Nowy w stajni – jak pomóc mu zintegrować się ze stadem?
Fot. Kasia Sikorska # Chaber i Esauł
Na przestrzeni ponad 20 lat istnienia naszej stajni pojawiało się u nas wiele nowych koni. Niektóre kupowaliśmy, inne przyjmowaliśmy w pensjonat, konie pojawiały się też gościnnie (dzierżawy ogierów, wizyty znajomych, uczestnicy rajdów). Wprowadzanie nowego osobnika do stada, które już się zna i funkcjonuje na swojej przestrzeni to wcale niełatwy temat. Oczywiście można się integracją nie przejmować i po prostu wrzucić nowego na głęboką wodę i prawdopodobnie da sobie radę, bo nie od parady jest koniem właśnie, a skoro wrzucamy go do grupy przedstawicieli jego gatunku, a nie do watahy wilków to powinien się ogarnąć. Tak często jest. Nie uważam jednak, by było to najlepszym rozwiązaniem. Warto zadbać o odpowiednią aklimatyzację nowego konia, bo jeśli coś pójdzie nie tak to konik może przypłacić to zdrowiem fizycznym (dotyczy to także innych członków stada, gdy nowy jest agresywny) lub zdrowiem psychicznym (zaburzenia zachowań socjalnych). U nas nowo przybyłe konie zawsze przechodzą obowiązkowy okres integracji; bezboleśnie adaptują się do nowych warunków i odnajdują w zżytym stadzie. Sam proces jest łatwy, w zależności od konia dosyć szybki i nie przysparza nam żadnych kłopotów, a dodatkowo eliminuje ryzyko powstania innych problemów w przyszłości. Jak wygląda integracja nowicjusza w stajni?
- O nowym nabytku w naszej stajni zawsze staramy się dowiedzieć jak najwięcej. I nie chodzi tu o imię, wiek, płeć. Pytamy, czym był karmiony, czy chorował i na co, czy był podkuwany, kiedy szczepiony i odrobaczany itd. Wiadomo, podstawowa wiedza o nowym nabytku. Ale bardzo ważne jest, by dowiedzieć się także w jakich warunkach koń do tej pory bytował (boks, pastwisko, wybieg itp.), jak wyglądały jego kontakty z innymi końmi, jak radził sobie w stadzie, jakie ma doświadczenie w końskiej społeczności i jak się w niej zachowywał. W ten sposób już na starcie wiemy, czego mniej więcej można się spodziewać: czy koń jest agresywny, dominujący, a może raczej uległy i kłaniający się innym w pas? Czy siedział sobie sam w przydomowej stajence i w związku z tym może mieć problem z budowaniem więzi z innymi przedstawicielami swojego gatunku? A może rządził na dzielni, katował inne konie, ostro trzymał dyscyplinę w swojej grupce i nikt mu nie podskakiwał? Naprawdę warto taki wywiad zebrać przed wprowadzeniem debiutanta do swojej stajni.
- Debiutant trafia u nas do boksu w głównej stajni. Ma z obu boków towarzystwo innych koni; słyszy je, może powąchać ponad górną przegrodą, ale nie może ugryźć czy kopnąć. Widzi konie przechodzące korytarzem, może nawiązywać kontakt werbalny, poznaje pracowników i rytm stajennego życia. Zanim wyjdzie na pastwisko i dołączy do stada spędza kilka dni w boksie i oswaja z nową sytuacją.
- Z boksu koń trafia na lonżownik przed stajnią, gdzie spędza kilka godzin biegając i pozbywając się nadmiarów energii zgromadzonych podczas stania bezczynnie w boksie. To nieduże, ogrodzone kółko, ale koń może się tam wytarzać, pobrykać, a co najważniejsze – ma pełen widok na stajnię, padok, na którym trenują konie, widzi też pastwisko i rejestruje każdy ruch przed stajnią. Konie mogą do niego podchodzić, wąchać i poznawać, a jednocześnie ogrodzenie zapobiega gwałtownym konfrontacjom.
- Zanim nowicjusz dołączy do reszty stada dajemy mu poznać teren w pojedynkę (czasem w towarzystwie konia, którego zna – np. tego, z którym przyjechał, czy tego, który stoi w stajni w boksie obok i z którym nowy już nawiązał jakiś kontakt). Konik ma szansę zwiedzić teren, poczuć się pewnie i bezpiecznie, dowiaduje się, gdzie jest poidło na pastwisku, gdzie znajdzie cień, jak wygląda kubatura wybiegu i w którą stronę zwiewać, by nie nadziać się na ślepy zaułek. Dzięki takiej zapoznawczej wycieczce nowicjusz w kolejnym dniu, gdy dołącza do pasącego się stada, ma już jakąś orientację przestrzenną, co sprawia, że czuje się pewniej.
- Konik trafia do stada i musi sobie radzić. Ułatwiamy mu to wpuszczając go na wybieg razem z koniem, którego już poznał, bo u boku towarzysza zawsze raźniej. Dodatkowo w pierwszych dniach stado trochę okrajamy, zostawiając w boksach niektóre jednostki (mniej tolerancyjne, dominujące, agresywne). Z nimi nowy zapoznaje się następnego dnia.
I wszystko. Cały proces przebiega dość szybko i sprawnie, a dla nas nie jest absolutnie żadnym utrudnieniem czy kłopotem. Nowicjusz ma zredukowany stres związany z przeprowadzką, adaptuje się bezboleśnie i nie frustruje się nową sytuacją więcej niż trzeba. Po wpuszczeniu konia do stada właściwie tylko z czystej ciekawości stoimy kilkanaście minut przy ogrodzeniu i obserwujemy pierwsze kontakty. Jak na dłoni widać wtedy charakter nowego: czy jest uległy, czy nie daje sobie w kaszę dmuchać, czy będzie unikał konfliktów, czy raczej woli pograć o wyższy szczebel w stadnej hierarchii. Takie ustawianie się w hierarchii dotyczy każdego członka stada, bo zmiana następuje przecież w całym stadzie. I każdy sprawdza, gdzie się aktualnie znajduje i czy warto spróbować awansować. Tu przydaje się też duża przestrzeń, tak by nieśmiałki i tchórze mogły unikać zagrożenia i nie musiały uczestniczyć w zbrojnych konfliktach. Mają wybór. A ponieważ na pastwisku zawsze dużo się dzieje, wkrótce konie nie robią już sensacji wokół debiutanta i przechodzą w tryb „standby” pasąc się spokojnie. A nowy bez stresu i w dobrym stanie psychicznym wraca do stajni na wieczorną dawkę owsa, nie mogąc się doczekać kolejnego dnia na pastwisku. Bo jeszcze nie wie, że wkrótce zaczyna trening pod siodłem…
Magda
12 września 2016 @ 14:42
Trzeba być też przygotowanym na radykalną zmianę osobowości (charakteru?) Nowego. Znamy takiego jednego wałaszka. Maleństwo, zaledwie 178 w kłębie, przyszedł do stajni z ksywą „Łagodny Kolos” vel. „Misiek” i COPD w pakiecie. Zakaszlany konik po sterydach z zamkniętej stajni dostał się do końskiego raju – 24/7 na wolności przerywanej krótkimi treningami. Łagodny, wycofany i wyciszony został bezboleśnie przyjęty do stada. A kiedy już ostatecznie uwierzył we własne szczęście i poczuł wiatr w grzywie (oraz płucach) rychło przypomniał sobie sens końskiego życia! Szybko wydostał się z dna hierarchii i zdobył względy – akurat wtedy szczególnie – atrakcyjnej seniorki stada. Przypomniało mu się co to znaczy ogierem z urodzenia być! Pozostał pięknym, łagodnym, rekreacyjnym kolosem. Ale po Miśku zostało tylko mgliste wspomnienie. Wszystkim koniom życzymy w swoim życiu takiej przeprowadzki :)
Mariusz
30 stycznia 2017 @ 09:03
Mam stajnię od kilku lat. Małe stado do koni. Trzymam je bezstajennie cały rok. I nowy jest przez 3 miesiące gryziony przez przywódcę. Nie kopią się na szczęście, ale przez 3 miesiące chodzi pogryziony.