Czubajka
o koniach i nie tylko ...
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
RSS

Prowadzenie konia w ręku – przestań robić to źle!

100_0311

Co ja się naoglądam różnych innowacyjnych technik prowadzenia konia w ręku! Dobrze, że te nasze konie są w miarę ogarnięte i nie robią wiatraków z prowadzących je dzieciaków. Mnie samą, gdybym koniem była, korciło by na maksa, by wykorzystać sytuację i pobawić się w karuzelę.

Jak robić to dobrze? I znowu w punktach, bo widzę, że tak Wam się najwygodniej czyta:

  • Kantar i uwiąz lub lonża! Część hardkorów prowadza naszą koninę na samym kantarze lub uwiązie przerzuconym przez szyję. No dobra, sama tak robię. Biję się w pierś (lekko, bo mam ładną) i proszę – nie papuguj. Bo trafisz na konia, który odwali Ci ładny numer.
  • Nie pętaj się koniowi pod nogami. Idź przed łopatką, na wysokości końskiego łba. Unikaj tzw. martwego pola widzenia konia (na wysokości łopatki), bo dostaniesz gratis od konia zmiażdżone palce, gdy nadepnie Ci na nogę. I won z tymi sandałami, japonkami i innymi kapciuszkami. Do konia w obuwiu z mocnym noskiem, krytym! Piękny pedicure nie jest warty tego, by ryzykować schodzący z palucha paznokieć.
  • Konia prowadź idąc z jego lewej strony. Nie z prawej, nie przed jego łbem i nie, uwierzcie, bo dziś właśnie to widziałam, za zadem. Nawet jeśli w ręku masz długą lonżę to idź obok, a nie z tyłu.
  • Nie ciągnij. Koń stoi jak wryty i w nosie ma to, że chcesz z nim iść? Zachęć puknięciem w łopatkę, głosem, w ostateczności palcatem lub lekko bacikiem po zadzie. A ciągnięcie sobie podaruj –  możesz  stać ile chcesz i ciągnąć, prowokujesz tylko konia do gry w dominację – im mocniej ciągniesz, tym mocniej zwierzę się opiera. Może i uciągniesz kilka metrów jeśli założysz mu na nogi rolki.
  • Do porządku możesz konia przywołać szarpnięciem. Raz. Wiadomo – ciągnięcie nic Ci nie da. Nawet jeśli zarzucisz kotwicę, koń jest od Ciebie silniejszy, zaciągnie Cię, gdzie będzie chciał. Unikaj próby sił – po co uświadamiać koniowi, że jest górą. Liderem masz być Ty, kamufluj się ze swoją ułomnością w stosunku do konia.
  • Jeśli prowadzisz osiodłanego konia, to strzemiona powinny być podciągnięte. Nie obstukuj mu boków, a tym bardziej nie ryzykuj, że strzemię o coś się zaczepi – wystający wieszak na siodło, żerdź w płocie itp.
  • Wodze zdjęte z szyi, prawą dłonią łapiesz je blisko pyska, rozdzielając je palcem wskazującym. Końcówka wodzy nie może majtać się nisko na ziemi przed końskimi nogami – złap ją lewą ręką.
  • Jeśli wprowadzasz konia na wybieg to wejdź tam razem z nim, obróć go głową do wyjścia i dopiero odpinaj. Podniecony bliskością pastwiska może Ci się wyrwać. Obozowicze robią ten błąd nagminnie. Skutkiem są pozrywane wodze, ogłowia, wypuszczone z wybiegu wszystkie konie.
  • Nie obwiązuj sobie lonży czy linki naokoło dłoni, ramienia czy barku. Znudzone, nonszalanckie hardkory zarzucają sobie uwiąz na szyję. Gratuluję. Mam nadzieję, że prawo ewolucji wyeliminuje bezmyślnych głupków.
  • Dobrze mieć na rękach rękawiczki – kto nie wie, jak pali gwałtownie przesunięta w rękach linka ze sztucznego tworzywa niech sprawdzi. Gwarantuję, że do nadpobudliwych koni będzie potem ze strachu zakładał rękawice spawalnicze.
  • W wąskich przejściach zawsze wyprzedzaj konia! Nagminny błąd, jaki obserwuję, gdy klienci wprowadzają konie do boksów lub na padok. Zamiast ustawić się przed końskim łbem i wejść do stajni jako pierwszy prowadząc za sobą zwierzę, zazwyczaj zostają z boku, przy łopatce i obijają się o framugi, płoty, drzwi boksu. Koń przyciska ich do ściany, okorowuje i rozrywa rękawy kurtek.  Rekordziści wręcz zostają w tyle, nierzadko nawet puszczając uwiąz (bo za krótki) wchodzą za koniem. Brawo.
  • I najważniejsze, a nadal rzadko spotykane wśród koniarzy. Zawracaj zawsze w prawo! Nie okręcaj konia wokół siebie jak rogalik – może Cię podeptać, w razie spłoszenia wyprzedzić i przewrócić, a także – ważne! – zakuleć w wyniku tzw. spleczenia. Jest to rodzaj kulawizny łopatkowej, wywołany ostrym skrętem. Koń w naturze nie kręci piruetów na przedniej nodze, jego budowa buntuje się przeciwko ostrym, gwałtownym zakrętom. A tak właśnie najczęściej każe im się zawracać – w wąskim stajennym korytarzu czy kręcąc młynki w boksie, by ustawić go przodem do wyjścia. Konia zawracamy w prawo. W TO PRAWE PRAWO. OD SIEBIE. Unieś lewą dłoń, prawą naciśnij lekko na prawą wodzę. Koń ma się wygiąć w łuk w prawo, a nie wokół Ciebie z lewej strony. To naprawdę ma znaczenie.

Pamiętaj o obszarze dominacji konia. Ustaw się odpowiednio i rządź niepodzielnie. W razie problemów np. spłoszenia staraj się w miarę możliwości nie puszczać konia. Uspokój go głosem, uniesioną lewą ręką. Nie puszczaj konia z byle powodu – albo poleci do przodu i zerwie wodze czy kantar z uwiązem, albo wpadnie między inne konie i narobi bigosu innym jeźdźcom. Są jednak okoliczności, w których nie warto wisieć na końcu linki ze spanikowanym, szalejącym koniem. Nie ryzykuj poważnego urazu – puść luzem. Twoje życie i zdrowie jest ważniejsze. Najważniejsze. Potem będziesz się martwić, co dalej.

 Fot. Natalia Robak # Linda

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Śmiechu warte cz. III

DSC_4781

Poznajcie wspaniałe i przemyślane działania Mamy. Mistrza nad mistrze. Ona naprawdę jest moim guru, choć po dzisiejszym opisie trudno będzie w to uwierzyć.

SKOK NA ARBĘ CZYLI PRZEPIS NA KOWBOJA

Dwadzieścia lat temu, kiedy stajnia była jeszcze w budowie, koni było niewiele. Arba, Kasztan z Nestorem, koniki polskie. Pewnego dnia mama zauważyła, że Arba pasie się idealnie pod murem budowanej stajni, tuż pod oknem. Okno nie miało wtedy szyby, nie miało nawet górnej framugi – ot, taki otwór w murze. Mama nie umie mi wyjaśnić, dlaczego w zasadzie pomyślała, że fajnie by było z tego okna skoczyć prosto na grzbiet Arby – jak kowboje na westernach. Wdrapała się więc na to okno, przymierzyła i hop! Prosto na grzbiet niespodziewającej się niczego Arby. Już w locie Arba kątem oka dostrzegła, co się święci. Ruszyła więc do przodu. W efekcie mama, w pozycji latającej wiewiórki wylądowała nie na grzbiecie, a na zadzie kobyły. Jeden porządny strzał z zadu i mama pikowała nad murem stajni. Siedzący przed domem ojciec nie wierzył własnym oczom – nagle zobaczył własną żonę lecącą w górę ponad stajnią. Pikując w dół mama trafiła na mur i pięknie zdarła sobie na nim skórę. Zanim ojciec w panice doleciał za stajnię, konie już uciekły, a mama leżała pod ścianą w oszołomieniu przetrawiając to, co się zdarzyło. Do dziś nie potrafi mi wyjaśnić, co nią kierowało, by taką głupotę zrobić.

UKŁADANIE JASKINI DO BRYCZKI – PRZEPIS IDEALNY

Było to jeszcze w czasie, gdy Kuba powożeniem się nie zajmował. Nikt z nas nie miał w zasadzie bladego pojęcia, jak się do tego zabrać. Jaskinia była piękna, miała imponujące pochodzenie (córka Geniusa),  ale nie nadawała się pod siodło i była bardzo problematyczna do zaźrebienia. Po co w stajni taki koń? Jako kosiarka do trawy? Na rzeź nie oddasz, sprzedać nie ma komu, no to szukamy innych rozwiązań. Mama wymyśliła bryczkę. Jak układać? Nie, wcale nie zaczynasz od lonżowania na dwóch lonżach, potem opona, przyzwyczajanie do ciężaru, uprząż i bryczka na ogrodzonym padoku. Przepis mamy był bardzo prosty – zaprzęgamy starą kobyłę i jazda. Na bryczce mama i ja, choć zupełnie nie wiem po co. Tak się chciałam przejechać, kolejna mądra do kolekcji. Resztkami rozsądku zdecydowaliśmy, że na wszelki wypadek Jaskinię wypniemy na dwóch lonżach – z lewej Kuba, z prawej jakiś kolega. Jaskinia grzecznie dała się ubrać, a gdy ruszyła i poczuła ciężar bryczki wpadła w panikę. Wyrwała z kopyta, przewróciła obu trzymających i waląc zadem w bryczkę gnała na oślep przez pola. Nieogrodzone pola. Przestrzeń bez końca. Po każdym pagórku bryczka ostro lądowała, Jaskinia waliła zadnimi nogami, złapała pasy pociągowe między nogi, panika i szaleńczy galop! Z bryczki leciały dechy, autentycznie, po tej przygodzie zostały z niej ośki i jeden złamany dyszel. Bryczka poszła w drobny mak. Mama nie dawała rady, by utrzymać pędzącego w panice konia, więc wpadła na kolejny genialny pomysł – zeskoczy i przytrzyma ją z ziemi. Na usprawiedliwienie powiem, że kiedy deski z bryczki latają Ci koło głowy, nie masz czasu myśleć logicznie i analizować. Mama skoczyła, a ponieważ w momencie skoku Jaskinia poczuła luz na lejcach (stojąc w bryczce mama cały czas je ciągnęła) to ruszyła z nową energią. Widok był imponujący – pędzący koń i mama powiewająca na lejcach jak chorągiewka (waga kogucia, kto widział ten wie, że figury może jej pozazdrościć niejedna dwudziestolatka). Lot zakończył się pikowaniem i lądowaniem awaryjnym na głowie. Sprawa poważna, bo mama straciła przytomność. Na bryczce, pozbawionej woźnicy i połowy konstrukcji zostałam ja. I choć miałam nadzieję, że skoczę jak kangurek i pofikam do mamy to rzeczywistość zweryfikowała mój śmiały plan. Skok zakończył się koziołkowaniem, sponiewierało mnie ostro. I chyba nawet na tej bryczce nie bałam się tak mocno, jak wtedy gdy zobaczyłam pędzącego do nas ojca. Takich wyzwisk pod adresem naszej wątpliwej inteligencji nigdy nie słyszałam, ojciec toczył pianę i kiedy już pozbierał mamę, to miał czas dosadnie powiedzieć nam, co o nas myśli.

Digimax A50 / KENOX Q2

Fot. Specjalnie dla Baśki – chwila przed startem. Na bryczce uroczo prezentujemy się ja i mama. Nie wiem, która z nas bardziej stuknięta i nieodpowiedzialna. Obejrzyjcie dokładnie z jaką bryczką pracowaliśmy – żadnych hamulców, ledwo się kupy trzymała, a my zaprzęgliśmy do tej padaki konia. Teraz chyba bez problemów można uwierzyć, że rozleciała się w drobny mak? Baśka, autentycznie zostały z niej koła, kawałek podłogi i jeden złamany dyszel. Te bajeranckie błotniki, skrzynia z tyłu, cały przód i kozioł poszły w drzazgi :)

POBAWMY SIĘ ZE ŹREBACZKIEM CZYLI ZUPA BYŁA ZA SŁONA

Kiedy urodził się Chaber byliśmy wszyscy zachwyceni – taki wysoki, postawny, pięknie umaszczony. Mama chodziła co chwilę podziwiać nasz mały cud. Nie chciała go straszyć, więc kucnęła przed nim i zagadywała. A wesoły źrebaczek ruszył do zabawy – przednim kopytkiem trzasnął mamę prosto w twarz. Limo pod okiem było fioletowe, kiedy już przestało być zielone, bo potem zżółkło. Uroczy widok. Ojciec, któremu ręce opadają od pilnowania własnej żony tłumaczył wszystkim wczasowiczom, że zupa była za słona…

JAK ZAMÓWIĆ SOBIE KOPNIĘCIE Z ZADNICH NÓG

Mama pojechała w teren z trzyosobową grupką dzieciaków. Na łące konie spłoszyły się saren, trzy osoby spadły, w tym dwie zasmarkane i przestraszone zdecydowały, że na konie już nie wsiądą. Mama nie chciała dzieciaków stresować, stajnia była blisko, więc powiązała koniom wodze pod szyją, podciągnęła strzemiona i puściła je wolno. Sama zsiadła z Heńka, a jedna dziewczynka postanowiła na swoim koniu wracać obok nich stępem. I tak dwoje dzieciaków i mama szły sobie piechotką, obok szedł stępem stary Kasztan, a Heniuś zamiast polecieć za pozostałą dwójką do stajni kręcił im się pod nogami. Mama zdecydowała się go pogonić – stanęła za nim i zacięła go batem po zadzie. Co robi wtedy koń? Odpowiada strzałem z dwururki. Prosty przepis na przyjęcie dwóch kopyt na klatę.

SPRAWDŹ, CZY UZĘBIENIE MASZ MOCNE

Podczas pracy z młodym koniem mama stała w środku lonżownika odganiając konia od siebie. W ręku trzymała lonżę, więc uznała, że wygodnie jej będzie odganiać młodzika właśnie tą linką. Lonża, jak każdy wie, zakończona jest karabińczykiem. Ten karabińczyk jest duży i mocny. Jeśli machasz lonżą to możesz tym karabińczykiem mocno się uderzyć. Mama rąbnęła nim prosto we własne zęby. Czekałam obok z zaciekawieniem, obserwując jak mama łapie się za szczękę, a potem językiem sprawdza stan uzębienia. Wszystkie były. Musiałam ze śmiechu usiąść na trawie, bo jak przypominałam sobie ten lot karabińczyka, strzał w zęby i minę mamy to trudno mi było utrzymać pion.

A KLATĘ? TEŻ MASZ MOCNĄ?

Praca w bryczce. Mama uznała, że bezpieczniej będzie jeśli ona będzie szła obok trzymając konia. Nie na lonży, nawet nie na uwiązie – tylko po prostu ręką za ogłowie. Pomysł wspaniały. Jak wszystkie u mamy – wprowadzony w czyn bez dodatkowych refleksji. Mała (dla niewtajemniczonych -imię konia) razem z bryczką skręciła, przewróciła mamę dyszlem i przejechała po niej najpierw lewym przednim kołem, potem tylnym. Po głowie, po klatce, po nogach. Tata był jak zwykle zachwycony tym testem na wytrzymałość organizmu…

Fot. Kuba Lipczyński # Browar i Bawarek

Fot. Ania Porożynska # pamiątkowa fota przed startem :) W rolach głównych ja i mama, obserwator Jędrek i pies Kapsel.

Autor: Ania Kategoria: Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI

Jak Ania galopu uczy

DSC_5566

Jeśli przeczytałeś już poprzedni wpis i uznałeś, że przyszedł czas na galop to posłuchaj jak galopu uczę ja. Bo ja uczę, jak wiadomo, najlepiej. Wynika to pewnie z mojej skromności. Jak wspomniałam galop jest prosty, sto razy łatwiejszy i wygodniejszy od kłusa.  Kto opanował już półsiad i pełen siad w kłusie, a równowagę ma wyćwiczoną, temu galop nie sprawi żadnych problemów. To, co najczęściej przeraża w galopie, to prędkość. Adrenalina skacze, jeździec z nerwów zaczyna się gubić i spada. Wiele upadków oglądałam, wielu sama doświadczyłam i wiem, że zazwyczaj upadek wcale  nie zdarza się w galopie. To fajnie później gadać:  „Spadłem w szalonym galopie, koń pędził jak wariat, to już chyba był cwał!!!”. A tak naprawdę nasi klienci lądują na glebie już w kłusie. Sam galop jest prosty, ale  przejście do kłusa zawsze zaburza równowagę i telepie tak, że gamoń leci. A potem  dodaje sobie fejmu, mówiąc: „Spadłem w ostrym galopie”. Aha, akurat. Zleciałeś jak sierota w kłusie, padako jedna.

Jak uczę galopu? Po pierwsze nie mylcie nauki galopu z nauką zagalopowaniem, bo to już inna historia. Samodzielne zagalopowanie, przy używaniu odpowiednich pomocy to wyższa szkoła jazdy niż początkowa nauka samego galopu i wysiedzenia w tymże. Jeśli ładnie siedzisz w siodle podczas galopu to już sukces. Samodzielne zagalopowanie to wisienka na torcie. A więc, najpierw galop – ja akurat nigdy nie uczę galopu na lonży i uważam, że to jakaś pomyłka. Koń galopujący na lonży zawsze będzie pochylony do środka, bez względu na długość tej lonży. Siła odśrodkowa ściąga galopujące na okręgu zwierzę, a równowaga jeźdźca będzie zaburzona. Zdarza się, że na lonży poprawiam galop moich uczniów, ale nigdy nie zaczynam nauki od lonży. Najlepszy sposób według mnie to zagalopowanie na prostej, na ogrodzonym i bezpiecznym padoku, za czołowym koniem dosiadanym przez dobrego jeźdźca. Takie zagalopowanie jest bezpieczne, regularne i pewne. Koń prowadzący dyktuje tempo i rytm, koń za nim galopuje równo, nie wyrywa i nie ponosi. Jeździec siedzący na drugim koniu ma jedno zadanie – utrzymać się w siodle.  Jak już oswoi się z prędkością i tym nowym dla niego krokiem, pracujemy nad dobrym dosiadem. Półsiad w galopie (rzadko przeze mnie stosowany w początkowych fazach nauki, bo wiadomo, że koń ma odciążony motor w zadzie, więc może rozwinąć większą prędkość) wygląda dokładnie tak samo jak w kłusie – ciężar jeźdźca przeniesiony na kolana i stopy, tułów pochylony nieco w przód (zgięcie w biodrach, tylko!), kręgosłup prosty, wzrok skierowany przed siebie. Kości siedzeniowe lekko nad siodłem, siedzenie blisko siodła, by utrzymać równowagę. Półsiad w galopie stosujemy w skokach lub jeździe terenowej. Ja na padoku zalecam pełen siad. Jak to wygląda? Proste jak drut – siedzisz na koniu i nie odrywasz kości siedzeniowych od siodła. Zawsze tłumaczę, że trzeba jechać tak, jakby się siedziało na huśtawce i chciało ją rozbujać. Obserwując mojego synka na koniku na biegunach zauważyłam, że tak właśnie wygląda pełen siad w galopie – bujasz się w takt końskich kroków jak na zabawce z dzieciństwa. Galop jest jak wiadomo krokiem trzytaktowym, zwyczajnym pa-ta-taj. Po każdym takcie bujasz konika na biegunach. Pomiędzy trzecim taktem, a pierwszym kolejnego foule następuje faza lotu – koń ma wszystkie cztery nogi w powietrzu. Jeździec automatycznie poddaje się ruchowi konia – siedzenie w siodle, tułów balansuje za pomocą kości biodrowych – raz je otwierasz (huśtawka w dole), a raz zamykasz (huśtawka w górze). Siedź jak na huśtawce i bujaj ją biodrami. Po kilku odcinkach galopu na padoku, naukę kontynuujemy w terenie – zagalopowanie na prostej za czołowym i jedziesz! Siedzisz, pracujesz biodrami, ćwiczysz równowagę. Gdy poczujesz się pewnie w galopie, można rozpocząć naukę samodzielnego zagalopowania. Jeśli na padoku widzę, że jest problem z dosiadem to ćwiczę do skutku. Tłumaczę, pokazuję (bardzo niecenzuralnie  wygląda ruch bioder pokazywany z ziemi), wyjaśniam. Nie święci garnki lepią, łatwiej mi nauczyć galopu niż anglezowania.

A zagalopowanie? Nawet dla galopującego swobodnie jeźdźca samodzielne włączenie tego biegu u konia może stanowić problem. Co robić, by koń pod nami zagalopował? Przede wszystkim nie startuj z energicznego i obszernego kłusa – nie uda się. Przed zagalopowaniem skróć konia, podstaw mu mocno zad, a łatwiej przyjdzie mu zagalopować. Zwiększ jego czujność półparadą, a nawet kilkoma. Łydki aktywizujące, wodze ograniczające i pokazujące kierunek i jazda! W momencie zagalopowania koń potrzebuje szyi do wykonania skoku galopu. Wodze powinna w tym momencie lekko ustąpić i voila! W każdym kolejnym kroku galopu łydka leży tak, jakbyśmy chcieli ponownie zagalopować. Zazwyczaj moim uczniom koń gaśnie po pierwszym takcie, bo uważają, że skoro ruszył to teraz tylko siedzieć. Nie, w każdym kolejnym skoku galopu zachowuj się tak, jakbyś chciał znowu zagalopować – podtrzymuj gaz, bo silnik zgaśnie, jak w samochodzie – noga stale na pedale gazu. To jest zagalopowanie na prostej, więc noga nie ma znaczenia. Jak zagalopować np. na prawą?

1. Motor w zadzie odpalony – koń podstawiony i zebrany.

2. Półparada jako sygnał: „Uważaj teraz koniu!”

3. Prawa kość biodrowa mocniej obciążona.

4. Prawa łydka na popręgu daje sygnał.

5. Prawa wodza lekko ustawia i nadaje kierunek.

6. Lewa łydka za popręgiem ogranicza i nie daje wypaść zadem.

7. Lewa wodza ogranicza wypadnięcie łopatką na zewnątrz.

8. Wodze ustępują w momencie wykonywania skoku do foule. Pamiętaj, że w galopie, tak jak w stępie, a zupełnie inaczej niż w kłusie, głowa i szyja konia „potakuje” tzn. wykonuje ruch, jakby koń kiwał nią potwierdzająco, na tak. Ręka powinna elastycznie podążać za tym ruchem, cały czas utrzymując ten sam kontakt z pyskiem.

Jak opanujesz galop, to i skoki będą bułką z masłem. Przecież skok to nic innego jak wydłużone foule galopu. Tylko pamiętaj – wszystko po kolei. Nie wchodź na wyższy level, jeśli nie ukończyłeś poprzedniego. W myśl poprzedniego wpisu – nie miej parcia na extreme, tylko porządnie odrób poprzednie lekcje. Jak ja odrabiałam dwa miesiące zanim ponownie zaczęłam galopować.

Fot. Kuba Lipczyński # Czubajka i Raszdi

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Kiedy galop?

DSC_9770

Obozowicze cały czas męczą nas o galop. Najwięcej Ci, którzy dwa dni wcześniej zeszli z lonży. Zastanawiałam się nad fenomenem tej odwagi / bezmyślności i żadne sensowne rozwiązanie mi do głowy nie przyszło. Wojtek, mój szwagier wyjaśnił mi to najlepiej: „Bo się jeszcze porządnie z konia nie zrąbali. Jak spadną i sobie dobrze tyłek obtłuką, to nabiorą pokory. Ci, co długo jeżdżą to mają doświadczenie i już wiedzą, czym grozi brawura”. Jasne i oczywiste. Rozumiem, że ktoś czuje, że nadszedł już czas na galop i chce spróbować.  Ale jak wyjaśnić ten popęd do extreme u jeźdźca, który w kłusie siedzi mocno niepewnie, kulturalnie mówiąc. Bo ja taka kulturalna jestem.

Za wcześnie rozpoczęta nauka galopu kończy się przeważnie źle. Spadasz z konia, wcale nie w galopie, o nie. Spadasz przy przejściu z galopu do kłusa. Bo to jest ten trudny moment. Sam galop to bułka z masłem, to co w nim przeraża to prędkość. A jak już hukniesz o glebę to albo się mocno wystraszysz, albo się zniechęcisz. Oba wyjścia skutkują tym samym – jazdę konną coraz bardziej ograniczasz, w końcu odpuszczasz, przekonany, że się nie nadajesz. Kilka już takich przypadków miałam. Mało brakowało, a sama bym takim była. Dziesięć lat temu spadałam z konia, gdy kaszlnął, pierdnął, zahamował. Leciałam jak ostatnia sierota, aż w końcu się poryczałam, że tak bardzo bym chciała jeździć, a po prostu się nie nadaję. Kuba, wtedy jeszcze nie mąż i nie narzeczony, chodził za mną i śpiewał: „I znów księżniczka Anna spadła z konia..” Pożaliłam się mamie, że jestem do niczego, nic ze mnie nie będzie i mogę co najwyżej gnój wyrzucać, żeby się w stajni przydać. Mama postawiła mi warunek – dała mi dwa miesiące, podczas których miałam kategoryczny zakaz galopu. Całe wakacje jeździłam konno – na padoku, w każdy teren jaki się napatoczył, wracałam nawet konno z przejażdżek dla kolonii. Średnio spędzałam po 5-6 godzin dziennie w siodle. Bez galopu. Ani jednego foule. Pod koniec sierpnia przyszłam do mamy i powiedziałam, że albo galop albo kończę z jazdą, bo już mi wszystkie plomby z zębów wypadły od tego tłuczenia się wiecznie kłusem. A mama na to: „I dopiero teraz jesteś gotowa! Od tej chwili nie spadniesz z konia i ja Ci to gwarantuję!” I wiecie co? Nie spadłam. Jeśli nie liczyć wysadzenia mnie z siodła przez strzał z zadu i upadku razem z koniem na zakręcie (śnieg był, ślisko) to ja już z koni nie spadam. Nie mówię, że nie spadnę. Ale z byle powodu kontaktu z siodłem nie tracę. Równowagę mam wyćwiczoną, reakcje prawidłowe, gotowa jestem zawsze. Pewnie jeszcze wiele gleb przede mną, ale odpukać, dziś już nawet nie pamiętam jak to jest spadać.  A galop, niestety, nie podnosi mi już adrenaliny. Niestety, bo choć galop endorfiny pompuje mi do mózgu na maksa, to tej nutki strachu trochę mi żal…

Na galop jesteś gotowy wtedy, gdy tak już się obstukasz w kłusie, że czujesz się na siłach spróbować i bardzo, ale to bardzo tego chcesz. Ja swoich uczniów nigdy nie zmuszałam do galopu, choć często wiedziałam, że poradzą sobie z palcem w oczodole. Ale skoro sami mają obawy, to po co im to? A nóż się zrąbią i potem będzie trudniej. Lubię, gdy ktoś, kto pewnie siedzi prosi o zagalopowanie, pyta, czy już może. Ale nie znoszę tych bezmyślnych bubków, którzy męczą o galop, a nawet w stępie latają po siodle jak wolny elektron. Kiedyś mama pozwalała mi uczyć takich pokory – weź ich na plażę i tak przewieź, że im bryczesy spadną. A lądowanie zaplanuj im w miękkim piachu, żeby bezpiecznie było. Teraz czasy samowolki minęły. I mogę już tylko powoływać się na ich rozsądek i starać się wybić ze łba te brawurowe pomysły.

A jak uczę galopu? Jutro Wam powiem. Do tego czasu tłuczcie się kłusem, nie zaszkodzi:) Dobranoc!

Fot. czubajka.pl # Heniek

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Mimika i język ciała konia

DSC_1596

Obserwacja zachowania konia, jego mimiki i ruchu i postawy ciała daje nam pełen obraz jego charakteru, nastroju, temperamentu i emocji. W naturze konie porozumiewają się przecież mową ciała, głosu używają raczej rzadko. Wystarczy nauczyć się odczytywać dawane nam przez konia sygnały, które są tak naprawdę bardzo zrozumiałe i czytelne. Czy znacie język ciała konia i jego mimikę? Przygotowałam Wam listę typowych zachowań. Wkujcie na blachę, a Wasz koń będzie się mógł z Wami porozumiewać bez problemu. Kilka dni wprawy i możecie z nim dyskutować o polityce, kulturze i dodać do znajomych na fejsbuku. A więc:

MIMIKA

OCZY

  • błyskanie białkiem, zwężone, zaczerwienione sygnalizują agresję i złość. Nie podchodź, niech mu przejdzie. Wiadomo, że koń z natury agresywny nie jest. Jeśli uprzedza, że może zaatakować, to najpewniej wynika to ze strachu. Nie prowokuj, daj mu spokój.
  • oczy przyjazne, spokojne, jasne, zaciekawione to objaw zrównoważenia. Grzeczny, miły koń, który nic do ludzi nie ma. Podchodź śmiało, przywita Cię z radością.
  • oczy niespokojne, przestraszone, rozbiegane to oczywiście objaw strachu. Może też sygnalizować odczuwanie bólu. Uspokój konia głosem, poklep. Krzywdy Ci nie zrobi, ale oczekuje jej od Ciebie. Pokaż mu, że nic mu nie grozi.

Odczytywanie emocji z oczu końskich jest bardzo proste. Nie bez powodu mówi się, że „oczy to zwierciadło duszy”. A cóż dopiero u konia – tak wymowne, głębokie i pełne treści. Czytasz z nich jak z książki. No chyba, że jesteś analfabetą…

USZY

  • nastawione do przodu na sztorc uszy zdradzają zainteresowanie, ale bez strachu. Żadnych obaw, po prostu ciekawość.
  • nastawione do tyłu to objaw podporządkowania, znak, że koń czuje się niepewnie.
  • uszy obwisłe, w pozycji „na osiołka” to sygnał apatii, zmęczenia lub choroby. Koń, który tak trzyma uszy ma deprechę, zainwestuj w prozac:)
  • uszy położone płasko na łbie do tyłu, stulone i aż wbite w grzywę to groźba. Nie zbliżaj się, koń lojalnie ostrzega, że zaraz w ruch pójdą zęby i kopyta. Wściekły jak pies.

Uszy konia są bardzo ruchliwe. Obracają się na wszystkie strony i nasłuchują jak radary. Jeśli koń zwraca uszy do tyłu to po prostu słucha, a nie grozi. Natomiast jeśli porusza nimi bardzo szybko to już zwiastuje strach, który rośnie i może nawet skończyć się paniką. Siedząc na koniu obserwuj jego uszy. Gdy się odezwiesz, zaraz radary zwrócą się w Twoją stronę.  On Cię słucha, słuchaj go i Ty, bo mówi do Ciebie swym ciałem, a nie głosem.

WARGI

  • obwisłe wargi zazwyczaj towarzyszą oślim uszom. Apatia, zmęczenie, depresja.
  • wargi podwinięte, pokazujące zęby to oczywiste ostrzeżenie. Zignoruj, a spotkasz się z agresją.

JĘZYK CIAŁA

  • wspinanie się, stawanie dęba to chęć dominacji i agresja. Nasz Bolek najczęściej staje tak przed Kubą, machając uniesionymi nogami. Manifestuje swoją pozycję. Przepiękny widok.
  • Odwrócenie się zadem to najczęściej ostrzeżenie. Na wszelki wypadek ewakuuj się na bezpieczną odległość. Czasem jest to też sygnał braku zainteresowania, po prostu koń sprzedaje Ci ignora.
  • grzebanie przednią nogą to objaw zniecierpliwienia i rosnącej złości. Koń ma dość, zaczyna się wściekać. Nasza Roza wykopała już lej jak po bombie przed stajnią. Stoi z siodłem i czeka, aż reszta będzie gotowa na wyjazd i niecierpliwi się. A jeszcze dzieciaki wiszą jej na szyi. Niedługo noga jej ze stawu wypadnie od tego grzebania.
  • Tupanie przednimi nogami to zwyczajny protest. Coś jak nasze łupnięcie pięścią w stół. Czara tupie, gdy jakiś pies kręci się jej przed łbem. Złośnica.
  • Wciśnięty w zad ogon sygnalizuje strach, uległość i podporządkowanie.
  • Ogon sztywno uniesiony to podniecenie, ożywienie. Często tak właśnie paradują ogiery, szczególnie w obecności klaczy lub rywala.
  • Jeśli koń pod siodłem ostro chłoszcze ogonem po swoich bokach to mówi, że jest niezadowolony, coś go denerwuje i drażni. Przemyśl, czym Ty lub coś w pobliżu tak mu działa na nerwy.
  • Rozdęte chrapy to oznaka zaniepokojenia. Zazwyczaj towarzyszy im chrapanie.
  • Pocenie się jest nie tylko wynikiem wysokiej temperatury. Jest oczywiście zupełnie naturalne po dużym wysiłku, jak i u nas. Ale koń jest jedynym zwierzęciem, które tak jak człowiek poci się z emocji. Nerwowy, przestraszony koń poci się ze strachu, stresu. Może też pocić się np. z emocji przed startem; to się często obserwuje u koni wyścigowych stojących w blokach. Jeszcze nie ruszył gamoń, a już się z niego leje. Żadne inne zwierzę nie poci się z powodów psychicznych, tę właściwość my, ludzie dzielimy tylko z koniem.

GŁOS

  • chrapanie – obawa, zaniepokojenie.
  • kwik to oczywiste ostrzeżenie i objaw agresji.
  • ciche, spokojne rżenie to przywitanie, pozdrowienie. W ten sposób koń mówi Ci: „Witaj”.
  • parskanie to znak, że koń jest zrelaksowany, zadowolony, odprężony.
  • stękanie to sygnał ogromnego wysiłku. Czasem stękają konie ruszające z ciężką bryczką. Może też być to objaw bólu – stęka koń, który cierpi, odczuwa ból np. przy kolce.
  • ryk – zazwyczaj podczas walki. Kto nie słyszał nigdy ryczących ogierów ten nie wie, jak skóra cierpnie na ten odgłos. Niech się łoś schowa ze swoim rykowiskiem.
  • jęczenie to sygnał bólu i cierpienia. Obyście go nigdy nie słyszeli. Ja niestety tę traumę przeżyłam.

Obserwacja konia wyjaśni Ci wszystko o jego aktualnym stanie psychofizycznym. Tylko naucz się patrzeć i widzieć. To najprostsze zadanie stojące przed człowiekiem obcującym z koniem i każdy, kto ma ambicję nazywać się koniarzem, musi umieć odczytywać dawane mu sygnały. No bo już prościej niż koń je daje po prostu się nie da.

Fot. Kuba Lipczyński # Sukcesja

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Czy w rekreacji hodowla się opłaca?

DSC_1146

Pamiętam czasy, gdy nie kupowaliśmy koni. Stado odmładzaliśmy kryjąc nasze klacze, a wychowywane w grupie źrebięta od małego uczyły się zaufania do ludzi. Wierzyliśmy, że konie własnej hodowli są lepsze, pewniejsze, stabilniejsze psychicznie, bo znaliśmy sposób ich chowu i od małego budowaliśmy porozumienie koń-człowiek. Potem przyszły takie czasy, że stało się to zupełnie nieopłacalne. No bo pomyślcie: dopiero w piątym roku swojego życia konie mogły pracować w rekreacji. Ułożone w trzecim roku pastwiskowym, w kolejnym nabierały doświadczenia i przygotowywały się kondycyjnie do pracy z klientami. Pewnymi i dobrymi końmi rekreacyjnymi stawały się mniej więcej w wieku 7 lat. Przez ten czas koszty utrzymania, wyżywienia, szczepienia i opieki kowala sprawiały, że inwestycja zwracała się parę lat. Dziś dobrego konia rekreacyjnego można kupić za grosze. Dziesięciolatki o zrównoważonym charakterze, chętne i posłuszne można nabyć za naprawdę niedużą kwotę. Szczególnie jeśli zdejmujesz konia z haka, jak to zazwyczaj robimy. Cena rzeźna jest śmiesznie niska; zdradzę Wam sekret – cena Esauła (ogier z licencją i imponującym pochodzeniem), Faramuszki, Tabaki czy Talara nie przekraczała 4000zł za sztukę. Za jedno uratowane życie. Za szansę. Za nadzieję na humanitarną śmierć, a nie rzeźnicki hak. Dużo? Dla porównania – urodzona u nas Lotna kosztowała nas już: 3 lata żywienia, 3 lata szczepień, 3 lata odrobaczania, 3 lata werkowania kopyt, 1 szycie chirurgiczne rozciętej powieki, 1 dłuższe leczenie antybiotykowe. Ogółem: lekko zainwestowaliśmy już dyszkę. Przed nami jeszcze co najmniej dwa lata, w czasie których Lotna na swoje utrzymanie nie zarobi. Krycie Lindy,matki Lotnej nic nas nie kosztowało, bo ogiera mamy na miejscu. Ten koszt, załóżmy, odpada. Ale wysoko źrebna Linda, a później karmiąca Lotną, również nie pracowała na pełen etat. A ile pracy włożonej w opiekę i utrzymanie – wywożenie gnoju, ścielenie słomą, karmienie, pojenie; ile się ten Mirek nachodził koło źrebaka, który przecież generuje same koszty, zysków żadnych poza cieszeniem oka. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że Lotnej nie spotka żadna niemiła niespodzianka, jak ochwat Laszki, który wyłączył ją z pracy zanim ją w ogóle zaczęła. Dziś Laszka pozostaje w naszej stajni na etacie kosiarki do trawy.
Koń własnej hodowli to radość i pewność, że nie popełniasz błędów, które czasem stwarzają problemy użytkowe trudne do rozwiązania bez poznania ich genezy. Trudno odchuchać konia, który był traktowany niewłaściwie i ma wpojony lęk, brak zaufania do człowieka i automatyczny bunt. Pewność, co do przeszłości konia daje Ci własna hodowla. Kupno dojrzałego wierzchowca to loteria. Ale przykład Laszki pokazuje, że hodowla jest również grą w ruletkę.

Bardzo żałuję, że obecnie nie kryjemy naszych klaczy i nie mamy potem stadka źrebiąt. Niestety, warunki finansowe nam na to nie pozwalają. Jaka to była radość, gdy w jednym czasie źrebiło się 4-5 klaczy! Ile zabawy, obserwowania młodziaków, przyjemności z poznawania ich charakterów. I ogromne przywiązanie, bo znaliśmy te konie jak własną kieszeń. Teraz kupujemy konie dorosłe, często po przejściach. Jasne, że miło nawiązywać porozumienie, zaprzyjaźniać się. Mimo wszystko to nie to samo, co budować tę więź od małego. Szkoda, że nie stać nas na hodowlę. Najzwyczajniej nas nie stać.

Fot. Kuba Lipczyński # Morgan

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Skojarzenia – koń ma inne niż Ty!

 

plawienie3

Najczęściej popełniany błąd w obcowaniu z końmi to podstawianie własnego sposobu myślenia pod koński. Zapominamy, że aby współpraca i wzajemne zrozumienie było pełne, powinniśmy to z siebie zrobić konia, a nie na odwrót. Z wrodzonej nam egoistycznej postawy władcy świata wynika nasze przekonanie, że jesteśmy mądrzejsi, lepsi, wyżej rozwinięci niż jakiekolwiek zwierzę. I tak zamiast „zniżać się” do poziomu zwierząt, tłumaczymy sobie ich motywy, zachowania i instynkty zupełnie ludzkim tokiem myślenia. Wiem, że takie dywagacje niewiele Wam rozjaśniają, więc postaram się na przykładach wyjaśnić, jak myśli i kojarzy koń, a jak odczytujemy to my.

Koń płoszy się na widok kolorowej reklamy. Co robi jeździec? Dwa szybkie po zadzie i krzyk: „Idziesz!”. Co myśli jeździec: „Teraz zapamięta, że jak będzie uskakiwał to dostanie po tyłku. Dałem mu nauczkę!” Co myśli koń: „Kolorowa reklama=lanie batem. Następnym razem jak taką zobaczę, lepiej zwiewać gdzie pieprz rośnie!”

Koń skacze przeszkody na parkurze. Przed sobą ma taką, której wcześniej nie widział np. rów z wodą. Zaskoczony staje jak wryty. Jeździec zacina batem i wbija ostrogi w boki konia. Co myśli jeździec: „Teraz zapamięta, że został ukarany za odmowę skoku, więc drugi raz tak nie zrobi”. Co myśli koń: „Rów z wodą=lanie, więc na przyszłość jak zobaczę rów z wodą to lepiej uciekać jak najdalej”.

Generalnie, na każde zagrożenie koń reaguje ucieczką. To jego naturalny odruch i nasze ludzkie myślenie tego nie zmieni. Koń, który rwie do przodu zazwyczaj dostaje od jeźdźca plombę po zębach w myśl zasady: „Za ciągnięcie dostałeś po szczęce, to teraz zapamiętasz, że ciągnięcie jest złe”. Koń tymczasem kojarzy łańcuszek: ciągnę=ból, a więc trzeba uciekać. Od każdego bólu, strachu – najlepiej zwiać. W rezultacie ciągnie jeszcze bardziej, albo wręcz ponosi.

Koń nie potrafi tak jak my łączyć skutku z przyczyną w dużym odstępie czasu. To znaczy, że każda kara, która nie nastąpiła bezpośrednio po przewinieniu mija się z celem i w pojęciu konia jest niesprawiedliwa. Jeśli koń bryka pod siodłem, możesz zdyscyplinować go palcatem i głosem. Ale jeśli w wyniku tego brykania spadłeś, podnosisz się, sprawdzasz czy wszystko OK, dajesz sobie chwilę, by odsapnąć, a potem wsiadasz na konia i spuszczasz mu łomot, to robisz błąd. Koń nie wie, za co obrywa. Nie skojarzył bicia ze zrzutką, choć Ty wierzysz, że tak właśnie jest.

Większość nieporozumień między koniem i jeźdźcem wynika właśnie z niezrozumienia sposobu myślenia i kojarzenia konia. Powtarzam to cały czas – chcesz zrozumieć konia, to myśl jak koń! Rozbieraj jego motywy na czynniki pierwsze, zastanów się i przyswój sobie to, co się wydarzyło, przełóż to na język koński, a będziesz miał szansę na pełne porozumienie ze swoim wierzchowcem.

Fot. Kuba Lipczyński # Heniek

Autor: Ania Kategoria: NATURAL

Na początek zapnij lonżę. Potrafisz?

DSC_0684

Lonżowanie konia jest sztuką. Wydaje się, że każdy lepszy gamoń może popędzać konia trzymanego na lince. Owszem, może. I tak zazwyczaj lonżowanie wygląda. Tymczasem, aby praca na lonży miała sens, należy od początku do końca robić to prawidłowo. Człowiek nie posiadający wiedzy i wyczucia może lonżowaniem zrobić więcej szkody niż pożytku.

Krok pierwszy – jak przypiąć lonżę? Jest kilka sposobów. Ja na przykład bardzo długo stosowałam ten najgorszy. A teraz spójrzcie:

DSC_5353Sposób nr 1 – przypięcie do wewnętrznego pierścienia wędzidła.
Umożliwia to miękki kontakt z pyskiem konia. Sposób ten daje najlepsze rezultaty, najłatwiej ustawia konia na pomoc, jaką jest prowadząca wodza, skracając czy oddając lonżę. Zdarza się jednak, że przy zbyt silnym działaniu przeciągnie się wędzidło w pysku konia. Takie zapięcie powinno być stosowane łagodnie i z wyczuciem.

DSC_5362Sposób nr 2 – przypięcie lonży przez potylicę konia i wewn. kółko wędzidła do pierścienia zewn.
Zawsze myślałam, że to najlepszy sposób. Gdybym wcześniej się zastanowiła i rozważyła zachowanie lonżowanego konia, zamiast bezwiednie papugować podpatrzony gdzieś sposób, nie zapinałabym lonży w ten sposób. Takie podpięcie prowokuje konia do skrzywienia łba, utrudnia rozluźnienie i właściwy kontakt. Zbyt mocne działanie lonży powoduje, że koń albo zadziera łeb, albo chowa się przed wędzidłem schylając głowę do piersi. Wędzidło połączone w ten sposób z lonżą unosi kącika pyska i powoduje niepotrzebny ból. Nie polecam.

DSC_5356Sposób nr 3 – przypięcie do zewnętrznego pierścienia wędzidła poprzez pierścień wewnętrzny.
Fatalny wybór. Zapięta w ten sposób lonża powoduje zgięcie wędzidła (szczególnie tego łamanego) i działa na podniebienie. Stały ucisk wędzidła na pysk konia otępia zakończenia nerwowe w szczęce i w rezultacie takim lonżowaniem sami sobie robimy tępego w pysku konia. Beznadziejny sposób, nie powinien być w ogóle stosowany.

Brak refleksji na temat prawidłowego podpięcia lonży spowodował, że długo robiłam to źle. A kiedy zaczęłam to jako-tako rozważać, zaczęłam robić to jeszcze gorzej – za pomocą tzw. mostka. Wygląda on tak:

DSC_5343

Niemiecka Federacja Jeździecka wydała podręcznik lonżowania, opracowany w jęz.polskim m. in. przez W.Pruchniewicza i W. Mickunasa. Dowiedziałam się z niego, że mostek (czyli tzw. łącznik) to pomyłka i przepis na porażkę. Działa jeszcze ostrzej niż sposób nr 3. W żadnym wypadku nie powinien być stosowany! Mit mostka obalony.

Co będzie najlepsze i najłagodniejsze dla konia? Użycie kawecanu. Nie mamy kawecanu w naszej stajni (wiem, poważne zaniedbanie, wstyd i hańba nam po stokroć), więc pozwólcie, że przedstawię Wam jego wygląd na pożyczonym z neta obrazku:

kawecan

Kawecan, jaki jest, każdy widzi. Lonżę zapina się do pierścienia na nosie. Nie oddziałuje to bezpośrednio na pysk konia, jest więc delikatniejsze i, niestety, nie sprzyja pracy na kontakcie. Skutecznie uniemożliwia ustawienie konia na pomoc wodzy, ale nie wyrządza żadnej krzywdy i jest idealny dla młodych koni lub tych szczególnie wrażliwych. Dla koni dobrze wyszkolonych bardziej polecam pracę za pomocą kontaktu z pyskiem poprzez zapięcie nr 1.

Fot. 1 Magda Wiśniewska # Talar

Fot. 2-5 Kuba Lipczyński # Sukcesja

Fot. 6 www.x-horse.com Polecam zakupy w sklepie internetowym, sprawdziłam :)

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Jaki dosiad na cavaletti?

SONY DSC

Słyszałam już wiele opinii, każdy instruktor ma swój własny pogląd na to, jak powinno się jechać przez drągi czy cavaletti. No właśnie, drągi to jak sama nazwa wskazuje, po prostu drągi, przeszkody poziome leżące na ziemi. Cavaletti (po polsku po prostu koziołki) to takie same drągi uniesione nieco nad ziemią, np. postawione na niedużych stojakach. Sens jazdy przez takie drągi jest prosty, choć wielu jeźdźców nie zastanawia się, po co właściwie przez nie jeździ. Jazda przez drągi ma uczyć konia obszernego wykroku (tak, by nie uderzał kopytami o leżące drągi), ma na celu wyćwiczenie stawów i mięśni odpowiedzialnych za zginanie nóg (korzystne przy treningach skokowych), umięśnienie szyi i kręgosłupa konia. Koń, który był szkolony na drągach, skacze dokładnie z pięknym baskilem. Aby taki trening na drągach był skuteczny i dawał rezultaty, trzeba pamiętać, by utrzymać konia w równym tempie i by mu nie przeszkadzać, nie zaburzać jego równowagi nieskoordynowanymi ruchami w siodle.

Ale jakim siadem powinno się jechać przez drągi? Pełnym siadem, półsiadem, a może kłusem anglezowanym? Sama najczęściej polecam moim uczniom jechać w półsiadzie (drągi traktuję jako przygotowanie do nauki skoków), mój szwagier akceptuje tylko i wyłącznie jazdę kłusem anglezowanym, na kursie instruktorskim kazano mi pokonywać drągi w pełnym siadzie. Więc w końcu jak?

Moim wielkim autorytetem w dziedzinie jeździectwa jest, wspominany już przeze mnie, Wojciech Mickunas. O ile z wieloma autorytetami potrafię w duszy po cichu  polemizować, tak każde słowo i każdą myśl p. Mickunasa przyjmuję jako wersje ostateczną, nie podlegającą żadnej dyskusji i jedyną słuszną. Szanuję go jako trenera, zawodnika, jeźdźca, znawcę końskiej duszy i przede wszystkim człowieka. Jednym z moich wielkich marzeń jest spotkanie z p. Mickunasem i możliwość bicia przed nim pokłonów. Kto wie, tyle marzeń już zrealizowałam, może i to się spełni. Miałam okazję słuchać wykładów, a nawet jeździć pod okiem p. Andrzeja Orłosia i p. Heleny Zagor. Czas na atak na p. Wojciecha.  Jak tylko go namierzę i obmyślę plan podboju, przypuszczam szturm.

Jak więc jechać te drągi? Przemyśleliście już sprawę? Dałam Wam czas wprowadzając dygresję o moim idolu. Porównaj swoją opinie z tym, co na temat drągów mówi W. Mickunas:

Ci, którzy siadają w siodło, twierdzą, że tym sposobem wymuszają na koniu większe zaangażowanie zadu, choć trudno sobie wyobrazić, żeby obijanie pleców pośladkami w siodle miało wpływ na aktywniejszą akcję tylnych kończyn. Ci, którzy przechodzą do półsiadu, twierdzą, iż odciążają koniowi grzbiet, choć nadal na nim siedzą, a ich ciężar wcale się nie zmniejsza, bo ważą wciąż tyle samo. Mało kto stara się zrozumieć, że trzeba zgrabnie na koniu balansować, wykorzystując do tego mięśnie swoich nóg, by zachować równowagę, ułatwiając tym samym zadanie koniowi. Można przy tym jechać pełnym siadem, półsiadem, albo normalnym anglezowanym kłusem, byle zgrabnie balansować. Sposób siedzenia powinien być świadomie dostosowany do konia i sytuacji.

A więc? Jedź te cholerne drągi jak chcesz, nawet stojąc w siodle na głowie, ale na rany koguta, balansuj! Trzymaj równowagę i nie wibruj po siodle jak wolny elektron! Albo wsadź sobie na plecy wirującą pralkę i sam spróbuj skoki przez płotki. Nie przeszkadzaj koniowi, a trening na drągach będzie miał sens. Bez względu na to, czy anglezujesz, jedziesz w półsiadzie, na oklep czy tyłem na przód.

Fot. W. Wołowicz # Linda 

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

Nie kupuj konia w worku

DSC_4252

Kupiliśmy już wiele koni. Zazwyczaj zakup był udany, ale zdarzały się nam przykre wtopy. Jeśli planujesz zakup konia, przeczytaj kilka moich rad czyli porady kogoś, kto sam nigdy konia nie kupił, ale wnikliwie obserwował mistrza w postaci własnej teściowej.

*Gdzie szukać? Ogłoszenia na portalach internetowych, w prasie branżowej, wici rozesłane wśród znajomych? Rób, co chcesz. Nieważne jak i gdzie kupujesz, ważne co. Osobiście zachęcam do kontaktu z handlarzem. Nie uwierzycie, jakie dobre konie ludzie oddają za grosze. Masz szansę ocalić je od trafienia do rzeźni, spróbuj, warto. My zdjęliśmy z haka Tabakę, Talara, Faramuszkę… Część z obozowiczów zapewne kupiłaby je od nas bez mrugnięcia okiem. No czego im brakuje, czego? Miały skończyć na włoskim stole? Szok!

*Jaka płeć? Osobiście polecam wałachy. Ogier zawsze będzie problematyczny pod względem zapewnienia mu wybiegu, pastwiskowania. Chciałam kiedyś wstawić Esauła do stajni w Trójmieście, więc wiem jak reagują właściciele pensjonatów dla koni na hasło ogier. Poza tym ogier jest, wiadomo, bardziej pobudliwy i wymaga b. regularnej pracy. Klacz z kolei jest wspaniała, ale miewa humory w rui, a jeśli ją dodatkowo zaźrebisz, bo zatęsknisz za posiadaniem pięknego źrebaczka, to pracę pod siodłem masz utrudnioną w wysokiej ciąży i potem z mamusią karmiącą. Wałach to najlepszy wybór dla rekreacyjnych celów.

*Maść. Większość koniarzy po maści ocenia urodę konia. Generalnie nie ma zasady, że np. siwek to super dresażowiec, gniady to megaskoczek, a kasztany najlepiej robią salto. Od maści zależy tylko wrażenie estetyczne, nie charakter czy temperament konia.

*Wiek. Kto świetnie jeździ i sprosta temu zadaniu może kupić surowego trzylatka i ułożyć go pod siebie. Ja na takie coś mogę się zdecydować, bo poważniejsze problemy, jakie mogłyby wyniknąć i ujawnić się w temperamencie takiej surowizny (np. stawanie dęba) rozwiązałby dla mnie Kuba. Jeśli nie jesteś Kubą lub nie masz pod ręką do dyspozycji takiego Kuby to odpuść. Najlepiej kup konia w wieku 6-10 lat. Zrównoważony, doświadczony, młody na tyle, byś cieszył się jego towarzystwem jeszcze długo.

*Wzrost. Dopasuj do siebie. Kuce i małe konie dla dzieci, wyższy konik dla młodzieży. Warto dopasować też kaliber – osoba bardzo wysoka nie powinna inwestować w araba, lecz zdecydować się na coś powyżej 160cm w kłębie; tak samo filigranowe dziewczątko 150cm w kapeluszu nie musi jeździć na śląskim smoku. Generalnie i tak możesz wybrać, co Ci się podoba.

*Charakter i temperament. Do rekreacyjnej jazdy warto wybrać spokojne, zrównoważone zwierzę. Poobserwuj przez chwilę proponowanego Ci konia – oczy, uszy, zachowanie. O mimice konia będę jeszcze pisać, ale wiadomo, że spokojny konik będzie miał jasne spojrzenie, nieruchome uszy, skoordynowane ruchy. Pod siodłem sprawdź przede wszystkim stęp – koń, który wyrywa, capluje, podbiega kłusem będzie trudniejszy dla amatora, bo sygnalizuje problemy i nieporozumienia psychiczne z poprzednim jeźdźcem, często trudne do odbudowania. Stępem koń powinien iść chętnie, regularnym rytmem, bez ociągania się, stawania i bez wyrywania się do wyższego biegu.

*Zdrowie. Bez nóg nie ma konia. Sprawdź kopyta – powinny być zadbane (zapuszczone kopyto może sugerować problem z podawaniem nóg, każdy kowal Cię wyklnie, jak będzie miał werkować wariata), bez przerostów, ze zdrową koronką. Strzałka musi być wyraźnie widoczna, a cała puszka mocna i regularna. Upewnij się, że na pęcinach, ścięgnach nie ma żadnych zgrubień, bolesności. Ścięgna powinny być w dotyku elastyczne i chłodne. Potem sprawdź, czy koń dobrze widzi – na oczach nie może być zmętnień i przebarwień. Zdrowie konia to podstawa, więc jeśli poważnie myślisz o zakupie, to opłaca się zainwestować w wizytę weterynarza – on najlepiej sprawdzi, czy nie będziesz miał problemów z nabytkiem.

Kupno konia to duża odpowiedzialność. Warto przemyśleć trzy razy sens takiego zakupu (zapoznaj się ze skutkami posiadania konia), a pięć razy wybór. Życzę udanych zakupów, bo reklamacje i zwroty rzadko są uznawane.

Fot. Kuba Lipczyński / ogier Salbon, SO Kętrzyn

 

 

Autor: Ania Kategoria: TEORIA vs. PRAKTYKA

«< 13 14 15 16 17 >»
Trotter - obozy jeździeckie

Kategorie

  • ARTYKUŁY
  • Z ŻYCIA MOJEJ STAJNI
  • NATURAL
  • TEORIA vs. PRAKTYKA
  • Z MOJEGO ŻYCIA
  • Te znane konie
  • Ci znani ludzie

Ostatnie wpisy

  • Ostatnie miejsca na obozy jeździeckie TROTTER
  • Proces uczenia się – jak koń przyswaja wiedzę? ODCINEK 4 – WARUNKOWANIE
  • Kurs ODKRYJ TAJEMNICE KONI I USŁYSZ CO CHCE POWIEDZIEĆ KOŃ
  • Obtarcia na końskiej skórze – to Twoja wina! Jak zapobiegać i leczyć?
  • Dlaczego koń Cię nie słucha? Bo Ty nie słuchasz jego!

Najpopularniejsze wpisy

  • Kocham konie, ale wciąż się boję – jak radzić sobie z paraliżującym strachem?
    24 comments
  • Znów księżniczka Anna spadła z konia czyli krótki poradnik spadania
    19 comments
  • Jak Ania galopu uczy
    19 comments

Archiwa

  • maj 2018
  • listopad 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • grudzień 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • maj 2015
  • kwiecień 2015
  • marzec 2015
  • luty 2015
  • styczeń 2015
  • grudzień 2014
  • listopad 2014
  • wrzesień 2014
  • maj 2014
  • kwiecień 2014
  • marzec 2014
  • luty 2014
  • styczeń 2014
  • grudzień 2013
  • listopad 2013
  • październik 2013
  • wrzesień 2013
  • sierpień 2013
  • lipiec 2013

Polecane strony

Możesz mnie znaleźć też tu:

  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OBSADA
  • WSPÓŁPRACA
© Czubajka 2025