Wiele już pisałam o naturze konia jako roślinożercy i na pewno zakorzeniłam Wam już pogląd, że nie-drapieżnik nie jest agresywny. I jest to prawda. Konie nie są z natury agresywne. Mogą się jednak takie stać, więc warto wiedzieć, jak przeciwdziałać końskiej agresji i jak radzić sobie z nieprzyjaznymi gestami tych wielkich i silnych roślinożernych pudzianów.
W przypadku zagrożenia koń zawsze najpierw salwuje się ucieczką. To już wiemy i rozumiemy. W niektórych sytuacjach koń może jednak zdecydować się na atak. Kiedy? Najczęściej wtedy, gdy możliwość ucieczki jest zablokowana – koń został zapędzony w „kozi róg”, jest osaczony w boksie czy na lonżowni. W tak dramatycznej sytuacji może zdecydować się na atak. Czasem na atak decydują się konie, które już wcześniej odkryły, że w ten sposób mogą wymuszać ustępstwa. Kiedy przekonają się, że się ich boimy będą kopać lub gryźć „profilaktycznie” czyli pozornie bez dania racji, na zapas, na „dzień dobry”, by uniknąć np. pracy. Czubajka atakowała osobę wchodzącą do jej boksu z ogłowiem i siodłem, bo przekonała się, że trafny strzał z zadu załatwia jej wolne od pracy. Agresja koni najczęściej wygląda niepozornie – walka wręcz to już ostateczność. Najpierw koń straszy, przekazuje pogróżki mimiką i gestami – ustawia się zadem, tuli uszy, pokazuje zęby. Zignorujesz – obrywasz. Ale jeśli zachowasz się zdecydowanie i zareagujesz od razu zazwyczaj udaje się przywołać takiego odważniaka do porządku.
W stadzie koni walki są raczej rzadkie. Agresywne gesty i postawy – bardzo częste. Zwykle wystarcza demonstracja siły – słabszy podporządkowuje się, silny podkreśla swoją ważność, ale nie trzepie nikomu skóry bez potrzeby. Tak samo w kontakcie z człowiekiem koń najpierw demonstruje swoją siłę, pozycję, wartość. Jeśli zignorujesz – podkreśli ją bardziej obrazowo. Jeśli się podporządkujesz – staniesz na niższym szczeblu hierarchii i nie masz co marzyć o pełnym porozumieniu i sukcesach z partnerem, który rządzi. To Ty masz rządzić. Często wystarczy podniesiony głos, tupnięcie nogą, zdecydowany ruch ręką, by koń zrozumiał, ze trafił na takiego, co nie daje sobie w kaszę dmuchać. Najważniejsze to nie dać sobie wejść na głowę, bo agresja u koni jest niebezpieczna i może prowadzić do poważnego zagrożenia zdrowia czy życia człowieka – istoty słabszej, a w porównaniu do końskiej maszyny wręcz fizycznie upośledzonej. Nie daj się koniowi – on nie zdaje sobie sprawy z Twojej słabości i nie powinien się o niej przekonać. Ma Cię szanować i wątpić o własnej pozycji w stosunku do szefa – człowieka.
Konie unikają otwartej walki. Związane jest to z ich naturą – w walce łatwo odnieść kontuzję, a koń ze złamaną czy stłuczoną nogą miałby marne szanse przeżyć w świecie drapieżników. Nie ranią się więc bez potrzeby, a konflikt zbrojny zaczynają w ostateczności – obronie własnego życia, klacz w obronie źrebaka. Nawet ogiery walczące o klacz najpierw manifestują swą siłę i zaczynają od drobnych przepychanek. Czasem przeradza się w to w krwawą walkę, ale częściej kończy mniej zajadłym pojedynkiem. Agresja u koniu jest w zasadzie „uśpiona”, a budzi się w konieczności. Nie doprowadzaj do niej konia. Słuchaj sygnałów i unikaj ataku.
Jak koń ostrzega? Jak manifestuje siłę i onieśmiela przeciwnika? Tak, jak pisałam wyżej – stulone uszy, obniżona szyja, poruszanie głową w górę i w dół. Gdy to zignorujesz koń przejdzie dalej – pokaże zęby, będzie machał ogonem, spróbuje Cię szczypnąć zębami. Boleśnie. Może też odwrócić się zadem i wmanewrować Cię w zasięg tylnych nóg. Nie polecam. Reaguj od razu – huknij, tupnij, uderz się liną czy palcatem po cholewce buta. Heńkowi zdarzało się zrzucać jeźdźca. Fajny był konik, ale takich numerów nie lubiłam. Nigdy nie dostał ode mnie po zadzie za brykanie, ale wystarczyło, że parę razy dostał od Wojtka. Wojtek jeździł potem na swoim Heniusiu bez bata, a ja brałam bat profilaktycznie i wystarczało, że gdy usiadłam w siodle stuknęłam się palcatem po sztylpach – na ten odgłos Henryk już wiedział, że nie ma co kombinować. Gdy palcata nie miałam ostro żałowałam podczas jazdy – Heniek potrafił kozłować do skutku. Skutku nie lubiłam. A sama obecność bata mnie już chroniła.
Agresję koń często nabywa, uczy się jej. Odkrywa, że człowiek jest słabszy i wykorzystuje to. Widać to w kontakcie koni z początkującymi jeźdźcami – koń uczy się, że można uniknąć jakiś ćwiczeń i pracy reagując narowiście – koziołkiem, brykaniem, stawaniem dęba, grożeniem podczas siodłania czy czyszczenia. Nie jest to tak naprawdę złośliwość, a zwyczajne „stadne życie”. Osobnik wyższy rangą forsuje swoją wolę wobec słabszego. Tak długo, jak długo będziesz ustępować w takich momentach, koń nie zaakceptuje Twojego przywództwa. To proste – prowadzi i rządzi mądrzejszy. Jeśli nim nie jesteś, funkcję tę musi spełniać koń. Dlaczego miałby Ci ufać, słuchać Cię, skoro zdaje sobie sprawę, że jesteś cieniasem i słabeuszem, który nie obroni go w razie ataku drapieżnika? Spraw, by koń Ci zaufał, by chciał trwać przy Twoim boku, bo ma poczucie, ze z Tobą jest bezpieczny. Masz wiedzę, masz doświadczenie, jesteś mądry i silny – nie warto Cię atakować, lepiej przycupnąć u Twojego boku i żyć.
Demonstracja siły – stulone uszy, błyskające białka oczy, agresywna postawa – uciekaj tchórzu, bo będzie gorzej.
A goń się wieśniaku! Spadaj na drzewo! Wystarczy postraszyć i „agresor” odpuszcza. Po co mu te stresy? Dobra, luz, stary, graba.
Agresja u koni – czy powinniśmy się ich bać?
Wiele już pisałam o naturze konia jako roślinożercy i na pewno zakorzeniłam Wam już pogląd, że nie-drapieżnik nie jest agresywny. I jest to prawda. Konie nie są z natury agresywne. Mogą się jednak takie stać, więc warto wiedzieć, jak przeciwdziałać końskiej agresji i jak radzić sobie z nieprzyjaznymi gestami tych wielkich i silnych roślinożernych pudzianów.
W przypadku zagrożenia koń zawsze najpierw salwuje się ucieczką. To już wiemy i rozumiemy. W niektórych sytuacjach koń może jednak zdecydować się na atak. Kiedy? Najczęściej wtedy, gdy możliwość ucieczki jest zablokowana – koń został zapędzony w „kozi róg”, jest osaczony w boksie czy na lonżowni. W tak dramatycznej sytuacji może zdecydować się na atak. Czasem na atak decydują się konie, które już wcześniej odkryły, że w ten sposób mogą wymuszać ustępstwa. Kiedy przekonają się, że się ich boimy będą kopać lub gryźć „profilaktycznie” czyli pozornie bez dania racji, na zapas, na „dzień dobry”, by uniknąć np. pracy. Czubajka atakowała osobę wchodzącą do jej boksu z ogłowiem i siodłem, bo przekonała się, że trafny strzał z zadu załatwia jej wolne od pracy. Agresja koni najczęściej wygląda niepozornie – walka wręcz to już ostateczność. Najpierw koń straszy, przekazuje pogróżki mimiką i gestami – ustawia się zadem, tuli uszy, pokazuje zęby. Zignorujesz – obrywasz. Ale jeśli zachowasz się zdecydowanie i zareagujesz od razu zazwyczaj udaje się przywołać takiego odważniaka do porządku.
W stadzie koni walki są raczej rzadkie. Agresywne gesty i postawy – bardzo częste. Zwykle wystarcza demonstracja siły – słabszy podporządkowuje się, silny podkreśla swoją ważność, ale nie trzepie nikomu skóry bez potrzeby. Tak samo w kontakcie z człowiekiem koń najpierw demonstruje swoją siłę, pozycję, wartość. Jeśli zignorujesz – podkreśli ją bardziej obrazowo. Jeśli się podporządkujesz – staniesz na niższym szczeblu hierarchii i nie masz co marzyć o pełnym porozumieniu i sukcesach z partnerem, który rządzi. To Ty masz rządzić. Często wystarczy podniesiony głos, tupnięcie nogą, zdecydowany ruch ręką, by koń zrozumiał, ze trafił na takiego, co nie daje sobie w kaszę dmuchać. Najważniejsze to nie dać sobie wejść na głowę, bo agresja u koni jest niebezpieczna i może prowadzić do poważnego zagrożenia zdrowia czy życia człowieka – istoty słabszej, a w porównaniu do końskiej maszyny wręcz fizycznie upośledzonej. Nie daj się koniowi – on nie zdaje sobie sprawy z Twojej słabości i nie powinien się o niej przekonać. Ma Cię szanować i wątpić o własnej pozycji w stosunku do szefa – człowieka.
Konie unikają otwartej walki. Związane jest to z ich naturą – w walce łatwo odnieść kontuzję, a koń ze złamaną czy stłuczoną nogą miałby marne szanse przeżyć w świecie drapieżników. Nie ranią się więc bez potrzeby, a konflikt zbrojny zaczynają w ostateczności – obronie własnego życia, klacz w obronie źrebaka. Nawet ogiery walczące o klacz najpierw manifestują swą siłę i zaczynają od drobnych przepychanek. Czasem przeradza się w to w krwawą walkę, ale częściej kończy mniej zajadłym pojedynkiem. Agresja u koniu jest w zasadzie „uśpiona”, a budzi się w konieczności. Nie doprowadzaj do niej konia. Słuchaj sygnałów i unikaj ataku.
Jak koń ostrzega? Jak manifestuje siłę i onieśmiela przeciwnika? Tak, jak pisałam wyżej – stulone uszy, obniżona szyja, poruszanie głową w górę i w dół. Gdy to zignorujesz koń przejdzie dalej – pokaże zęby, będzie machał ogonem, spróbuje Cię szczypnąć zębami. Boleśnie. Może też odwrócić się zadem i wmanewrować Cię w zasięg tylnych nóg. Nie polecam. Reaguj od razu – huknij, tupnij, uderz się liną czy palcatem po cholewce buta. Heńkowi zdarzało się zrzucać jeźdźca. Fajny był konik, ale takich numerów nie lubiłam. Nigdy nie dostał ode mnie po zadzie za brykanie, ale wystarczyło, że parę razy dostał od Wojtka. Wojtek jeździł potem na swoim Heniusiu bez bata, a ja brałam bat profilaktycznie i wystarczało, że gdy usiadłam w siodle stuknęłam się palcatem po sztylpach – na ten odgłos Henryk już wiedział, że nie ma co kombinować. Gdy palcata nie miałam ostro żałowałam podczas jazdy – Heniek potrafił kozłować do skutku. Skutku nie lubiłam. A sama obecność bata mnie już chroniła.
Agresję koń często nabywa, uczy się jej. Odkrywa, że człowiek jest słabszy i wykorzystuje to. Widać to w kontakcie koni z początkującymi jeźdźcami – koń uczy się, że można uniknąć jakiś ćwiczeń i pracy reagując narowiście – koziołkiem, brykaniem, stawaniem dęba, grożeniem podczas siodłania czy czyszczenia. Nie jest to tak naprawdę złośliwość, a zwyczajne „stadne życie”. Osobnik wyższy rangą forsuje swoją wolę wobec słabszego. Tak długo, jak długo będziesz ustępować w takich momentach, koń nie zaakceptuje Twojego przywództwa. To proste – prowadzi i rządzi mądrzejszy. Jeśli nim nie jesteś, funkcję tę musi spełniać koń. Dlaczego miałby Ci ufać, słuchać Cię, skoro zdaje sobie sprawę, że jesteś cieniasem i słabeuszem, który nie obroni go w razie ataku drapieżnika? Spraw, by koń Ci zaufał, by chciał trwać przy Twoim boku, bo ma poczucie, ze z Tobą jest bezpieczny. Masz wiedzę, masz doświadczenie, jesteś mądry i silny – nie warto Cię atakować, lepiej przycupnąć u Twojego boku i żyć.
Demonstracja siły – stulone uszy, błyskające białka oczy, agresywna postawa – uciekaj tchórzu, bo będzie gorzej.
A goń się wieśniaku! Spadaj na drzewo! Wystarczy postraszyć i „agresor” odpuszcza. Po co mu te stresy? Dobra, luz, stary, graba.
Przeczytaj również
Autor: Ania Kategoria: ARTYKUŁY