Pomoce jeździeckie – łydka

DSC_1776

Podstawowa jazda konna to prowadzenie konia na trzech pomocach:

1. Łydka (no dobra, dwie łydki)

2. Wodze (też dwie, podstawowe)

3. Dosiad

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka Ł jak ŁYDKA.

W dużym, bardzo dużym uproszczeniu łydka działa jak pedał gazu w samochodzie. Działanie łydki inicjuje ruch – do przodu lub w bok. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego koń rusza na łydkę, a nie na przykład na gwizdnięcie czy pstryknięcie w ucho? Oczywiście, można konia nauczyć reagować na określony sygnał; taka tresura z pewnością jest skuteczna. Esauł zaczynał galopować, gdy pochylałam się w przód i mówiłam (całkiem cicho): „Dajesz Sułek”. Żadna łydka nie była potrzebna, by zagalopował w terenie. A jednak to łydka jest uznaną pomocą jeździecką i nikt nie zawraca sobie głowy szkoleniem konia na, na przykład, klepanie po szyi. Dlaczego? Bo łydka to nie wymysł, a czysta biologia: dotyk łydki powoduje kurcz mięśni. Ten podkurcz podnosi kończynę tylną. A skoro koń ją podniósł, to teraz musi opuścić. Lewa łydka – lewa zadnia noga, prawa łydka-prawa zadnia noga. Coco jambo i do przodu. Cała tajemnica.

Najbardziej czułe miejsce to okolice tylnej krawędzi popręgu. Łydka powinna więc działać tuż za popręgiem. Najsilniej działa przy krawędzi popręgu; im dalej łydka przesuwa się do tyłu, tym bardziej jej działanie słabnie. Do momentu aż jej popędzające działanie (czyli to podkurczające) przechodzi w reakcję przesuwającą zad w bok.

Pisząc o zmyśle dotyku u koni, wspominałam o tym, że zakończenia nerwowe w skórze konia można otępić stałym i mocnym uciskiem. Tak właśnie nadmierny ucisk popręgu powoduje, że koń się na niego znieczula. O tym należy pamiętać używając łydki. Jej działanie musi być delikatne, bo zbyt silny i stały nacisk spowoduje znieczulenie nerwów. Nacisk łydki nie może więc być stały; jest to działanie bardziej wibrujące, w rytmie danego chodu. Gdy koń pracuje, jego boki się wybrzuszają, a więc same odpychają łydkę. Łydka ma być przyłożona do boku konia, pracuje nie cała noga, a mięsień brzuchaty łydki – samo napięcie tego mięśnia powoduje nacisk na bok konia. Ba, już ruch palców nogi jeźdźca wywołuje napięcie mięśni. I tyle naprawdę wystarczy. Zapamiętajcie – łydka, nie pięta. Często widzę takie właśnie „dawanie łydki” – działanie podkurczoną piętą. Nie wolno też działać łydką z zewnątrz (odstawiać od boku i uderzać). Na takie traktowanie koń zareaguje spazmatycznie. Na starych westernach często widać, jak kowboj wskakuje na konia i wali mu łydami po bokach. Przypuszczam, że Sukcesja padłaby na zawał, gdybym jej zapodała takiego kopa.

Są trzy sposoby działania łydką:

POPĘDZAJĄCE: łydka tuż przy tylnej krawędzi popręgu, miękko przylega do boków konia. Napięcie mięśni=nacisk i ruch do przodu.

PRZESUWAJĄCE: łydka cofnięta na szerokość dłoni od popręgu. Powoduje, że zadnia noga konia przekracza do przodu i w bok. Nie podnosi się łydki do góry (najczęściej to właśnie widzę u swoich uczniów), lecz cofa.

OGRANICZAJĄCE: łydka leży w tym samym miejscu, co przy działaniu przesuwającym, ale nie jest aktywna. Przytrzymuje, pilnuje, by zad nie wypadł (czyli przód i tył konia idą po jednym śladzie) na zakręcie. Jedna łydka działa aktywizująco, wywołując ruch do przodu (w tym czasie wodze, czyli kierownica skręca), druga ogranicza ruch zadu w bok. W rezultacie ładnie wygięty w rogalik koń idzie po jednym śladzie przodem i tyłem.

Działa już sama przyłożona łydka. Czasem trzeba użyć silniejszego impulsu. Zależy to od konia i „obstukania” jego boków. Nasze rekreacyjne rumaki są już dość znieczulone na działanie łydek na bokach. Są konie bardzo czułe na łydkę, są też mniej wrażliwe. Często zależy to od rasy – im bardziej koń zaawansowany w krew, tym bardziej impulsywny. Każdego można jednak otępić. Dlatego trzeba działać delikatnie. Łydki to nie imadło.

Działajcie łydką subtelnie, delikatnie. Koń zareaguje, jeśli podstawy szkolenia nauczyły go takich czułych reakcji. A jeśli nie, to nie jego wina. Winni są jego jeźdźcy, którzy znieczulili mu boki. Chcemy czułych, wrażliwych koni? Śmiało, bądźmy delikatni!

Fot. Kuba Lipczyński # nasze konie