzę) nadmierne wycieranie ogona powoduje powstawanie małych ranek i mikrourazów skóry, co z kolei podnosi ryzyko infekcji. Tu trzeba działać!

DLACZEGO KOŃ WYCIERA SOBIE OGON?

Powodów takiego zachowania może być kilka:

  • reakcja na schorzenia skóry
  • reakcja na choroby pasożytnicze
  • zaburzenie zachowania (nałóg)
  • okres rui u klaczy

Aby dojść, dlaczego Twój koń tak intensywnie pracuje nad zmianą wizerunku i oszpeceniem się przemyśl i przeanalizuj więc:

1. Czy to klacz w okresie rui? Czasem grzejące się klacze wycierają sobie ogony. Minie, spokojnie. Jeśli klacz bardzo się przykłada do tej działalności to zakładaj jej na ogon bandaż – ochroni włosie rzepa. Tylko ten bandaż zawiąż prawidłowo i nie zostawiaj na długo – rzep jest ukrwiony, nie odetnij w nim krążenia ciasnym węzłem, bo zgnije i odpadnie. Serio. To skrajny przypadek, ale może się zdarzyć.

2. Kiedy koń był odrobaczany? Wiele pasożytów bytujących wewnątrz konia (np. owsik koński) składa swe jaja w odbycie i wyrzuca potomstwo na zewnątrz, by miało szanse skolonizować następny dogodny koński obiekt. To powoduje oczywisty świąd w okolicach odbytu i reakcję konia – drapię się, nawet gdy zaczyna boleć obtarty zad, bo to tak cholerstwo swędzi! Ach, chwila ulgi!

3. Przyczyną wycierania ogona mogą też być pasożyty zewnętrzne. Np. takie roztocza uwielbiają kolonizować koński rzep (pod spoconym i brudnym rzepem mają istny raj). Sprawdź, zadziałaj, wylecz, daj ulgę.

4. Oprócz pasożytów świąd wywołują też choroby grzybicze skóry. Zazwyczaj nie dotyczą tylko ogona, ale to po nim najwyraźniej widać problem. Reaguj.

5. A może koń jest alergikiem? Nasz Jantar cierpi na tzw. lipcówkę zwaną również letnią egzemą. Jest to po prostu uczulenie na ślinę muchówek. Również Iliada zdradza nadwrażliwość na te owady. W rezultacie oba konie są przepiękne zimą i jesienią, a latem w szybkim tempie upodabniają się do szczurów. Spójrzcie, tak wyglądają ich kity w okresie letnim:

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # Szczurzy ogon Jantara

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # Iliada próbuje dogonić Jantara w tym trendzie do szczurzego ogonka

I to jeszcze nie są szczyty końskich możliwości. W pierwszym roku letniej egzemy Jantar chodził z całkowicie gołym rzepem. Skórę miał zgrubiałą, pooraną. Oprócz ogona koń z lipcówką wyciera sobie też grzywę, zwłaszcza w okolicach potylicy. Teraz podejmujemy walkę z lipcówką, ale sprawa nie jest łatwa. Co mogę doradzić tym, których konie cierpią na taką alergię?

Przede wszystkim – współczuję. Taka alergia może dotknąć każdego konia bez względu na wiek, rasę, maść. Pewne badania stwierdzają jednak, że najczęściej dotyczy koni typu zaprzęgowego i kuców. Nie wiem dlaczego, ale u nas się zgadza – i Jantar i Iliada to zaprzęgowe ślązaki starego typu. Podobno jest to też uwarunkowane genetycznie, więc brak odporności przekazywany jest w genach. Jeżeli Wasz koń tak zareaguje któregoś lata to nie łudźcie się – nie minie, w kolejnym roku się powtórzy. Leczenie ogranicza się właściwie do chowania konia w stajni w krytycznych porach dnia letniego (późne popołudnie do rana). I to daje najlepsze rezultaty, bo tu naprawdę lepiej zapobiegać niż leczyć. Miejscowe smarowanie to krótkotrwały i dość słaby efekt, ale możecie próbować maści na bazie smoły węglowej lub benzoesanu benzylu. Lepsze efekty daje leczenie zastrzykami z kortykosterydów lub stosowanie preparatów antyhistaminowych. Trzeba to również stosować często, a do tego jest niestety bardzo drogie. Niewiele, ale jednak tańsze jest leczenie sterydami w przypadku kuców; niestety nasz Jantar ma prawie 600kg i jego dawki są wyjątkowo drogie. Dlatego najlepiej po prostu zapobiegać siadaniu muchówek zamiast leczyć i łagodzić skutki ugryzień. Doradzam chowanie konia w stajni i wspomaganie poprzez spryskiwanie środkami owadobójczymi na bazie pyretrum (np. BIO-Insektal lub Owadoks). Takim środkiem spryskujemy całe ciało konia. Podobno są też opaski na końską szyję lub etykietki nasączone pyretrum, które można przyczepić do kantara. Nie wiem, nie stosowałam. Ale spryskiwanie środkiem biobójczym daje rezultaty. Szału nie ma, ale zawsze trochę ulży i uchroni konia przed transformacją w monstera ze zgrubiałą, nabrzmiałą skórą, z przerzedzoną i zmierzwioną grzywą, łysym rzepem ogonowym, łuskami i sączącym się z nich płynem surowiczym. Nie zaniedbajcie, reagujcie.

Jeśli już upewniliście się, że wycieranie ogona u Waszego konia nie ma nic wspólnego ze złą pielęgnacją czy zaniedbaniem zdrowotnym (innymi słowy: koń jest odrobaczony, czysty, a grzyby, roztocza czy inne dermoproblemy go nie dotyczą) to czas rozważyć inną przyczynę takiego zachowania. A właściwie już nie zachowania, a zaburzenia zachowania. Bo w żadnym wypadku normalne to nie jest, by zdrowy koń wycierał sobie ogon. Jeśli więc zdrowie fizyczne mu dopisuje to znaczy, że przyczyną tarcia jest problem psychiczny.

Pisałam Wam o różnych stajennych nałogach, w które popadają sfrustrowane konie. O, tutaj – część 1, część 2, część 3,  a nawet tutaj. Wycieranie ogona można dorzucić do takiego zestawienia. Niekoniecznie musi być to spowodowane stajennym karcerem i nudą. Bardzo często jest to reakcja na jakieś frustracje społeczne, a więc dotyka nawet koni, które są regularnie pastwiskowane. Jeśli koń jest często wystawiany na sytuacje konfliktowe, a poziom stresu utrzymuje się u niego na wysokim poziomie to może znaleźć ujście w takim właśnie buforze – tarciu zadem o wszystko, co się do tego nada. Często w ten sposób koń rozładowuje też swoje podniecenie, zastępuje tarciem aktywność ruchową. Jeżeli Waszego konia dotyczy taki problem to należy gruntownie przeanalizować warunki, w jakich zwierzę bytuje. I nie chodzi tu tylko o błędy w chowie (warunki niezgodne z potrzebami gatunkowymi konia – pisałam o tych potrzebach m.in. w tym wpisie Zrozum naturę konia), ale również błędy popełniane przez nas, ludzi w postepowaniu z koniem. Wszelkie niekonsekwencje w treningu, brak jasnych i klarownych zasad, agresja itp. frustrują konia i obciążają go psychicznie. Należy więc zadbać o polepszenie warunków życia naszego konia: bytowych, żywieniowych, zapewnić mu dużo ruchu i stadnego, społecznego życia oraz przeanalizować sposób postępowania z nim i treningu.

Pamiętajcie, że w ramach zapobiegania wycieraniu ogona przez konia należy postawić przede wszystkim na profilaktykę zdrowotną. Pamiętajcie o regularnej pielęgnacji (tu również o myciu czy przecieraniu mokrą szmatką okolic odbytu – taki zaschnięty brud po „stresówce” też swędzi i drażni). Sam ogon warto też „prać” – jest wiele preparatów (spraje, szampony, olejki), które pomagają w pielęgnacji ogona i przynoszą znaczną ulgę zwierzętom. Spróbujcie tych z bio-siarką (redukuje swędzenie) lub z dziegciem, olejkiem herbacianym, D-panthenolem, propolisem. Nie zaniedbujcie też odrobaczania, odpowiedniego żywienia (źle żywiony koń nawet sierść zmienia wolniej, więc normalne w tym okresie wycieranie ogona może mieć widoczne skutki), sprawdzania stanu skóry i włosa w ogonie i grzywie na okoliczność roztoczy, grzybów, łupieżowych zmian. Wszelkie zaniedbania wychodzą dość szybko w zewn. wyglądzie konia. Reaguj, zanim koń zamieni się w szczura. I zażegnaj problem nim przerodzi się w stereotypię.

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Znakowanie koni – jak podpisać swojego konia?

my-own-horse

Koń jaki jest, każdy widzi. Ten cytat z pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej autorstwa Benedykta Chmielowskiego chyba każdy z nas zna. Co ciekawe, autor opisał dokładniej inne zwierzęta i tylko koniowi poświęcił tak lapidarny wpis. Wiąże się to z faktem, że w roku wydania encyklopedii (1745r.) każdy szlachcic konia miał, a sprawdzenie jak ten diabeł wygląda było kwestią wyjrzenia przez okno – jeśli nie na swoim podwórku, to u sąsiada można było łatwo zweryfikować wygląd konia. Jak wielka musiała być popularność w naszym kraju koni i znajomość hipologiczna Polaka, skoro Chmielowski podsumował hasło „koń” tak lakonicznie! Żałuję, że czasy te minęły i możemy tylko wspominać prześwietną historię hippiki w naszej ojczyźnie.

To, jaki koń jest dokładnie, nie jest tak oczywiste. Bo każdy jest inny, prawda? Możemy wrzucać je jednak do jednego wora – gniade w jeden, siwki w drugi itd. A jak uniknąć ogólnych pomyłek i oznaczyć konia niepowtarzalnie, niezmywalnie i na zawsze? Jest na to kilka sposobów.

Najpopularniejsza jest identyfikacja elektroniczna czyli wszczepienie tzw. chipa. Czipowanie konia daje nam praktycznie 100% identyfikację koniowatego – w połączeniu z paszportem mamy już pełen obraz zwierzaka. Taka identyfikacja praktycznie eliminuje nam ryzyko kradzieży konia (co ma później złodziej z nim zrobić? Zjeść chyba, bo ani go nie sprzeda legalnie, ani do rzeźni nie odda), ogranicza też kwitnący  handel kradzionymi końmi, czy nielegalny wywóz poza granice kraju. Tak w teorii i założeniu, bo słyszałam o różnych przypadkach, gdy chip z paszportem niczego nie utrudniają. No, ale tu zawodzi czynnik ludzki, brak dokładnych kontroli i uczciwości ludzkiej. Wszystko można obejść, wystarczy pokombinować, a w tym jesteśmy świetni. Lata praktyki.

W każdym razie zaczipowanie konia ma go chronić i pomóc bezbłędnie zidentyfikować. Sam czip zawiera 15-cyfrowy kod, który umieszcza się w końskim paszporcie. Nr chipa jest też wprowadzany do bazy PZHK i pozostaje w niej do końca życia konia. Chip jest niewielki – ok. 12x2mm, a sam zabieg umieszczenia go niemal bezbolesny, a w każdym razie porównywalny do zwykłego zastrzyku. Umieszcza się go na głębokości ok. 3-4cm, domięśniowo lub w więzadle karkowym, po lewej stronie końskiej szyi, mniej więcej na wysokości 4 kręgu szyjnego. O, tak pi razy drzwi tutaj:

SAMSUNG CSC

Fot. Kasia Bardzińska # Lolek, syn Literatki, kuc.

Wstrzyknięcia dokonuje wykwalifikowany i uprawniony do tego pracownik PZHK. Używa jednorazowego, sterylnego zestawu i zabieg ten nie jest  niebezpieczny czy ryzykowny dla zdrowia i życia konia. A co ważne – usunięcie czipa jest wprawdzie możliwe, ale pozostawia trwałe ślady i blizny, bo przecież trzeba by go z tego mięśnia czy więzadła wygrzebać. Jeżeli ktoś by więc taką próbę podjął, to będzie to od razu widoczne na lewej stronie szyi. Koń, przy którego czipie ktoś majstrował, staje się od razu jednostką podejrzaną, obywatelem szarej strefy.

Nasze konie są zaczipowane dla bezpieczeństwa, ale sami odczytywać czipów nie musimy, bo przecież znamy stado co do nogi. Można jednak kupić sobie taki czytnik do czipów i sprawdzać zwierzęta przy zakupie czy identyfikować w stadzie. Przydaje się w chowie tabunowym – odławiasz jednego delikwenta, a jak koni masz kilkadziesiąt i w dodatku jednej maści (np. w obrębie rasy: haflingery czy koniki polskie), a koni dobrze nie znasz, bo łażą w stanie dzikim, to trudno od razu bezbłędnie przypomnieć sobie jak delikwent ma na imię i który paszport z całej sterty jest jego. Wtedy odczytujesz nr czipa, porównujesz z paszportem i voila -witaj, Zenek! Jest wiele modeli takich czytników: na baterie, przenośne, ładowane akumulatorkami i w różnych przedziałach cenowych. Nam w sumie niepotrzebne.

Innym sposobem znakowania koni są wymrożenia. Jest to zabieg dla konia podobno bezbolesny, choć zastanawiam się, czy po kilkunastu minutach po zabiegu koń nie odczuwa jakiegoś dyskomfortu. Nawet jeśli, to chyba jednak umiarkowany i krótki. Dokładnego pojęcia nie mam, bo na sobie nie próbowałam:) Zabieg polega na dotknięciu taką…hmmm…jak to nazwać… metkownicą, która jest zamrożona w ciekłym azocie. Tak niska temperatura powoduje zniszczenie komórek produkujących barwnik i w rezultacie koniowi w miejscu dotknięcia zostaje sierść o białym umaszczeniu. Te białe włosy zostają mu do końca życia, po każdym linieniu i zmianie okrywy włosowej sierść nadal odrasta biała. Najczęściej wymraża się koniom nr paszportu – to taki zewnętrzny czip. Mrożenia na końskiej sierści wyglądają tak:

SAMSUNG CSC

SAMSUNG CSC

Fot. Weronika Ładak # To szyja naszej Kołysanki; znakowana była w Szwecji i stamtąd do nas przyjechała. Co do wymrażania -nie wydaje mi się, by był większy sens w mrożeniu koni siwych. Metoda ta ogranicza się więc w zasadzie do maści ciemnych.

Innym sposobem znakowania koni, dla wielu dość kontrowersyjnym, są palenia. Ponieważ zabieg jest bolesny, słyszy się głosy o całkowitym zakazie palenia koni w UE. Jednak np. Niemcy bronią swoich rasowych paleń argumentem ponad 100-letniej tradycji. Wypalanie piętn u koni kojarzy mi się głównie z obrazkami z amerykańskich westernów – kwiczące zwierzę dotykane wyjętym z ogniska żegadłem i przypalane na żywca; niemal czuje się smród palonej sierści i pieczonej szynki. Taki koń na westernie był palony znakiem właściciela, co utrudniało potem kradzież. Dziś takie wypalane piętno to najczęściej znak rasy, czasem nr stada lub właśnie osobisty znak (rodzaj logotypu) właściciela czy hodowcy. Polskie rasy też mają swoje palenia (ślązaki, małopolaki, wielkopolaki, hucuły, koniki polskie, konie zimnokrwiste, a nawet sp). Najpopularniejsze są palenia ras niemieckich – z tymi najczęściej się spotykamy i oglądamy w naszym kraju: są to hanowery, konie wesfalskie, oldenburgi (mhmm, moje ulubione) czy holsztyny. A na przykład lipicany mają w obrębie swej rasy aż sześć różnych paleń – w zależności od linii męskiej, z której koń się wywodzi (jeden z symboli należy do potomków ogiera Siglavi – czystego araba). Tradycja palenia piętn na końskiej skórze utrzymuje się mimo protestów miłośników koni. Właśnie, tradycja. To tym argumentem najczęściej broni się zwyczaju przypalania koniom mięsa. Związki hodowlane widzą wyższość palenia nad czipem – jasność i klarowność  na pierwszy rzut oka, znak identyfikacyjny, który koń właściwie powinien nosić z dumą i godnością jak tarczę na rękawie szkolnego mundurka. Ja osobiście nie lubię paleń; są dla mnie po prostu szpecącą blizną. Ale inna sprawa jest taka, że na palonego konia patrzę od razu jak na arystokratę… Jakby miał swój herb rodowy, szlacheckie godło.  Od  2018 r. palenie można będzie w Niemczech wykonywać tylko ze znieczuleniem. Brawo, ale dlaczego dopiero wtedy? To powinien być powszechny obowiązek już od co najmniej kilku lat wstecz. Koszt znieczulenia jest znikomy dla właściciela tak cennego zwierza, a ryzyko dla zdrowia konia związane z podaniem środka znieczulającego jest nie większe niż ryzyko samego wypalania.

Zazwyczaj piętna wypala się na lewym udzie, czasem szyi, barku czy kłodzie. U nas kilka koni ma palenia, z którymi już do nas trafiły. Spójrzcie m.in na te:

Fot. Weronika Ładak

SAMSUNG CSC

SAMSUNG CSC

Palenia na udzie Chilli – znak rasy hanowerskiej.

A tu piętno Talara – numer oznaczający państwową hodowlę – ten akurat 49 czyli stadninę SK Nowielice. Takie numery wypala się wszystkim źrebakom i nie oznaczają automatycznie wpisu do księgi głównej. Numer wypalany jest  „na siodle” czyli grzbiecie.

SAMSUNG CSC

SAMSUNG CSC

 Na pewno bezbolesnym, ale też nietrwałym i w zasadzie niepotrzebnym jest palenie na kopycie. Zabieg wykonywany tak jak piętna na skórze – gorące żegadło przykłada się do puszki kopytowej i wypala znak-paleń, rodzaj stempla. Najczęściej jest to numer; czasem prosty znak-logo właściciela czy hodowcy. Minusem tej metody jest jej nietrwałość – kopyto rośnie, ściera się, więc w zasadzie co pół roku trzeba zabieg powtarzać. Nie bardzo też rozumiem po co. Znaki na kopytach mnie nie rażą, ale też nigdy konia tak oznakowanego w stajni nie mieliśmy. A gdyby jakiś trafił to wkrótce znak by zszedł, a powtarzanie go nie wchodzi w grę, bo – jak wyżej – po co? Wystarczy mi, że podpisuję swoje siodło; nie mam zapędów tatuażysty co do konia, bo to nie jest rzecz, którą muszę oznaczać jako swoją, a innym wara. A właśnie- tatuaż. Konie można też się tatuować – na błonach śluzowych (najczęściej wewnętrzna strona górnej wargi). Nigdy wytatuowanego konia nie spotkałam. A może spotkałam, ale nie zauważyłam, że ma dziarę? Miejsce rzeczywiście nie rzuca się w oczy. Czy ktoś z Was zetknął się z wydziaranym koniem? Dajcie znać.

Znakowanie konia to nie tylko i wyłącznie egoistyczne podpisywanie swojej własności, traktowanie konia jak rzecz. To również zabezpieczenie przed kradzieżą, oznakowanie rasy czy arystokratyczny symbol księgi stadnej. To takie logo marki :) podczas gdy chip jest rejestracją bryki. Nie widzę w tym nic złego, dopóki nie pytany przecież o zdanie koń, nie odczuwa przy tym niepotrzebnego dyskomfortu. A co Wy sądzicie o znakowaniu koni?

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Przypadek-wypadek. Jak koń niechcąco zmienił historię.

historia-koniem-sie-toczy

Konie miały ogromny wpływ na historię ludzkości. Od czasów udomowienia dzikich koni cywilizacje rozwijały się na ich grzbietach i dzięki ich kopytom. O oczywistych sprawach dzisiaj pisać nie chcę. Kiedyś się może zbiorę i te wszystkie Bucefały, Kasztanki, Pałasze, Taranty, Szumki, Marengo i inne Tencedory wrzucę do jednego wora (czyli wpisu) i przedstawię Wam to, co i tak pewnie wiecie. A dzisiaj refleksja historyczna o koniach nieznanych z imienia, niesławnych i utopionych już w morzu dziejów. A jednak to one w tym morzu dziejów wzbudziły falę, a czasem nawet sztorm, który zmienił losy całych dynastii.

Najlepszym przykładem konia, który zmienił historię jest wierzchowiec królowej Bony. Co królowej do koronowanego łba strzeliło, by wsiadać na konia w piątym miesiącu ciąży, nie wiem. Ale wiem, że gdyby jednak zdecydowała się na przejażdżkę powozem to szanse donoszenia zdrowej ciąży sięgnęłyby szczytu. Królowa Bona spadła z konia i poroniła syna Olbrachta. Chłopiec ten, gdyby upadek z końskiego grzbietu nie zakończył mu przedwcześnie życia, byłby o 7 lat młodszy od Zygmunta Augusta. Mógłby dziedziczyć po nim tron. A ponieważ Zygmunt August zmarł bezdzietnie, to zakończyło się panowanie Jagiellonów na polskim tronie. Raz na zawsze. Kontynuacja linii Jagiellonów to już przecież Wazowie. Olbracht mógł zostać drugim synem wśród czterech córek, a gdyby odziedziczył tron po starszym bracie (trzykrotnie żonatym i bezdzietnym) to familia ta mogła panować przez kolejne wieki, zwiększając swą potęgę doskonałymi mariażami. A potężna monarchia na tronie to kwitnący i rozwijający się kraj z rozlicznymi koneksjami i przyjaźniami w europejskich stolicach. Nie do ruszenia. Koń zdecydował inaczej i zakończył pośrednio panowanie Jagiellonów na polskim tronie.

Upadek z konia zabił również innego potencjalnego władcę. Ród Tudorów na angielskim tronie mógł wcale nie skończyć się ze śmiercią Elżbiety Wielkiej. Co więcej, ta wspaniała władczyni mogła nią wcale nie zostać i kto wie, jak wtedy potoczyłyby się losy Anglii. Czy bez Elżbiety na tronie Anglia zostałaby potęgą? Nie wiadomo, ale z tego samego połączenia genów mógł zrodzić się król; mógł również zasłużyć na przydomek „Wielki”. Ojciec Elżbiety, Henryk VIII Tudor usilnie starał się spłodzić syna – następcę tronu. Dobrze wiedział, jakie zamieszania i zawirowania militarne ogarniają kraj, w którym sukcesja jest do wzięcia, bo brakuje prawowitego dziedzica tronu w prostej linii. Wysiłki Henryka w płodzeniu syna pochłonęły sporo ofiar – i nie mówię tu tylko o jego sześciu żonach, z których tylko ostatniej udało się żoną pozostać. Druga żona z kolei, Anna Boleyn miała szanse zostać ostatnią i umiłowaną małżonką Henryka. Gdyby dała mu syna… A jednak urodziła córkę i popadła w niełaskę, która skończyła się cięciem topora. Jak to się w bajkach plecie, córka Anny – Elżbieta została większą i potężniejszą władczynią niż jej ojciec, a Anglia pod jej panowaniem rozkwitła. I po co było Henrykowi angażowanie się w chorowitego syna z trzecią żoną, wygnanie czwartej, stracenie piątej? Trzeba było poprzestać na połączeniu Tudor-Boleyn, bo mieszanka była wspaniała. Elżbieta również miała szansę na brata – młodszego, ale to on dziedziczyłby tron. Anna Boleyn nie donosiła jednak ciąży. Poroniła na skutek szoku, gdy przyniesiono jej wiadomość, że Henryk spadł z konia podczas turnieju i jest umierający. W rzeczywistości sprawy miały się poważnie, bo król był nieprzytomny przez dwie godziny, ale do śmierci aż tak blisko mu nie było. Anna jednak przeżyła na wiadomość o wypadku męża taki szok, że poroniła męskiego potomka. Potomka, który mógł zmienić losy szarpanej religijnymi przemianami Anglii. Potomka, który mógł uratować swą matkę przed katowskim toporem. Bo Anna Boleyn dosłownie, nie w przenośni – poroniła swego zbawcę. I nikt już nie mógł jej uratować przed gniewem Henryka. Źródła historyczne sugerują, że wiadomość o wypadku króla z koniem została Annie zaniesiona złośliwie i mocno przerysowana, by doprowadzić do zagrożenia ciąży. Udało się. I nie wiadomo dziś jak wypadek zniósł koń, ale wiadomo, że skutki końskiej nieuwagi były szerokie i głębokie. Tak, koniu – zachwiałeś monarchią.

A znacie słynne: „Konia! Królestwo za konia!”? Na pewno znacie, ale mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie do końca wiecie skąd, jak, dlaczego i czego dotyczy. Kto i dlaczego tak wysoko ocenił konia? Sprawa nie jest historycznie pewna, a urosła dzięki twórczości Szekspira. W swej sztuce „Ryszard III” Szekspir przedstawił panowanie i losy króla z dynastii Yorków i ostatniego Plantageneta na angielskim tronie (a zasiadali na nim przez „zaledwie” 270 lat). To po śmierci Ryszarda III tron angielski objęli Tudorowie i zakończyła się 30-letnia wojna róż. Ryszard III zginął na polu walki pod Bosworth. Gdy ubito pod nim wierzchowca, a losy bitwy były właściwie przesądzone, Ryszard chciał się ewakuować. Gdyby udało mu się wtedy zbiec, mógłby wylizać rany w jakimś kącie, zebrać siły i znów stanąć do „gry o tron”. Nie uciekł jednak i zginął od ciosu halabardą w szlachetną, królewską czaszkę. To na tym polu walki krzyczał, że odda swe królestwo za konia. Za konia, który mógł go wynieść z bitewnego szału i ocalić życie. Żaden koń się jednak nie znalazł, biała róża Yorków została ścięta i Tudorowie wstąpili na tron. Po to by koń pośrednio skrócił panowanie ich dynastii, przyczyniając się do poronienia dziedzica i zostawiając Henryka VIII z dwiema córkami i chorowitym synem od trzeciej z sześciu żon. Tak, koń jest wart królestwa a już na pewno potrafi w jego losy ingerować.

Można też powiedzieć, że koń zakończył panowanie dynastii Piastów na tronie Polski. Jest to stwierdzenie naciągnięte, bo choć to koń przyczynił się do śmierci Kazimierza Wielkiego to już absolutnie nic wspólnego nie miał z faktem, że monarcha ten w wieku lat 60 nie doczekał się jeszcze legalnego męskiego potomka. Trzeba przyznać Kazimierzowi, że robił co w jego mocy – czterokrotnie żonaty dochował się pięciu córek, a trzech synów uzyskał od nieznanych dziś dokładnie kochanek. Synowie ci nie mogli oczywiście dziedziczyć tronu. W związku z tym po śmierci Kazimierza Wielkiego polski tron objął Ludwik Węgierski, na mocy porozumienia z samym Kazimierzem, który w zamian za polityczne poparcie Węgier obiecał Andegawenom polski tron w razie swej bezpotomnej śmierci. No i masz. Kazimierzowi przydarzył się wypadek na polowaniu – przy upadku z konia złamał goleń. Wiadomo, jakie warunki higieniczne panowały wśród medyków tamtych czasów i jak rozwinięta była aseptyka (czyt.: wcale). W ranę wdało się zakażenie, gorączka. Leczenie raczej osłabiało niż wzmacniało podstarzałego monarchę. W rezultacie Kazimierz Wielki z dynastii Piastów zmarł parę tygodniu po pechowym polowaniu. Nie była to śmierć zaskakująca i beznadziejnie rozpaczliwa – sam król miał już swoje lata, ale kto wie, co jeszcze mogło się pod jego rządami zdarzyć? Niejeden i w późniejszym wieku płodził zdrowych synów, a Kazimierz dobierał sobie młode żony. Sam bilans panowania ostatniego Piasta też jest imponujący – to on zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Ludwik Andegaweński, który pospiesznie koronował się na króla Polski niezwłocznie po otrzymaniu wieści o wakacie na tronie, nie był złym władcą. A jego córka Jadwiga była ogniwem łączącym Władysława Jagiełło z tronem Polski – to ślub z Jadwigą dał Władysławowi tytuł króla Polski. W ten sposób na tronie polskim zasiedli Jagiellonowie (by z niego zejść wraz z Zygmuntem Augustem, który – przypomnijmy – mógł wcale ostatnim nie być, gdyby nie konna przejażdżka brzemiennej matki).

Opisałam tu  te przypadki, które były w zasadzie wypadkami ze skutkiem, niestety, śmiertelnym. Ale zastanawiam się nad końskimi przypadkami, które miały pozytywne skutki i wpłynęły na historię w ten dobry, ciekawy sposób. Znacie takie? A może znacie inne wypadki z koniem w roli nie-głównej, a jednak ważnej? Takie, gdzie koń jest anonimowy, a odegrał znaczącą rolę? No, burza mózgów! Dalej – komu się coś przypomniało? Chętnie posłucham!

Fot. Kasia Bardzińska # Makówka

Autor: Ania Kategoria: Te znane konie

< 1 2 3 4 5 >»
Trotter - obozy jeździeckie

Kategorie

  • ARTYKUŁY
  • Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI
  • NATURAL
  • TEORIA vs. PRAKTYKA
  • Z MOJEGO ŻYCIA
  • Te znane konie
  • Ci znani ludzie

Ostatnie wpisy

  • Ostatnie miejsca na obozy jeździeckie TROTTER
  • Proces uczenia się – jak koń przyswaja wiedzę? ODCINEK 4 – WARUNKOWANIE
  • Kurs ODKRYJ TAJEMNICE KONI I USŁYSZ CO CHCE POWIEDZIEĆ KOŃ
  • Obtarcia na końskiej skórze – to Twoja wina! Jak zapobiegać i leczyć?
  • Dlaczego koń Cię nie słucha? Bo Ty nie słuchasz jego!

Najpopularniejsze wpisy

  • Kocham konie, ale wciąż się boję – jak radzić sobie z paraliżującym strachem?
    24 comments
  • Znów księżniczka Anna spadła z konia czyli krótki poradnik spadania
    19 comments
  • Jak Ania galopu uczy
    19 comments

Archiwa

  • maj 2018
  • listopad 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • grudzień 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • maj 2015
  • kwiecień 2015
  • marzec 2015
  • luty 2015
  • styczeń 2015
  • grudzień 2014
  • listopad 2014
  • wrzesień 2014
  • maj 2014
  • kwiecień 2014
  • marzec 2014
  • luty 2014
  • styczeń 2014
  • grudzień 2013
  • listopad 2013
  • październik 2013
  • wrzesień 2013
  • sierpień 2013
  • lipiec 2013

Polecane strony

Możesz mnie znaleźć też tu:

  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
© Czubajka 2025