Czubajka
o koniach i nie tylko ...
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
RSS

Maniery przy stole

162627_5975

Kindersztuba podczas jedzenia to całkowicie ludzki wynalazek. Konie mają swoje zasady odnośnie jedzenia, a jeśli zdarza im się zachowywać jak prosię to najwidoczniej powstał problem narowu. Mało osób traktuje poważnie taki stajenny narów jak „brzydkie” jedzenie, a jednak jest to sygnał, że coś jest z końską psychiką nie tak jak trzeba. Wszystkie narowy i nałogi biorą się najczęściej z nudy, stajennego splinu lub wprowadzonej w końskie życie nerwowości.

Czasami konie jedzą zbyt żarłocznie, rozgarniając owies pyskiem w żłobie i rozsypując go na ściółkę. Nasz Raszdi tak miesza we własnym żłobie, że z upadłych ziaren owies zaczyna kiełkować i po żłobem wyrastają świeże zieloniutkie źdźbła. Część koni podnosi też pyski znad żłobu i rozgląda się nerwowo na boki, przez co z żującego pyska wypada wiele ziaren. Stajenny, po wypuszczeniu koni na pastwisko czasem otwiera boksy „prosiąt-żarłoków” i wpuszcza kury, by wyzbierały to, co zostało. W ten sposób nic się nie marnuje.  Takie rozsypywanie jedzenia to kłopot nie tylko ze względów oszczędnościowych. Często takie maniery przy stole stają się narowem, który informuje o problemie psychicznym konia. Powodem takiego żarłocznego jedzenia może być na przykład brak spokoju w stajni podczas karmienia. Konie lubią mieć ciszę i możliwość skupienia się i odprężenia podczas jedzenia.  Jeśli zapewni się koniom spokój w czasie karmienia problem rozsypywania żarcia powinien zniknąć. Czasem jednak jest on wynikiem chciwości konia, jego zazdrości. Gdy boksy stajenne sąsiadując ze sobą umożliwiają koniom kontaktowanie się, warto zadbać, by sam żłób znajdował się w najdalszym rogu, przy zamkniętej ścianie. Konie denerwują się, gdy kumpel z boku zagląda im w talerz. Nasze żłoby są przy wewnętrznych ścianach, ale konie dzielą ze sobą drabinki na siano. Nawet najwięksi przyjaciele w stajni szczerzą na siebie zęby i kładą uszy, gdy ich łby spotykają się przy tej drabince. Jeśli koń jest chciwy, zazdrosny o jedzenie, a przy tym obawia się o swą pozycję (a więc i owies we własnym żłobie) to często je zbyt żarłocznie, a nerwowe rozglądanie się powoduje, że dużo karmy spada na ściółkę. 

Rozsypywanie owsa jest narowem i tak trzeba go traktować. Należy zapewnić koniowi optymalne warunki podczas jedzenia – spokój, ciszę, brak przerywników w postaci kumpla kładącego uszy w pobliskim boksie i tupiącego w ściankę, na której wisi żłób. Nie wszystkie konie są na ten narów podatne, tak samo jak nie wszystkie łapią tkanie, łykawość, heblowanie. Jak u ludzi – jedni są podatni na nałogi, inni mają silniejszą psychikę i nie wpadają w alkoholizm czy nikotynizm. Nasz Raszdi tka, choć cała reszta stada jest od tego nałogu wolna, a przecież bytuje w tych samych warunkach. Tak samo Raszdi rozsypuje owies, a stary Kasztan wylizywał swój żłób do czysta z taką dokładnością, że nie zmarnowało się ani jedno ziarnko. I boks Kasztana był tuż przy wejściu, a Raszdi mieszkał w głębi stajni, gdzie powinien mieć więcej spokoju.

Jeśli zapewnienie spokoju podczas posiłku nie pomogło zlikwidować problemu rozsypywania owsa to można żłób takiego konia przegrodzić prętami, co uniemożliwi wygarnianie i wyrzucanie owsa na ściółkę. Mój kolega zastosował wobec swojego ogiera jeszcze inny, prostszy sposób – po prostu wrzucił mu do żłobu kilka wielkich kamieni. Koń oduczył się mieszania w talerzu jak świnia w obierach, bo kamienie skutecznie mu to utrudniały.

Zadbaj o to, by Twój koń jadł spokojnie i bez niepotrzebnej nerwowości, o kwestii oszczędności nie wspomnę. Przed wszystkim zapewni mu to zdrowie i zapobiegnie ewentualnym komplikacjom, jakie takie żarłoczne jedzenie może powodować np. kolka. Opłaca się dobrze wychować konia, by zachowywał się przy stole jak dżentelmen, a nie troglodyta :)

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Dlaczego warto używać kantara sznurkowego?

 

1371659_52172966

Wszyscy wiemy do czego służy tradycyjny kantar. Zakładamy go na koński łeb, gdy wyprowadzamy konia na pastwisko, wiążemy do czyszczenia lub werkowania kopyt, przewozimy konia koniowozem. Spełnia te role znakomicie, dlaczego więc warto kupić też sznurkowy?

Kantar sznurkowy używany jest od stuleci. Jest to prawdopodobnie najstarsze kiełzno znane ludzkości i stosowane przez koczownicze plemiona, a dziś wraca do łask jako główne narzędzie szkoleniowe trenerów jeździectwa naturalnego. Do czego się go używa?

  • praca i trening konia z ziemi;
  • prowadzenie konia;
  • jazda bez wędzidła;

Dlaczego góruje nad tradycyjnym kantarem w w/w kwestiach? Bo kantar sznurkowy, choć leży w podobnych miejscach na końskim łbie, co ten tradycyjny, pracuje i uczy. Działa na potylicę konia oraz na kość nosową, a jego boczne węzełki działają na kości policzkowe. Oznacza to, że przy złym ułożeniu łba (zadzieranie go, obniżanie pod kątem 45st.) wywołuje nacisk na potylicę lub nos. Nie jest to dla konia szczególnie bolesne, ale jednak linki są cienkie, twarde, ze sztucznego tworzywa. Nie ranią tak jak potrafi to zrobić wędzidło, ale z pewnością powodują u konia dyskomfort. Ten dyskomfort zmusza konia do szukania wygody – stara się on tak ułożyć łeb, by nacisk kantara był jak najmniej odczuwalny. W praktyce nazywa się to „follow the feel” czyli podążanie za odczuciem. Koń stara się znaleźć miejsce, w którym będzie mu wygodnie i  rezultacie szybko i naturalnie ustawia zgiętą głowę na miękkim, nieusztywnionym karku. Ten kantar jest dużo delikatniejszy niż metalowe wędzidło, a przy prawidłowej pracy wodzą czy liną treningową (która powinna być luźna, nie stale napięta) w ogóle nie zadaje bólu. Jednocześnie staje się bezwzględnym narzędziem reakcji w przypadku buntu – osadza konia w miejscu poprzez nacisk na kość nosową. Jak wygląda ta kość nosowa, pisałam tutaj, przy okazji wpisu o hackamore. Kantar sznurkowy nie jest w stanie złamać tej kości, ale trzeba pamiętać, że na grzbiecie końskiego nosa przechodzą nerwy, bezpośrednio między kością nosową a skórą. Jest to bardzo wrażliwe miejsce, a nacisk na nie powoduje duży dyskomfort.

Jakie są zalety kantara sznurkowego?

  • jest wytrzymały – tradycyjne kantary pękają, gdy koń się odsadza, rwą się przy wzmożonym nacisku. Kantar sznurkowy jest praktycznie niezniszczalny; kolega opowiadał mi, że sprawdzał jego wytrzymałość holując na nim auto. Jaki koń może go zerwać łbem?
  • delikatniejszy niż wędzidło chroni wrażliwy koński pysk, a jednocześnie bezwzględnie egzekwuje posłuszeństwo
  • kantar „myśli sam” – działa albo na potylicę, albo na grzbiet nosa, albo na kości policzkowe – w zależności od pozycji końskiego łba koryguje jego ustawienie
  • nie robi takich szkód treningowych jak pękający nagle kantar tradycyjny
  • łatwo na nim prawidłowo zebrać konia i ustawić jego szyję w miękki, naturalny ganasz

Jakie są wady kantara sznurkowego?

  • jest wytrzymały, a to oznacza, że nie zerwie się, gdy uwiążemy na nim konia, gdy o coś zahaczy. Jeśli nie masz pod ręką nożyka nie uwolnisz konia, który zacisnął sobie taki kantar na łbie. To wada, dlatego trzeba pamiętać, że kantar ten nie służy do wiązania konia, przewożenia go trailerem, zostawiania na końskim łbie w boksie
  • prawidłowo używany jest delikatny, ale przy nieumiejętnym stosowaniu i mocnym nacisku liny (przyzwyczajeni do tradycyjnych uwiązów ludzie często stosują silny nacisk, tymczasem lina powinna być luźna, w żadnym wypadku stale napięta!) może stać się narzędziem tortur
  • niewprawna ręka może nim zrobić krzywdę – przy częstym stosowaniu, do tego nieprawidłowym,  taki kantar zostawia na końskim łbie ślady: otarcia, wyłysienia, blizny

Jak jeździć na kantarze sznurkowym? Cała idea jazdy bezwędzidłowej na kantarze sznurowym polega na jak najmniejszym kontakcie. Wodze (zaczepione do węzła pod brodą zwanego fiadorem) nie mogą być napięte – są luźne i używane delikatnie. Z wędzidłem jeździmy na kontakcie; tu trzeba przestawić myślenie. Zanim wsiądziesz w siodło konia z kantarem sznurkowym na łbie, najpierw pokaż mu, naucz go, jak działa ten kantar. Zrobisz to pracą z ziemi. Przy każdej zmianie kiełzna powinno się stosować tę metodę – gdy pierwszy raz założyłam Bolkowi munsztuk najpierw go z nim lonżowałam; gdy nasze młode konie zaczynają pracę w wypinaczach mama zawsze najpierw każe pracować z ziemi. Wsiądź dopiero, gdy koń pozna już kantar sznurkowy i sposób jego działania. Wiadomo, że koń może nie potraktować kantara serio, a jeśli doda się do tego brak doświadczenia jeźdźca w używaniu tej pomocy, powstaje nam problem, potencjalne zagrożenie. Osobiście polecam najpierw założyć kantar na ogłowie wędzidłowe i starać się jak najmniej używać wodzy. Będziesz się czuć bezpiecznie, że w razie problemu z kontrolą zawsze możesz użyć wodzy wędzidłowych. Warto też pamiętać, jak różni się od wędzidła: nie jeździsz na stałym kontakcie, a dodatkowo działasz w inny sposób – w wodzach wędzidłowych działanie na prawą wodzę generuje nacisk na prawy kącik pyska; w kantarze nacisk na prawą wodzę działa na lewą stronę poprzez węzełek sznurkowy. To takie „przepychanie” konia, skuteczne, ale przy umiejętnym stosowaniu.

Każdemu, kto chciałby sprawdzić działanie kantara sznurkowego polecam rozwagę i ostrożność. I życzę powodzenia – Wasz koń będzie Wam wdzięczny :)

 

 

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Andrzej Sałacki i Czcionka

salacki

Czy jest na sali ktoś, kto nie zna tej pary? Mimo tego, że każdy powinien, to napiszę dziś o nich. A właściwie nie mimo tego, że każdy powinien ich znać, a właśnie dlatego, że każdy powinien. Każdy.

Andrzej Sałacki urodził się w 1954 roku w Krakowie. Swoją jeździecką przygodę rozpoczął jako 10 latek i od tego momentu aktywnie tworzył powojenną historię polskiego jeździectwa. W szkole średniej reprezentował nasz kraj na Mistrzostwach Europy Juniorów w Szwajcarii, a kto wie, co oznaczał fakt, że wyjechał on poza „żelazną kurtynę” ten rozumie powagę sytuacji. Swoje sukcesy odnosił początkowo w skokach i WKKW, ale wkrótce pokochał ujeżdżenie i poświęcił się mu bez reszty. Jest pierwszym w historii polskiego jeździectwa finalistą Pucharu Świata (nie sam, a w parze z klaczą Dioksana). Zdobył też 12 medali Mistrzostw Polski w ujeżdżeniu, w tym 4 złote. Fakt, że tak długo stawał na podium w tej dyscyplinie i trzymał wysoki poziom świadczy o jego klasie i talencie. Obecnie Andrzej Sałacki aktywnie działa w KJ „LEWADA” Zakrzów, którego jest założycielem. To u niego w Zakrzowie odbywają się Mistrzostwa Gwiazd Art Cup. Z wykształcenie Andrzej Sałacki jest lekarzem weterynarii (uznał, że takie studia pomogą mu lepiej zrozumieć zwierzęta). Jest też trenerem skoków, WKKW i ujeżdżenia. To również on wprowadził w Polsce dyscyplinę woltyżerki. No i mogłabym tak dalej, ale nie o tym chciałam Wam napisać.

W 1988 roku Andrzej Sałacki dał przepiękny pokaz na stadionie Wembley. Nieznany tak szeroko jeździec na koniu o niemożliwym do wymówienia dla Anglików imieniu Czcionka zaprezentował  przejazd ujeżdżeniowy na poziomie Grand Prix. Nie był jedynym, który to potrafił oczywiście. Ale był jedynym na świecie, który wykonał to na koniu bez ogłowia. Publiczność oszalała! Nigdy wcześniej nikt nie oglądał tak wysokiego ujeżdżenia na nieokiełznanym koniu. Czcionka była w owym czasie jedynym koniem na całym świecie wykonującym taki pokaz.  Sensacja, jaką wzbudził pokaz na Wembley odbiła się szerokim echem w Europie i na świecie. Telewizja satelitarna BBC1 transmitowała pokaz na cały świat. Sałacki i Czcionka zostali zaproszeni na prywatny pokaz dla królowej Elżbiety II (powszechnie wiadomo, że królowa jest wielką miłośniczką koni; to jej zaproszeniu Monty Roberts zawdzięcza zainteresowanie świata jego metodami treningowymi). Sałacki stał się tym samym jedynym polskim jeźdźcem zaproszonym przez  Jej Królewską Mość. Musiał najpierw zapoznać się z wymogami etykiety i właściwego zachowania w obliczu królowej. Przejęty zaszczytem, jaki go miał spotkać zapytał nawet, czy może z Czcionką wykonać ciąg tyłem do Jej Królewskiej Mości, czy raczej odebrano by to jako obraźliwe. 

Sama Czcionka była klaczą półkrwi angielskiej. Wyhodowano ją w Kadynach, startowała w zawodach WKKW, a raz nawet ścigała się na torze wyścigowym. Folbluta miała we krwi – była szybka, skoczna, a przede wszystkim nadpobudliwa, spięta, wrażliwa. Nie miała predyspozycji do ujeżdżenia, co wyjaśnia dlaczego jej kariera sportowa rozpoczęła się od skoków i biegów. Do Sałackiego Czcionka trafiła, gdy kontuzja wykluczyła ją ze sportu skokowego. On sam nie spodziewał się, że uda mu się tyle osiągnąć z tą płochliwą i nadwrażliwą klaczą. Przyznał jednak, że była wybitnie inteligentna, a do tego subtelna, delikatna i lekka. Do dziś nazywa ją koniem niezwykłym, fenomenalnych, niepowtarzalnym, a swoją jazdę na niej „połączeniem dwóch serc w jeden rozum”. To, że klacz jest tak czuła, że potrafi wykonywać figury ujeżdżeniowe bez ogłowia Sałacki odkrył, gdy uzmysłowił sobie, że przecież jeździ na długiej wodzy. Po co mu w takim razie ogłowie?  Zdjął je i tak się zaczęło. Wkrótce osiągnął z nią pełne porozumienie. Para ta zwiedziła razem pół Europy; żaden inny koń nie miał tylu pieczątek w paszporcie FEI, co gniada drobna Czcionka. Pokazy Sałackiego i Czcionki trwały ponad trzy lata i wszędzie budziły to, co we mnie budzą dzisiaj – podziw i zachwyt. Czcionka żyła 24 lata; startowało na niej wielu juniorów, a na zasłużonej emeryturze wiodła złote życie złotej medalistki.

Nie umiem Wam opisać, jakie wrażenie robił pokaz Sałackiego i Czcionki. Zobaczcie sami ich występ na Wembley sprzed 26 lat i wstrzymajcie oddech – LADIES AND GENTLEMEN – SALAKI AND SJONKA!

Autor: Ania Kategoria: Ci znani ludzie

10 mitów na temat wędzidła

wędzidło

Nie wyobrażamy sobie konia do jazdy bez wędzidła w pysku. Tak jak sami zakładamy toczek i bryczesy, tak koń powinien mieć siodło i kiełzno. Wszyscy chętnie się zgadzają, że tradycja wymaga kiełznania konia, ale ile jest mitów, w które wierzymy wkładając koniowi w zęby narzędzie tortur? Dziś rozprawiam się z najpopularniejszymi.

1. BEZ WĘDZIDŁA NIE ZATRZYMASZ KONIA

Wierutna bzdura! Tylko raz koń koń mnie poniósł, ale wiem, że żadne wędzidło by mi wtedy nie pomogło, gdyby nie mój szwagier Wojtek, który na sprinterze Heńku zajechał mi drogę i stopniowo zwolnił moją klacz. Nie ma znaczenia, co wsadzisz koniowi do pyska – najostrzej działające wędzidło nie jest w stanie zatrzymać pędzącego, spanikowanego konia. Owszem, sprawi mu ból. Zmiażdży dziąsła, język, rozerwie kąciki pyska. Otępiający ból spowoduje tylko reakcję obronną. A jak koń się broni? Ucieczką! Owszem, Twoje zapieranie się na wodzach, kładzenie niemal koniowi na zadzie i ostre ciągnięcie za pysk da koniowi sygnał, że chcesz się zatrzymać. Co z tego? Jeśli zechce, po prostu to zignoruje. Taki sygnał możesz koniowi przekazać w inny sposób – jeździectwo naturalne opiera się na pracy bez kiełzna, a nie widziałam by naturalsi skakali z konia w biegu, bo zatrzymać się nie dał. Powtarzam – żadne wędzidło, bez względu na to jak ostre nie zatrzyma spanikowanego konia, który poniósł jeźdźca. Co więcej, jego ostre działanie mogło nawet to poniesienie spowodować. 

2. BEZ WĘDZIDŁA NIE ZBIERZESZ KONIA I NIE ZGANASZUJESZ

Jaaaasne. To chyba zależy od tego, jakie zebranie chce się osiągnąć. Rollkur tylko z kiełznem, ale co z tego, że szyja ugięta, skoro jest cała sztywna i wisi podparta na wodzach? Prawidłowe zebranie konia to głowa na swobodnym, miękkim karku. To można zrobić i z wędzidłem i bez. Andrzej Orłoś opowiadał nam jak na olimpiadzie dyskutował o ganaszu z rosyjskim zawodnikiem. Ten był już po kilku kielichach, ale poszedł z Orłosiem do stajni, wsiadł na oklep na swojego ogiera i bez wędzidła zganaszował konia stojącego w boksie. Nie trzeba zawieszać konia na wędzidle, by ugiął szyję – to samo zrobisz na kantarze, a zebranie będzie miękkie i naturalne – bez usztywniania szyi.

3. PRAWIDŁOWO DOPASOWANE WĘDZIDŁO NIE PRZESZKADZA KONIOWI.

Bardzo chcemy w to wierzyć. Konie akceptują kiełzna w swoich pyskach, ale głupotą jest wierzyć, że jest im z tym dobrze. Po prostu ignorują dyskomfort; nauczyły się go akceptować i z nim żyć. Każdy, kto wierzy, że wędzidło nie przeszkadza koniowi, ucisza swoje sumienie. To przecież kawał metalu we wrażliwym pysku! Wsadzicie sobie taki między zęby i sprawdźcie, czy go nie czuć, czy nie boli. Dobrze wiecie, jak bolą wszelkie rany w ustach – afty, skaleczenia języka, uszkodzenia błon śluzowych. Koń radzi sobie z tym codziennie. Jego język, dziąsła, kąciki warg, błona śluzowa, ślinianki, zęby – wszystko to odczuwa działanie kiełzna. Nie tylko to mocne, nieprawidłowe, ostre działanie. Również działanie poprawne, delikatne i czułe oddziałuje na pysk konia. Deal with it.

4.MAM DELIKATNĄ RĘKĘ, WIĘC NIE ROBIĘ KONIOWI KRZYWDY.

Oszukujesz się. Możesz mieć najdelikatniejszą rękę świata i jeździć na luźnych wodzach, a i tak wędzidło leży w pysku – przeszkadza i utrudnia koniowi oddychanie. Nasza Faramuszka ma bardzo wrażliwy pysk, dlatego klienci jeżdżą na niej na długiej wodzy, a Fara i tak wali łbem co chwilę. Poza tym nawet najczulszy jeździec od czasu do czasu reaguje mocniej. Każdy. Bez wyjątku.

5. LEŻĄCE W PYSKU WĘDZIDŁO POWINNO MARSZCZYĆ KĄCIKI PYSKA. 

Bzdura na resorach. Wszystkie książki tak zalecają, a wystarczy logicznie pomyśleć, zamiast ślepo słuchać tradycyjnych prawd. Wędzidło powinno co najwyżej dotykać kącików końskich warg. Leżące za blisko, w sposób, który marszczy pysk generuje stały nacisk. Wędzidło jest za blisko zębów i jest stale napięte. Powinno leżeć swobodnie w końskim pysku; nie za daleko oczywiście, by nie wisieć i nie uderzać o zęby. Idealnie dopasowane dotyka kątów warg, ale absolutnie ich nie marszczy.

6. KOŃ PRZEKŁADA JĘZYK NAD WĘDZIDŁEM Z NUDÓW, DLA ZABAWY. 

Zazwyczaj, gdy koń znajdzie sobie taką „rozrywkę” zapinamy mu na pysku ciasno skośnik i uniemożliwiamy otwieranie pyska. Problem rozwiązany, ale kto zastanowił się, co czuje wtedy koń? Dlaczego wystawia ten jęzor – chce wyglądać jak głupek? Nie, koń się broni, bo wędzidło go rani. Mocny ścięgierz miażdży język, wywołuje niedokrwienie. Ile razy widzieliście na zawodach konia, który wywala zdrętwiały język spod munsztuka? Bardzo silne działanie wędzidła wywołuje ból tego wrażliwego organu. Samo wędzidło leżące na języku już go uciska swoją wagą. Dodajcie do tego mocne ciągnięcie i macie zsiniały, drętwy jęzor. Co ma zrobić koń? Albo łapie wędzidło w zęby i trzyma, albo przekłada język. Skośnik to dodatkowe narzędzie tortur, a na wywalanie jęzora może pomóc tylko łagodniejszy ścięgierz i delikatne działanie. Po zagojeniu się ranek i mikrourazów, koń powinien zaakceptować ciężar kiełzna. Skośnik to droga na skróty.

7. GDY KOŃ SIĘ ŚLINI TO ZNACZY, ŻE PRAWIDŁOWO PRACUJE Z WĘDZIDŁEM.

Nigdy wędzidła w ustach nie miałam, a gdy ucisnę sobie ślinianki pod żuchwą to ślinię się jak buldog. Koń też dlatego się ślini – nadmierne zgięcie łba uciska ślinianki, a łeb przygięty w stronę klatki piersiowej utrudnia przełykanie nadmiaru śliny. Koń nie ślini się dlatego, że pięknie pracujesz z wędzidłem, a on je radośnie przeżuwa. Ślini się, bo wywołujesz pracę ślinianek uciskiem, a zmiażdżony język plus nachrapnik (często kombinowany) uniemożliwia jej przełknięcie. Prawidłowo pracujący z wędzidłem koń nie pluje śliną jak niemowlak, a tylko ubija lekką piankę na wargach – to tzw. ciastko z kremem. Biała piana śliny na wargach, a nie zaśliniony cały pysk – to jest prawidłowa praca wędzidła.

8. WĘDZIDŁO OLIWKOWE ŁAMANE JEST NAJŁAGODNIEJSZE.

Bajka! Bardzo szkodliwa bajka. Złapcie wędzidło oliwkowe w dłonie i pociągnijcie za oba pierścienie. Co się dzieje? Wędzidło się „łamie” i przyjmuje kształt litery V, czyż nie? To teraz wyobraźcie sobie, co ono robi w pysku konia. Po pierwsze szczyt literki V wbija się w końskie podniebienie. Delikatne, wrażliwe, niczym nie osłonięte podniebienie. To naprawdę mocno boli. Do tego oba ramiona łamanego wędzidła uciskają krawędzie żuchwy – łapią dolną szczękę konia w imadło i ściskają. To przecież logiczne, do cholery! Wędziło łamane służy do uzyskiwania ugięć konia, skręcania i wyginania. Nie można na nie działać obiema wodzami jednocześnie. To tego służy prosty ścięgierz. Przed łamanym wędzidłem, używanym w nacisku obu wodzy koń się broni, a my idziemy sobie na skróty i zakładamy mu wytok, kombinowany nachrapnik, sztywne patenty.

9. NA WĘDZIDŁO DZIAŁA SIĘ JEDNOCZEŚNIE OBIEMA WODZAMI.

Mit zrodzony z punktu powyżej. Na łamane wędzidło nie działa się ciągnąc obie wodze jednocześnie! Gdy tak robimy koń będzie starał się uniknąć bólu zadzierając łeb lub otwierając pysk. Często stosuje oba sposoby na raz. Chce chronić swoje podniebienie, to jasne. Takie wędzidło ma służyć do wyginania konia, a więc działanie wodzami pojedynczymi, a nie jednocześnie obiema. Do uginania końskiego łba w pionie służy munsztuk – dźwignia z prostym, niełamanym ścięgierzem.

10. BEZ WĘDZIDŁA NIE DA SIĘ JEŹDZIĆ NA KONTROLOWANYM, POSŁUSZNYM KONIU.

Ten mit na szczęście pokutuje już tylko w głowach zatwardziałych tradycjonalistów i klasyków. Ten, kto ma otwarty umysł i szersze horyzonty wie, że bez ogłowia można osiągnąć dokładnie to samo co z nim, a często nawet lepiej – z lekkością, na chętnym i współpracującym koniu. Za dużo jest przykładów jazdy bez ogłowia, bym miała tu udowadniać swe racje, bo przecież dobrze to wiecie. Klasyczny sport jeździecki jest tradycyjny do bólu (dosłownie) i odrzuca jazdę bezzwędzidłową. Co nie znaczy, że się nie myli.

Nie zamierzam namawiać nikogo na wywalenie wędzidła, jako narzędzia szatana i jazdę na swobodnych, dzikich mustangach. Ja po prostu apeluję o empatię i rozwagę – zanim założysz ostrzejsze kiełzno czy dodatkowy patent na koński łeb, przemyśl, co tak naprawdę czuje koń i jak możesz mu ulżyć. Nie wierz w mity – miej świadomość realnej pracy wędzidła w końskim pysku. I nie oszukuj się, że dla niego to bez różnicy.

822158_67878763

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz.3

I ostatni już odcinek spaceru po Alei Sław – finałowa trójka wybrana losowo.Wzruszcie się ich historią razem ze mną. Zaczynamy:

EIGHT BELLES

Eight Belles

Klacz Eight Belles urodziła się w 2005 roku, a życie skończyła tragicznie jako trzylatka. Była amerykańską klaczą i biegała właśnie na amerykańskich torach. Jako pierwsza klacz w historii toru w Arkansas wygrała trzy ważne gonitwy pod rząd, w tym w pierwszej o 13 1/2 długości bijąc rekord toru. Jej wybitny talent prowadził do zguby – została zgłoszona do Kentucky Derby – bardzo ciężkiej gonitwy, w której ścigała się z ogierami. W Kentucky Derby brało udział tylko 39 klaczy w historii. Eight Belles dobiegła do mety jako druga, ale po jej przekroczeniu padła na tor. Okazało się, że w trakcie biegu złamała obie przednie nogi! Walczyła do końca i dopiero po przebiegnięciu mety pozwoliła sobie na odpoczynek. Weterynarze uznali, że jej obrażenia są zbyt poważne, by podjąć próbę zabrania jej z toru. Koń, który kilka sekund wcześniej cwałował jak szalony, nie był w stanie zejść z toru! Eight Belles została uśpiona na torze, bo złamania były zbyt poważne, by myśleć o operacji. Właściciel, trener i dżokej zwycięzcy Kentucky Derby, ogiera Big Brown wspólnie orzekli, że prawdziwym championem tej gonitwy była Eight Belles – klacz, która na złamanych nogach przekroczyła metę jako druga. Śmierć młodziutkiej championki stała się przedmiotem narodowej debaty w Stanach Zjednoczonych. Jej ciało zostało zbadane, a sekcja wykazała wiele niezgodności w budowie klaczy. Miała zbyt duże serce, przekrwione płuca, lekkie i słabe kości. Hodowla koni wyścigowych od lat nastawiona była na „wyprodukowanie” championa. Specjaliści uznali, że obecne konie to „silnik lokomotywy na szklanych nóżkach kieliszków od szampana”. Stawia się na konie mocne, ciężkie, umięśnione, a jednocześnie liczą się cienkie, leciutkie kości, co przy osiąganych prędkościach jest zabójcze. Przypadek Eight Belles spowodował wiele kontrowersji; podjęto badania nad hodowlą koni wyścigowych i zaczęto rygorystycznie kontrolować treningi. Te zwierzęta walczą i stają do ostrych rywalizacji między sobą dla ludzkiej rozrywki; Eight Belles stała się powodem, dla którego głośno zaczęto rozważać naszą ludzką naturę. Dziś działa fundacja jej imienia kontrolująca sport wyścigowy i hodowlę koni wyścigowych, a dla upamiętnienia klaczy w gonitwie majowej 2008 roku wszystkie konie na torze miały na sobie plakietki z dzwonkiem i nr 8.

ECLIPSE

Eclipse(horse)

 Jak od razu widać po powyższym obrazku, Eclipse nie był koniem współczesnym; nie był nawet championem XX czy XIXw. Eclipse urodził się w 1764 roku w dniu zaćmienia słońca, co zostało uhonorowane nadanym mu imieniem (ang. eclipse – zaćmienie). Jego właścicielem był książę Cumberlandu William August, a po jego śmierci stado zostało wystawione na licytację. Ogiera za grosze kupił hodowca owiec i wystawił do wyścigu jako pięciolatka. Eclipse wygrał w przepięknym stylu, a połowę udziałów w koniu kupił Irlandczyk; później dokupił drugą część za dwukrotnie większą sumę. Ubił świetny interes – Eclipse okazał się niepokonanym koniem wyścigowym; najlepszym w XVIII wiecznej Anglii. Dosiadał go dżokej John Oakley – jedyny, który dawał sobie radę z temperamentem konia i jego dziwną manierą biegania z nosem blisko ziemi. Eclipse wygrywał wszystkie gonitwy, w których brał udział, a obserwatorzy tych zwycięstw (często kończących się kilkusetmetrową przewagą nad rywalami) nie mogli oprzeć się wrażeniu, że koń nie daje z siebie wszystkiego – biegł lekko, jakby „na pół gwizdka”. Jego sława rosła, a ponieważ nie miał sobie równych wkrótce nikt nie chciał wystawiać swoich koni przeciwko mistrzowi. W ten sposób zakończyła się kariera Eclipse – nie miał z kim się ścigać. Przeniesiono go do stadniny, gdzie służył jako reproduktor. Dał prawie 400 źrebiąt – wszystkie notowały piękne czasy na torach wyścigowych świata. Obecnie szacuje się, że ponad 85% koni wyścigowych ma w swoim rodowodzie krew Eclipse! Jest przodkiem wszystkich znanych i opisanych w tej serii championów. W czasie, gdy Eclipse biegał na torach ukuto powiedzenie: „Eclipse pierwszy, a reszta nigdzie”. Do dziś slogan ten pojawia się w brytyjskich gazetach, a w miejsce Eclipse wstawia się imię championa, który odniósł niezwykłe zwycięstwo. Szkielet niezwykłego Eclipse znajduje się w Royal Veterinary College w Anglii, choć trudno dziś udowodnić, że wszystkie zgromadzone w nim kości rzeczywiście należały do tego ogiera. Jego kopyta zostały przerobione na kałamarze, ale fakt, że jest ich aż 5 trochę podważa autentyczność relikwii. Na część niesamowitego XVIII wiecznego championa nazwano ważną amerykańską gonitwę Eclipse Award. Wkład genowy ogiera Eclipse w dzisiejszy sport wyścigowy jest nieoceniony!

SECRETARIAT

Secretariat

Secretariat urodził się w 1970 roku. Jego historia zaczęła się od rzutu monetą pomiędzy właścicielem ogiera Bold Ruler (ówczesnego championa torów) a właścicielką dwóch klaczy Somethingroyal and Hasty Matilde. Zwycięzca rzutu miał prawo pierwszeństwa w wyborze źrebięcia od którejś z doskonałych klaczy, po Bold Rulerze. Losowanie przebiegało w obecności radcy prawnego, a jego rezultat był odpowiednio zapisany w umowie prawnej między dwoma właścicielami – ojca i matek. Wygrał właściciel ogiera i wybrał sobie potomka klaczy Matilde – młodszej od drugiej matki. Pani Penny Chenery dostała więc nienarodzone źrebię od Somethingroyal. Okazał się nim kasztanowaty ogierek z trzema skarpetkami i gwiazdką na czole – Sekretariat. Imię nadała mu sekretarka p. Chenery, gdy młodziak miał już ponad rok. Swój debiut na torze rudzielec ukończył jako czwarty, gdy stracił na starcie cenne sekundy przez potknięcie. W kolejnych startach nie dał już plamy – wygrał  5 gonitw z rzędu. Następnie Secretariat znów dobiegł na metę pierwszy, wyprzedzając rywala – konia Stop the Music o dwie długości. Sędziowie zdecydowali jednak o zaliczeniu mu pozycji drugiej, jako kary za wpadnięcie na Stop the Music i przeszkadzanie mu podczas wyścigu.  W kolejnej gonitwie Secretariat znów walczył ze swym równieśnikiem Stop the Music i wygrał wyprzedzając go o 8 długości. W tym samym sezonie wygrał też Eclipse Award i stał się faworytem na amerykańskich torach. Wtedy też zaczęły się przygotowania do startu w trzech gonitwach wliczanych w Amerykańską Potrójną Koronę (jednym z nich jest Kentucky Derby). Secretariat niespodziewanie przegrał w gonitwie poprzedzającej wielki start. Zaniepokojona właścicielka wezwała weterynarza, który stwierdził duży ropień w pysku konia. W tym czasie gazety zaczęły już spekulować, że czas Sekretariata się skończył, koń się wypalił i nie ma szans w Koronie. W Kentucky Derby ogier wystartował z bramki dość słabo – był ostatni. W trakcie wyścigu nadgonił stratę i wyprzedził rywali o ponad 2 długości. To był jego sposób – najpierw oszczędzał siły, wywołując u ludzi, którzy na niego stawiali niemal zawał serca, gdy biegł w ogonie stawki. Na ostatniej prostej koń zaczynał finiszować – ostro jak maszyna parł naprzód i po kolei wyprzedzał rywali. Było to niesamowite widowisko – żaden z koni nie był w stanie pobić rekordu tego toru i wygrać w dwóch ostatnich minutach gonitwy. Lider zazwyczaj prowadził stawkę przez większą część wyścigu; Sekretariat finiszował w dwóch ostatnich minutach „łykając” pędzące przed nim konie lekko i skutecznie. W drugim wyścigu Korony Secretariat ponownie wystartował jako ostatni i finiszował jako pierwszy w ostatnich minutach bijąc przy okazji rekord toru. Po tym zwycięstwie koń pojawił się na okładkach pism „Time” i „Newsweek”, a jego sława sięgnęła niemal zenitu. Z zapartym tchem czekano na ostatni start w Potrójnej Koronie. Powszechnie uznano go za faworyta i nie spodziewano się wielkiego widowiska. Zakłady stawiane były głównie na niego i mało kto wątpił, by rudy mistrz mógł sprawić jakąś niespodziankę na torze. A jednak. Secretariat wystartował nie jako ostatni, a od początku biegł na czele stawki ścigając się ze swym największym rywalem – ogierem Sham, który poprzednie gonitwy kończył zawsze jako drugi. Dystans był długi i walczące morderczo konie wkrótce zaczęły słabnąć. Oceniano, że dżokej popełnił błąd puszczając Sekreatariata od początku do tak wyczerpującej walki o prowadzenie, podczas gdy koń miał w zwyczaju oszczędzać siły. Lecz gdy Sham gonił już resztką sił, Secretariat niespodziewanie zaczął finiszować – powtórzył swoje poprzednie wyczyny osiągając rekordową prędkość i wysuwając się w ostatnich minutach na prowadzenie. Pobił wszelkie możliwe rekordy toru wyprzedzając rywali o 31 długości! Czegoś takiego jeszcze na torach nie widziano. Secretariat okazał się koniem wszechczasów – wygrał Potrójną Koronę (wyczyn dokonany po raz pierwszy od 25 lat) bijąc przy okazji rekordy wszystkich trzech torów. Do dziś żaden nie koń nie ustanowił nowych. Sam Secretariat przeszedł na emeryturę, gdzie cieszył się swobodą i mnóstwem chętnych do krycia panienek. Ocenia się, że zostawił po sobie 600 źrebiąt. Dożył wieku 19 lat; został uśpiony w wyniku nieuleczalnego i bolesnego ochwatu. Został pochowany w Kentucky, a w uznaniu jego zasług pochowano go w całości. Zazwyczaj chowa się tylko łeb, serce i kopyta koni wyścigowych; reszta jest kremowana. Sekcja zwłok Secretariata wykazała, że był posiadaczem idealnie ukształtowanego, choć nienormalnie wielkiego serca – jego waga odpowiadała wadze serca Phar Lapa i posiadała cechy świadczące o pokrewieństwie tych koni z ogierem Eclipse. Historię „Wielkiego Rudzielca” pięknie opowiada film z 2010.

SECRETARIAT 2

Postanowiłam się ograniczyć do 10 championów, a przecież w historii sportu wyścigowego tyle było koni wybitnych, koni nieprzeciętnych, koni, które swą niezwykłą historią zapisały się na stałe w sercach miłośników tego sportu. Dlatego zachęcam Was do podawania w komentarzach Waszych typów – o jakich koniach warto pamiętać; które jeszcze wypada znać?

I jeszcze na koniec serii mała ciekawostka – za najdziwniejszy wypadek na torze uznano śmierć dżokeja Damiana Becketta i konia Brave Buck, którzy zginęli w Perth w Australii w wyniku uderzenia pioruna. Jakie są szanse, że piorun rąbnie w człowieka na koniu? Niemal żadne. Trzeba mieć KONKRETNEGO pecha…

Autor: Ania Kategoria: Te znane konie

10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz.2

Pierwsza trójka legend za nami. Kontynuujemy spacer po światowych torach wyścigowych – dziś kolejne 4 championy, kolejność losowa.

ASSAULT

assault

Assault urodził się na teksaskim ranczo w 1943roku. Ranczo to specjalizowało się w hodowli bydła i koni Quarter Horse, czysty folblut był rodzynkiem. Jego matka nie była klaczą wyścigową, lecz ojciec  wielokrotnie triumfował na torach. Sam Assault miał talent w genach, ale zupełnie nie widać tego było po jego sylwetce. Drobny kasztanek miał tylko 152cm wzrostu i był jednym z najmniejszych koni wyścigowych świata. W dodatku do niskiego wzrostu otrzymał też prawdziwy talent do pakowania się w problemy: najpierw nadepnął na ostry znacznik gruntowy przebijając prawe kopyto na wylot. Kopyto zostało trwale zdeformowane, ale choć miało to wpływ na jego krok, to w pełnym galopie było zupełnie bez znaczenia. W całej swej karierze koń nieustannie żonglował własnym zdrowiem – miał problemy z nerkami, ścięgnami nóg, kulawizny kopytowe i kolanowe, krwotoki. Mimo tych problemów na torach był żelaznym czołgiem – jeśli nie wygrywał, to był w pierwszej trójce. Na 42 wyścigi, które odbył Assault tylko dwa razy dobiegł do mety poza pierwszą trójką. Wygrał też tzw. Potrójną Koronę, co udało się tylko 11 koniom w historii, a Assault był w tej grupie jedynym koniem wyhodowanym w Teksasie. Gdy wycofano go z wyścigów wrócił na ranczo i dożył sędziwego wieku 28 lat w pełnym zdrowiu i zadowoleniu. Niestety, okazał się bezpłodnym ogierem i mimo wielu prób nie doczekał się potomstwa.

LOMITAS

Monty_und_Lomitas

Lomitas urodził się w Niemczech w 1988 roku. Od początku zapowiadał się na mistrza toru, a wystawiony do dwóch gonitw w wieku 2 lat wygrał obydwie. Trener rozważnie dobierał starty i ostrożnie trenował ogiera. Lomitas był faworytem niemieckiego derby i wielu ludzi pokładało w nim ogromne nadzieje. Koń miał jednak bardzo zaawansowaną klaustrofobię i panicznie obawiał się maszyny startowej. Zmuszanie go do wejścia tradycyjnymi metodami tylko pogorszyło sprawę i w rezultacie koń stał się niebezpieczny. Z powodu tych problemów Lomitas został skreślony z list wyścigowych i zabroniono mu udziału w gonitwach. Dyskwalifikacja utalentowanego konia była konieczna – wprowadzanie go do maszyny startowej było zagrożeniem dla niego samego, pracowników toru, innych koni. Właściciel i trener nie mogli się z tym pogodzić – wiedzieli, jaki potencjał drzemie w ogierze, zamknięcie przed nim szansy na karierę sportową była wielką stratą dla niemieckiego sportu wyścigowego. Wtedy też zdecydowano się na szukanie pomocy i  właściciel skontaktował się z Monty’m Robertsem. Zaklinacz przyjechał do Lomitasa z Kalifornii i rozpoczął odczulanie ogiera i odbudowywanie jego zaufania do ludzi. Lomitas był bardzo inteligentnym koniem; agresywny wobec ludzi nie bywał nigdy, poza sytuacją wprowadzania do maszyny startowej. Monty’emu udało się uleczyć konia z lęku. Lomitas został zgłoszony do próby, po której komisja miała podjąć decyzję o umożliwieniu mu startu. W ten dzień wszyscy byli zdenerwowani, bo wiedzieli ile zależy od zachowania konia. Nie denerwowały się dwie osoby – Monty i Lomitas. Ogier wszedł do maszyny nie okazując żadnych emocji. Wchodził do niej również bez Monty’ego u boku. Został oczywiście przywrócony do sportowej rywalizacji na torze i wziął udział w derby. Zajął w tej gonitwie drugie miejsce; w kolejnych ugruntował już sobie bardzo dobrą pozycję na niemieckich torach. Monty przywiązał się do Lomitasa i wielokrotnie podkreślał, jak wybitny i nieprzeciętnie inteligentny był ten koń. W swoich książkach często nawiązuje do jego historii. W 1992r Lomitas niespodzianie wypadł w wyścigu wyjątkowo kiepsko – zajął przedostatnią pozycję, a potem zniknął z torów i zapadł się pod ziemię. Później okazało się, że właściciel ogiera już od pewnego czasu dostawał anonimowe pogróżki. Grożono życiu i zdrowiu konia i żądano wpłacenia ogromnego okupu. Konia pilnowano, a żądania okupu zignorowano. Po słabym starcie ogiera zbadano mu krew i wykryto ślady trucizny. Właściciel chcąc chronić swojego pupila wywiózł go z kraju i ukrył pod fałszywym imieniem. Monty Roberts zaangażował się w pomoc ogierowi. Sprowadzono go do Stanów Zjednoczonych, a po kuracji wystawiono do kilku gonitw. Niestety, trucizna pozostawiła ślady i Lomitas nie odzyskał już dawnej formy. Gdy groźba zabicia konia została zażegnana ogier wrócił do Niemiec i został wcielony do hodowli. Dochował się wielu zdolnych potomków, a życie zakończył w wieku 22 lat na skutek kolki jelitowej. Historia Lomitasa jest burzliwa i pokazuje specyfikę sportowej rywalizacji – już w momencie, gdy świetnie zapowiadający się ogier został zdyskwalifikowany spora ilość zawistnych rywali bardzo się ucieszyła. Egzamin z wchodzenia do maszyny koń zdawał w niesprzyjających warunkach – bez Monty’ego, w innej maszynie niż był trenowany, obsługiwanej przez nieżyczliwych pracowników, którzy trzaskali głośno belkami i zamkami, licząc, że koń odstawi cyrk, który pokazywał wcześniej. Również dalsze sukcesy przysporzyły mu kłopotów ze strony zawistnych wrogów.  Lomitas miał sporo szczęścia, że o jego losie decydowali świadomi i pełni empatii ludzie.

PHAR LAP

Phar_Lap

Phar Lap urodził się w 1926 roku w Nowej Zelandii. Był trenowany i wystawiany na australijskich torach i mimo braku urody szybko pokazał swoją klasę wyścigową. Jest to kolejny koń krytykowany za nieharmonijną budowę, a postawiony na piedestale dzięki szybkości i talentowi wyścigowca. Debiutując na torze zajął ostatnie miejsce; w trzech kolejnych gonitwach również biegł pod koniec stawki. Po kilkumiesięcznej przerwie powrócił na tor i od razu zaczął wygrywać. Szedł jak burza a jego kariera nabierała światowego rozpędu. Dominował na australijskich torach i został uznany za narodowego bohatera. Jego wybitne osiągnięcia zachęciły właściciela do pokazania ogiera na zagranicznych torach. Koń zadebiutował na meksykańskich torze i odniósł wspaniałe zwycięstwo. Wydawało się, że kariera światowa stoi przed nim otworem, a tymczasem kilka dni po swoim zwycięstwie bohater australijski już nie żył. Choroba Phar Lapa była bardzo tajemnicza – głośno mówiło się o zemście mafii, spisku, zamachu. Faktem jest, że sekcja nie wykazała śladów żadnej trucizny, jednak wielbiciele Phar Lapa nadal wierzą w zamach na jego życie. W 2000 roku wysunięto już tezę, że przyczyną śmierci wybitnego Phar Lapa było zakażenie bateryjne. Nadal pojawiają się nowe badania dowodzące obecności śladowych ilości arszeniku w jego ciele, a sama śmierć pozostaje niewyjaśniona. Choć chciano by wierzyć, że Phar Lap, jak Elvis, nadal żyje, to w tym przypadku mamy już niezbity dowód, że ogier nie został porwany przez kosmitów i nie sfingował własnej śmierci. Jego wypchane ciało stoi w muzeum w Melbourne, serce (które jest wielokrotnie większe od serc ogierów wyścigowych) zakonserwowano i do dziś pozostaje własnością muzeum w Canberze. Phar Lap był bohaterem narodowym Australii, a ponieważ i Nowa Zelandia, jako kraj hodowcy, rościła sobie prawo do pławienia się w chwale championa, więc szkielet konia umieszczono w nowozelandzkim muzeum. W chwili swej śmierci Phar Lap był trzecim najlepszym koniem wyścigowym świata. Australijczycy uczcili go stawiając pomnik naturalnej wielkości w Melbourne. Historię narodowego bohatera Australii  opowiada piękny i wzruszający film z 1983 roku.

Phar_Lap_2

BLACK CAVIAR

black-caviar

Klacz Black Caviar urodziła się w 2006 r. i w odróżnieniu od innych opisanych mistrzów, cieszy się dobrym zdrowiem i nadal żyje. Obecnie jest już emerytowaną rekordzistką toru. Na swoją zasłużoną emeryturę przeszła w sierpniu zeszłego roku po 25 wygranej gonitwie z rzędu. Jest to światowy rekord, bo takiego wyniku nie było na torach od ponad 100lat! Sama klacz jest w Australii bohaterką na miarę legendarnego Phar Lapa, a wielu uważa ją nawet za lepszą od niezapomnianego mistrza! Jest z pewnością rekordzistką w wygranych – od chwili debiutu, który wygrała o 5 długości triumfowała niezmiennie. Dziś jest powszechnie uznana za jednego z najwybitniejszych koni wyścigowych na świecie. Australia ma piękne konie. Australia ma utalentowane konie. I Australia ma Phar Lapa i Black Caviar – dwa najwybitniejsze wyścigowce wszechczasów!

Kolejna stawka mistrzów (do finałowej dziesiątki brakuje nam trzech) już jutro. Zapraszam!

Autor: Ania Kategoria: Te znane konie

10 legendarnych koni wyścigowych, które wypada znać cz. 1

647934_31559426

Konie wyścigowe zawsze budziły wiele emocji. Wśród miłośników tego sportu są tacy, którzy zwycięskie konie stawiają na piedestałach i biją przed nimi pokłony. Bez względu na to, czy koniowi zależy na tej chwale czy nie jedno wśród koni wyścigowych jest powszechne – wola walki i zwycięstwa. Często ta ambicja prowadzi do ich zguby – kontuzji, urazów, kalectwa czy śmierci. Z tego też powodu duża rzesza miłośników koni potępia sport wyścigowy, co nie jest ewenementem. Nienawiść do urazowych sportów jest popularna – bojkotuje się zawody ujeżdżeniowe z uwagi na rollkur; skoki są atakowane z powodu nadwerężeń końskich mięśni i stawów, a wyścigi z racji przeciążeń końskiego organizmu. Nie kwestionuję humanitarnych odruchów takich protestujących rzesz, ale nie mogę oprzeć się stwierdzeniu, że koń jako nasz towarzysz nierzadko w historii pełnił dużo podlejsze role – ginął na froncie wojennym, harował i ślepł w kopalniach, kończył na włoskim talerzu. Umiejętnie trenowany ma z pewnością w sobie miłość do biegu, rywalizacji, skoków. Jeśli traktuje się go fair i trenuje rozważnie to z pewnością czuje się spełniony w wyznaczonej mu roli, którą odgrywa z zapałem. Nie zmienia to faktu, że obserwując nasze pasące się swobodnie konie nie umiem oprzeć się wrażeniu, że żaden z nich nie zazdrości championom sportowym. A…. może się mylę?

Historia wyścigów konnych jest niemal tak długa, jak długi jest czas trwania udomowionego konia u naszych boków. Konie to zwierzęta ruchu, a człowiekowi zawsze imponował widok galopującego harmonijnego ucieleśnienia wiatru. Starożytni Rzymianie urządzali już wyścigi na szeroką skalę – z zakładami pieniężnymi i całą oprawą, która do dziś towarzyszy temu sportowi. Prawdziwe nowożytne wyścigi zapoczątkował w 1780 roku angielski lord Derby, od którego nazwiska pochodzi też nazwa biegu. Na przestrzeni lat pojawiały się wybitne konie wyścigowe, które stawały się legendą. Ja przedstawię Wam tylko 10 z nich, które warto znać i pamiętać.

Dzisiaj pierwsza trójka, wybrana zupełnie losowo :) A więc:

SHERGAR

 SHERGARShergar urodził się w 1978r.w Irlandii. Zadebiutował na torze jako 3 latek i od razu wygrał, co przekonało jego właściciela o talencie ulubieńca. Historyczne zwycięstwo Shergar odniósł w tym samym roku na Epsom Derby, gdzie pokonał rywali wyprzedzając stawkę o 10 długości! Był to rekord w ponad 225 letniej historii tego toru, a publiczność oszalała na punkcie gniadego ogiera. Dżokej, który w wyścigu tym zajął drugie miejsce powiedział później: „Shergar objął prowadzenie od razu i wyprzedził nas tak bardzo, że w pewnym momencie ucieszyłem, że wygrywam, a po chwili zorientowałem się, że w oddali na horyzoncie jest już jakiś koń!”. To zwycięstwo zostało uznane za jedno ze 100 najbardziej spektakularnych wydarzeń sportowych XX wieku. Kolejne, irlandzkie derby Shergar wygrał z lekkością i wdziękiem, co zachwyciło miłośników tego sportu tak bardzo, że uznano go za Konia Roku w Europie. Właściciel Shergara sprzedał 85% udziałów w posiadaniu koniu, co skutkowało wyceną Shergara na 10 milionów funtów; ówczesny rekord za europejskiego ogiera. Shergar wygrał jeszcze dwa wyścigi jako trzylatek, a po porażce w kolejnym (na metę dobiegł czwarty, ulegając koniom, które wcześniej spektakularnie pokonywał) został wycofany z aktywnych startów i wrócił do rodzinnej stajni w Irlandii, co było zaskoczeniem, bo uważano, że koń zostanie wysłany do Stanów Zjednoczonych. Jego właściciel uważał jednak Shergara za irlandzkie dobro narodowe i jako takie postanowił zatrzymać go w ojczyźnie. Koń był użytkowany w hodowli. Dał ponad 30 źrebiąt, żadne z nich nie powtórzyło jednak sukcesu ojca. Dwa lata później, w 1983 roku Shergar został porwany ze swojej stajni przez zamaskowanych bandytów. Transakcja opłaty niebotycznego okupu nigdy nie doszła do skutku i słuch po młodziutkim ogierze zaginął. Do dziś nie odnaleziono ani konia, ani jakichkolwiek śladów jego losu. Kradzież Shergara owiana jest mroczną tajemnicą – był to pierwszy taki przypadek w historii Irlandii, a o czyn ten oskarża się terrorystyczny oddział IRA. Historia Shergara – jego spektakularnych zwycięstw i tajemniczego zniknięcia stała się kanwą scenariusza filmu „Shergar” hollywodzkiej produkcji z Mickey Rourke w roli głównej. Przepiękny film z zaskakującym zakończeniem – polecam wszystkim miłośnikom koni.

Shergar3

RUFFIAN

RUFFIAN

 Ruffian urodziła się w 1972 r. i trafiła do Stanów Zjednoczonych w transporcie roczniaków z Anglii. Debiutowała jako dwulatka i w swej karierze startowała 11 razy – przegrała tylko ostatni wyścig, ten w którym straciła życie. Nazywano ją Boginią Toru – była niesamowicie szybka, a przy tym cechowała ją nieugięta woli walki; klacz nawet swój rutynowy trening zamieniała w spektakularny pokaz magii. Jej trener mawiał, że z jej miłością do biegu nie zawahałaby się wyhodować sobie skrzydeł, choć już i tak biega jak uskrzydlony pegaz. Była demonem toru, który nie miał litości ani dla przeciwników, ani dla samej siebie. Odnosiła druzgoczące zwycięstwa; ona nie wygrywała, ona dominowała i biła rekordy torów. Ruffian, w swej niestety krótkiej karierze, okazała się koniem-legendą – nie umiała przegrywać, znała tylko wygraną. Jej fani płacili na jej zwycięstwo takie stawki, że tor został zmuszony do wypłacenia większej kwoty niż otrzymał – takiego ewenementu nie było nawet w przypadku Sekretariata. Trener Ruffian mówił, że „Soffie” jest najlepszym koniem wyścigowym, jakiego kiedykolwiek widział. Ta miłość do biegu, którą kara klacz afiszowała stała się jej zgubą. Właściciele zdecydowali się wystawić ją przeciwko ogierowi Foolish Pleasure – wówczas najlepszemu ogierowi w Stanach. Ruffian do tej pory ścigała się tylko z klaczami, jej trener był przeciwny forsowaniu klaczy w walce z rosłym ogierem. Już przy starcie bogini toru uderzyła się w bramce w kolano, ale kontynuowała bieg szybko wyrównując to, co straciła przy starcie. Oba konie szły łeb w łeb, walcząc desperacko i zaciekle. Ruffian wysunęła się na prowadzenie, ale po chwili sforsowane nogi klaczy (Ruffian miała już za sobą pęknięcie kończyny, które rehabilitowano przez kilka miesięcy poprzedzających wyścig) nie wytrzymały obciążenia. Klacz złamała obie kości trzeszczkowe w przedniej nodze. Ruffian, która nigdy jeszcze nie przegrała, lekceważąc ogromny ból kontynuowała bieg. Dżokejowi udało się ją zatrzymać dopiero po prawie 50 metrach, a noga klaczy przedstawiała tragiczny wygląd – złamana kość przebiła skórę, a koń biegł po piaszczystym torze pogarszając tylko już i tak beznadziejną sytuację. Ruffian została uśpiona na torze do operacji, która po przetransportowaniu klaczy do kliniki trwała ponad 12godzin. Po wybudzeniu z narkozy klacz, która przecież nie ukończyła swojego wyścigu tracąc przytomność na torze, kontynuowała walkę. Dla niej wyścig nadal trwał – założonym gipsem uderzała podczas swego „biegu” o własne kolana, połamała tylne nogi, a z operowanej zerwała gips i otworzyła zoperowane kości. Jej stan był już nie do naprawienia i właściciele zdecydowali się uśpić swoją championkę. Wielu ludzi widzi w jej zachowaniu ogromną miłość do wyścigów i wolę walki na torze; nie wiem na ile był to obłęd konia, zaszczutego i wytrenowanego do morderczych biegów. Faktem jest jednak, że w podobny sposób życie zakończyli jej rodzice – to „szaleństwo wygrywania” miała w genach. Ruffian została pochowana na torze, chrapami w stronę mety, a jej trener przez wiele lat przychodził na tor i stawał w boksie startowym nr 9. Gdy ludzie pytali dlaczego tam stoi odpowiadał: „Ja ją widzę, ona biegnie po tym torze. Słyszę tętent jej kopyt, oddech, bicie serca. Ruffian ciągle tu biegnie”.

RUFFIAN2

SEABISCUIT

seabiscuit

Seabiscuit urodził się w 1933 r. Swoją popularność odniósł w czasach Wielkiego Kryzysu, a jego historia również została zekranizowana, nawet dwa razy – w  1949r. i 2003r. Nie zapowiadał się na wybitnego wyścigowca; był niski, gruby, uwielbiał odpoczywać na leżąco i w ogóle nie charakteryzował się wyścigową wolą walki. Jego treningiem zajął się legendarny trener James Fitsimmons. Choć bardzo się starał, nie udawało mu się obudzić w ogierze zapału do gonitw. Uznał go za leniwego i wystawiał na okrągło, by pobudzić w nim ducha rywalizacji. Seabiscuit biegał w gonitwach bez wielkich sukcesów, a ich ilość z pewnością nie wspierała jego formy. Koń pod opieką Fitzsimmonsa wziął udział w trzykrotnie większej ilości gonitw, niż było to normą dla ogiera w jego wieku. Jako trzylatka kupił go milioner Charles Howard, który mimo przeciętnych wyników konia na torze uznał go za zwierzę z sercem do walki. Nowy trener Tom Smith i dżokej John Pollard podeszli do konia bardzo indywidualnie, poświęcili mu mnóstwo czasu i rozważnie planowali starty. Seabiscuit szubko zaczął odzyskiwać wiarę we własne umiejętności i zaczął bić rekordy torów, na których startował. Mały, niepozorny gniadosz szybko potwierdził drzemiący w nim talent – trener zaczął nawet ukrywać jego treningi, by nie zdradzać prawdziwych możliwości konia. Zaintrygowani Seabiscuitem dziennikarze starali się szpiegować, a mity i opowieści o nim rosły. W 1938r. właściciel wystawił Seabiscuita przeciwko ogierowi War Admiral, który uznawany był za najlepszego konia w Stanach. Nieoczekiwanie gonitwę tę wygrał mały Seabiscuit! Przyznano mu wówczas tytuł Konia Roku, a samo wydarzenie okrzyknięto gonitwą stulecia. Historia Seabiscuita – pogardzanego konia uważanego za beztalencie, który rozkwita dla swego jednookiego przyjaciela-dżokeja i ich wspólne odbudowywanie wiary w siebie została opisana przez L. Hillenbrand w ksiażce „Niepokonany Seabiscuit”. Polecam Wam też film; choć nacisk położonogłównie na budzącą się więź dżokeja z koniem, to i sceny na torach zapierają dech.

Seabiscuit2

Jutro kolejna porcja końskich legend.

Autor: Ania Kategoria: Te znane konie

Pielęgnacja końskiej sierści

1082450_44349049

Konie doskonale dbają o własną sierść same, bez naszej pomocy. Inna sprawa, że taki koń najbardziej lubi mieć na sobie jakąś panierkę np. z błotka, która maskuje zapach i chroni go przed drapieżnikami. Jakich to drapieżników boją się nasze konie, nie wiem. Być może chowają się przed ludźmi, żeby ich na jazdę nie brali, bo innego zagrożenia nie widzę. Faktem jest jednak, że nasze konie tarzają się bezustannie i z wielką namiętnością. Mamy na pastwisku już trzy doły z piachem, które zostały stworzone przez konie i służą im jak baseny kąpielowe. W upalne dni nasze konie kładą się też w podmokłym bagienku pod lasem, które znajduje się w skrajnym punkcie pastwiska.

Pewnie nie raz się Wam zdarzyło, że świeżutko wyszczotkowany konik, wylizany wręcz i błyszczący, puszczony z uwiązu nie tracąc czasu ciska się na glebę i z upodobaniem tarza niszcząc kilkadziesiąt minut Waszej pracy. Dlaczego? Bo koniowi nie zależy, żeby być wyczesanym i lśniącym. On woli „pro natura” – mieć na sobie swój własny zapach, a nie Waszą ludzką, zdradziecką woń. Jeśli łudzicie sie, że koń uwielbia ten wspólnie spędzony czas – czesanie, kąpanie, szczotkowanie to mam dla Was przykrą wiadomość – koń nie tylko ma taką sztuczną czystość głęboko w oczodole, on tego wręcz nie lubi! Najlepiej więc ograniczyć pielęgnację końskiej sierści do niezbędnego minimum i nie zadręczać konia czesaniem, bo nie jest on lalką Barbie. Jakie jest to minimum?

PRZED JAZDĄ

  • wyszczotkuj grzbiet i brzuch w miejscu, gdzie przechodzi popręg, tak by koń się nie obtarł;
  • z grubsza przeleć szczotą po bokach i zadzie – nie rób obciachu, plamy błota i obornika wyglądają mało estetycznie, choć oczywiście koniowi nie przeszkadzają;
  • ogon przebierz tylko palcami, by nie było w nim źdzbeł słomy;
  • wyczyść kopyta, by koń się nie podbił;

PO JEŹDZIE

  • wyszczotkuj grzbiet – nawet człowiek, gdy zdejmie toczek też przeczesuje włosy palcami. Zrób to dla konia. Możesz też natrzeć mu boki słomą – dla konia to namiastka tarzania – podrapany, podsuszony i zadowolony;
  • sprawdź  czy koń nie przyniósł z jazdy kamyka, gumy do żucia lub szyszki w kopycie;
  • a w ogóle to najlepiej puść konia, niech się wytarza i podrapie sobie ten spocony grzbiet;

OGÓLNIE

  • nie kąp konia bez potrzeby. Po co? On tego nie lubi, nie jest mu to do niczego potrzebne. Plamy, które trudno usunąć szczotką (np. u siwków) umyj mokrą gąbką. Jeśli kąpiel jest konieczna (my pierzemy Bolka przed ślubem, żeby elegancko wyglądał i nie odstawał od Pana Młodego) to użyj szarego mydła. Są specjalne szampony dla koni, raz się skusiłam i kupiłam specyfik po którym koń miał lśnić jak lustro, ale olśnił mnie tylko łupieżem. Źle trafiłam, zdarza się, ale szare mydło nigdy nie zawodzi. A samą kąpiel polecam zastępować pławieniem w jeziorze, stawie, morzu. Przyjemne z pożytecznym.
  • nie wyprowadzaj konia z boksu na godzinne sesje pielęgnacyjne – on poddaje się tym czynnościom, ale ich nie lubi. Zostawiasz na nim swój zapach, pozbawiasz go jego naturalnej ochrony. Konia szczotkuj energicznie, by dobrze wymasować i rozgrzać mięśnie oraz usunąć brud, który nieestetycznie wygląda. I tyle. To i tak za dużo.
  • nie czesz ogona zgrzebłem czy grzebieniem! To wyrywa włos, a końskie włosie w ogonie bardzo wolno rośnie. Ogon możesz wyprać w specjalnym szamponie. Nie przesadzaj z pielęgnacją ogona – jest koniowi potrzebny, a te zabiegi go osłabiają.
  • Konie uwielbiają się drapać, ocierać o płoty, tarzać. Często podgryzają się nawzajem po kłębach. Polecam rewelacyjną rzecz dla koni – słupek to drapania. Trzeba wbić gruby pal w ziemię na pastwisku, a do tego pala na całym obwodzie przybić gwoździami stare szczotki i zgrzebła. Konie bardzo szybko uczą sie korzystać z takiej drapaczki i z upodobaniem spędzają przy niej czas. Trzeba tylko naprawdę porządnie umocować pal – konie napierają na niego całym ciałem, nasz rozniosły po tygodniu.
  • Raz na jakiś czas warto mokrą gąbką przemyć końskie genitalia – wymię u klaczy, puzdro u wałaszka.
  • staraj się nie czyścić konia w boksie – wyczesany kurz i pył zwiększy tylko już i tak wysokie zapylenie w stajni i może stać się przyczyną alergii wziewnych.
  • strzyżenie jest dla koni sportowych, które obficie się pocą, a pozostają w stałym treningu. Nie baw się w fryzjera ze swoim koniem bez potrzeby, a jeśli już to wystrzyż mu tylko szyję i część kłody, zostawiając miejsce na siodło i popręg. Strzyżony konik musi być przykrywany derką w stajni oraz podczas rozstępowywania przed i po jeździe. Nasze konie mają swoją naturalną sierść – latem króciutki aksamit, zimą puchaty kożuchek. Dużo czasu spędzają na pastwiskach, więc same regulują sobie jakość okrywy włosowej, by być optymalnie przygotowanym na warunki atmosferyczne. Nie wyobrażam sobie wystrzyżenia ich zimą – jak miałyby funkcjonować na pastwisku, stać w boksach stajennych? Cały czas w derce? Nie sądzę, by im się to podobało. Maszynkę do strzyżenia używaliśmy tylko na wiosnę, by ogolić żubra – Morusa, którego osobliwe karakułowe futro pokazywałam Wam tutaj.

Konie, które są dużo pastwiskowane mają zdrową i mocną sierść. Konie trzymane w stajniach i rzadko puszczane na wybieg należy szczotkować częściej. Jeśli w Waszej stajni konie rzadko mają okazję tarzać się i czochrać na wybiegu to warto je porządnie wyszczotkować – nie dla czystości, ale po to, by usunąć martwy naskórek, ułatwić skórze oddychanie, odetkać pory, wyczesać pot (zbiałkowany, jak łupież) i pasożyty. Pastwiskowany koń załatwi to sam, bez Waszej pomocy, a nadmierne czyszczenie pozbawi go ochronnej warstwy tłuszczowej. Pamiętajcie – im mniej ingeruje się w naturę, tym szczęśliwszego ma się konia.

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Siódme poty – 7 rzeczy, które warto wiedzieć o końskim pocie

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wszyscy wiemy, że konie pocą się jak bure myszy w połogu. Każdy koniarz zna słodkawy zapach końskiego potu, każdy klepiąc końską szyję ubrudził się lepkim potem zmieszanym z kurzem i brudem. Nie ma konia, który jest od tego wolny – każdy zlewa się potem przy intensywnym wysiłku, upale, stresie. Co wiecie o końskim pocie?

1.Wśród udomowionych zwierząt tylko koń i owca pocą się na całej powierzchni ciała. Krowy, kozy, świnie, króliki, psy, koty – wszystkie one pocą się na małych fragmentach ciała lub wręcz wcale. Tylko człowiek, a wraz z nim owca i koń zlewają się potem na całej powierzchni ciała. Dlatego koń jest bardziej wytrzymały na upał niż np. bydło – potliwość reguluje ciepłotę ciała.

2.Wśród alergików powszechna jest pewność, że mają uczulenie na końską sierść. Ja sama jestem uczulona na konie i czyszczę je tylko na dworze ograniczając czynność do kilku minut. Alergię wywołuje sierść końska,  pyłki znajdujące się w niej, kurz i naskórek. U mnie objawia się to obturacją oskrzeli – to tzw. astma atopowa, wziewna. Każdy zna alergię na sierść końską, ale kto wie, że można być też uczulonym na koński pot? Uczula wyschnięte białko potu znajdujące się w sierści (alergia wziewna) i sam mokry, świeżutki pot – ja np. w kontakcie potu końskiego z moją skórą dostaję swędzącej wysypki (tylko twarzy – dlatego nie mogę się dotykać brudnymi rękoma ani przytulać do spoconych końskich boków).

3.Konie, tak samo jak ludzie, a zupełnie wyjątkowo w świecie zwierząt pocą się na skutek emocji – stresu, strachu, podniecenia czy podekscytowania. Żadne inne zwierzę nie ma takiej właściwości.

4.Potliwość ma 3 funkcje ważne dla organizmu:

  • oczyszczanie organizmu – poprzez wydzielanie potu organizm oczyszcza krew ze szkodliwych składników takich jak mocznik i inne uboczne produkty  spalania. Poznajemy tę funkcję po ostrym i nieprzyjemnym zapachu końskich derek i czapraków.
  • regulacja temperatury – poprzez pocenie się koń ochładza swój organizm np. podczas upałów. Zgrzany organizm produkuje pot, który paruje na skórze i ochładza ją.
  • obniżenie gorączki – na pewno wiecie, że chory koń oblewa się potem. Jest to m.in. sygnał kolki czy innego problemu. Pocenie się obniża gorączkę, o czym doskonale wiemy, bo we własnych grypach i przeziębieniach pijemy wywary z malin czy inne gripexy, które pobudzają wydzielanie potu.

5. Spocony koń powinien mieć szansę wyschnąć i odparować w spokoju. Nie może zostać wystawiony na nagłe ochłodzenie np. przy silnym wietrze lub mrozie. Dlatego spocone konie okrywa się derkami w stajniach, aby uniknąć nagłego ochłodzenia, które może wywołać zaziębienie, zapalenie płuc, ochwat, a nawet kolkę (na skutek przekrwienia przewodów pokarmowych). Nasze konie zaprzęgowe pocą się w trakcie kuligów zimą, co jest normalne – wysiłek, puchata ciepła sierść; nawet człowiek spociłby się, gdyby miał biegać z plecakiem w kożuchu. Dlatego okrywamy konie derkami na dłuższych postojach i po wyprzęgnięciu i wprowadzeniu do boksu. Stojąc na zimnie taki spocony koń łatwo może dorobić się poważnej choroby. 

6. Pot koński zawiera bardzo dużo białka. To właśnie to białko powoduje powstawanie białej piany na spoconym koniu – w kontakcie z powietrzem i tarciem białko ubija się na piankę. Ta piana występuje więc w miejscach tarcia: na szyi gdzie ubijana jest wodzami, między końskim nogami, pod czaprakiem, przy pasach pociągowych uprzęży. Jeśli zmachamy konia naprawdę porządnie to całe płaty takiej piany mogą się odrywać od jego boków. Czasem wystarczy jeden strzał palcatem po mokrym zadzie, by zostawić pianę. Po wyschnięciu z takiej piany zostaje w końskiej sierści pyłek, proszek wyglądający trochę jak łupież.

7. U niektórych koni stepowych lub gorącokrwistych, które charakteryzują się cienką skórą może występować tzw. krwawy pot. Powstaje on kiedy pękają podskórne naczynia krwionośne pod bardzo cienką skórą, a wtedy  krew wypływa na powierzchnię skóry. Krwawy pot nie ma nic wspól­nego z potem zwyczajnym. Niektórzy uważają, że jego przyczyną mogą też być pasożyty powodujące skórne krwawienie, a znajdujące się w wodzie pitej przez konie stepowe. Zjawisko krwawego potu zdarza się koniom achałtekińskim, dońskim i innym rasom stepowym.

 

 

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Twój koń kupowałby marchew – jaki smakołyk dla konia?

czubajka.pl blog jeździecki

Nasi klienci często przyjeżdżają do stajni z górą prowiantu – worki marchwi, siatki jabłek, kosze suchego chleba, pudełka cukru w kostkach i smakowych dropsów. Gdy widzę te tony żarcia zastanawiam się, czy nasze konie wyglądają na zamorzone głodem. Nie mam na ogół nic przeciwko dokarmianiu koniny, szczególnie gdy ktoś grzecznie pyta i pokazuje co dokładnie przywiózł. Być może odwiedzając stajnie Wy również targacie ze sobą jakieś fanty dla ulubieńców – marcheweczkę, piętkę chleba, kupione w sklepie jeździeckim owocowe dropsy. Posłuchajcie więc  na co my w naszej stajni pozwalamy, a czego zabraniamy w trosce o zdrowie naszych koni.

Najlepszym i najzdrowszym smakołykiem, jaki możesz wcisnąć koniowi są marchew i jabłka. Jabłka możesz dawać w całości z ogryzkiem, nie ma potrzeby krojenia ich na ćwiartki i wyjmowania owocni. Jabłko musi być dojrzałe i nie może być podgniłe. Często takie gnijące spady przywożą nam klienci. Koń to nie śmietnik, nie wrzucaj w niego czegoś, co jest zepsute. Pisałam Wam już o tym, ale powtórzę – koń nie może wymiotować. Cokolwiek wpadnie mu do żołądka musi wyjść drugą stroną. Przełyk konia wchodzi do żołądka ukośnie, więc treść żołądka nie cofnie się tak jak  np. u psa. Pies zeżre jakieś świństwo, puści pawia na dywan i zapomni. Koń będzie to trawił i albo mu się uda, albo go zabije. Marchew dawana koniowi musi być umyta lub przynajmniej otrzepana z ziemi. Piasek, który razem z marchewką trafiłby do końskiego przewodu pokarmowego może powodować zapiaszczenie jelit. Dlatego ważne jest by marchewka nie była brudna. Nie musi oczywiście być obrana ze skórki, bez przesady. Soczyste jabłuszko i słodka marchewa to najlepszy przysmak dla konia, przynoście do stajni bez wahania.

Tak jak kot kojarzy się nam z miską mleka, tak koń najczęściej dostaje kostki cukru. Nie lubię tego zwyczaju – cukier nie jest zdrowy, a zjadany kilogramami przez nasze konie generuje nam problemy z odrobaczaniem. Nie jestem zadowolona, gdy ktoś przynosi cukier – zazwyczaj nie chcąc robić dzieciom przykrości proszę by dać tylko po jednej kostce na konia. Dorosłym odmawiam w ogóle. Cukier łatwo jest zmieścić w kieszeni i przemycić dla ulubieńca, dlatego wiem, że nasze konie regularnie dostają swoją porcję słodkości.  Nie jestem tego fanką, ale kategorycznie nie zabraniam. Trzeba tylko uważać, by nie przesadzić. Jeśli więc kupiliście całe opakowanie cukru w kostkach to zużywajcie je w stajni stopniowo, a nie pakujcie kilogramami w końskie pyski.

Suchy chleb dla konia też jest już przysłowiowy. Konie uwielbiają go chrupać, więc jest fajnym pomysłem na przekąskę. Pamiętajcie tylko, że chleb musi być suchy jak kamień – absolutnie nie może być lekko podsuszony, taki zaledwie czerstwy! Tak samo chleb musi też być czysty – bez śladów pleśni, bez pozostałości masła. Taki niedosuszony, brudny chleb może spowodować groźną kolkę. Zawsze oglądam chleb, który przywożą klienci, bo zbyt często widywałam miękkie bułeczki lub suche kromki ze zjełczałym masłem na wierzchu. Nie rób tego koniowi – może skończyć sie dla niego tragicznie. Sam suchy chleb jest moim ulubionym sposobem nagradzania konia – noszę kawałki w kieszeni, aż przechodzą moim zapachem. Koń ma fantastyczny węch, a zmysł smaku jest z nim mocno związany. Taki smaczny chlebek pachnący moją ręką to idealny fant dla konia – kojarzy on potem sam mój zapach z czymś miłym. Polecam!

W sklepach jeździeckich można kupić różne smakołyki dla koni – owocowe dropsy, cukierki ziołowe, ciasteczka i wiele innych. Wybór może Wam ograniczać tylko zasobność portfela. Nie widzę większego sensu w wydawaniu na nie kasy – plaster marchwi spełnia tę samą rolę, a nie jest sztuczny, smakuje każdemu konikowi, jest tani i zdrowy. Dropsy smakowe dla koni są nawet smaczne – wiem, bo jadłam nie raz. Często jednak konie nie są do nich przekonane, bo ich po prostu nie znają. Nasze konie zdecydowanie wolą dostać jabłko niż jabłkowego cukierka. Jeśli chcesz – możesz dawać koniom dropsy, nie szkodzą. Jeśli koń lubi jakiś konkretny smak, kupuj. Mi szkoda kasy :)

Z wrodzonego skąpstwa rzadko karmię konie kupnymi dropsami. Z kolei z wrodzonego lenistwa jeszcze rzadziej karmię konie ciasteczkami własnej roboty. Kiedyś miałam więcej zapału i popełniałam czasem wypieki dla koni. Jeśli macie zapał polecam przepis:

CIASTECZKA DLA KONIA WŁASNEJ ROBOTY

  • szklanka mąki pszennej
  • 2 szkl płatków owsianych
  • pół szkl wody
  • 3 łyżki miodu
  • płaska łyżeczka soli
  • 1 łyżka oleju (najlepiej słonecznikowy, ale niekoniecznie)
  • 1 szklanka drobno startej marchwi (ja brałam też te wiórki, które zostają w sokowirówce)

Wszystko zmieszaj razem, na końcu dodając wodę z miodem (miód rozpuścić w wodzie). Teraz zagnieść, uformować ciasteczka i powycinać wzorki (ja cięłam na kwadraciki, ale można użyć foremek do pierników i zaprosić konie do degustacji serduszek, gwiazdek i choineczek). Piec w piekarniku na blasze 180 st. przez jakieś 20-25 minut aż się zarumienią. Ciasteczka nie rosną, bo nie ma w nich proszku do pieczenia czy sody. Mają po prostu być chrupiące. Nie lećcie do koni z gorącą blachą – takie świeże ciacha mogą im zaszkodzić. Najlepiej dawać je następnego dnia po upieczeniu lub nawet później, gdy ciastka wyschną na kamień. Opcjonalnie, choć ja się nigdy nie pokusiłam, można dorzucić do ciasta bonusy – np. jakieś suszone pokruszone zioła czy ziarna słonecznika, dyni. Polecam ciasteczka własnej roboty – naharujecie się jak głupki, wybrudzicie całą kuchnię, a koń niepewnie rozgryzie takie ciacho zastanawiając się dlaczego nie dostał marchwi. Rewelacja :)

 

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

«< 7 8 9 10 11 >»
Trotter - obozy jeździeckie

Kategorie

  • ARTYKUŁY
  • Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI
  • NATURAL
  • TEORIA vs. PRAKTYKA
  • Z MOJEGO ŻYCIA
  • Te znane konie
  • Ci znani ludzie

Ostatnie wpisy

  • Ostatnie miejsca na obozy jeździeckie TROTTER
  • Proces uczenia się – jak koń przyswaja wiedzę? ODCINEK 4 – WARUNKOWANIE
  • Kurs ODKRYJ TAJEMNICE KONI I USŁYSZ CO CHCE POWIEDZIEĆ KOŃ
  • Obtarcia na końskiej skórze – to Twoja wina! Jak zapobiegać i leczyć?
  • Dlaczego koń Cię nie słucha? Bo Ty nie słuchasz jego!

Najpopularniejsze wpisy

  • Kocham konie, ale wciąż się boję – jak radzić sobie z paraliżującym strachem?
    24 comments
  • Znów księżniczka Anna spadła z konia czyli krótki poradnik spadania
    19 comments
  • Jak Ania galopu uczy
    19 comments

Archiwa

  • maj 2018
  • listopad 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • grudzień 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • maj 2015
  • kwiecień 2015
  • marzec 2015
  • luty 2015
  • styczeń 2015
  • grudzień 2014
  • listopad 2014
  • wrzesień 2014
  • maj 2014
  • kwiecień 2014
  • marzec 2014
  • luty 2014
  • styczeń 2014
  • grudzień 2013
  • listopad 2013
  • październik 2013
  • wrzesień 2013
  • sierpień 2013
  • lipiec 2013

Polecane strony

Możesz mnie znaleźć też tu:

  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
© Czubajka 2025