Czubajka
o koniach i nie tylko ...
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
RSS

Jeździec idealny – jakie cechy powinien mieć?

DSC_1664

Jeździć każdy może. Wróć, wozić się każdy może. Aby osiągnąć pełną harmonię i mistrzostwo w jeździe trzeba wyróżniać się pewnymi cechami charakteru, które czynią jeźdźca idealnym partnerem konia. Jaki powinien być wzorowy jeździec?
Pisałam już o elitarnym aspekcie jazdy, o tutaj. To, czy do tej elity należysz, zależy przede wszystkim od tego, czy masz takie cechy:

1. Kultura osobista – tłumaczyć nie trzeba. Ordynarnym chamom i bezmózgim kmiotom mówimy stanowcze NIE.
2. Miłość do zwierząt i empatia. Jasne i oczywiste. Kocham konie, nie krzywdzę ich. Wszelkich błędów szukam najpierw u siebie, nie obarczając winą zwierzęcia i nie wyładowując na nim moich frustracji. Współczuję im konieczności słuchania tępaka, jakim jest człowiek i jestem wdzięczna za okazaną mi chęć współpracy.
3. Cierpliwość. Niezbędna i konieczna. Jazda konna to nie spektakularny sport z szybkimi i imponującymi efektami. Pogódź się z tym i zaakceptuj, że na efekty trzeba długo czekać. Nie ma drogi na skróty. A jeśli jakąś pseudo-drogę zastosujesz, złamiesz punkt nr 2.
4. Samodyscyplina i upór. Najlepszy przykład, jaki znam to mój szwagier Wojtek. Z jazdy nie zwalnia go ani gradobicie, ani tsunami. Podejrzewam, że jeśli mój pogrzeb będzie kolidował z planem treningów Wojtka, to stypa będzie tańsza o jedną osobę.  Postawiony sobie  cel Wojtek realizuje z zaparciem i nie szuka wymówek.
5. Odpowiedzialność za partnera. Czyli za konia, oczywiście. Idealny jeździec stawia dobro konia na pierwszym miejscu. Nie zaryzykuje kontuzji konia swą nierozwagą czy bezmyślnie nie obciąży jego zdrowia psychicznego.  Dba o zdrowie i bezpieczeństwo swojego partnera.
6. Sprawiedliwe postępowanie. Dotyczy zwłaszcza karania. I znów – odsyłam Was do tego wpisu.
7. Wiedza teoretyczna. Jeździec idealny dokształca się, czyta, bada. Ma solidną wiedzę na temat natury konia, jego zachowań i cech gatunkowych (czyli dobrze wie m. in. to) oraz zasad szkolenia i postępowania z koniem. Rozumie konie i sposób najlepszej z nimi współpracy.

Opisane wyżej cechy są niezbędne dla tworzonego przeze mnie na Waszych oczach ideału. Co przyda się nam jako bonus, niekonieczny, ale mile widziany? Przede wszystkim średni wzrost i smukła sylwetka. Jeśli masz nadwagę to zlituj się i wróć do pkt 2. Potrenuj z Ewą Chodakowską i wtedy zostań mistrzem olimpijskim w którejś z dyscyplin jeździeckich. Wyjdzie nie tylko na korzyść konia, ale również pomoże Ci osiągnąć konieczną dla jeźdźca idealnego sprawność fizyczną. Do tej sprawności zaliczam niezbędną zręczność, nie mylić z siłą. Nie musisz być Pudzianem, po prostu bądź zręczny, reaguj i działaj.
Koń może pociągnąć na wędzidle kilka ton. Masz taką siłę? Więc nie próbuj się z koniem siłować. Sprawnie reaguj na zagrożenie i zręcznie go unikaj. Nie rozstawaj się z siodłem z byle powodu i naucz się wykorzystywać własną sprawność i spryt, by wygrać w potyczce.

Mogę powiedzieć skromnie, że poza drobnymi niedociągnięciami (lenistwo, nieogar zręcznościowy) mam dobre zadatki na idealnego jeźdźca. Takim jednak nie jestem. Jeszcze nie. Jeszcze.

Fot. Kuba Lipczyński # Sukcesja i ja

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Ja tu rządzę! Jak postawić się na pozycji lidera?

06czerwiec

Pisałam już o instynkcie stadnym i o tym, jak skłonność do podporządkowania się ułatwia nam szkolenie konia. Każde nasze działanie powinno mieć na celu podbudowanie naszej pozycji jako lidera, osobnika stojącego wyżej w hierarchii stadnej. Jeśli koń nie będzie Cię szanował i nie podporządkuje się, to nic z nim nie osiągniesz. Miałam kiedyś nauczycielkę angielskiego, która robiła błędy pisząc na tablicy, a mówiła na zasadzie „Kali mieć, Kali chcieć”. Jakim była dla mnie przewodnikiem w nauce języka? Żadnym, nie chciało mi się nawet wypełniać ćwiczeń. Nie szanowałam jej, więc nie chciało mi się przykładać. Gdy zmieniono mi nauczyciela, pokochałam nie tylko ten język, ale naukę języków obcych w ogóle. Jeśli nie masz autorytetu, nie zmotywujesz nikogo i nikt nie będzie Cię szanował. To samo dotyczy konia, bo choć w wielu przypadkach mówi się „koń-profesor” czy mój koń-mój nauczyciel, to wyższa szkoła jazdy polega na byciu nauczycielem i trenerem swojego wierzchowca. Dotyczy to zwłaszcza szkolenia młodego konia.

Aby nie podkopywać swojego autorytetu trzeba stać się koniem. Po prostu. Zachowuj się jak koń-przewodnik stada. Obserwacje naszej bandy na pastwisku nauczyły mnie tego, jak zachowuje się przywódca, a jak podporządkowane mu jednostki uległe. Wiem, jak akcentują swoją pozycję klacze i jak ustalają ją między sobą wałachy. Sympatie i antypatie też można dostrzec, ale nawet konie, które nie lubią innego, podporządkowują mu się, gdy akcentuje on swoją wyższość. Te słabsze też pokazują swoją uległość dość wyraźnie poprzez skłonność do ustępstw i podkreślanie swojej podrzędnej roli. Aby być liderem w siodle, musisz też być liderem na ziemi. Jak ustawić się w stadzie na pozycji wysoko zaawansowanej w hierarchii?

Przede wszystkim nie podkopuj sam sobie autorytetu. Często robimy to bezwiednie: podchodzimy do konia z opuszczoną głową i od razu ustawiamy się z boku. Prowadząc konia w ręku, dajemy mu się wyprzedzać. Drobiazgi, ale upewniają konia o naszej poddańczej, słabej pozycji. Spójrzcie na mój szkic pola dominacji u konia (nie jest to rysunek autorski, ale przynajmniej własnoręczny; mojego talentu proszę nie komentować, nie mogę być mistrzem we wszystkim):

obszar dominacji

W strefie pierwszej, znajdującej się z przodu konia, ustawiają się względem współtowarzyszy jednostki dominujące, stojące w hierarchii stadnej wyżej niż dany koń. Tak na przykład ustawia się klacz do źrebaka, ogier do młodzika, dominant do słabeusza. Jeśli jesteś w tej strefie dajesz koniowi sygnał: „Jestem od Ciebie silniejszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony. Słuchaj mnie i szanuj.”
W polu nr dwa ustawiają się podporządkowane konie. Nie wyprzedzając lidera akceptują jego przywództwo nie robiąc jednocześnie z siebie totalnych ofiar i cieniasów. Koń, stojący tak u boku przywódczyni stada – najstarszej klaczy, podkreśla swoje uszanowanie jej przywództwa, a jednocześnie daje innym znać, że sam jest ważną, choć nie najważniejszą figurą w stadzie.
W obszarze trzecim znajdują się siermięgi i nastoletni gamonie. To konie o najmniejszym znaczeniu w hierarchii stada, które swoją pozycję dopiero będą budować, lub pogodzą się z losem, bo charaktery mają uległe i słabe.
Co ciekawe, zdarza się, że koń o najwyższej pozycji dobrowolnie lokuje się w strefie trzeciej. Tak postępuje często ogier, pilnując tyłów swojego stada. Tak też może zachować się przewodniczka-klacz, a mimo to nie podkopie swojej pozycji. Jeśli koń już zbudował swoją pozycję, nie musi jej co chwilę podkreślać, jest swobodny i pewny siebie. Przypomina o niej tylko tym, którzy się zapomną,”zagalopują”. Wymienność tych dwóch stref pozwala nam, ludziom, pracować z koniem np. na dwóch lonżach. Mimo tego, że znajdujemy się z tyłu konia, musi on zaakceptować naszą rolę przewodnika. Tak samo ma się rzecz w zaprzęgu – pozycja powożącego w polu trzecim nie wyklucza jego roli lidera.

Prowadząc konia w ręku, podchodząc na pastwisku czy pracując z nim z ziemi zawsze pamiętaj, by jak najczęściej ustawiać się w strefie największej dominacji. Podkreślaj swoją pozycję, kiedy tylko możesz, a koń nie będzie się buntował i posłusznie uzna Cię za swojego przewodnika.

Fot. Kuba Lipczyński # Morus

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Zbrodnia i kara – czy można konia karać biciem?

CC

Karanie konia jest, niestety, nieodzowne w procesie jego wychowywania i szkolenia. Pewnie każdy zgodzi się ze mną, że bicie jest złe. Nie zamierzam tego kwestionować. Ale nigdy nie powiem, że nie powinno się karać konia. Nie przyznam racji żadnemu miłośnikowi „konisi” twierdzącemu, że karać nie wolno. Jak w ogóle można mówić o procesie wychowawczym bez stosowania kar? Czy Wasi rodzice nigdy Was nie karali? Nie mówię o laniu kablem od żelazka, bo to już zahacza o sadyzm. Mówię o zwykłych karach, jakie rozhulany nastolatek musi znosić – szlaban na kompa, godzina policyjna, zakaz obejrzenia filmu w telewizji czy wyjścia na imprezę. Takie kary nie zrujnowały mi psychiki, nie okaleczyły mnie w żaden sposób, nie powodowały bólu fizycznego i nie podkopały mojej miłości i przywiązania do rodziców. Tak samo w postępowaniu z koniem należy opierać się na systemie kar. Kar, które następują bezpośrednio po przewinieniu (koń nie kojarzy w odstępach czasu, nie łączy faktów) i, to już mój prywatny pogląd, nie powodują niepotrzebnego bólu i stresu. Zbyt często widuję jeźdźców karcących swoje wierzchowce stosowaniem „trzech szybkich” po zadzie, aż zostają pręgi. Zbyt wiele koni spotkałam, które na widok bata do lonżowania tańczyły z szaleństwem w oczach. Koń ma dziwną skłonność, którą chyba też można wytłumaczyć instynktem stadnym i przyzwyczajeniem do poddawania się osobnikowi stojącemu wyżej w hierarchii. Koń cierpi w milczeniu. Znosi maltretowanie fizyczne i ból bez skargi. Dopiero oszalały ze strachu zaczyna się bronić. Stosując jakiekolwiek kary trzeba pamiętać, że sekretem doskonałej jazdy konnej jest pozyskanie zaufania konia. Nie osiągniesz tego karząc konia w przypływie emocji czy gniewu. Kara musi być przemyślana, jasna i oczywista dla konia i musi przestać działać, gdy osiągnie skutek.

Aby zastosować karę, trzeba upewnić się co do kilku rzeczy. Po pierwsze: czy kara ma sens? Czy jest konieczna? Rozważ, co kryje się za zachowaniem konia i czy kara jest potrzebna. Podam Wam przykład:

Horpyna stawała dęba. Zaczęło się od wspinania się, gdy stanęła przed czymś, czego wcześniej nie widziała – samochód zaparkowany w lesie, śmietnik, suszące się na linkach pranie. Na sygnał łydką i wymuszanie ruchu naprzód stawała dęba. Po jakimś czasie zaczęła wycinać świece, gdy tylko Wojtek zdążył usiąść w siodle, od razu pod stajnią, bez zrobienia kroku. Kiedy powinno się ją karać?
Za pierwsze próby dębowania nie powinna dostawać po tyłku. Nie wynikały one z jej złej woli, lecz ze strachu. Broniła się, jej reakcja była wynikiem strachu, a nie złośliwości. Za naturalny instynkt nie można konia karać, to pozbawione logiki. Nie możesz tłuc batem konia, który się spłoszył. Spotęgujesz tylko jego stres i dodatkowo mocno nadwątlisz jego zaufanie do Ciebie. Takie dębowanie powinno zostać zażegnane inaczej. Za wspinanie się pod stajnią, powinna zostać ukarana. Robiła to, by uniknąć pracy pod siodłem, buntowała się w złej woli i złośliwie. Takie zachowanie należy ukarać.

Skarciłam kiedyś na padoku konia za zignorowanie mojego polecenia, a więc w moim pojęciu nieposłuszeństwo. Mama, która byłą ze mną i przygotowywała mnie do egzaminów instruktorskich zawołała: „Za co? On Cię po prostu nie zrozumiał”. Nie można karać konia za niezrozumienie polecenia; kara należy mu się za zignorowanie go.

Zanim ukarzesz konia, upewnij się, że jego nieodpowiednie zachowanie nie było instynktownym unikiem zagrażającej mu w jego pojęciu sytuacji lub zwykłym niezrozumieniem Twoich intencji. Tylko zasłużona kara nie odbije się na Twoim porozumieniu z wierzchowcem. Bez zdobycia jego zaufania nigdy nie będziesz dobrze jeździć konno, nawet nie powąchasz mistrzostwa, jaką daje harmonia z koniem. Jeśli zachwiejesz jego zaufanie stosowaniem niesprawiedliwych kar, koń się zbuntuje. W próbie sił nie masz z nim szans, uwierz mi. Jego opór zaowocuje agresją, a tego trzeba za wszelką cenę unikać, choćby dlatego, że nie wygrasz, słabeuszu, ze zdesperowanym koniem. Często mówi się, że jeździectwo to elitarny sport. Kiedyś nie umiałam tego pojąć, bo przecież każdy może jeździć, tej możliwości nie zamyka przed Tobą ani zasobność portfela, ani Twoje pochodzenie czy talent. Zrozumiałam to w pełni, gdy przeczytałam wypowiedź znanego polskiego trenera i olimpijczyka Wojciecha Mickunasa:

„Do prawdziwych sukcesów mogą dojść tylko ludzie o pewnym stopniu kultury i intelektu. Obcowanie ze szlachetnym i wspaniałym zwierzęciem, jakim jest koń, nie toleruje bowiem chamstwa”.

Jeśli na koniu wyładowujesz własne frustracje i każesz go w gniewie i bez przemyślenia zasadności tej kary, to daleko w swej karierze nie zajdziesz. Ty i koń tworzycie drużynę, zgrany team; jeśli nie traktujesz konia jak partnera, lecz winisz za własną nieudolność, a wyżywanie się na tym wielkim zwierzaku podnosi Twoją samoocenę i czujesz się panem i władcą, to kiepsko skończysz. Jazda konna nie jest dla Ciebie. To nie jest sport dla ordynarnych brutali. To sport dla elity, naprawdę.

Jak karać? Powiem Wam jakie sposoby karania poznałam w czasie mojej wieloletniej nauki jazdy konnej w różnych stajniach, podczas obserwacji jeźdźców, z opowieści mojego największego mentora- mamy:
1. Ostroga. Stosowana z rozwagą jest b. pomocna. Ale nadal pamiętam Walkirię, którą kupiliśmy od handlarza, a która miała na bokach blizny po stosowaniu ostrogi. Każde skrwawienie konia i rozcięcie skóry to nadmierna i niepotrzebna kara. Działanie ostrogi powinno być krótkie i dyscyplinujące, a nie sadystyczne.
2. Palcat. Ten krótki, skokowy zakończony jest łatką i robi więcej hałasu niż sprawia bólu. Jeśli stosujesz go, bo koń rzeczywiście zasłuży, jest dobrą i mocną karą. Najwyższy rodzaj kary takim palcatem, to złapanie wodzy w jedną rękę i uderzenie z boku zadu. Konia nie wolno bić po głowie, szyi, zadzie z góry (wywoła brykanie). Najlepsze jest stuknięcie w okolicy łopatki. Jednorazowe. Okropnie wygląda jeździec, który tłucze konia seriami, wyładowując swoje frustracje.
3. Bat ujeżdżeniowy. Jest dłuższy i zamiast łatki ma na końcu tylko sznurek. Ostre smagnięcie takim batem może rozciąć skórę. Takim batem motywujesz konia lekko, nie możesz prać go bez opamiętania. Po czym poznać, że koń spotkał się już z nieuzasadnionym i mocnym karaniem batem? Boi się, gdy przekładasz go do drugiej ręki, zmieniając kierunek jazdy. Koń, który zna bat jako karę zasłużoną, nie będzie się go panicznie bał, lecz respektował.
4. Bat do lonżowania. Wszystkie nasze młode konie są lonżowane za pomocą bata. Żaden się go panicznie nie boi i nie reaguje stresem na jego widok. Jeden Raszdi zwiewa, gdzie pieprz rośnie, gdy podnoszę bat. Od razu widać, że w przeszłości nie stosowano go prawidłowo. Nie wiem jak, Raszdi nie urodził się u nas. Podejrzewam po prostu mocne, niesprawiedliwe lanie po głowie.
5. Szarpnięcie za pysk. Nie polecam. Ostra kara, która na dodatek otępia pysk. Lepiej zatrzymać konia lub kazać mu się cofnąć. Pysk dostanie dawkę kary w postaci wzmocnionej pomocy, ale nie zranisz dziąseł, nie rozerwiesz kącików pyska. Jeśli już stosujesz szarpnięcie, nie unoś rąk do góry. W ten sposób wędzidło działa najostrzej.
6. Wzmocnienie pomocy. Najlepszy wymiar kary. Dla konia dobrze ułożonego i wrażliwego kara taka jest odczytywana prawidłowo i przyjęta we właściwy sposób. Mocna łydka, ostrzejszy kontakt. Na rażące przewinienia niestety za słaba. Czasem bez lania się nie obejdzie…

Na koniec opowiem Wam historię naszego Chabra. Kilka lat temu oddaliśmy go na szkolenie zaprzęgowe do Stada Ogierów w Starogardzie Gd. Gdy pojechaliśmy go odebrać, nie poznaliśmy naszego niesfornego łobuza. Pracownik SO wyprowadził go z boksu, postawił na korytarzu (bez uwiązu czy kantara!) naprzeciwko ogiera, z którym Chaber miał iść w bryczce w parze. Konie stały na korytarzu łbami do siebie, żaden nie był uwiązany. Pracownik zostawił konie na korytarzu i poszedł po uprząż! Gdy Chaber wysunął łeb w kierunku ogiera, facet huknął: „No!” i Chaber zabujał się nie odrywając żadnej nogi od ziemi. Stał grzecznie podczas zakładania uprzęży, ten sam Chaber, który tańczył oberka podczas siodłania, wyrywał się i deptał po nas bez szacunku. Byłam zaszokowana tym, co widziałam. Tak grzeczny i posłuszny? Swoje zdziwienie oczywiście wyraziłam na głos. Facet też się zdziwił: „A jak ma się zachowywać? Proszę pani, ja mam tu kilkadziesiąt koni do obsłużenia, nie mam czasu na zabawę. Koń nie może mi przeszkadzać, ma słuchać i już”. Powiedziałam, że chciałabym zobaczyć, jak go tego nauczył. Wiecie, co mi odpowiedział? „Nie chciałaby pani. Serce by pani pękło.” Rozumiem, że koń dostawał taki łomot, że długo go pamiętał. Co ciekawe, Chaber w żaden sposób nie okazywał panicznego strachu czy stresu w obecności tego pana. Okazywał respekt, tak, ale na pewno nie pocił się na sam widok zbliżającego się człowieka. To też mnie zdziwiło. Pan wyjaśnił to krótko: „On dobrze wie, za co dostawał. Co ma się mnie bać? Jak jest grzeczny, to go nawet poklepię, zagadam. Ja serdeczny jestem. A jak zasłuży to nie mam litości. Reaguję od razu i mocno. Wasz wałach dobrze wie, za co obrywał. Za niewinność go nie lałem.” Nie popieram bicia koni, zresztą w ogóle przemocy nie popieram. Ale sytuacja w SO nauczyła mnie, że zasłużona kara, nawet dotkliwa, nie jest tylko i wyłącznie złem. Deal with it.

Fot. Kuba Lipczyński # Chaber vs. Carewicz

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Koniu, gdzie Twoje maniery?

Essen

Koń jest zwierzęciem dużym i silnym. Stare porzekadło mówi: „Gdyby koń o swej sile wiedział, żaden by na nim nie siedział”. Jest w tym dużo racji, bo nie znam człowieka, nie pomijając nawet mojego niezwyciężonego męża, który potrafiłby utrzymać się w siodle zdesperowanego konia wykorzystującego cały swój potencjał, by pozbyć się jeźdźca. Na nasze szczęście koń poddaje się naszej woli i zgadza się współpracować, bardzo często na zasadach, które go ranią i są dla niego niewygodne. Nie wiadomo, dlaczego to szlachetne zwierzę słucha istoty tak marnej i nędznej jak człowiek. Prawdopodobnie ma to związek z instynktem stadnym – każde zwierzę żyjące w stadzie ma wrodzony instynkt poddawania się woli silniejszego. Dlatego na przykład psy tak łatwo poddają się tresurze, podczas gdy koty-samotniki nigdy nie będą aportować i brać udziału w agility. Swojego rodzaju uległość i akceptacja istoty silniejszej, stojącej wyżej w hierarchii, leży w naturze zwierząt stadnych i dlatego właśnie koń poddaje się nam z taką ufnością i wiarą w naszą nieomylność.

Mimo wszystko, każdego konia należy posłuszeństwa nauczyć. To, że nie jest to dla nas trudne, wynika z natury konia. Jeśli pominiemy istotną część szkolenia konia, jaką jest posłuszeństwo, będziemy mieli do czynienia z wielkim zwierzakiem, który depcze nam po nogach, wyrywa się z ręki, kręci przy wsiadaniu czy zmusza do kilometrowych przebieżek podczas odławiania go z pastwiska. Łatwiej nam pracować z takim koniem, który zna dobre maniery i respektuje konieczność szanowania naszej osoby. Mój kolega, pracujący w Stadzie Ogierów, powiedział mi kiedyś, że nienawidzi przyjmować do treningu koni należących do kobiet. My, dziewczyny, jesteśmy delikatniejsze, rozpieszczamy naszych milusińskich, rozpuszczamy ich jak dziadowski bicz i w rezultacie mamy do czynienia z beztroskim koniem, który rusza zanim wsadzimy nogę w strzemię, kręci się podczas siodłania, a w terenie zjada pół lasu zatrzymując się co chwilę, by oberwać gałązkę. Głupia sprawa, ale większość koni, które służyły mi za czołowe tak się właśnie zachowywało. Jeszcze rok temu idąc na pastwisko po Sukcesję, brałam ze sobą lonżę i kilka kilo marchwi. W końcu odechciało mi się łapać konia na pastwisku ubrana w sukienkę (na widok bryczesów Sukcesja nie pozwalała mi się zbliżyć na metr), prosić o przytrzymanie konia podczas wsiadania i latać z siodłem po całym boksie zarzucając je w locie na grzbiet kręciołka. Teraz konie, z którymi pracuję, respektują mnie i szanują, a z ich sympatii nadal nic nie straciłam. Nie pozwól koniowi targać się i deptać, ma Cię szanować. Jeśli nauczysz go manier umiejętnie i bez użycia kar cielesnych, to gwarantuję Ci, że Wasza więź nic na tym nie straci. Nie zauważyłam, by któryś z koni się mnie bał,  ale szacun na dzielni mam.

Nauka posłuszeństwa powinna zacząć się już od źrebaka. U nas już kilkutygodniowe źrebięta noszą malutkie kantarki i uczą się chodzić prowadzone przez człowieka. Każdy koń powinien dać się prowadzić w ręku, podchodzić do nas w boksie, nie deptać nas, nie podskubywać, nie przeszkadzać w siodłaniu i czyszczeniu, stać grzecznie podczas wsiadania, nie uciekać na pastwisku, podawać nogi. Konia trzeba wychować, bo inaczej może dojść do sytuacji groźnej dla naszego zdrowia lub po prostu takiej, która nas przerośnie i nie będziemy umieli sobie z nią poradzić. Widywałam już ludzi ratujących się ucieczką z boksu (sama do takich należałam, boks był Czubajki, oczywiście) lub kończących czyszczenie z rozdartym końskimi zębami rękawem kurtki. Proces wychowywania konia to nauka, którą jak wspomniałam, zaczynamy już od źrebaka. Czasem jednak nawet znający dobre maniery koń zostaje rozpieszczony i „nauczony” chamstwa przez pobłażliwość człowieka. Nic straconego – takie zaniedbanie można naprawić.  Najważniejsze to zrozumieć, jak istotne są dobre maniery konia, z którym pracujesz i  konieczność ich egzekwowania.

Fot. Kuba Lipczyński # Essen

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Stajnie z zadartym nosem

 DSC_2075

Zdarza mi się trafiać do stajni, w których panuje taka atmosfera, że skutecznie odrzuca mnie od chęci dalszego uczestnictwa w jej życiu. Czy naprawdę tak trudno znaleźć stajnię, w której poczujemy się jak w domu? A może to właśnie my, gdy poczujemy się jak u siebie tworzymy ten nadęty patos zarozumialstwa i wyższości?

Nie tak dawno przy okazji obsługi ślubu trafiliśmy do innej stajni. Stajnia ta nie dysponowała swoim zaprzęgiem, a ponieważ ślub odbywał się na terenie ośrodka będącego w pobliżu zdecydowaliśmy, że przewieziemy naszą dorożkę i konia do tej stajni i tam zaprzęgniemy, przygotujemy i wyruszymy w dalszą drogę. Właściciela stajni znamy, telefonicznie uzgodniliśmy szczegóły i w oznaczonym dniu podjechaliśmy lawetą z bryczką i bukmanką. W stajni czekało już na nas kilka dziewcząt, które jeżdżą tam regularnie i w związku z tym czują się gospodarzami na własnej ziemi. Od momentu, gdy zaparkowaliśmy, poprzez wyprowadzenie konia z przyczepy, czyszczenie, pojenie, zaprzęganie aż do finałowego odjazdu z bryczką byliśmy więc częstowani mądrościami i radami. Wszystkie te komentarze nie były w zasadzie kierowane do nas bezpośrednio, ot luźne wypowiedzi, przypadkiem rzucane w przestrzeń: „Nawet ogona nie rozczesali”, „Może się boją podejść z tyłu, ten ogier taki elektryczny”, „To nie ogier, przecież to wałach, widać od razu”, „Ty, jakie wędzidło, to munsztuk?” , „No jasne, nie radzą sobie na zwykłym”, „Tak to jest jak ktoś nie ma doświadczenia”. Mój mąż uśmiechał się sam do siebie, a ja w ogóle nie mogłam się dopatrzeć nic humorystycznego w tym dziwnym zainteresowaniu i odgrywaniu ról lepszych koniarzy, bardziej doświadczonych jeźdźców, profesjonalnych trenerów i specjalistów. Uświadomiłam sobie, że to samo dzieje się w naszej stajni – gdy pojawia się ktoś nowy rzesza naszych jeźdźców z zadartym nosem odgrywa rolę koniarzy, którzy zęby zjedli na tej całej zabawie i posiadają pełną i kompletną wiedzę na temat hippiki. Im słabszy jeździec z naszej szkółki tym bardziej doświadczony w odgrywaniu najlepiej zorientowanego szefa stajni.

Za czasów liceum i później, gdy byłam już na studiach nie mogłam jakoś znaleźć stajni, w której czułabym się dobrze. W każdej do jakiej trafiałam było już grono starych wyjadaczy, którzy objaśniali mi wszystko z zarozumiałą wyższością. A przecież całkiem niedawno sami byli początkujący… Skąd bierze się ta chęć wywyższenia, pokazania innym jacy to z nas specjaliści i jak niewiele w porównaniu z nami znaczą? Nie chcę być niesprawiedliwa i przyznam, że być może w początkowych latach mojej jazdy konnej również pokrywałam swoją niewiedzę pewnością siebie. Ale zarozumiała nigdy nie byłam, bez względu na to czy miałam do tego powody czy nie. I właśnie po tym dziś poznaję ludzi doświadczonych, dobrych jeźdźców i znawców koni – po ich skromności. Obserwując wielu trenerów nauczyłam się jednego – im mniejsza wiedza, tym trudniejszy, bardziej skomplikowany i niezrozumiały żargon instruktora. Dobry nauczyciel nie będzie tłumaczył uczniowi: „Otwórz stawy biodrowe w galopie”, „Jedź bardziej z krzyża” i tym podobne cuda wianki, które owszem, w książkach szkoleniowców się pojawiają, ale wraz z opisem znaczenia i obszernym wyjaśnieniem techniki. Dobry instruktor uczy jeźdźca przemawiając w zrozumiałym dla niego języku, nie gra roli encyklopedii hippicznej, bo nie musi. On jest encyklopedią, więc nie popisuje się znajomością haseł lecz wyjaśnia definicję. Wie, co potrafi i nie musi nikomu nic udowadniać. Często gdy prowadzę naukę jazdy na lonży cały okólnik otacza grono „znawców”, którzy uzupełniają moje wypowiedzi swoimi komentarzami, uwagami, światłymi radami. Na ogół nie reaguję, czasem tylko zbijając jakąś kolosalną głupotę krótkim argumentem. W dyskusje nie wdaję się nigdy. I chociaż uprawnienia instruktorskie posiadam, to nie wyobrażam sobie, bym obserwując lekcję innego trenera miała go poprawiać, dyskutować czy udzielać rad. A te rady, które najczęściej padają podczas moich zajęć pochodzą od osób, które jeżdżą krótko, jeździły sto lat temu na oklep na kobyle dziadka lub nie jeżdżą w ogóle, ale znawcami tematu oczywiście są.

Kto odwiedza różne stajnie, ten doskonale wie i przyzna mi rację, że stali bywalcy i klienci stajni często skutecznie psują atmosferę, jaka tam panuje. Zaczyna się konkurs na najlepszego jeźdźca, najbardziej doświadczonego znawcę końskiej psychiki, posiadacza najpiękniejszego czapraka i najdroższych bryczesów. A komentarzy i niechcianych wcale objaśnień własnej techniki już nie sposób uniknąć. Gdziekolwiek staniesz obok konia zaraz znajdzie się ktoś, kto  uzna za stosowne skomentować sposób w jaki stoisz ty, twój koń i piąty włos w jego ogonie. Bo tacy koniarze najchętniej udzielają rad, o które nie prosisz. A gdy już uznasz, że z problemem nie poradzisz sobie sam i zwrócisz się z pomoc do kogoś z dłuższym stażem w tej stajni, to możesz być niemal pewien, że zostaniesz potraktowany z wyższością, a udzielona Ci rada nie wniesie nic sensownego w twoje pojęcie o jeździe konnej. Uwielbiam tych wszystkich znawców! Kocham to, w jaki sposób z poważną miną pouczają mnie o rzeczach oczywistych, a najbardziej lubię, gdy ze śmiertelną powagą meldują mi, co niedobrego dzieje się w naszej stajni, po czym pęknięte kopyto Nefryta okazuje się być po prostu strzałką, dziwna narośl na nodze Lindy to kasztan, a ból kręgosłupa u Czubajki, która aż się wzdryga podczas szczotkowania, nie jest spowodowany chronicznym uszkodzeniem kręgów, a po prostu reakcją na czesanie drucianą szczotką, którą zazwyczaj myjemy poidła.

Równie wesoło jest, gdy kupujesz lub sprzedajesz konia. Zawsze masz do czynienia ze znawcą, który wywiedzie ci rodowód konia aż do ery mezozoicznej, a fakt, że na pra-pra-pradziadku przyrodniego brata ciotki szwagra tego konia siedział Napoleon powinien zrekompensować ci to, że koń jest kulawy. Co daje nam zadzieranie nosa i odgrywanie roli profesjonalnego znawcy tematu? Czy sami wierzymy w to, jak wspaniali jesteśmy?

 Atmosferę w stajni budują ludzie, nie konie. Co mi z tego, że stajnia dysponuje pięknymi rumakami, ułożonymi pod siodłem jak marzenie, jeśli korzystając z jazd muszę przy okazji stykać się z zarozumiałymi i niesympatycznymi klientami, którzy zawsze mają wiele do powiedzenia, a przeważnie nic do przekazania. O ile łatwiej i przyjemniej byłoby spędzać czas w stajni w przyjaznej atmosferze, wśród wspólnego śmiechu i żartów. To, jak czujemy się w stajni, z której usług korzystamy zależy również od nas samych. Jeśli będziemy życzliwie witać nowych adeptów, to zachęcimy do hippiki kolejnych entuzjastów. Tymczasem zadarte w górę nosy zarozumialców skutecznie leczą z pasji początkujących chętnych. W jakim celu mam swój wolny czas spędzać w towarzystwie ludzi, wśród których czuję się gorsza i słabsza? Dlaczego mam udowadniać innym do czego się nadaję, co potrafię i czego się nie boję? A nie lepiej pośmiać się razem z upadków, móc liczyć na życzliwą pomoc i wsparcie przyjaciół? I przestać wreszcie niezdrowo rywalizować, a zacząć świetnie się bawić? Bo jazda konna to sport ludzi otwartych, kochających zwierzęta, przyjaznych i miłych, a nie elitarna dyscyplina szlachty z zadartym w niebo nosem!

Fot. czubajka.pl # Kuba i Czubajka

Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY

Zmysł węchu i smaku

 DSC_0985

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ważny jest dla konia zmysł węchu. Widuję bardzo często koniarzy, którzy bojącemu się czegoś koniowi mówią: „No, przypatrz się, nic strasznego, zobacz”. Tymczasem, jak już pisałam, wzrok konia jest specyficzny i wcale nie jest pierwszym i najważniejszym z jego zmysłów. Trudno określić, który ze zmysłów jest najbardziej istotny, ale z pewnością węch pełni bardzo ważną rolę poznawczą. W naszej stajni zawsze przy układaniu młodych koni podsuwamy im pod nos czaprak i siodło, by poznały przedmiot, który umieszczamy im na grzbiecie. Węchem koń najlepiej poznaje otaczające go przedmioty i intencje zbliżających się ludzi czy zwierząt. Nasze konie potrafią odmówić jedzenia owsa, w którym umieściliśmy jakieś lekarstwo. Nie dają nawet szansy zmysłowi smaku – po prostu węchem rozpoznają, że coś im się nie zgadza. Wąchałam takie porcje i, przysięgam, nic nie było czuć. Według mnie, czyli człowieka z upośledzonym, w porównaniu z koniem, węchem. Zawodnicy zazwyczaj zabierają na zawody własny owies na wypadek, gdyby w oferowanym w gościnnej stajni owsie coś koniowi nie podpasowało. Miałam okazję uczestniczyć w wykładach prowadzonych przez p. Helenę Zagor i pamiętam jej opowieść o zawodniczce, która zabrała ze sobą na wyjazd własną wodę, bo jej koń miał ostre kryteria smakowe w stosunku do wody pitnej. Jeśli koń wypija dziennie ok. 60 litrów wody (średnio, bo w upały i przy dużym stresie, wysiłku i poceniu nawet 100!) to nie zazdroszczę jej pakowania się na zawody.
Węchem konie zawsze badają odchody towarzyszy, człowieka również rozpoznają po zapachu nawet ze znacznej odległości. Nasz ogier wyczuwa chętną i gotową klacz na padoku, stojąc w ostatnim boksie stajni! Z pewnością węch jest tak ważnym dla konia zmysłem, jak dla nas ludzi wzrok. Czasem sam zapach jakiegoś przedmiotu sprawia, że koń się boi i płoszy, choć jeździec zupełnie nie wie dlaczego. Kiedyś przyjeżdżali do nas myśliwi dewizowi i pewnego dnia na łące przed domem oprawiali upolowaną sarnę. Następnego dnia Czubajka stanęła w tym miejscu jak wryta i stanowczo odmówiła mi ruchu naprzód. Zupełnie nie wiedziałam o co wariatce chodzi, bo nic tam nowego nie było i nie mogłam dojrzeć nic, co mogłoby ją niepokoić. Uznałam, jak zwykle, że boi się duchów i przeprowadziłam ją w tym miejscu w ręku. Szła cała spięta, sapiąc i prychając, na sztywnych nogach i nerwowa. Wsiadłam za chwilę i pojechałam dalej na stopniowo rozluźniającym się koniu. Gdy wieczorem opowiedziałam mamie, że Czubajka znów świruje, mama wyjaśniła mi, co się w tym właśnie miejscu działo dzień wcześniej. Teraz gdy koń spłoszy mi się bez racjonalnego powodu uznaję, że skoro przyczyna nie jest widoczna to musi być „węchowa”.
Zmysł smaku jest ściśle powiązany z węchem. Koń poznaje najpierw węchowo oferowany mu smakołyk, a potem go próbuje. Zapamiętuje potem i kojarzy dany smak z zapachem. Wie, że marchewka czy jabłko jest smaczne i zajada je bez zastanowienia. Kiedyś pożyczyliśmy od gospodarza z pobliskiej wsi kobyłę zaprzęgową. Stała w naszej stajni około miesiąca i kiedyś przyniosłam jej kostkę cukru. Nie wykazała nią zainteresowania, nie znała takiego przysmaku. Gdy zapoznała się węchem z cukrem, delikatnie złapała go wargami, a potem chrupała z taką błogą miną, że zawołałam Kubę, by zobaczył jak Baśka delektuje się słodyczami. Zawsze gdy wchodziłam do jej boksu bezbłędnie odnajdywała kieszeń z cukrem i domagała się poczęstunku. Zmieniałam kieszenie kurtki, chowałam cukier w bryczesach, raz włożyłam kostkę za cholewkę buta, ale Baśki nie dało się oszukać. Znajdowała swój przysmak, gdziekolwiek bym go nie upchnęła.
Zmysły konia różnią się od naszych. Chociaż nasze powonienie jest znacznie słabsze niż końskie, to i my łączymy w myślach dany zapach ze smakiem i na odwrót. Mój Kuba nie lubi niektórych rzecznych ryb, bo twierdzi, że smakują mułem, a przecież nigdy mułu nie jadł. Zna jednak zapach i tak kojarzy smak. Koń reaguje tak samo. Tyle tylko, że dla konia węch jest bardzo istotny. My opieramy nasze poznanie otaczającego nas świata na wzroku i tak poznajemy przedmioty czy znajome twarze ludzi. Koń opiera się przede wszystkim na węchu i bada otoczenie olfaktorycznie. Twój koń rozpoznaje Twój zapach i kojarzy go z Tobą – jeśli Cię lubi i oczekuje czegoś dobrego (np. marchewki) to autentycznie ucieszy go nawet zapach Twojego potu. Nie jest dla niego nieprzyjemny, po prostu kojarzy go z tym, co za chwilę go spotka. Jeśli Twój koń się czegoś boi, daj mu okazję poznać ten przedmiot węchowo. Raz zapamiętany zapach kojarzony jest później i rozpoznawany jako niegroźny.
Rozumienie działania zmysłów konia pomaga lepiej zrozumieć jego reakcje. Taka wiedza przekłada się później na rozumienie konia i udaną z nim współpracę.

Fot. Kuba Lipczyński # Jaskinia

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Zmysł dotyku

DSC05954

Często mówi się o koniu: “twardy w pysku” czy “nieczuły na łydkę”. Takie otępienie zmysłu dotyku (bo o to tu przecież chodzi) to wynik naszej pracy z koniem. Zmysł dotyku jest u konia rozwinięty w takim samym stopniu jak u nas. Receptory nerwowe są rozmieszczone na całym ciele, reagują one na dotyk bezbłędnie i automatycznie. Cała praca człowieka z koniem jest oparta w ogromnej mierze na tym właśnie ze zmysłów. Przecież to łydka dociśnięta do boku konia daje impuls na zakończenia nerwowe w skórze i sygnał ruchu w przód czy wygięcia. Wędzidło leży w pysku i działa na receptory dotyku w diastemie dolnej szczęki. Zbyt mocne działanie na zakończenia nerwowe otępia je i w rezultacie niszczy. Dlatego też koń przestaje odczuwać dotyk wędzidła w pysku czy nie reaguje na łydkę. Im brutalniej traktujesz konia, im mocniej szarpiesz jego pysk i walisz go po bokach, tym trudniej będzie Ci na nim pracować. Każdy wie, że delikatny w pysku koń reaguje na najlżejszy dotyk, a tego, który ma beton w pysku musisz zatrzymywać rzucając kotwicę. To my, ludzie, otępiamy zmysł dotyku konia i w rezultacie sami sobie robimy pod górkę. Traktowanie konia z wyczuciem, delikatnie i łagodnie sprawia, że mamy do czynienia z wierzchowcem, który precyzyjnie odczytuje nasze sygnały i reaguje na nie. Koń nie rodzi się twardy w pysku, on się taki staje dzięki pracy z człowiekiem. Czasami klienci narzekają mi, że nasze konie w ogóle nie reagują na łydkę. Nie wierzę, że w ogóle tego nie czują, ale na pewno ignorują z premedytacją, bo tak już mają te boki obstukane, że przychodzi im z łatwością lekceważenie impulsu. Zmysł dotyku u konia jest bardzo silny – jeśli mucha siądzie mu na skórze, to od razu trzepnie ogonem. Nie otępiaj receptorów nerwowych konia brutalnym traktowaniem, a żadne munsztuki, pelhamy i inne ustrojstwa nie będą Ci potrzebne.

DSC05947

Fot. czubajka.pl  # Staś i Faramuszka

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Gdy koń kozłuje

IMG_4792


Zawsze dużym strachem napawały mnie konie, które miały zwyczaj kozłować pod siodłem. Wystarczyło mi zobaczyć taki widok raz, bym bardzo długo na takiego skoczka nie wsiadała. Najczęściej kaskaderem jest w stajni Kuba; on uwielbia te kozłujące, strzelające baranki zawadiaki, a każdy ułożony koń jest dla niego nudny. Parę razy przypadkowo zdarzyło mi się trafić na grzbiet wykonującego baranie skoki wariata; spaść nie spadłam, ale przy pierwszej okazji i zakończeniu rodeo zsiadałam z niego z mocnym postanowieniem, że już mnie nikt w jego siodle nie zobaczy. Teraz wiem, że najważniejsze to poznać przyczynę problemu. Wiadomo, że mając pod ręką męża-kaskadera nie zajmuję się sama eliminowaniem problemu, bo „na łeb z konia nie upadłam”, żebym miała się narażać w imię durnej dumy czy przekonania o własnym, wątpliwym talencie. Jeśli jednak pozna się przyczynę takiego zachowania, to można zacząć pracę mającą na celu oduczenie konia takich pokazów.

Nie wiem, ile i jakie mogą przyczyny oddawania baranich skoków, ale w swoim jeździeckim życiorysie spotkałam się z trzema: ból, chęć pozbycia się jeźdźca i nadmiar energii. Ból może być spowodowany np. odsednieniem (odbiciem kłębu), zawiniętym czy zagiętym czaprakiem, który uwiera grzbiet, raną lub odgnieceniem pod siodłem lub, najgorsza wersja, chronicznym bólem kręgosłupa i zwyrodnieniem kręgów. Jeśli koń kozłuje pod siodłem zawsze trzeba najpierw sprawdzić, czy został prawidłowo osiodłany i czy pod siodłem nie znalazło się coś, co uwiera i rani, gdy ciężar jeźdźca dociska siodło do grzbietu. U młodych koni zdarza się, że muskulatura grzbietu nie jest jeszcze gotowa na ciężar roślejszych jeźdźców i ból można wyeliminować pracą na lonży i wzmocnieniem mięśni konia w treningu. Jeśli nie ma racjonalnego dowodu na sprawianie koniowi bólu to należy rozpatrzyć pozostałe możliwości.

Chęć pozbycia się jeźdźca jest oczywistą przyczyną kozłowania młodych koni podczas układania ich do pracy pod siodłem. Nie ma w tym nic niepokojącego, o ile koniowi nie uda się pozbyć jeźdźca i podda się tym nowym dla niego warunkom współpracy z człowiekiem. Zdarza się jednak, że koń nauczy się pozbywać w ten sposób niewygodnego jeźdźca i wykorzystuje tę umiejętność pod słabszymi jeźdźcami. Konie, które kilka razy pozbędą się w ten sposób konieczności pracy pod siodłem (np. jeździec odpuszcza i nie wsiada ponownie – częste u nas, gdzie klientami są zazwyczaj dzieci) utrwalają sobie nawyk i oduczenie ich takiego zachowania zajmuje zazwyczaj sporo czasu, a i tak nigdy nie wiadomo, w którym momencie koń sobie przypomni o takiej możliwości i spróbuje, czy warto. U nas w stajni kozłuje Tara – oduczaniem jej zajmuje się Kuba i trwa to już drugi sezon. Tara nauczyła się zrzucać, a właściwie została nauczona chodząc pod obozowiczami w pierwszym roku swojej pracy pod siodłem. Została ułożona wiosną, właściwie na szybko i zaraz w lipcu rozpoczęła pracę z młodzieżą. Gdy tylko zorientowała się, jak można uniknąć godzinnego padoku, zaczęła wykorzystywać tę umiejętność notorycznie. Teraz dosiada jej tylko Kuba, a nadal przy pierwszym zagalopowaniu musi z nią walczyć. Coraz ładniej już pracuje, ale dopóki nie zakoduje sobie, że nie da rady pozbyć się jeźdźca, nie możemy powierzać jej dzieciom.

Trzecią przyczyną kozłowania, z jaką się spotkałam, jest najzwyklejszy nadmiar energii i radość. Czasami kozłuje nasz Boluś, który dość nieregularnie opuszcza swój boks, a przecież dawkę owsa ma normalną, jak na rosłego ogiera przystało. Kiedyś był w stajni radosny Czardasz, który wykonywał baranie skoki, bo rozsadzała go radość życia, wyrażał w ten sposób swój temperament i pozytywny nastrój. Jeśli ktoś nie lubi takich pokazów to wystarczy takiego wesołka porządnie wylonżować przed jazdą i spuścić z niego nadmiar energii. Czardasz był ulubieńcem Kuby i wielką frajdę sprawiało im obojgu tych parę podskoków. Ja na grzbiet tego dowcipnisia nie wsiadałam, a gdyby mi ktoś kazał to z pewnością lonżowałabym go przez pół dnia, zanim bym się zdecydowała włożyć nogę w strzemię.

Baranie skoki są jak najbardziej do wysiedzenia i nie muszą kończyć się przykrym lądowaniem. Obserwując Kubę dowiedziałam się jak wysiedzieć na grzbiecie kozłującego konia i teoretycznie jestem ekspertem. Teoretycznie, bo w praktyce swojej wiedzy sprawdzać nie zamierzam, ale jeśli ktoś z Was lubi (jak Kuba) lub musi (bo nie ma pod ręką takiego Kuby) to wyjaśniam:

  1. Nie wolno dać koniowi się zatrzymać; dopóki po oddaniu paru baranków nadal idzie w przód, można wysiedzieć. Jeśli jednak stanie w miejscu, opuści łeb między nogi, wygnie grzbiet jak kot i odpali porządnie z zadu, to szanse na utrzymanie się w siodle są marne. Aby nie pozwolić koniowi stanąć warto mieć w ręku palcat.
  2. Do wykonania takiej serii koń potrzebuje swobodnej szyi; nie daj mu opuścić łba między przednie nogi, a kozłowanie pobuja Cię tylko i pozytywnie podniesie adrenalinę.
  3. Siedzieć trzeba mocno opierając się w strzemionach, Kuba stosuje pełen siad, odchylając tylko górną część ciała w przód (gdy koń podnosi przednie nogi) lub w tył (gdy koń wali zadem). Najważniejsze to równowaga i szybkie reakcja balansem. Dobrze balansujący jeździec wysiedzi na grzbiecie każdego skaczącego błazna.
  4. Wodze na kontakcie, dość mocnym i zdecydowanym. Przy koniu, który wykonuje baranie skoki (kręgosłup wygięty w półksiężyc) można nawet oprzeć obie ręce po bokach nasady szyi, robiąc z wodzy taki mostek na szyi. Wodze trzymane w jednej ręce to już wyższa szkoła jazdy, czasem konieczna, gdy palcatem karcisz konia np. po zadzie.

Kozłujący koń to zawsze problem w stajni rekreacyjnej, jeśli jednak znasz przyczynę, pozbycie się problemu nie jest takie trudne. Czasem może się jednak okazać niemożliwe z przyczyn niezależnych od nas. Żadnych problemów związanych z chorobą kręgosłupa nie rozwiążesz karając konia palcatem. Może się okazać, że koń ze względu na zwyrodnienie kręgów nie może pracować pod siodłem. Warto wtedy rozważyć np. ułożenie go do pracy w zaprzęgu, bo przecież na złom nie oddasz. Nasza Tara już dwa lata pracuje w bryczce i mimo tego, że pod klientami nie chodzi w siodle to ani darmozjadem, ani pasożytem nie jest. A niedługo już będzie pewnie pracować pod siodłem, kto wie, może nawet pod dziećmi. Bez włożenia najpierw w konia dużo pracy i cierpliwości nie ma co stawiać na nim krzyżyka.

IMG_4796

Fot. Malwina Woźniak # Kuba i Tara

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Jazda w terenie

DSC_0442


Większość ośrodków jeździeckich, szczególnie tych usytuowanych w dużych miastach, rezygnuje z wyjazdów terenowych, oferując swoim klientom jazdy na krytej ujeżdżalni lub padoku. Jest to jak najbardziej korzystne dla dobrego treningu jeźdźca i doskonalenia techniki jeździeckiej. Zapomina się jednak o tym, że koń nie został stworzony do kręcenia się w kółko po ujeżdżalni i taka monotonia jest szkodliwa dla jego psychiki. Oczywiście, jazdy na padoku są ważne, szczególnie dla osób, które trenują konia do dresażu, ale naturalnym odruchem konia jest ruch do przodu, a nie wolty i pasaże. Uważam, że każdy koń, nawet pozostający w stałym sportowym treningu, powinien mieć zapewnione urozmaicenie w postaci wyjazdu w teren. Taka wyprawa to nie tylko rozrywka dla konia, ale i okazja do ćwiczenia umiejętności jeźdźca.
Nasze konie chodzą regularnie w tereny, są oswojone z ruchem ulicznym, nie boją się pieszych, rowerzystów, mijanych psów. Wszystkie chętnie wchodzą do wody i żadna przeszkoda terenowa im nie straszna. Młode konie chodzą w tereny w towarzystwie starszych, doświadczonych towarzyszy. Trening naszej końskiej młodzieży zawsze obejmuje również jazdy terenowe; na kilka dni jazdy na padoku i doskonalenia wyczucia i wrażliwości na pomoce, zawsze przypada dzień pracy w terenie – rozrywki po żmudnej pracy, doskonalenia równowagi na przeszkodach terenowych, nauki wchodzenia do wody, błota itp.
W teren najlepiej jeździć w towarzystwie. Samotne wyprawy może odbywać dobry jeździec, na znanym sobie i zrównoważonym koniu, ale generalnie najlepiej mieć ze sobą choćby jednego kumpla, dla bezpieczeństwa. Ja nie lubię jeździć sama, bo takie towarzyskie ze mnie zwierzę i uwielbiam gadać. Sama ze sobą się nudzę, jakoś taka nudna jestem. Najbardziej lubię jeździć w towarzystwie jednego, dwóch koni, z przyjaciółmi. (Natalia, ogarniaj się z tym rodzeniem syna, bo z Tobą gada mi się najlepiej). Koń czołowy powinien być odważny i doświadczony; wiadomo – instynkt stadny, jeśli pierwszy koń się co chwilę płoszy, reszcie udziela się jego nerwowość. Ze stajni wyjeżdża się zawsze stępem,po pierwszym kłusie trzeba sprawdzić popręg i w razie potrzeby dociągnąć go z siodła. W kłusie anglezowanym należy co jakiś czas zmienić nogę; tak samo galopy zaczynać raz z prawej, raz z lewej nogi. Czasami, jeśli teren był intensywny i długi, zdarza mi się na ostatnim odcinku zsiadać z konia i iść obok, prowadząc go w ręku. Zawsze jest to wytchnienie dla wierzchowca, a i ja mam trochę ruchu i możliwość rozprostowania nóg. Zawsze też na prostej w kierunku stajni, którą oczywiście pokonuję stępa, popuszczam o dziurkę popręg i daję koniowi możliwość odetchnięcia „pełną piersią”. Niby drobiazgi, ale wierzę, że koń je docenia. Z jazdy terenowej nie tylko ja mam mieć przyjemność; chciałabym, by koń również wracał do stajni zadowolony. Nie bez powodu pasjonuje mnie jazda konna, a nie np. kolarstwo. To o możliwość obcowania ze zwierzęciem mi chodzi i żaden rower, quad czy kijek do nordic walkingu nie dałby mi tej radości, jaką czuję słuchając skrzypienia siodła i klepiąc spoconą końską szyję.
Jazda w terenie to doskonała okazja do ćwiczenia dosiadu i równowagi, stanowi świetną gimnastykę zarówno dla jeźdźca, jak i konia. Górki, zjazdy, podjazdy, rowy i przeszkody terenowe idealnie nadają się do treningu. Pod górkę i z górki zawsze jeździmy półsiadem, odciążając grzbiet konia. Koń, pokonujący jakieś pagórki, powinien mieć zapewnioną swobodę szyi i łba – wodze na lekkim kontakcie, dłuższe, by koń mógł swobodnie pracować szyją. Nie wolno łapać równowagi na wodzach. Jeżdżę już wiele lat i nie wstydzę się przyznać, że wyrobiłam już sobie odruch łapania końskiej grzywy. Zawsze lepiej oprzeć rękę na łęku siodła czy grzebieniu grzywy, niż łapać równowagę na wodzach i końskim pysku.
Przeszkody terenowe w postaci zwalonych pni czy szerszych rowów najlepiej pokonywać na koniach, które mają za sobą trening skokowy na padoku. Nie jestem fanatykiem skoków i rzadko szarżuję w terenie, tym bardziej, że zazwyczaj ciągnę za sobą grupę klientów. Jednak każdy, kto jeździ w tereny powinien być w stanie oddać pojedynczy skok, tak by nie okazało się, że jakaś przeszkoda na drodze jest nie do przebycia. Zdarza się trafić na rów, którego nie można ominąć, czy nawet niewysoki szlaban w lesie, którego nie da rady obejść bokiem. Na takie niespodzianki trzeba być przygotowanym i umieć sobie z nimi poradzić.
Koń ma świetną intuicję i czasem warto mu zaufać, gdy uparcie odmawia np. wejścia do głębokiej wody. Zdarzają się podmokłe, grząskie łąki i lepiej wybrać inną drogę, niż zmuszać konia do ruchu po terenie, któremu nie ufa. Koń potrafi ocenić swoje możliwości, a z jeźdźcem na grzbiecie jest przecież cięższy i mniej swobodny. Konie dobrze oceniają np. wąskie przejścia między drzewami, ale zawsze wyliczają je w taki sposób, że nie biorą poprawki na kolana jeźdźca czy jego wysokość nad siodłem. Warto zadbać o siebie, by nie otrzeć sobie nogi o drzewo czy nie nabić guza o nisko wiszący konar.
Upadek w terenie może się przydarzyć każdemu, nawet najbardziej wytrawnemu jeźdźcowi. Chwilowy brak koncentracji, nagły uskok spłoszonego konia i zaskoczony możesz wylądować na glebie. Nigdy nie zleciałam z siodła w czasie samotnej przejażdżki, bo po pierwsze rzadko jeżdżę sama, a po drugie pilnuję się podwójnie. Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio w ogóle spadłam, możliwe że już wyczerpałam limit, bo były czasy, że spadałam na okrągło. Jeśli rozstaniesz się z koniem w terenie, to jest nadzieja, że instynkt stadny zadziała i koń nie wróci do stajni sam, lecz zostanie przy grupie. Jeśli pechowiec nie doznał żadnej kontuzji, to wsiada spowrotem i już. Z samotnej wyprawy zakończonej upadkiem możesz być zmuszony wracać na piechotę.
Jeżdżąc w terenie warto pamiętać o tym, by zachowywać się kulturalnie. Zawsze dziękuję skinięciem głowy kierowcom, którzy mnie przepuszczają na ulicy czy spacerowiczom, którzy zapinają swoje psy na smyczy na widok jeźdźców. Mimo tego, że jestem zawsze miła, uśmiechnięta i odzywam się tylko tęczą to i tak nie raz zwyzywali mnie rowerzyści czy plażowicze. Trudno, najlepiej nie reagować, nawet jeśli ma się ochotę puścić ładną soczystą wiązankę. Wyjeżdżam w teren dla relaksu, a nie po to by podnosić sobie ciśnienie kłótnią z jakimiś karłami reakcji.
Po wszelkich drogach publicznych można poruszać się wierzchem. Zakaz wjazdu konno jest z oczywistych względów na autostrady i drogi ekspresowe. Nie lubię jeździć po ulicach, ale przecież na niektórych odcinkach trzeba. Zazwyczaj poboczem, jeśli go brak to jezdnią. Przy przekraczaniu jezdni trzeba pamiętać, by nie dać kierowcom rozdzielić grupy – wszystkie konie w stawce powinny przejść jezdnię jednocześnie, nie wolno zostawić po drugiej stronie kilku zwierząt. Jasna sprawa – instynkt stadny; mogłoby się zdarzyć, że konie zerwą się, by dołączyć do reszty stada.
Lubię jazdy terenowe. Właściwie nie wyobrażam sobie bez nich jazdy konnej. Wielką przyjemność sprawia mi spacer po lesie czy brzegiem morza. Jeśli w Twojej stajni nie ma możliwości jazd terenowych to zmień stajnię. Serio. Ćwiczenia chodów bocznych na ujeżdżalni to nie wszystko, co może zaoferować Ci koń i bliskie z nim obcowanie.

Fot. Kuba Lipczyński # Nasze konie

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Jak odpoczywa koń?

DSC_9500


Wielu ludzi, odwiedzających naszą stajnię, pyta mnie jak odpoczywa koń? Czy to prawda, że koń śpi na stojąco? Zazwyczaj tak. W naturze konie kładą się bardzo rzadko – klacz kładzie się do wyźrebienia (ale bardzo szybko po porodzie się podnosi, co przerywa pępowinę), źrebięta polegują w cieniu ciała matki, stare i zmęczone konie czasem kładą się, by odpocząć. Zawsze jednak koń jest gotowy, by podnieść się w ciągu sekundy. Widzieliście jak podnosi się leżący koń? Zawsze najpierw ustawia przednie nogi, a dopiero potem dźwiga zad, w którym znajduje się cały motor. W ten sposób koń może od razu oddalić się biegiem od miejsca wypoczynku i uciec przed zagrożeniem. Jest to dla mnie tak naturalny widok, że pamiętam jak zdziwiło mnie, gdy zaobserwowałam wstającą krowę – ona robi to zupełnie inaczej; najpierw dźwiga tył i wtedy dołącza przednie nogi.

Koń odpoczywa i śpi stojąc. Umożliwia mu to specyficzna budowa kończyn – tzw. aparat ustaleniowy konia. Nie jestem weterynarzem i nigdy nie zgłębiałam tajników aparatu ustaleniowego, ale tłumacząc Wam to na chłopski rozum i w dużym skrócie polega to na tym, że przednie nogi pozostając w bezruchu blokują się w stawach – płyn w torebkach stawowych wysycha i noga nie zgina się tak łatwo jak nasmarowana. Wszystkie mięśnie osadzone na szkielecie kończyny odpoczywają, zablokowana kończyna nie potrzebuje żadnego wysiłku, by stać prosto. W naturze koń w ciągu sekundy uruchamia zablokowany staw i może wystartować do ucieczki, gdyż nie ma na sobie obciążenia w postaci jeźdźca. Udomowione konie, wychodzą ze stajni i ruszają pod siodłem najpierw stępem. Zazwyczaj dłuższy, początkowy odcinek stępa tłumaczę naszym jeźdźcom potrzebą rozruszania konia dla uproszczenia; w rzeczywistości chodzi o dobre nasmarowanie stawu, by uniknąć kontuzji. Aparat ustaleniowy w tylnych nogach konia jest niestety słabszy. Dlatego też koń odpoczywający na stojąco odstawia jedną tylna nogę – kładzie ją na puszce kopytowej i w ten sposób odciąża. Po chwili, gdy noga dźwigająca cały ciężar zadu się zmęczy, koń zmienia nogę i odstawia sobie tę drugą. Można to zaobserwować u koni pracujących w bryczkach – na postojach odstawiają tylne nogi i odpoczywają.

Tak naprawdę pełen relaks i rozluźnienie konia to odpoczynek na leżąco. Aby jednak przyjąć pozycję leżącą zwierzę musi czuć się naprawdę bezpiecznie. Nasze konie czasem kładą się w boksach czy na pastwisku, zawsze są jednak gotowe, by zmienić pozycję na wypadek zagrożenia. Najbardziej traumatycznym przeżyciem dla konia jest utrata równowagi i upadek. Jako roślinożerca koń doskonale wie, że w tej pozycji jest najłatwiejszym łupem dla drapieżnika i każdy upadek czy polegiwanie jest bezpośrednim zagrożeniem jego życia. Dlatego też nikt nie próbuje uczyć konia,  by kładł się na grzbiecie i podawał nogi kowalowi, choć pewnie tak byłoby wygodniej rozczyszczać kopyta.  Zawsze żartuję, by nauczyć takiego podawania nóg nasze konie, bo ułatwiłoby to kucie całego stada przed sezonem. Nie ma jednak mowy, by skłonić konia do przyjęcia pozycji, która od wieków zakodowana jest w jego psychice jako skrajnie niebezpieczna. Wyobraźcie sobie jak ogromnym stresem musi być motywowany koń, który staje z jeźdźcem dęba – ryzykuje w ten sposób możliwość wywrotki. Każde wspinanie się konia pod siodłem jest rezultatem ogromnej paniki i strachu lub determinacji, by pozbyć się z grzbietu tego, co w jego mniemaniu bardzo mu zagraża.

Jeśli Twój koń nie podnosi się, gdy wchodzisz do jego boksu to albo jest bardzo zmęczony czy wręcz chory (nie życzę nikomu) albo naprawdę Ci ufa i wierzy (gratuluję). Za każdym razem, gdy ja otwieram drzwi boksu leżącego konia, ten zrywa się i wita mnie na stojąco. Kilka razy zdarzyło się, że mogłam podejść i pogłaskać bok i łeb leżącego konia. Za każdym razem byłam rozczulona, że ten olbrzym nie widzi we mnie zagrożenia i przymyka oczy sapiąc z zadowolenia, gdy drapałam go po policzkach. Takiego przytulaska życzę Wam wszystkim.

Fot. Kuba Lipczyński # Morgan

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

«< 14 15 16 17 18 >
Trotter - obozy jeździeckie

Kategorie

  • ARTYKUŁY
  • Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI
  • NATURAL
  • TEORIA vs. PRAKTYKA
  • Z MOJEGO ŻYCIA
  • Te znane konie
  • Ci znani ludzie

Ostatnie wpisy

  • Ostatnie miejsca na obozy jeździeckie TROTTER
  • Proces uczenia się – jak koń przyswaja wiedzę? ODCINEK 4 – WARUNKOWANIE
  • Kurs ODKRYJ TAJEMNICE KONI I USŁYSZ CO CHCE POWIEDZIEĆ KOŃ
  • Obtarcia na końskiej skórze – to Twoja wina! Jak zapobiegać i leczyć?
  • Dlaczego koń Cię nie słucha? Bo Ty nie słuchasz jego!

Najpopularniejsze wpisy

  • Kocham konie, ale wciąż się boję – jak radzić sobie z paraliżującym strachem?
    24 comments
  • Znów księżniczka Anna spadła z konia czyli krótki poradnik spadania
    19 comments
  • Jak Ania galopu uczy
    19 comments

Archiwa

  • maj 2018
  • listopad 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • grudzień 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • maj 2015
  • kwiecień 2015
  • marzec 2015
  • luty 2015
  • styczeń 2015
  • grudzień 2014
  • listopad 2014
  • wrzesień 2014
  • maj 2014
  • kwiecień 2014
  • marzec 2014
  • luty 2014
  • styczeń 2014
  • grudzień 2013
  • listopad 2013
  • październik 2013
  • wrzesień 2013
  • sierpień 2013
  • lipiec 2013

Polecane strony

Możesz mnie znaleźć też tu:

  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
© Czubajka 2025