Czubajka
o koniach i nie tylko ...
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
RSS

Śmiechu warte cz. VI

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

No i kontynuujemy serię, która wzbudza Wasze największe zainteresowanie. „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”

Raz robiłam lekcję na lonżowniku, który był wtedy jeszcze drewniany, złożony z okorowanych drągów. Lekcja była dla dziecka, więc na lonży miałam konika polskiego – Lufkę. Lonżownik zamykany był jednym drągiem, niestety tak wysoko, że kobyłka bez problemu mieściła się pod nim.  Kilka prób ucieczki podjęła, gdyby nie lonża to zostawiłaby dzieciaka na drągu, a sama przelazła pod spodem do stajni. Byłam zmęczona ciągłym pilnowaniem lonży, więc poprosiłam rodziców dziecka, obserwujących lekcję,  by stanęli przed wyjściem. Wydawało mi się, że nie widząc drogi ucieczki Lufka odpuści z tym kombinowaniem. Rodzice stanęli przy dragu, opierając się o niego ramionami i pochyleni obserwowali zajęcia. Po kilku kółkach Lufkach zdawała się ignorować wyjście, a ja straciłam czujność. Jeszcze jedno kółko kłusem i Lufka znienacka wyrwała prosto na drąg. Przeszła taranem – dzieciak zawisł na drągu, rodzice fajtnęli do tyłu przygnieceni drągiem i własną córką, a Lufka bez żenady przeszła prosto po nich ciągnąc mnie za sobą. Mogę ją usprawiedliwić – w stajni rżał jej źrebak. Siebie usprawiedliwić nie mogę – po prostu byłam nieskupiona i zmęczona. Ale widok rodziców, którzy padają na plecy i przyjmują drąg na klaty – tak, do dzisiaj się śmieję, gdy to sobie przypomnę.

Pamiętam też wczasowiczkę, która cały czas męczyła nas o galop. Robiłam standardowe zagalopowanie w terenie, ale dla pani było wiecznie za krótko, za wolno, nie tak. Trzeba rozumieć podstawową zasadę – koń w godzinnym terenie nie może galopować non-stop. Jeśli całość zagalopowań złoży się razem w 10 minut, to uważam, że w zupełności wystarczy i jeźdźcowi i, co ważniejsze, koniowi. Nasze konie naprawdę intensywnie pracują w sezonie i nie mam serca gnać ich ostro, tym bardziej, że zazwyczaj poziom grupy jest hmmm, inaczej zaawansowany. Ta wczasowiczka skarżyła się, narzekała, wiecznie z karpiem na twarzy manifestowała swoje niezadowolenie z wczasów. Ojciec jest twardy – najchętniej oddałby jej kasę i kazał opuścić pensjonat. Wszyscy mieliśmy dość tych skarg i awantur. Mama zdecydowała – kazała mi dobrać grupę i zrobić taki galop, by babka raz na zawsze zaspokoiła swoją żądzę extreme. Grupę złożyłam pewną – stali klienci i kilka dziewczyn ze starej szkółki jeździeckiej. Wszystkich lojalnie uprzedziłam, że galop będzie ostry i nie na prostych lecz zakrętach. Mieli mnie obserwować i przygotować się na zwroty śledząc mój dosiad w siodle. Przy pierwszym zagalopowaniu (na wszelki wypadek na piaszczystym dukcie) skręciłam znienacka w leśną ścieżkę. Przygotowani jeźdźcy zgrabnie balansowali, pani galopada wyleciała z siodła jak z procy. Kazałam wsiadać i ledwo włożyła nogę w strzemię zerwałam się znowu do galopu. Kolejny ostry skręt i znowu gleba. Dałam jej chwilę i zagalopowałam znowu na wąskiej ścieżynce sąsiadującej z karczowiskiem. Nagłe przejście do kłusa (bez ostrzeżenia w postaci uniesionej ręki) i Pani Galopada leży. Nie odzywała się słowem, a ponieważ była już zmęczona i mięśnie jej mdlały to kolejny raz spadła mi zupełnie nieplanowo – w kłusie. Gdy dosiadła Heńka ponownie (konia dobrała mama, kto go pamięta, ten wie, że był to strzał w dziesiątkę) odezwała się skromnie: „Myślę, że możemy pojechać stępem, tu jest tak pięknie, chciałabym popodziwiać widoki”. Malowniczo było, fakt. Teraz nie mogę już tam jeździć, nadleśnictwo zakazało, ale widoki były piękne – morski pejzaż z góry, z klifu.  Pani Galopada została u nas jeszcze prawie tydzień – w tereny jeździła z grupą stępo-kłusa i ani razu nie wspomniała o galopie. Wyleczyliśmy ją z popędu do pędu, choć kolejny raz już do nas nie przyjechała. Nikt nie tęsknił.

Innym razem poprosiłam dziewczynę ze szkółki jeździeckiej, by przyniosła mi siodło Agaty – mini kulbakę dla kucyka szetlandzkiego. Jeździła u nas już jakiś czas, konie znała, a Agatkę widziała przecież stojącą u mojej nogi jak piesek. Zatkało mnie, gdy zobaczyłam jak dziewczyna wychodzi z siodlarni dźwigając kulbakę Arby – razem z sakwami, trokami, napierśnikiem i innymi „kablami” to ustrojstwo ważyło prawie 20kg i było tak wielkie, że kuca szetlandzkiego mogłabym pod tym ukryć. Widząc znak zapytania w moich oczach dziewczyna się zdziwiła: „To nie jest kulbaka Agatki?”

Wielu naszych jeźdźców jest tak bystrych, że Nefryt wygrałby z nimi w warcaby. Kiedyś jeden taki bystrzak przyprowadził z pastwiska Raszdiego. Zamiast wprowadzić go do boksu, otworzył mu drzwiczki i puścił, czekając aż koń zamelduje się w boksie sam. Raszdi, mając wybór, zdecydował, że wraca na pastwisko – zakręcił się w miejscu i spokojnym krokiem udał się  z powrotem na łąkę. Co zrobił bystrzak? Złapał odchodzącego konia za ogon i uwieszony, zapierając się nogami, próbował go zatrzymać. Raszdi jest wyjątkowo kochany – zamiast zasunąć mu kopa w szczękę, po prostu zignorował nieudolne ciągnięcie i spokojnie kontynuował marsz wlekąc za sobą te sztuczne brony.

Bystrzaki odwalają najlepsze numery. Ręce opadają. W momencie, gdy się to dzieje, to wściekam się tak, że mi para bucha z uszu. Potem jednak, gdy emocje już opadną i nikt nie ucierpi (ani człowiek, ani koń) wspomnienia umilają rodzinne wieczory. Co my byśmy bez takich bystrzaków robili? Mój ulubiony bystrzak prowadząc konia po terenie do drugiej stajni był tak zaaferowany, że nie patrzył pod nogi. Wlazł prosto w wiadro z wodą ustawione obok silosa (Mirek moczy koniom owies, bo od kurzu dużo koniny nam kaszle). Jedna noga w wiadrze, łomot niesamowity, wystraszona Linda zerwała się z miejsca – ale bystrzak nie da sobie w kaszę dmuchać – z wiadrem na nodze wisi u pyska kobyły i daje się wlec nieporadnie ciągnąc za sobą wiadro. W rezultacie Linda cofając się w panice (hałas od wiadra, kałuża pod nogami, ból w pysku od wędzidła) straciła pod nogami brukowany chodnik i wpadła w miękki piach wywalając się na bok. Padając skosiła nogami bystrzaka, który fajtnął widowiskowo w żywopłot. Przerażona klacz zerwała się i ruszyła na oślep – prosto w belę słomy. To ją wyhamowało na tyle, że zdążyłam podbiec i złapać wodze. Drżącą i spoconą, odprowadziłam do boksu. Bystrzak w żywopłocie skręcił sobie nogę na tym wiadrze. Pomagałam mu wstać – razem z Mirkiem, który klął w żywe kamienie, że mu wiadro pogiął wandal jeden. Przyznam tylko, że jak już facet ochłonął, to przeprosił nas za to zamieszanie i swoją nieuwagę, dodając: „Aż żałuję, że nie widziałem tego z boku – jak kuśtykam z nogą w wiadrze i lecę na łeb w żywopłot”. Piękny widok! Kuba dostał czkawki ze śmiechu, gdy mu opisałam sytuację. Szkoda, że Linda takiego ubawu nie miała, a przy silosie profilaktycznie płoszyła się przez kilka następnych tygodni.

Jesienno-zimową porą szczególnie brak mi bystrzaków. To ten wielki minus braku krytej ujeżdżalni. Choć nasze konie uważają to za wielki plus. Od listopada do lutego pracują nad kondycją pastwiskową, poważna robota zaczyna się wiosną. Dobrze, że można sobie chociaż powspominać letnich dostawców rozrywki :)

Fot. Kuba Lipczyński # Nefryt

Autor: Ania Kategoria: Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI

Jazda konna – sport dla elity?

W.Janiszewski

Wiele razy słyszałam stwierdzenie, że jazda konna to elitarny sport. Nie potrafiłam tego zrozumieć i nie zgadzałam się z takim poglądem. Przecież jeździć każdy może! Uważałam, że propagowaniu hippiki bardzo szkodzi to dziwne podejście rezerwujące jazdę konną dla wybranych, dla elity, dla najlepszych. Dziś już rozumiem na czym elitarność tego sportu polega. I jestem pewna, że każdy koń podpisałby się pod tym poglądem czterema kopytami!

Zawsze starałam się krzewić rekreację konną wśród bliższych i dalszych znajomych, z radością witałam w stajni nowych adeptów i przekonywałam, że nie święci garnki lepią, jeździć może każdy! Być może jeszcze kilkanaście lat temu istniały pewne ograniczenia finansowe, bo jazda konna była droga i wymagała zasobnego portfela. Nie tak łatwo też było znaleźć stajnię rekreacyjną w pobliżu miejsca zamieszkania. Sport ten grupował rzeczywiście dość hermetyczną grupę społeczną. Dziś na szczęście jeździectwo cieszy się coraz większą popularnością, a co za tym idzie jak grzyby po deszczu powstają nowe ośrodki, stajnie, gospodarstwa agroturystyczne. Dla chcącego nic trudnego – przyjazną stajnię łatwo znaleźć, a w dobie licznych rozrywek i rozwijanych sportów ceny jazdy konnej nie wydają się wcale wysokie. Wystarczą dobre chęci i zapał, by czynnie uprawiać ten elitarny sport. I właśnie teraz, gdy jazda konna staje się coraz bardziej popularna (i bardzo dobrze!) w pełni zrozumiałam na czym polega jej elitarność. Nie chodzi o to, że jest to rozrywka dla szlachty, ekskluzywna zachcianka nowobogackich.  Elitaryzm jazdy konnej polega na tym, że sport ten powinni uprawiać ludzie cechujący się wysoką kulturą osobistą i ogładą.

Koń to szlachetne i piękne zwierzę. Tymczasem dziś przychodzi mu obcować z ordynarnymi ignorantami. Ludzie, którzy wsiadają na grzbiet koński powinni mieć wysoko rozwiniętą empatię, miłość do zwierząt i zrozumienie podstawowych zasad współpracy z tym wrażliwym i nieprzeciętnym zwierzęciem. A jednak często spotykam się z brutalami, którzy uważają, że splendoru dodaje im fakt prania konia palcatem bez żadnej refleksji. Okropny jest widok jeźdźca, który sprzedaje swojemu wierzchowcowi kilka szybkich cięć po zadzie. Karcisz konia? Upewniłeś się, że kara jest słuszna i sprawiedliwa? To skarć go raz! Nie świstaj batem w serii kilkunastu cięć, bo wyglądasz na tego kim jesteś – brutalnego chama. Traktuj zwierzę z szacunkiem, nie skrwawiaj mu boków ostrogami, nie używaj patentów specjalnych szukając winy u konia, a nie we własnej nieudolności. Część ludzi uprawiających dziś czynnie jazdę konną tak naprawdę powinna mieć sądowy zakaz zbliżania się do koni! Jeśli nie starasz się zrozumieć psychiki konia, nie masz żadnych refleksji nad jego emocjami i uczuciami, nie rozwijasz w sobie empatii w kontakcie z koniem, to może rozważ kolarstwo górskie? Przynajmniej nie będziesz nikogo krzywdził swoim brakiem wrażliwości i ogłady. Jazda konna jest dla ludzi na poziomie, chamom mówimy stanowcze nie!

Często widuję też jeźdźców po prostu niechlujnych. Siadają na brudne konie, słoma wisi w ogonie, czaprak brudny i podarty, ubiór jak do przerzucania gnoju – pooblepiane błotem sztyblety, byle jakie portki, szeroka kurta i goła głowa. Na deser – palcat w cholewce buta. Zero elegancji, której ten szlachetny sport wymaga. Przeczytałam kiedyś w internecie takie zdanie: „Koń to szlachetne zwierzę, nie rób mu obciachu!” Każdy, kto na konia siada powinien o tym pamiętać. Kiedyś mój trener wyrzucił z ujeżdżalni dziewczynę w luźnej polarowej bluzie. Powiedział, że nie chodzi już nawet o wrażenie estetyczne, jakie taka powyciągana brudna bluza tworzy. Po prostu i najzwyczajniej w świecie nie był w stanie dokładnie obejrzeć jej dosiadu i pracy krzyżem w tej niechlujnej narzucie. Regularnie też zawracał do stajni jeźdźców dosiadających koni z zabłoconymi stawami skokowymi, słomą w ogonie czy żółtymi plamami od łajna na bokach. Powiedział, że obraża go widok takiego niedbalstwa. Na egzaminie instruktorskim niestaranność przygotowania konia i siebie do powagi egzaminu była ujemnie punktowana. Szanuj siebie, konia i tych, co Cię oglądają. Albo należysz do elity, albo znajdź sobie miejsce w szeregu niechlujnych brudasów i rozkoszuj się swoją nonszalancją. A od konia wara!

Zachowanie jeźdźca i jego kultura osobista reprezentowana również, gdy stoi na własnych nogach, a nie na koniu też często pozostawia wiele do życzenia. Rynsztokowy język, jakim posługują się niektórzy koniarze, wulgarne zachowanie, brak ogłady to elementy, które skutecznie zniechęcają do udziału w stajennym życiu. Zdarzyło mi się jeździć pod okiem pseudo-instruktorki, która darła się na cały regulator, nie szczędząc soczystych przekleństw i kwiecistych komentarzy do uczestników zajęć. Ja nie mam ochoty przebywać z takimi ludźmi! Nie jestem święta, ale jeśli bawiłoby mnie takie podejście, to regularnie spędzałabym wieczory pod moim osiedlowym sklepikiem monopolowym bratając się z podpitym towarzystwem okolicznych społecznych degeneratów. Czasem uszy więdną, gdy posłucha się  niektórych koniarzy. Naprawdę wolałabym, gdyby sport ten przyciągał tylko elitę!

Jeździć każdy może. Ale czy każdy powinien? Pod każdym względem zgadzam się, że jazda konna powinna być zarezerwowana dla elity. Elity, czyli ludzi na poziomie, reprezentujących wysoką kulturę osobistą, wrażliwość i elegancję. Koń sam  w sobie jest uosobieniem piękna, wdzięku i harmonii, a to zobowiązuje.

Fot. Waldemar Janiszewski www.aquila.net.pl # nasze konie

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Pomoce jeździeckie – dosiad

DSC_2209

Podstawowa jazda konna to prowadzenie konia na trzech pomocach:

1. Łydka (no dobra, dwie łydki)

2. Wodze (też dwie, podstawowe)

3. Dosiad

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka D jak DOSIAD.

Prawidłowy dosiad jeźdźca jest fundamentem poprawnej, bezpiecznej i sensownej jazdy konnej. Kto siedzi jak sierota ten nie może powiedzieć, że umie jeździć konno, on umie podróżować na koniu. Zarzucony na grzbiet konia worek ziemniaków też by dojechał na miejsce. Dobry dosiad to podstawa równowagi jeźdźca i jego oddziaływania na swojego wierzchowca. Różnica między jeźdźcem, który konia dosiada, a tym, który na koniu siedzi jest taka jak między kierowcą a pasażerem w samochodzie. Kto ma wpływ na ruch pojazdu, kierunek i tempo? No właśnie.

Jeździec musi cały czas zachowywać równowagę, podążać za ruchem konia. Tak jak w tańcu – wyobraź sobie, że koń jest Twoim partnerem. Tańczycie razem, nie może być tak, że koń skręca, a tym za nim nie podążasz lub idziesz w drugą stronę. Aby taniec był ładny i bez wpadek partnerzy muszą współpracować. Należy zgrać się z tempem konia i ewentualnymi zmianami jego środka ciężkości. Jeśli koń skręca, to Ty też. Koń uskakuje, bo się czegoś przestraszył – Ty za nim podążasz. Jeśli zostaniesz w miejscu, to koń uskoczy bez Ciebie i wylądujesz na glebie. Jak w tańcu – partner w tango robi zwrot, partnerka podąża za nim. Gdyby się zagapiła, to w najlepszym wypadku partner ją pociągnie za sobą, co ma mało elegancki wygląd i zaburza harmonię tańca. W najgorszym wypadku partnerka się przewróci i zaplącze we własną suknię. Jakby nie patrzeć – porażka.

Są dwa podstawowe rodzaje dosiadu – UJEŻDŻENIOWY i PÓŁSIAD. Oczywiście można tu dorzucić dosiad stiplowy i wyścigowy. Ten pierwszy stosuje się w WKKW na odcinku steeple’a (szybki bieg z przeszkodami), drugi na torach wyścigowych. Pewnie kojarzycie te krótkie strzemionka i jeźdźca uniesionego tyłkiem nad koniem, który swobodnie galopuje sobie pod spodem. Ponieważ prowadzę bloga opierając się na własnym doświadczeniu i obserwacji moich uczniów i koni, to nie ma sensu bym zagłębiała się w temat, którego nie znam ani ja, ani moje konie, ani moi klienci. A więc dwa rodzaje dosiadu, stosowane najczęściej:

DOSIAD PODSTAWOWY  tzw. UJEŻDŻENIOWY

Jeździec siedzi w siodle opierając się na trzech punktach: kości łonowej i dwóch kościach kulszowych. Ciężar rozkłada się więc na uda i oba pośladki. Siedzi się w najgłębszym punkcie siodła, prosto. Przez sylwetkę jeźdźca można by poprowadzić linię pionową przechodzącą przez ucho, bark (ramię), staw skokowy (czyli powiedzmy okolice pięty). Wygląda to tak:

pełny-siad

Nie chciało mi się rysować konia. I tak wiecie, gdzie on jest.

Rozkładając ten dosiad na czynniki pierwsze zwróćcie uwagę na:

  • głowa prosto, wzrok skierowany do przodu ponad uszami konia. Nie patrz w dół – mimowolnie i bezwiednie pochylisz się wtedy w siodle. Patrz tam, gdzie chcesz jechać.
  • łokcie przylegają lekko do tułowia. Nie przyciskaj ich kurczowo do boków, bo będziesz usztywniony. Nie odstawiaj łokci, bo trudno Ci będzie operować rękoma, w których masz przecież wodze. A poza tym, jazda konna to nie zabawa „w kaczuchy” – nie wyglądaj na koniu jak cymbał. To szlachetne zwierzę, nie rób mu obciachu.
  • Dłonie są swobodne, lekko zamknięte w pięść.
  • Miednica musi poddawać się ruchowi konia. To znaczy, że ma się kołysać w takt końskiego chodu. Fachowo mówiąc – otwierasz i zmykasz stawy biodrowe. Wyjaśniałam i opisywałam trochę, jak to wygląda, przy okazji wpisu o paradach i półparadach.
  • Tułów jest wyprostowany, nie garbić się i nie pochylać do przodu! Nie można też prostować się na siłę, robić tzw. wklęsłego krzyża, bo to usztywnia cały dosiad. Chciałam być taka hiperpoprawna na kursie instruktorskim i pamiętam, jak trener rozdarł się na całą ujeżdżalnię: „Anka, nie przeginaj się w krzyżu, jak źrebna kobyła!” Obciach. Siedź prosto i swobodnie, nic na siłę. Dosiad ma być rozluźniony.
  • Stopa leży w strzemieniu oparta na najszerszym miejscu, tuż za palcami. Nie łap strzemienia samymi palcami – nie jesteś szympansem, choć nasze DNA pokrywa się szympansim w 98%. Te dwa procent to między innymi mało chwytne palce u stóp. Nie wsuwaj też nogi za głęboko – to niebezpieczne. Noga może wpaść za głęboko, a w skrajnym przypadku (upadek z konia) zaklinować się w strzemieniu. Staw skokowy nogi sprężynuje, pracuje podczas ruchu. To Twój amortyzator wstrząsów, korzystaj.
  • Kolana płasko przylegają do siodła. Leżą swobodnie – nie dociskaj ich na siłę, bo włączysz pracę mięśni-przywodzicieli ud, a wtedy niemożliwe jest siedzenie głęboko w siodle, wysuniesz się z tego punktu i uniesiesz. Ułani jeździli tak, ze można było wsunąć pomiędzy ich kolano, a poduszkę siodła kartkę papieru. Po godzinnej jeździe w terenie ta kartka nadal tam była. Wygrałam sporo kasy od klientów wsuwając im pod kolano banknot – gdy wypadł, był mój. Trochę dorobiłam w sezonie tym sposobem, ale to po prostu oszustwo. Ja sama utrzymam pod kolanem zeszyt, ale nie płaską karteczkę. Nie dociskaj kolan! W siodle masz siedzieć głęboko, oparty na udach i pośladkach, a nie kolanach.
  • Kolana są lekko ugięte. To, jak bardzo ugięte, reguluje długość strzemienia. Za długie strzemiona mogą powodować dosiad widłowy; za krótkie są z kolei powodem powstania tzw. dosiadu fotelowego. Porównajcie:

błedy-dosiadu

No dobra, wydało się. Jestem upośledzona i nie potrafię narysować konia. Chciałam Wam to pokazać z koniem, ale wyszło jak spod ręki Stasia. To nie Staś jest rysownikiem bloga; to ja sama. Generalnie – dosiad widłowy wygląda jak widelec lub widły wbite w konia na sztorc; dosiad fotelowy to jeździec rozwalony jak w fotelu przed tv.

PÓŁSIAD

Stosowany jest w celu odciążenia końskiego grzbietu. Przydaje się to na przykład w pracy z młodymi końmi, które maja jeszcze niewyćwiczone mięśnie lub podczas skoków przez przeszkody czy swobodnego galopu w terenie. Dla prawidłowego półsiadu należy skrócić strzemiona – o 2-3 dziurki na galop w terenie lub nawet 4-5 do treningu skokowego. Jak to wygląda? O tak:

półsiad

I znowu – załóżmy, że nie chciało mi się rysować konia. Jest on tuż pod siodłem, między nogami tego ludka. Jasne?

  • ciężar jeźdźca przeniesiony jest na strzemiona; z pośladków na kolano i staw skokowy.  Nadal jednak pozostajesz blisko siodła. Nie wystawiaj kupra w górę, trzymaj pośladki przy siodle.
  • lekkie pochylenie w przód, które polega na zgięciu się w biodrach, a nie zgarbieniu pleców! Plecy pozostają proste.
  • łydka nie może uciekać do tyłu, leży nadal za popręgiem, a nie na zadzie.
  • staw skokowy mocno sprężynuje. Nie usztywniaj nóg w strzemionach, teraz Twój ciężar leży na nich, amortyzuj.

STOSOWANIE DOSIADU JAKO POMOCY JEŹDZIECKIEJ

Znaczenie dosiadu jest bardzo ważne w jeździe konnej. Zazwyczaj uważa się, że łydka to gaz, wodze kierownica i hamulec, a dosiad często się ignoruje jako pomoc jeździecką. Ma on jednak duże znaczenie w oddziaływaniu na konia. Dosiad wpływa na kierunek ruchu, miejsce postawienia końskiej kończyny. Kierunek ruchu narzuca się dosiadem koniowi, który ma przynajmniej jedną nogę w powietrzu. Koń stojący nie będzie reagował na dosiad. Dosiadem można również wpływać na długość wykroku – rozszerzać go i skracać, wyciągać końskie nogi lub skracać zakres ich pracy. To właśnie robi dosiad. A jak działa?

Dosiad to pomoc aktywizująca. Można nim działać na trzy sposoby:

1. OBCIĄŻENIE OBUSTRONNE

Kiedy? Gdy chcesz zaangażować zadnie nogi konia, podstawić mu zad, czyli cały motor pod kłodę (koński tułów). Robisz to przy paradach, półparadach, przejściach.

Jak? Napięciem krzyża. To trochę mylne pojęcie, bo o ile ja się orientuję z lekcji anatomii to człowiek nie ma mięśni krzyża, które mógłby napiąć. Chodzi tu jednak o napięcie mięśni brzucha i pleców (dolne mięśnie kręgosłupa). To nie może być stałe działanie (raz jeszcze – usztywnisz się jak przegięta źrebna kobyła). To ma być moment, krótki impuls, powtórzony w razie potrzeby. Tak naprawdę to gołym okiem jest to niemal niezauważalne dla widza.

2. OBCIĄŻENIE JEDNOSTRONNE

Kiedy? Gdy chcesz konia ustawić, zgiąć, skręcić w rogalik. Oczywiście pomocą są tu wodze i łydka, to oczywiste. Sam dosiad potrafi jednak konia zgiąć. Czubajka była układana od początku przez mamę i jak wszystkie konie, które mama układa, idealnie reagowała na dosiad. Dziś Czubajka ma 15 lat i za sobą wiele lat pracy w rekreacji pod różnymi jeźdźcami, trochę to ją więc otępiło. Ale pamiętam jeszcze czasy, gdy skręcała pode mną nawet, gdy trzymałam obie ręce na toczku (takie ćwiczenia zapodawała mi mama, nie pytajcie). Kiedyś też galopowałam w terenie i odwróciłam się sprawdzić, jak tam grupa, która za sobą ciągnęłam. Czubajka poczuła zmianę obciążenia w siodle i od razu zmieniła trajektorię lotu – zamiast po prostej zaczęła lecieć po skosie.

Jak? Naciskiem wewnętrznej kości kulszowej. To znaczy, że trzeba mocniej obciążyć wewnętrzne strzemię, docisnąć mocniej ciężar ciała na biodro w siodle.

3. ODCIĄŻANIE

Kiedy? Gdy chcesz odciążyć grzbiet konia lub jego zad. Na przykład podczas pracy z młodym koniem czy rozprężania.

Jak? Ciężar ciała przenosisz na uda i strzemiona, siedzenie masz nadal w siodle, ale tułów pochylasz lekko w przód (taki delikatny półsiadzik). Oczywiście nadal masz idealną równowagę, sprężynujesz stawem skokowym i te inne bajery opisane wyżej.

To by było na tyle, jeśli chodzi o dosiad. Stosujcie, roli dosiadu nie można lekceważyć. Prawidłowy wpływa na bezpieczeństwo jeźdźca i zgranie z koniem; praca dosiadem ma kluczowe znaczenie dla prawidłowego szkolenia konia wierzchowego. Dosiadem możesz zrobić sobie czułego, reagującego na każdy Twój ruch partnera w tańcu. A wtedy jazda konna staje się najpiękniejszym Grande Valse Briliante.

 Fot. Kuba Lipczyński # Czubajka

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Przygotuj się do jazdy konnej – ćwiczenia dla przyszłych hobbystów

idziesz

Jeśli jeszcze nigdy nie miałeś do czynienia z końmi, a z jakiegoś powodu uważasz, że czas na nowe hobby to polecam na początek przećwiczyć wszystko „na sucho”, w ramach przygotowania psychicznego. Zacznij od realizacji 10 kroków; gdy je opanujesz, możesz śmiało ruszać na podbój hippicznego światka!

1. Pobierz z konta bankowego 100zł. Obejrzyj z każdej strony, a potem wrzuć do pierwszego napotkanego śmietnika. Względnie możesz sobie wysmarkać w ten banknot nos, lub podetrzeć co tylko chcesz. Rezultat ma być jeden – kasy brak. Ćwiczenie powtarzaj raz w tygodniu.

2. Zakup worek obornika u znajomego rolnika. Rozcieńcz z wodą, wlej do spryskiwacza do kwiatów i używaj jak perfumy. Przyjmuj końską dawkę, jak na koniarza przystało.

3. Kombinerkami zrób sobie kilka malinek na ramionach i bokach. Możesz użyć szczęk hamulcowych lub imadła. Najlepiej poprosić kogoś, by od czasu do czasu szczypał Cię kombinerkami znienacka. Nie denerwuj się i nie odpowiadaj agresją. To nie wina kombinerek, tylko Twoja.

4. Zrzuć sobie na nogę cegłę. Najlepiej, gdy jesteś w sandałach. Nie podnoś cegły, lecz poproś kogoś, by ją docisnął. W ramach prawidłowego treningu stój w miejscu i krzycz: „Zejdź mi z nogi!” starając się jednocześnie usunąć cegłę siłą woli.

5. Obijaj się o wszystkie ściany, które napotkasz. Gdy wchodzisz do pomieszczenia, mocno otrzyj się o framugę. Jeśli nie ma siniaka to znaczy, że ćwiczenie wykonałeś źle. Powtórz.

6. Każdą napotkaną kałużę czy wielkie błotko witaj z rozpostartymi ramionami – rzucaj się w nią i staraj się nie przejmować wartością ubrań, jakie masz na sobie. Ćwicz oddychanie i techniki relaksacyjne z głową  blisko matki-ziemi.

7. Ćwicz spadanie ze schodów, pagórków, ramp. Gdy widzisz jakieś wzniesienie – właź śmiało i spadaj na łeb. Opcjonalnie możesz chronić głowę kaskiem, najlepiej jednak wykorzystać czapkę z daszkiem.

8. Arkusze papieru ściernego potnij na równe pasy i umieść w nogawkach spodni. Przebiegnij maraton. Otarcia skóry lecz „maścią końską”, do kupienia w drogerii Rossmann.

9. Nie siadaj na krzesłach, fotelach, kanapach. Kup od bednarza beczkę z dębowych klepek i siadaj na niej okrakiem przy każdej okazji – oglądanie tv, praca przy kompie, czytanie, prasowanie czy obieranie ziemniaków na obiad. Leczenie bolących mięśni i stawów – patrz pkt. 8.

10. Do koła roweru doczep linkę. Wsiądź na rower i poproś kogoś, by znienacka mocno szarpał linę – nagłe zachwiania równowagi przyjmuj spokojnie – poklep rower i powiedź, że nie ma się czego bać. Gdy spadniesz – wsiadaj ponownie. Ćwiczenie powtarzaj do czasu, aż przestaniesz spadać. Potem lekko zmodyfikuj – w pełnym pędzie wciskaj hamulec na maksa i staraj się utrzymać na siedzonku. Gdy opanujesz – kolejna modyfikacja: zdejmij łańcuch i mocno pedałuj – jeśli uda Ci się przekonać rower, by ruszył w przód, możesz uznać, że ukończyłeś kurs z oceną celującą.

Jeśli opanowałeś już pkt 1-10 to pozostaje tylko poprosić kogoś, by zasadził Ci porządnego kopa – na szczęście!

 

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Pomoce jeździeckie – łydka

DSC_1776

Podstawowa jazda konna to prowadzenie konia na trzech pomocach:

1. Łydka (no dobra, dwie łydki)

2. Wodze (też dwie, podstawowe)

3. Dosiad

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka Ł jak ŁYDKA.

W dużym, bardzo dużym uproszczeniu łydka działa jak pedał gazu w samochodzie. Działanie łydki inicjuje ruch – do przodu lub w bok. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego koń rusza na łydkę, a nie na przykład na gwizdnięcie czy pstryknięcie w ucho? Oczywiście, można konia nauczyć reagować na określony sygnał; taka tresura z pewnością jest skuteczna. Esauł zaczynał galopować, gdy pochylałam się w przód i mówiłam (całkiem cicho): „Dajesz Sułek”. Żadna łydka nie była potrzebna, by zagalopował w terenie. A jednak to łydka jest uznaną pomocą jeździecką i nikt nie zawraca sobie głowy szkoleniem konia na, na przykład, klepanie po szyi. Dlaczego? Bo łydka to nie wymysł, a czysta biologia: dotyk łydki powoduje kurcz mięśni. Ten podkurcz podnosi kończynę tylną. A skoro koń ją podniósł, to teraz musi opuścić. Lewa łydka – lewa zadnia noga, prawa łydka-prawa zadnia noga. Coco jambo i do przodu. Cała tajemnica.

Najbardziej czułe miejsce to okolice tylnej krawędzi popręgu. Łydka powinna więc działać tuż za popręgiem. Najsilniej działa przy krawędzi popręgu; im dalej łydka przesuwa się do tyłu, tym bardziej jej działanie słabnie. Do momentu aż jej popędzające działanie (czyli to podkurczające) przechodzi w reakcję przesuwającą zad w bok.

Pisząc o zmyśle dotyku u koni, wspominałam o tym, że zakończenia nerwowe w skórze konia można otępić stałym i mocnym uciskiem. Tak właśnie nadmierny ucisk popręgu powoduje, że koń się na niego znieczula. O tym należy pamiętać używając łydki. Jej działanie musi być delikatne, bo zbyt silny i stały nacisk spowoduje znieczulenie nerwów. Nacisk łydki nie może więc być stały; jest to działanie bardziej wibrujące, w rytmie danego chodu. Gdy koń pracuje, jego boki się wybrzuszają, a więc same odpychają łydkę. Łydka ma być przyłożona do boku konia, pracuje nie cała noga, a mięsień brzuchaty łydki – samo napięcie tego mięśnia powoduje nacisk na bok konia. Ba, już ruch palców nogi jeźdźca wywołuje napięcie mięśni. I tyle naprawdę wystarczy. Zapamiętajcie – łydka, nie pięta. Często widzę takie właśnie „dawanie łydki” – działanie podkurczoną piętą. Nie wolno też działać łydką z zewnątrz (odstawiać od boku i uderzać). Na takie traktowanie koń zareaguje spazmatycznie. Na starych westernach często widać, jak kowboj wskakuje na konia i wali mu łydami po bokach. Przypuszczam, że Sukcesja padłaby na zawał, gdybym jej zapodała takiego kopa.

Są trzy sposoby działania łydką:

POPĘDZAJĄCE: łydka tuż przy tylnej krawędzi popręgu, miękko przylega do boków konia. Napięcie mięśni=nacisk i ruch do przodu.

PRZESUWAJĄCE: łydka cofnięta na szerokość dłoni od popręgu. Powoduje, że zadnia noga konia przekracza do przodu i w bok. Nie podnosi się łydki do góry (najczęściej to właśnie widzę u swoich uczniów), lecz cofa.

OGRANICZAJĄCE: łydka leży w tym samym miejscu, co przy działaniu przesuwającym, ale nie jest aktywna. Przytrzymuje, pilnuje, by zad nie wypadł (czyli przód i tył konia idą po jednym śladzie) na zakręcie. Jedna łydka działa aktywizująco, wywołując ruch do przodu (w tym czasie wodze, czyli kierownica skręca), druga ogranicza ruch zadu w bok. W rezultacie ładnie wygięty w rogalik koń idzie po jednym śladzie przodem i tyłem.

Działa już sama przyłożona łydka. Czasem trzeba użyć silniejszego impulsu. Zależy to od konia i „obstukania” jego boków. Nasze rekreacyjne rumaki są już dość znieczulone na działanie łydek na bokach. Są konie bardzo czułe na łydkę, są też mniej wrażliwe. Często zależy to od rasy – im bardziej koń zaawansowany w krew, tym bardziej impulsywny. Każdego można jednak otępić. Dlatego trzeba działać delikatnie. Łydki to nie imadło.

Działajcie łydką subtelnie, delikatnie. Koń zareaguje, jeśli podstawy szkolenia nauczyły go takich czułych reakcji. A jeśli nie, to nie jego wina. Winni są jego jeźdźcy, którzy znieczulili mu boki. Chcemy czułych, wrażliwych koni? Śmiało, bądźmy delikatni!

Fot. Kuba Lipczyński # nasze konie

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Przywódca w stadzie – wygrywa najsilniejszy?

DSC_3916

Jeśli jeszcze nie wiecie (a wiem, że bardzo często nie wiecie) to w stadzie przywódcą nie jest ogier. Nie. Zazwyczaj sądzimy tak, bo znamy hierarchię watahy wilków, stada lwów, grupy szympansów. To są drapieżniki. Rządzi najsilniejszy czyli ten, który sprał tyłki rywalom i ma pełen szacun na dzielni. W stadzie koni nie rządzi ogier. Jest w nim oczywiście niezbędny, ale spełnia przyjemne funkcje rozpłodowe i mniej przyjemne, ale jednak dodające fejmu funkcje bodyguarda. W stadzie koni rządzi klacz. Najstarsza, a więc często dość słaba fizycznie, czy nawet z początkiem starczego uwiądu. Dobra, żartuję, ale z całą pewnością klacz-przywódca nie jest silna fizycznie. Nie zdobywa swojej pozycji walką i dominacją siłową. Wiadomo, że konie walczą – kopytami (zarówno przednimi i tylnymi), zębami, masą ciała. Ale to nie w ten sposób zdobywają uznanie i szacunek w stadzie. Przywództwo w stadzie koni daje nie brutalna siła, a doświadczenie i charyzma.

Był czas, że przywództwo w naszym stadzie dzierżyła stanowczo i niepodzielnie Agata – nasz kuc szetlandzki. Agata jest niewiele wyższa od owczarka niemieckiego. Jak taki konus, który przechodzi innym koniom pod brzuchem, miałby zdobyć przywództwo walką? Zastanawiało mnie zawsze dlaczego reszta olbrzymów tak słucha tej maskotki? To oczywiste, że nie ze strachu, że Agata im dokopie czy da po uszach. A jednak miała posłuch, szacunek i żaden z dużych koni nie kwestionował jej poleceń. Kiedyś poprowadziła całe stado przygłupów do centrum miasta – kulturalnie szły poboczem, dłuuuuugim rzędem, spokojnym stępem, jakby wybierały się na nudne zebranie. Przy samochodach, pieszych, rowerzystach. Ojciec pojechał z Kubą samochodem, żeby je zgonić, cały czas zachodząc w głowę, który z końskiej ferajny jest tak stuknięty, że prowadzi stado do miasta. A na przedzie, żwawym kłusikiem (na krótki nóżkach w stępie byłaby za wolna), podrzucając grzywą zasuwała Agata. Wystarczyło zmienić jej trajektorię, by cała banda tępaków podążyła za nią do stajni. Grzecznie i posłusznie jak dzieci prowadzone za rączkę. Za starą, posiwiałą, karłowatą kobyłką.

W stadzie nie sprawuje władzy najsilniejszy. U koni rządzi najstarszy, doświadczony, charyzmatyczny i pełen życiowej mądrości. Stado mu ufa i szanuje go. Dlatego my, ludzie, nic nie wskóramy agresją czy przemocą wobec koni. Wywołamy tylko ogłupiający strach. Jesteśmy drapieżnikami i dlatego żyjemy w przekonaniu, że pozycję rządzącą zdobywa się siłą. Jednak aby koń uznał Twoją wyższość w hierarchii nie musisz prać go batem i przyjmować postawy pana i władcy. Musisz mu pokazać stanowczo, że nie może Cię ignorować i ma słuchać. Możesz przy tym być jego najlepszym przyjacielem. On nie ma się Ciebie bać, ma Ci ufać. Mężczyźni bardzo często o tym zapominają… Sprawiedliwie dodam, że kobiety zapominają z kolei o byciu stanowczą.

Klacz, która rządzi w stadzie ma jedną cechę, która decyduje o jej nadrzędnej roli. Trzeba poobserwować stado na swobodzie, by zauważyć, że ta klacz rządzi poruszaniem się, decyduje o ruchu. Ona odpędza konie, prowadzi w konkretną stronę, ustala kierunek ucieczki w razie zagrożenia (nawet zgłoszonego przez innego członka w stadzie). Dla konia sens istnienia i zarazem cel to RUCH. Jeśli go kontrolujesz, to masz konia w garści.

Jak kontrolować ruch i zostać liderem? Już to robisz – prowadzisz konia siedząc w siodle! To Ty wyznaczasz, w którą stronę i jakim tempem ma się poruszać. Jesteś liderem. No chyba, że koń z Tobą na grzbiecie robi co chce – pasie się, snuje, nie słucha poleceń. To jasne, kto w takim przypadku rządzi i jest przywódcą. Tak samo to Ty musisz sterować koniem z ziemi – prowadząc konia na uwiązie nie daj mu skręcać, targać Cię na boki, wyprzedzać. Przywódca kontroluje poruszanie się. Co więcej, może je nawet uniemożliwić. Dlatego czasem pęta się nogi nieposłusznych koni – gdy zrozumieją, jak bardzo człowiek może kontrolować ich ruch, uznają go za przywódcę.  Nie trzeba  sprawiać im bólu, lać batem czy wrzeszczeć. Wystarczy pokazać, że rządzisz poruszaniem się. W filmie „Zaklinacz koni”, który zahaczał o ideę jeździectwa naturalnego, jest właśnie pokazane takie pętanie. Może zbyt drastyczne, ale jednak to uniemożliwienie ruchu jest dla konia granicą, którą musi przekroczyć. Spętanie jednej nogi nieposłusznego konia jest skuteczniejsze niż dutka – nie boli, a na dłużej uczy, że nie warto się buntować.

ZAPAMIĘTAJ: Sterujesz ruchem, a więc rządzisz. Masz doświadczenie, nie popełniasz błędów w ocenie zagrożenia, dajesz poczucie bezpieczeństwa = jesteś przywódcą, można za Tobą podążać.

Jesteś silny i brutalny, a więc trzeba się Ciebie bać i uciekać. Proste dla roślinożerców. A my, ludzie jesteśmy doskonałymi drapieżnikami. Aby osiągnąć porozumienie z końmi, musimy wyzbyć się instynktów drapieżnika i zostać godnymi zaufania przewodnikami w świecie zagrożeń. Stanowczymi przewodnikami, którzy nadzorują ruch. To jest sekret przywództwa najstarszej, często niedołężniejącej już klaczy w końskim tabunie. Ogier ze swoją siłą może sobie nagwizdać, gdy klacz wykluczy go, wywali ze stada. Nie ślepa siła rządzi stadem. Więc otwórz oczy.

Fot. Kuba Lipczyński # Agatka

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Spacerniak dla więźnia – nie trzymaj konia w karcerze!

 

DSC_0072

Nie spotkałam jeszcze stajni, w której konie miałyby taką swobodę, jak u nas. Od dwudziestu lat nasze stado jest puszczane luzem i łazi gdzie chce, jak chce i po co chce. Dawniej nie budziło to nawet u nas żadnych refleksji – przecież wszystkie łąki i pola wokół były puste. Dziś wyrosło nam pod płotem całe osiedle jednorodzinnych, wolnostojących domków. A mimo tego, że robi się nam z koniną coraz ciaśniej, stado nadal jest puszczane luzem. Nie twierdzę, że to chwalebna postawa i powinna być naśladowana. Co chwilę mamy telefony, że konie pasą się koło szosy, wlazły komuś na posesję, buszują w cudzym zbożu. Pewnie powinniśmy to w końcu ukrócić, ale brak nam rąk do pracy i funduszy finansowych. W związku z tym stajenny o 5 rano otwiera wszystkie boksy i strzela z bata – tabun wylatuje na włości i snuje się do woli. Nie wszyscy wokół, łącznie z nami, są z tego powodu zadowoleni. Jedno jest pewne – najszczęśliwsze są konie.

Żal mi tych wszystkich zwierząt, które stoją całymi dniami w boksach, a ich potrzebę ruchu zaspokaja się pracą pod siodłem, na lonży, czy w ogłupiającej i monotonnej karuzeli. Nie uważam, że wymuszony ruch jest zły. Wprost przeciwnie, należy zmuszać konie do ruchu, bo od tego zależy ich zdrowie fizyczne i psychiczne. Wiadomo, że mięśnie i stawy pozostające w ruchu są dobrze ukrwione, natlenione. Kopyta pracują, płuca pracują, serce energicznie pompuje dobrze utlenioną krew do wszystkich narządów ciała. Jednak ruch wymuszony daje koniowi korzyści tylko fizyczne. O zdrowiu psychicznym konia, który łazi w karuzeli, biega w kółko na lonży czy pracuje pod jeźdźcem na padoku (łeb ustawiony, kierunek i tempo dyktuje jeździec) lepiej się nie wypowiadać. I teraz wyobraźcie sobie, że koń ten wychodzi ze swojej celi tylko na te zajęcia z wymuszonym ruchem, a potem wraca do karceru. A gdzie swoboda? Gdzie zabawa w stadzie, drzemka na słoneczku, węszenie i łapanie wiatru w uszy? Gdzie całe życie społeczne, poczucie bezpieczeństwa i więzi, jakie daje stado? Brak porządnego pastwiska przy stajni to zbrodnia na psychice konia!

Konie nie są stworzone do stania w stajennym boksie. Nigdy nie chowały się po jaskiniach czy szałasach. Zawsze żyły na otwartych, bezkresnych równinach. Uwielbiają wiatr, nie boją się deszczu, odpoczywają w towarzystwie współplemieńców. Na pastwisku tyle się dzieje! Konie zaczepiają się nawzajem, ganiają. Pasą się lub nawet  drzemią, czując się bezpieczne w towarzystwie stada. Stajnia to nuda, monotonia, splin. Pastwisko, choć wydaje nam się, że jest jednym wielkim „nicnierobieniem”, dla konia jest ogromną rozrywką. On jest stale zajęty! Obserwuje, je, zaczepia kumpli, wącha, biega, bawi się. Jego mózg pracuje. Tyle wrażeń! Koń stojący w stajni, będzie sobie sam dostarczał rozrywki : zacznie tkać, łykać, heblować. Narowy i nałogi biorą się z nudy. Poza tym, koń-więzień będzie bardziej strachliwy i płochliwy od tego, który swobodnie poznaje i obserwuje świat; to przecież logiczne.

Nasza konina wolności i swobody ma w bród. Jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądają szczęśliwe konie – zapraszam. Codzienna dawka pastwiskowego prozacu i koń przyjaźnie i radośnie wita wszystkich odwiedzających stajnię ludzi. Polecam położyć się w trawie, ze źdźbłem w zębach i odprężyć się pod błękitnym niebem – konie obok będą biegać, obserwować, co ciekawsze zbliżą się i chuchną ciepłymi chrapami w Waszą twarz. To jest właśnie raj na ziemi.

Fot. Magda Wiśniewska # Sukcesja i Czubajka

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Daj głos!

1

I znów jeden wpis generuje mi powstanie kolejnego. Pisząc o końskim pojmowaniu języka gestów wspomniałam o komunikacji werbalnej, głosowej. I czuję, że powinnam do tego wrócić.

Wiadomo, że my ludzie najbardziej polegamy na komunikacji werbalnej. Oczywiście, używamy języka ciała, rozwiniętego kodu postaw, ruchów i gestów, ale to słowo mówione zajmuje najważniejsze miejsce w naszej komunikacji z innymi. Nie tylko ludźmi, ale i zwierzętami. Szkolimy psy przy użyciu komend słownych, uczymy koni określonych reakcji na pojedyncze słowa (stój, kłus, nazad, noga itp.), tresujemy foki czy zwierzęta w cyrku, by reagowały na polecenia głosowe. Jesteśmy jednak jedynym gatunkiem na ziemi, który w aż takim stopniu polega na komunikacji werbalnej. Świat zwierząt nie jest jednak zupełnie niemy, cichy. Wiemy o trąbieniu słoni, „mowie” delfinów, ryku lwów. Psy szczekają, koty miauczą, konie rżą. Zwierzęta używają głosu, ale w świecie zwierząt głos nie jest dominującą formą kontaktu z drugim osobnikiem. A same konie głosu używają stosunkowo rzadziej niż inne zwierzęta. Stado, które generuje oczywisty hałas, jest łatwiejszym łupem dla drapieżników. Dlatego obserwując pasące się konie, zwróciłam uwagę na panującą tam ciszę. Rozmawiają ze sobą, to oczywiste. Ale bardzo rzadko używają głosu. Jest cała gama odgłosów wydawanych przez konie: rżenie, kwiki, parskanie, a nawet jęki. Konie polegają jednak głównie na komunikacji niewerbalnej, a samego głosu używają rzadko. To, że my ludzie polegamy głównie na kontaktach głosowych, utrudnia nam uzyskanie porozumienia.

Z koniem można porozumiewać się głosem. Problemem jest to, że używamy go zbyt wiele i przez to odwrażliwiamy, odczulamy konie na głos. Jesteśmy gadułami i często zalewamy konie całym potokiem niepojętych dla nich oracji, lub najzwyczajniej w świecie przesadzamy z ilością głosowych bodźców. Cmokamy, gwiżdżemy, wydajemy z siebie całą gamę najróżniejszych dźwięków. (Nie znoszę cmokania – jest nieeleganckie i działa mi na nerwy. Wyobrażam sobie, jak musi działać na konia.) Zalewamy konie sygnałami dźwiękowymi i powtarzamy je bez końca przez co tracą swoją moc. Jeśli mówisz do konia „stój!” to on ma stanąć. Po cholerę drzesz się: prrrrr! stój! gdy chodzi Ci tylko o przejście do stępa? Nic dziwnego, że „głupi” koń nie słucha. Większość bodźców głosowych jest przez konie ignorowana, bo zatraciły już ich sens. W potoku wypowiadanych do nich słów trudno im odnaleźć te, które są komendą, kluczem do wykonania konkretnego zadania. Jeśli mówisz do konia „dobry konik”, po dobrze wykonanym ćwiczeniu, to jest to dla konia nagroda i tak koń te słowa rozumie. Jeśli pół dnia klepiesz konia po tyłku i mówisz jaki jest dobry i grzeczny to koń zaczyna te słowa ignorować. Nie rozumie tego hałasu.

Nie twierdzę, że do konia nie powinno się mówić. Wprost przeciwnie – mów, ile chcesz! Opowiedz mu całe swoje życie, zwierz się z marzeń, zdradź na kogo będziesz glosować w wyborach prezydenckich i co zjesz jutro na obiad. Z tonu Twojego głosu koń wyciągnie informację, jakim człowiekiem jesteś – czy mu zagrażasz, czy go lubisz, czy jesteś zdenerwowany czy zrelaksowany. Mów, ile chcesz. Tylko nie myl tego z rozmową. Z koniem rozmawia się językiem ciała i pojedynczymi komendami głosowymi. Jak często konie między sobą używają głosu? Jeśli chcesz porozmawiać z koniem to używaj głosu tak jak on – rzadko, ale w konkretnym celu. Na takie słowne komendy koń zareaguje i odpowie. W ten sposób Wasza komunikacja będzie przebiegać bez zakłóceń.

Fot. Ania Porożynska # Esauł

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Każdy jaki jest, koń widzi

Arkana

Wszyscy wiemy, że koń nie potrafi mówić. Tak werbalnie jak my, czyli wypowiadać słów, układać zdań, porozumiewać się kodem dźwiękowym. Konie mówią do nas językiem ciała, gestów, mimiką. My uparcie zalewamy je potokiem słów, które są przecież dla nich zupełnie niezrozumiałe. Wiem i widzę, że konie mogą nauczyć się reagować na określone komendy słowne. Tak na lonży pracuje nasza stara Czara – reaguje na komendy kłus, stępa, stój, dodaj, wolniej itp. Na co dzień jednak zalewam ją zawsze potokiem  niezrozumiałych dla niej słów: „Co tam Czarka, starość nie radość. Schudłaś coś ostatnio, a gdzieś ty się tak wybrudziła, istna świnia, a nie koń, dawaj wyczyścimy te zaklejki. No stój głąbie, czego ten płot obgryzasz? Nudzi ci się? Gazetę ci przynieść? Przestań grzebać nogą, już kończę, zaraz wracasz do stajni” itd. itp. Nie jestem tak ślepa i bezmyślna, by nie wiedzieć, że z tej całej oracji Czarka nie pojęła ani słowa. Ale jestem tak wrażliwa i świadoma, by wiedzieć, że dotarł do niej sens: troska o nią, ciepłe podejście, brak zagrożenia czy moja irytacja. Ona nie wie o czym mówię, ale wie, jak to mnie charakteryzuje. Jestem jej przyjacielem, nie stwarzam dla niej zagrożenia, moje działania mają na celu jej dobro, nie zamierzam jej bić, wymagać czegoś ponad jej siły; nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy. Co więcej, ona wie kim jestem, jaki mam dzisiaj humor, czy jestem zdenerwowana, poirytowana, lub wprost przeciwnie mam dobry nastrój i nic mnie nie stresuje. Każdy koń jest ekstremalnie wyczulony na odbiór gestów, grymasów mimicznych, postawy i ruchów człowieka. Z tego obrazu, dla nas często zupełnie niejasnego, koń buduje sobie indywidualny obraz osoby. Bo koń widzi, jak ktoś jest. Rozpoznaje to błyskawicznie.

Wiedzieliście, że koń jest w stanie wyczuć puls i poziom adrenaliny u człowieka z odległości nawet kilku metrów? To ich wewnętrzny barometr tak czule reaguje na partnera kontaktu. Aby przeżyć w świecie drapieżników koń musiał wykształcić w sobie tę umiejętność szybkiej oceny zachowania i mowy ciała. Konie nie rozumieją języka polskiego, angielskiego czy narzecza z Doliny Kongo. Rozumieją jednak i znają inny język – język ciała. I odczytują go bezbłędnie; tak naprawdę wierzę, że wiedzą o mnie więcej niż ja sama. Mama często mnie pytała, gdy coś mi nie szło na treningu: „Co z Tobą? O czym myślisz? Jesteś chyba jakaś zestresowana, bo koniowi się udziela. Nie denerwuj się, bo nic Ci nie wyjdzie”. Często nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jakieś wydarzenie czy konfrontacja w życiu osobistym odbija się na moim zachowaniu tu i teraz, podczas treningu. A koń od razu rozpoznaje, że coś jest ze mną nie tak – dziś jestem spięta, szorstka, mechanicznie wydaję komendy, myślę o czymś innym, nie skupiam się na nim. Kiedyś Kuba pokłócił się o coś z Wojtkiem. Jakaś drobnostka, ale ponieważ są obaj mocno emocjonalni to kłótnia wybuchła nagle i miała gwałtowny przebieg. Kto ich kiedyś słyszał w akcji ten wie, że lepiej się ewakuować, by nie oberwać rykoszetem. Tego dnia Kuba miał zaplanowany kolejny, codzienny trening z parą koni, które na zlecenie układał do pracy w zaprzęgu. Zdziwiłam się, gdy przerwał tę rutynę i tego dnia dał koniom wolne. Złośliwie skomentowałam: „Co, już Ci się nie chce? Odpuszczasz leniu?” Podirytowany Kuba wybuchnął: „Daj mi spokój! Nie widzisz, jaki jestem wściekły? W takim stanie nie ma sensu zbliżać się do koni, powinnaś to wiedzieć”. Ukłon. Powinnam. I przecież wiem. Lepiej odpuścić, niż przez własne frustracje zmarnować wykonaną pracę. Koń wyczuje Twój nastrój w mig i zestresuje się razem z Tobą. Po co mu to?

Wiadomo przecież, że koń jest wrażliwy na zachowanie swojego jeźdźca: ty się boisz, więc i koń jest spięty; jesteś spokojny i opanowany – możesz przelać ten spokój i pewność siebie w zwierzę, na którym siedzisz. W tym sensie koń staje się lusterkiem, które odbija Twój obraz. Przypatrz się dobrze, jaki jest Twój koń, a będziesz wiedział, jaki sam jesteś. I winy za jego złe zachowanie najpierw poszukaj w sobie. Może za ostro reagujesz, za bardzo go stresujesz? Może za dużo wymagasz? Najpierw wsłuchaj się w siebie, potem oceniaj zachowanie konia.

Konie widzą jasno i wyraźnie, jaki kto jest. Rozpoznają agresywne jednostki, nawet jeśli te nie zdążyły jeszcze krzyknąć czy uderzyć. Język ciała, zapach, podwyższone tętno i adrenalina uderza konia po oczach, nosie, uszach. Szorstkie gesty, agresywna postawa ciała, podniesiony głos – koń automatycznie sam się spoci, gdy będziesz się tak przy nim zachowywał. Nie będzie stał spokojnie ze zwieszonymi uszami i opuszczonymi powiekami; on będzie kręcił się niespokojnie, pochrapywał i rozglądał się bacznie rozbieganymi oczyma. Nawet jeśli to najspokojniejszy misiek w stajni. Tak samo własnym spokojem wewnętrznym możesz wyciszyć i uspokoić zbyt podniecone zwierzę. Mową ciała, gestami, niewerbalną komunikacją. Słowa: „Uspokój się” nie wywołają reakcji. Gesty i ruchy, mówiące dokładnie to samo, zostaną odczytane prawidłowo.

Monty Roberts wysunął nawet stwierdzenie, że konie bez trudu potrafią zidentyfikować ludzi, którzy absolutnie nie mają zamiaru bądź możliwości wyrządzić im krzywdy. Dlatego też tak idealnie nadają się do zajęć z hipoterapii – rozpoznają jednostki bezradne i, zupełnie inaczej niż drapieżniki, stają się opiekuńcze. Drapieżnik eliminuje słabych, upośledzonych, niepełnosprawnych ruchowo. Koń rozpoznaje osobę bezbronną, niemającą wobec niego złych zamiarów i lgnie do niej. Dlatego nasza Minka potrafiła skubnąć mnie zębami przy łapaniu wędzidła, a kostkę cukru spomiędzy paluszków kilkulatka wyciągała delikatnie wargami bez żadnego uszczypnięcia. Tak samo zachowywała zupełną świadomość stanu tego, kogo niosła na swym grzbiecie – była urodzoną hipoterapeutką.

Zmysły konia są ostre, wyczulone. Wiesz, że koń rozpoznaje słuchem Twoje kroki? Nawet nie Twój głos, już sam odgłos Twoich kroków upewnia go, że właśnie się zbliżasz. Esauł rżał cicho, gdy przechodziłam obok stajni; zazwyczaj wchodziłam do środka z jakimś smakołykiem dla niego. Kiedyś zagadałam się z mamą przed nową stajnią – Esauł pukał nogą w boks! Mama powiedziała: „Zanieś mu te jabłka. Woła Cię. Słyszy, że tu jesteś i czuje to wiadro pełne spadów z jabłonki”. Tak samo Czardasz rżał i walił kopytem w drzwi boksu, gdy Arleta przyjechała z wizytą i rozmawiała z nami przed stajnią. Nie widział jej wtedy kilkanaście tygodni, a rozpoznał głos. Pamiętam, jakie to zrobiło na mnie wtedy wrażenie.

Koń rozpoznaje nas zapachem, słuchem, wreszcie wzrokiem. I zna nasze zamiary, choć często próbujemy je ukryć. Po Czubajkę, a potem Sukcesję chodziłam na pastwisko w sukience lub krótkich szortach. Jeśli miałam na sobie śmierdzące koniną bryczesy, żadna z kobył nie dała do siebie podejść – wiedziały, że chcę je wziąć do pracy. Jeśli idę na pastwisko tak po prostu pospacerować, tłoczą się wokół mnie ciekawskie konie, by sprawdzić co im przyniosłam. Kiedy idę łapać konie na jazdę nagle wokół siebie mam pustkę – wszystkie mierzą mnie z bezpiecznej odległości i nawet na smakołyk trudno je zanęcić. Chowam kantar czy uwiąz za plecami, wyciągam rękę z pachnącą kusząco marchewą i stoję jak pajac, ignorowana przez konie, które już widzą, co się święci.

Twoje zachowanie, tembr głosu, gesty i postawa odbijają się na matrycy, którą przetwarza sobie koń, budując z niej Twój indywidualny obraz. Wszystkie frustracje, stresy, irytację koń rozpoznaje i zachowuje ostrożność. Nie ukryjesz nic przed koniem, nawet jeśli skutecznie udało Ci się coś ukryć przed samym sobą, czy innym człowiekiem. Konia nie oszukasz. Człowiek jaki jest, koń widzi.

Czarka

Fot. Kasia Sikorska Photography # Arkana, Czara

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

I jeszcze jeden i jeszcze raz o płoszeniu się

DSC_1654

Płochliwość konia to temat rzeka i choć pisałam już o tym, to temat jest niewyczerpany. Spróbuję wyjaśnić Wam skąd to właściwie się bierze. Wspominałam już o cechach gatunkowych konia jako roślinożercy, pisałam jak dodać koniowi pewności siebie, wyjaśniałam, jak działa zmysł wzroku. I jeszcze raz od początku: dlaczego koń się płoszy?

Wiemy, że koń jest roślinożercą, ofiarą drapieżników. Prosta sprawa – przetrwanie zależy nie od jego brawurowej obrony, lecz szybkiej ucieczki. Jedyną bronią, jaką koń dysponuje w tej walce o życie, są nogi. Konie nie mają poroża, rogów, ostrych kłów czy nawet żądła. Można uznać, że są wybitnie bezbronnymi ofiarami. Jakoś musiały sobie radzić, by przetrwać w świecie perfekcyjnych drapieżników. Ukierunkowały się więc na błyskawiczną ucieczkę. Cały aparat ruchu jest zbudowany w ten sposób, by koń mógł zerwać się momentalnie do biegu i rozwinąć odpowiednią szybkość. Decyzja o ucieczce podejmowana jest instynktownie i bez zbędnych refleksji. Koń nie zastanawia się, nie analizuje, nie przygląda się, nie traci czasu na upewnienie się, że warto tracić energię na zryw. Jego mózg, również ewolucyjnie przystosowany, reaguje w ułamku sekundy. Dlatego konie płoszą się na najlżejszy szmer, najbardziej nieszkodliwy nawet i niezagrażający im widok. To był warunek ich przetrwania – lepiej stracić energię na bezsensowną ucieczkę niż stracić życie, bo zareagowałeś za późno. Często zdarzało mi się myśleć o koniu: „Ty debilu. Jak można bać się omszałego głazu. Jesteś najgłupszym zwierzęciem, jakie znam”. Nie, koń nie jest głupi. Ten gatunek przetrwał, choć Stwórca w swojej nieskończonej mądrości (i najwyraźniej ignorancji) nie dał mu żadnych narzędzi obrony. Dał mu za to mocne nogi i mózg, reagujący bez zastanowienia. Fałszywy alarm i niepotrzebna reakcja jest lepszy niż precyzyjne badanie i strata czasu. Tego koń nauczył się prawem ewolucji, która wyeliminowała jednostki rozważnie analizujące potencjalne zagrożenie. Nie jest głupi, jest zaprogramowany na sukces w walce o życie. Jeśli to rozumiesz, to wiesz, że nie można mieć do niego pretensji. To nie głupota zwierzęcia, to mądrość natury. Ten brak precyzji i błyskawiczność podejmowanych przez konia decyzji, to główna przyczyna problemów, jakie mamy z końmi. Trzeba to zrozumieć i umieć wykorzystać.

Nie jesteśmy w stanie wyeliminować płochliwości konia. Możemy ją złagodzić, lub wprost przeciwnie – umocnić. W swoich działaniach najczęściej ją umacniamy. Jeśli koń przestraszył się czegoś, a Ty w ramach dyscyplinowania trzaskasz mu po tyłku batem to nie uczysz go, że zrobił źle i ma tak nie robić. Ty dodajesz mu kolejny bodziec negatywny, który utwierdza go w przekonaniu, że niebezpieczeństwo było realne. Gdy następnym razem spotka ten sam przedmiot czy dźwięk lub ruch to na 100% zareaguje tak samo lub jeszcze mocniej, z większą paniką. Sam go utwierdziłeś w tym, że jest się czego bać, że spotka go coś nieprzyjemnego. Tak samo jeśli koń raz zareaguje ucieczką od potencjalnego (w jego pojęciu) zagrożenia, to zapamięta raz na zawsze, że ta ucieczka go wtedy uchroniła, zadziałała. Następnym razem będzie zwiewał jeszcze wcześniej. Ty możesz mu tylko pokazać, że się myli. Jeśli zachęcisz go do zbadania przedmiotu, którego się boi, a najlepiej do powąchania go, to raz na zawsze masz problem tego przedmiotu z głowy – zapamiętany zapach zapisze się w mózgu konia jako niegroźny i kolejny raz koń na niego nie zareaguje. Dlaczego jednak koń miałby pozwolić sobie na zbliżenie się do tego przedmiotu tylko dlatego, że Ty mu każesz? To proste – bo Ci ufa. Bo Ty jesteś przywódcą w jego stadzie.

Stado gwarantowało koniom przetrwanie. Samotny koń, wykluczony ze stada nie miał szans na stepie. Teraz wyobraźcie sobie pasące się stado koni. Czy w tym stadzie co chwilę inny osobnik zrywa się do biegu? Bo konia z prawej przestraszył szmer, konia na lewej flance świerszcz w trawie, a konia, który pasie się na godzinie piątej spłoszyła jaszczurka. Nie, to nie jest tak, że każdy sobie rzepkę skrobie i włącza motor na własne widzimisię. Konie nie latają w grupie jak wolne elektrony. Sygnał do ucieczki dla stada daje klacz-przewodniczka.  To ona decyduje, a stado jej ufa. Kierunek, prędkość, moment zrywu – to ustala klacz, lider stada. Jeśli pracujesz z koniem, a on Ci ufa, możesz kontrolować jego ruch. To właśnie robisz – z siodła czy z ziemi. Jako lider możesz w pewnym stopniu kontrolować instynkt ucieczki. Możesz przekonać konia, że coś jest niegroźne. Zachowuj spokój i zaraź tym konia. To w zasadzie powtarzanie tego, co już pisałam, ale ważne do zapamiętania: pewność siebie koń czerpie od Ciebie. Nie oduczysz konia płoszenia się – to jego instynkt, odruch wypracowany na przestrzeni tysięcy lat i zakorzeniony na poziomie, którego nie jesteś w stanie modyfikować. Możesz jedynie łagodzić, uczyć, ukierunkowywać konia. Konie uczą się b. szybko. Im więcej bodźców przekażesz im jako niegroźne, tym mniej nagłych panicznych spłoszeń Cię czeka. Tak pracuje się np. z końmi policyjnymi czy kiedyś rycerskimi, bojowymi, wojskowymi. Odczulone na wiele bodźców, które poznały są już odważniejsze. Nie gwarantuje to, że nie przestraszą się czegoś nowego i nie eliminuje ich płochliwości. Po prostu daje doświadczenie.

Ewolucja przystosowała zwierzę uciekające do szybkich reakcji. Nie jesteśmy w stanie tak szybko reagować. Pod tym względem jesteśmy w pewnym sensie ułomni. Często dzieci reagują tak jak koń czyli bez zastanowienia – mówię Stasiowi: „Podaj klocek” i on go od razu podaje. Mówię Kubie: „Podaj łyżkę”, a on patrzy w mój talerz, analizuje, co będę jeść i pyta, gdzie jest łyżka, choć od 7 lat sztućce mamy w tej samej szufladzie. Koń reaguje szybko. Nie tylko na zagrożenie, także na polecenia, jeśli przekażesz je precyzyjnie. Tak więc zamiast narzekać na płochliwość koni i ich szybką reakcję trzeba za to podziękować. Bo tak samo szybko i bez refleksji koń zareaguje na Twoje polecenie. Ale to już inna bajka.

Fot. Kasia Sikorska Photography  # Gondola

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

«< 10 11 12 13 14 >»
Trotter - obozy jeździeckie

Kategorie

  • ARTYKUŁY
  • Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI
  • NATURAL
  • TEORIA vs. PRAKTYKA
  • Z MOJEGO ŻYCIA
  • Te znane konie
  • Ci znani ludzie

Ostatnie wpisy

  • Ostatnie miejsca na obozy jeździeckie TROTTER
  • Proces uczenia się – jak koń przyswaja wiedzę? ODCINEK 4 – WARUNKOWANIE
  • Kurs ODKRYJ TAJEMNICE KONI I USŁYSZ CO CHCE POWIEDZIEĆ KOŃ
  • Obtarcia na końskiej skórze – to Twoja wina! Jak zapobiegać i leczyć?
  • Dlaczego koń Cię nie słucha? Bo Ty nie słuchasz jego!

Najpopularniejsze wpisy

  • Kocham konie, ale wciąż się boję – jak radzić sobie z paraliżującym strachem?
    24 comments
  • Znów księżniczka Anna spadła z konia czyli krótki poradnik spadania
    19 comments
  • Jak Ania galopu uczy
    19 comments

Archiwa

  • maj 2018
  • listopad 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • grudzień 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • maj 2015
  • kwiecień 2015
  • marzec 2015
  • luty 2015
  • styczeń 2015
  • grudzień 2014
  • listopad 2014
  • wrzesień 2014
  • maj 2014
  • kwiecień 2014
  • marzec 2014
  • luty 2014
  • styczeń 2014
  • grudzień 2013
  • listopad 2013
  • październik 2013
  • wrzesień 2013
  • sierpień 2013
  • lipiec 2013

Polecane strony

Możesz mnie znaleźć też tu:

  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
© Czubajka 2025