Konserwacja skóry – jak dbać o sprzęt jeździecki?
Większa część sprzętu jeździeckiego jest zrobiona ze skóry. Skórzany sprzęt jest drogi, warto więc o niego odpowiednio dbać i konserwować, by posłużył dłużej, ładnie wyglądał i przede wszystkim był bezpieczny. Jak o taki sprzęt dbać? Z mojej egoistycznego i chytrego punktu widzenia powiem Wam, jak konserwować sprzęt oszczędzając pieniądze (na co te ekskluzywne pasty i olejki?) i wysiłek (po co marnować życie na szorowanie codziennie tego samego paska skóry?)
W naszej stajni każdy koń ma siodło i ogłowie przypisane dla niego. To oznacza, że mamy tych siodeł i tranzelek sporą ilość – ponad 30 sztuk, jeśli wliczyć w pulę nasze siodła prywatne: mamy, moje, Wojtka. Pracy z utrzymaniem takiej ilości sprzętu w dobrym stanie jest sporo, a najważniejsze to odpowiednie przechowywanie. Zdarzało się nam, że na siodłach pojawiała się zimą pleśń – walka z nią jest naprawdę uciążliwa. Odkąd w siodlarni stanął piec do wypału ceramiki (mama rzeźbi w glinie) problem pleśniejącego sprzętu zniknął. W siodlarni jest ciepło, nie ma wilgoci, pleśnie się siodeł nie imają. Właściwe przechowywanie sprzętu to już połowa sukcesu – siodła muszą wisieć na wieszakach, które zapewniają cyrkulację powietrza od spodu i z góry; ogłowia też powinny wisieć, a nie leżeć zwinięte w kłębek. A, no i od siodeł koniecznie oddzielamy czapraki! Powinny suszyć się oddzielnie, by nie oddawać wilgoci w skórę siodła i zapewnić siodłom możliwość „oddychania”. W pomieszczeniu gdzie przechowujemy sprzęt nie może być wilgoci. Powinno być ciepło, sucho i przewiewnie, więc warto zainwestować w okno. Przepocona skóra musi mieć możliwość wyschnięcia.
Skórę siodeł i ogłowi należy czyścić. Bezwzględnie! Nie trzeba jednak robić tego codziennie, uwierzcie mi. Wiem, że podręczniki tak zalecają, ale doświadczenie naczelnego lenia nauczyło mnie, że nie warto. Siodło nie absorbuje wiele końskiego potu, bo nie ma z nim bezpośredniej styczności – chroni je czaprak, nie bez kozery zwany potnikiem. Wiadomo, że czapraki, które zdejmujemy z końskich grzbietów po jeździe niejednokrotnie przypominają mokre szmaty do podłogi. Siodło też się trochę pomoczy, jeśli tak zmachamy naszego konia, że będzie na granicy odwodnienia:) Latem, w upale koń wypaca sporo wody i część tego płynu wsiąknie w siodło. Z ogłowiem sprawa jest poważniejsza, bo ono zawsze absorbuje pot i brud z końskiej sierści; leży przecież bezpośrednio na końskiej skórze. Jeśli o nie nie zadbamy to paski nam stwardnieją, staną się szorstkie i, niestety, łamliwe. To nie poprawia ani komfortu konia, który ma to nosić na łbie; ani wygody jeźdźca, który ma te skostniałe paski zapinać; ani bezpieczeństwa, bo grozi nagłym zerwaniem. Aby paski ogłowia były elastyczne należy je czyścić na bieżąco.
Na bieżąco tj. po każdym użyciu bezwzględnie należy umyć wędzidło (to dla komfortu konia – co ma biedak następnego dnia cmokać zaschnięte smarki) oraz przetrzeć wilgotną szmatką paski ogłowia. Zajmie to minutę-pięć, a wydłuży czas do kolejnego, już poważniejszego czyszczenia. Siodło przecieramy od spodu szmatką, a siedzisko wycierają nasze bryczesy, więc mamy problem z głowy. Popręg koniecznie przecieramy szmatą, a sznurkowy czy neoprenowy szczotkujemy i suszymy. Jeśli pilnujemy wykonywania tych prostych kilku ruchów szmatą, to spokojnie możemy odłożyć poważniejsze prace konserwatorskie na inny miesiąc. Ja nawet odkładam na inny kwartał, ale nie trzeba mnie naśladować. Ja jestem zabiegana, nie znam się, zarobiona jestem.
Poważne prace konserwatorskie wykonujemy raz w miesiącu. Lub oszukujemy się, że nie ma potrzeby i czyszczenie odkładamy z dnia na dzień, aż miną dwa miechy. Do wyboru. Ale wtedy już nie ma przebacz – wkładamy w to czas, wysiłek i z pieśnią na ustach i miłością do koni w sercu urabiamy sobie ręce po łokcie przez godzinę. Jak?
Ogłowie rozkładamy na czynniki pierwsze czyli rozpinamy wszystkie paski i każdy z nich myjemy osobno. Odpinamy też wędzidło, by mieć dobry dostęp do pasków policzkowych. Siodło też rozbieramy – odpinamy puśliska, popręg. Przygotowujemy sobie wiadro letniej wody i gąbkę lub szmatkę. Do mycia siodeł najlepsze jest, i mówię to poważnie i z pełnym przekonaniem, szare mydło. Wiem, że są specjalne glicerynowe mydła i inne środki do czyszczenia siodeł. Wiem też, że są skuteczne i bezpieczne. I wiem jeszcze, że są drogie, a szare mydło działa tak samo. Serio! Polecam, spróbujcie. Przed myciem skóry wodą z mydłem najpierw przetrzyjcie dokładnie samą letnią wodą, by usunąć brud i pot. Potem kolejne mycie już mydlinami. Sprawdźcie przy okazji szwy i mocowania na paskach, zazwyczaj się tego nie kontroluje, a warto zbadać sprawę dla bezpieczeństwa. Po wyczyszczeniu skóry mydlinami odwieśogłowie do wysuszenia i zajmij się siodłem. W ten sam sposób. Pamiętajcie tylko, by dobrze wyżymać gąbkę – nie ma ociekać wodą, ma być po prostu wilgotna. Nie spieniajcie też za bardzo mydła, bo później skóra może się lepić.
Po myciu można sprzęt natłuścić. Piszę można, bo nie trzeba. Powinno się natłuszczać sprzęt nowy, bo taka skóra nie jest jeszcze elastyczna. I koniecznie trzeba natłuścić sprzęt, który ma być nieużywany przez dłuższy czas. U nas takie smarowanie odbywa się dwa razy w roku – po sezonie (na zimę) i przed sezonem (wiosną). W każdym innym przypadku niż nowa skóra czy przechowywanie nieużywanego sprzętu, natłuszczanie można sobie odpuścić. Zbyt częste i nadmierne nasączanie skóry olejkami i tłuszczami powoduje, że staje się ona zbyt miękka, traci swoją wytrzymałość, jest lepka i śliska (a to brudzi bryczesy, hehe). Jest wiele różnych środków do natłuszczania siodeł, a słyszałam o oszczędnościach stajennych i smarowaniu siodeł olejem roślinnym. Nie polecam! To idealna pożywka dla pleśni! Kupcie puszkę dobrego tłuszczu do skóry; starczy na długo, można zainwestować. Poza tym, taki porządny wosk przydaje się do osprzętu jeźdźca – sztybletów, sztylpów, oficerek. Trzeba mieć. Tylko nie trzeba wcierać kilogramami w siodło, bo to szkodzi. Sprawdziłam, wiem.
Bezpieczeństwo jeźdźca, zdrowie i dobrostan konia oraz czas użytkowania zależą w dużej mierze od stanu sprzętu. Dlatego warto o skórzany sprzęt dbać. Nie zaniedbujcie ani kwestii przechowywania, ani bieżącej pielęgnacji. I raz na jakiś czas potrenujcie muskuły przy dokładnym czyszczeniu i nacieraniu skóry. A gdy będziecie wycierać pot z czoła podczas czyszczenia to pomyślcie o mnie – razem z mamą i Wojtkiem konserwujemy ponad trzydzieści sztuk siodeł i ogłowi klnąc w żywe kamienie, a w tym czasie Kuba pogwizdując pod nosem zlewa swoją zaprzęgową uprząż wodą z węża i wywiesza na płocie. Bo jego uprząż to biothane z Ardena. Czekam na ogłowia i siodła z biothane – dla takich leni jak ja to będzie hit!
Fot. Kuba Lipczyński # nasza siodlarnia
Majowy weekend w towarzystwie Matki-Polki-Koniary
Fot. Najazd Komanczy na Stajnię ANKA
Oj, nie pamiętam już kiedy na koniu siedziałam… Dobrze, że tego się nie zapomina, bo szkoda by było marnować czas na naukę anglezowania. Nie mogę się doczekać powrotu w siodło, a jeszcze bardziej nie mogę się doczekać powrotu stajennego życia – spotkań ze znajomymi w stajni, dyskusji w siodlarni, terenów poświęconych w całości na rozmowy o niczym tak, że nie zauważam faktu, iż poruszamy się tylko stępem. Uwielbiam ludzi, kocham konie, a nade wszystko wielbię ludzi, którzy kochają konie! To się nigdy nie znudzi – mogę gadać godzinami, dzielić się wrażeniami, doświadczeniami, słuchać śmiesznych historii z końmi w tle, opowiadać, czego się nauczyłam, co mi się przydarzyło itd. Poskarżyłam się ostatnio mężowi, że brak mi tej końskiej atmosfery, tych towarzyszy-koniarzy. Zakopana w pieluchach czerpię teraz radość z robienia „gu-gu” do małego ssaka i nie chcę narzekać (a przynajmniej nie na głos). Przydałaby mi się jednak mała odmiana, tak dla higieny umysłu. I dlatego Kuba od tego roku otworzył nową opcję w Trotterze – OBOZY DLA DOROSŁYCH.
W majowy weekend zamierzam się wyszaleć – zarówno na końskim grzbiecie, jak i towarzysko z ziemi. Mam spore plany, wielkie oczekiwania, nadzieje na świetną zabawę. Uprzedzam lojalnie – zazwyczaj podczas wyjazdów w teren, wieczornych ognisk czy towarzyskiego grilla w akompaniamencie napojów wyskokowych – ja nikogo nie dopuszczam do głosu. Włączam słowotok i trzeba albo mnie słuchać, ale ogłuszyć tarnikiem do kopyt. Więc jak? Mogę na Was liczyć? Bo nie ukrywam, że baaardzo liczę!
Jest kilka osób, które po prostu muszą, ale to MUSZĄ przyjechać w maju i wspomóc moją odnowę biologiczną. Mam tu na myśli ekipę poznańską (spoko, dziewczyny, wiem, że będziecie. Aneta, zabierz Tomka – jego cięty sarkazm dobrze gimnastykuje mój mózg) czyli całe stado z zeszłorocznego majowego meetingu plus kilka sztuk poznaniaków, którzy się wtedy nie załapali, a powinni. Komancze, na Was też liczę. Wywołuję do tablicy wszystkich komentatorów bloga, czytelników, autorów maili do mnie – ogarnijcie się, weźcie w garść i zorganizujcie sobie czas na majowy weekend – pora poznać się bliżej, w realu!
Oferta obozów dla dorosłych została tak skalkulowana, by rzeczywiście wypad się opłacał. Nie mają tu zastosowania ceny Rodziców za noclegi w pensjonacie czy stajenny cennik jazd. Kuba z góry naliczył rabat i dał ceny promocyjne, tak by pakiet nocleg+wyżywienie+jazda konna był tańszy niż te wszystkie punkty liczone osobno. Wiem też, że część z Was chętnie zabrałaby ze sobą swoją drugą połówkę, często niejeżdżącą konno. I nie ma przeciwwskazań! Tylko wtedy trzeba będzie zastosować ceny pensjonatowe Rodziców. Ewentualnie z nimi uzgodnimy jakiś upust, jeśli się impreza uda. W końcu koniarze często łączą się w pary z nie-koniarzami. Moja druga połówka też jest niejeżdżąca :) Nie pamiętam już kiedy widziałam Kubę w siodle. Tylko przy układaniu surowych koni. Ze mną w terenie był ostatnio, gdy jeszcze nie było na świecie Stasia. A Wy zobaczycie go podczas pracy zaprzęgowej – w maju będzie układał dwa młode haflingery do bryczki. Taki mam pożytek z męża-koniarza: zamiast siedzieć na koniu, siedzi na koźle. I tyle z moich romantycznych rojeń o wspólnych galopach brzegiem morza przy zachodzącym słońcu i z napisem „I żyli długo i szczęśliwie” na końskich zadach. Jeśli mi współczujecie tego, że nie mąż nie chce ze mną jeździć to przyjedźcie w maju i zapewnijcie mi towarzystwo pozytywnych, fajnych ludzi. Z takimi najlepiej wychodzi zagalopowanie i sypanie piachem spod kopyt w oczy (właśnie dlatego jeżdżę jako czołowa). Zapraszam!
Czekam na deklaracje przyjazdu w komentarzach i już się cieszę na maj. Zaczynam odliczać dni w kalendarzu! A Wy rezerwujcie miejsca przez stronę Trottera. Teraz! Do biegu, gotowi, START!
Autor: Ania Kategoria: Z MOJEGO ŻYCIA