Obóz jeździecki dla dorosłych – fotorelacja
Zorganizowaliśmy już kilka jeździeckich obozów dla dorosłych w naszej stajni. Każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego i już nie mogę się doczekać edycji 2016, która według moich prognoz powinna rozwalić system! Dziś mało tekstu, dużo zdjęć – zobaczcie jak bawiliśmy się na wrześniowej edycji obozu dla dorosłych, czyli takiego, „gdzie nie ma ciszy nocnej i pije się alkohol” :)
Sprzęt gotowy – można iść do koni.
Silna grupa pod wezwaniem ogarnia się w stajni pod czujnym okiem instruktora.
Dobra, czas łapać koninę na wyjazd. Kto nie umie założyć kantara, ten nie jedzie. Albo szybko ogarnia rower.
Iwona rozważa, którego konia najlepiej ze sobą zabrać. Wybrała idealnie, popłakaliśmy się ze śmiechu oglądając wieczorem filmik z jej galopów na Browarze :)
Typowe zachowanie stadne – zamiast grzecznie pozostać na pastwisku, te konie, które nie zostały wybrane na jazdę też grzecznie meldują się w stajni, idąc za mniej szczęśliwymi kolegami.
Dobra, wybór dokonany, jeńcy wzięci. Teraz można zabrać się za siodłanie. Kuba z zaangażowaniem kontroluje proces ubierania koni.
Już rodzą się pierwsze fascynacje i miłości.
Dominika i Chaber
Iwona i Nefryt
Hmmm… Iwona nie jest mistrzem wierności…
Raszdiemu też wszystko jedno. Na zdjęciu z Karoliną.
Konina gotowa na wyjazd. Wszyscy uciekają sprzed stajni i kryją się kupą przy lonżowniku. Ze stajni zaraz wyjdzie Bolek, a nikt nie chce podstawiać się mu w zasięg kopyt i zębów :)
Bolek sam na dziedzińcu. Reszta w bezpiecznej odległości, ku zaskoczeniu Bolesława, bo on b. grzeczny jest. Dziwaki.
Czołowy gotowy, jeszcze tylko profilaktycznie nawrzeszczymy na grupę, żeby podnieść dyscyplinę. To procentuje w terenie.
Wyruszamy. Jeszcze rzut oka na grupę, czy rzeczywiście jest zdyscyplinowana i karnie ustawiona w szereg. Ok. Chociaż mogliby jeszcze salutować, ale spokojnie, nie wszystko na raz.
Paparazzi z kamerą na toczku zamyka grupę. Kamera służy do sprawdzania dyscypliny w szeregu :)
Jazda w terenie
Kilka przykładów na to, jak działa mój autorytet. Oto zdyscyplinowana i karna grupa. Równiutki szereg. Konie idą po śladach. Nie chcemy przecież przeszkadzać spacerującym ludziom, nie chcemy stwarzać zagrożenia. Taaak…
Nawet nie wiem, gdzie tu jestem. Pewnie zostawili mnie z tyłu sprzątającą końskie kupy. Tylko do tego jestem im potrzebna na plaży…
Ludzi ignorujemy. Co to za pomysł, by spacerować brzegiem morskim na własnych nogach. Loosers! Dlatego właśnie podczas galopu moja karna i zdyscyplinowana grupa wzięła panią trenującą Nordic Walking w dwa ognie. Kobiecina przytuliła do pach kijki i zamknęła oczy, gdy z dwóch stron minęły ją karne i grzeczne konie. W galopie. Zobaczyłam to dopiero wieczorem na filmie z kamery Asi i aż musiałam się napić. Akurat z nimi to nie był problem.
Kąpiemy się. Oczywiście nie rojem jak dzikusy tylko szeregiem, jak przystało na zdyscyplinowanych jeźdźców. Taaaak…
Wracamy też szeregiem. Szkoda, że poziomym, a nie pionowym. Wiadomo, im szerzej idziemy, tym większa szansa skosić tych z Nordic Walking.
Uporządkowana grupa. Jazda z takimi to relaks.
Po powrocie odstawiamy konie na pastwisko. Niech się zrelaksują, po tej żelaznej dyscyplinie w terenie.
Relaks.
Zakłócany wizytami fanów. Ania z siwkami. Ignorujmy ją i paśmy się dalej. Może się znudzi.
Buziaczki. Co dalej? Wywiady, wizyty w zakładach pracy? Człowieki, dajcie żyć!
Udają, że mają coś do żarcia. Sprytnie. Lorenzo pełen nadziei.
Chowajmy się!
Zaraz zaczynamy jazdę na padoku. Pan instruktor w stylowym obuwiu sprawdza z kim ma do czynienia. Puścić tę padakę na padok czy zostawić na lonży? Najlepiej puścić ją w niepamięć, ale cóż – nasz klient-nasz pan.
Padok. Pokaż mi jak galopujesz, a powiem Ci jak beznadziejnym jeźdźcem jesteś.
Albo powie Ci to loża szyderców-paparazzi. Zawsze do usług. Trzeba wyręczać instruktora, bo on taki subtelny jest i zawsze tylko chwali…
Raszdi w galopie. Królicze skoki zawsze w modzie.
Mama po powrocie z grzybów postanowiła rzucić okiem na padok. Warto wiedzieć komu użycza się swoich koni. Chociaż czasem lepiej nie wiedzieć…
Najmłodszy uczestnik obozu – Lucjan z mamą Eweliną. Jest również najmłodszy w loży szyderców, ale najbardziej aktywny. Sporo jeździł na tym obozie, ale wyłącznie w wózku, którym raz nawet podzielił się z moim Witkiem. Za to Ewelina się nie oszczędzała i Lucek codziennie pił pyszne mleczko od mamy – wstrząśnięte nie mieszane po energicznym kłusie.
Kto się nudził w loży szyderców, ten mógł się pobawić z Trusią. Zapasy z patykiem.
Kamora też zapraszała do zapasów. Z patyczkiem, patyczusiem.
Jazda na lonży. Wsiadanie ze stołeczka i pełna kulturka w wykonaniu Izy – przed włożeniem nogi w strzemię zawsze wycierała nogi o stołeczek. Muszę na tym podeście zamontować wycieraczkę dla takich kulturalnych elegantów.
Karolina na lonży i kurczowe trzymanie się siodła Czary. Cały czas się odgrażała, że przed końcem obozu się puści, ale ku zawodzie męskich mieszkańców wsi Przewłoka, nie puściła się. Pan z kasy z Lidla był niepocieszony. Widać nie jest puszczalska. Odbije sobie na następnym obozie – już szykuję siodło bez rączki. I umawiam kasjera z Lidla.
Karolina z Jantarem. Z nim też się nie puściła.
Jantar z Grzesiem. Słucha uważnie, bo właśnie metodą Wojtka zachęcam go do do ruszenia naprzód. Wojtek wyszkolił nam konie pracujące na lonży – ruszają na hasło: „Rawicz!!!”
Loża szyderców działa też przy lonżowniku.
Na padoku. Jazda bez lonży, za to za czołowym. Jantarek posłusznie podąża za pańcią, na swój plecak nie zwraca uwagi :)
Była też okazja przejechać się na lonży na Bolku. Niektórzy skorzystali nawet z okazji do spadnięcia z Bolka na lonży. I na nic się zdały słowne zaklinania: „Spokojnie, Boluś, Boleczku, Bolusienienieczku…”
A po lonży – prawdziwy rarytas! Kolejka obozowiczek do pomacania jaj ogiera. „Halo, pan tu nie stał!” „Przepuśćcie matkę z dzieckiem!” „Ja pierwsza! Mam kolegę w PZPR!”
A spekulanci załatwiali sobie towar spod lady.
Czas na jazdę na Lorenzo. Wystarczy go przyprowadzić z pastwiska, gdzie haflingersi trzymają się blisko mocarnej klaty Lorka. Mistrz ochrony. Z nim można konie kraść!
Osamotniona Tajga z tęsknym wzrokiem wbitym w oddalający się zad ochroniarza.
Ile osób potrzeba do założenia ogłowia? Tyle samo, co do wkręcenia żarówki.
Lorenzo w zakładzie kosmetycznym. Co on poradzi, że kobiety go uwielbiają?
Porównywanie gabarytów. Lorenzo vs. ciągnik. No czy ten zad nie jest imponujący? Czasem nie wiem, czy bardziej podoba mi się zad czy szyja Lorka. Byłby mężczyzną idealnym, gdyby nie jego maść. Bez kąpieli nie da rady wyjechać nim na miasto.
Jazda na traktorze na lonży.
Grześ wreszcie dopasowany gabarytowo do swojego wierzchowca.
Dziewczyny też nadrobiły gabarytowo, by Lorenzo wiedział, że ma coś na grzbiecie.
Moje ulubione. Nie wiem, gdzie się podziałam, ale na zdjęciu możecie oglądać, jak lonżuje się dwóch początkujących. Bezpieczeństwo przede wszystkim! Instruktor na pewno czuwa z niewielkiej odległości. Mam nadzieję. Pewnie brylowałam właśnie w loży szyderców.
Między jazdami – czas na relaks. Np. karmienie koni marchwią. Tak, marchwią!
Idziemy do miasta. Agatka, idziesz z nami? No chodź!
Bączek nie idzie do miasta. Pilnuje sprzętu.
Zwiedzanie Ustki.
Inne rozrywki – obserwowanie jak Kuba się poci przy werkowaniu kopyt. Ilość hektolitrów płynu wypoconego przez kowala jest wprost proporcjonalna do ilości kupy-stresówki wyprodukowanej przez konia i odwrotnie proporcjonalna do współczucia ze strony obserwatora-obozowicza, gdy koń ma zakładaną dutkę :) Skomplikowane? Wcale, tylko tak brzmi!
Kopyto po wstępnej obróbce.
Cudaczek nam rośnie i niedługo będzie ładny. Mamy nadzieję, bo szyja nadal mu nie urosła. Za to charakter ma wspaniały – istna przylepka. Nie to co „ta czarna małpa” (cyt. Mirek, nasz stajenny) czyli klaczka od Iliady, ślązaczka.
Tu Karolina z czarną małpą – Ismin od Iliady. Ilia zaczyna w tym roku pracę pod siodłem, a jej wredna córka na razie rozrabia w przedszkolu. Trzeba by ją zapoznać z hasłem „Rawicz”, może się utemperuje :)
Rozrywki wieczorne. Dziewczyny przywiozły całą baterię nalewek własnej roboty i już zapowiedziały produkcję nowych na 2016. Malinówka, wiśniówka, pigwówka… mhmmm.. Pyszności!
Kolejny wyjazd. Wojtek dał się namówić na rajd konny do Poddąbia. Sam nie mógł uwierzyć, że się zgodził. Te nalewki…
Konie karnie czekają aż ze stajni wyjdzie na dwóch nogach czarna groza – Bolek. Macanie tylko wzmocniło jego autorytet i nabożny podziw wśród gawiedzi.
„Lucyfer, ty nie jedziesz!” – Wojtek zaraz ustalił, że mały Lucjan nie da rady wysiedzieć tyle godzin. Ewelina sprzedała Lucka Babci i zadbała o odpowiednie wstrząśnięcie/niemieszanie Lucjanowej kolacji.
Plaża. Wojtek z Horpą jako master, ja z Bolcem jako kontrmaster. Nienawidzę tej pozycji. Wiadomo, że czołowy ma najlepszy widok :)
Wyjazd w teren z bryczką. Skorzystałam z okazji i pojechałam jak lord na bryczce. Grupa pozbawiona czołowego karnie szła za bryczką. Jak to oni – pełna dyscyplina!
Lorenzo w bryczce.
Drobna korekta tej żelaznej dyscypliny i karności w szeregu. Wysiadłam z bryczki i z ziemi ustawiam konie w subordynowany szereg.
I nadzór z bryczki. Raszdi na czołowego! Nie daj się rowerzyście!
A może Linda na czołowego?
Iwona – mistrz wierności. Tym razem z Lindusią.
Plażowanie.
Karolina twardo – nadal niepuszczalska.
Dominika z Arkaną.
Ania i Nefryt.
Wracamy.
Pod górkę Lorenzo idzie z pustą bryczką. Dałby radę, ale Kuba ma litość dla konia, a nie własnej żony.
Powrót bryczką dostarczył nam szczególnej radości. Zwłaszcza mi. Pieczołowicie zbierałam końskie pączki na trasie naszego przejazdu i rzucałam sobie nimi w jadący za bryczką szereg koni. Dziewczyny wróciły z końskim guano na toczkach, w kapturach kamizelek, na końskich zadach. Nieważne ile mam lat – wciąż mnie to bawi :) A mojego starszego męża ubawiły konsekwencje tej „brudnej roboty” – by oczyścić dziewczyny troskliwie wylał im na głowy wodę z końskiego koryta do picia i osobiście zasiadł w jury konkursu na Miss Mokrego Podkoszulka.
Obóz Trotter to nie tylko jazda konna. Właściwie jest to obóz stacjonarny. Chwila na koniu, a potem dzielenie się wrażeniami i nocne Polaków-koniarzy rozmowy. Oraz dzienne. Całodzienne i codzienne. Poniżej kilka fotek dokumentujących siedzący tryb obozowiczów.
I z Panem Prezesem – z nim trzeba dobrze żyć, bo zasiada w jury konkursu z podkoszulkiem :)
Ekipa wrześniowa okazała się wyjątkowo zgodna i szybko się zżyła. Już planują kolejny turnus w Ustce, a tymczasem organizują sobie meetingi w Trójmieście, Warszawie. I zgodnie się na nich meldują, co widzę na ich fejsowych profilach. Bardzo mnie to cieszy, ale zastanawia inna rzecz – ani razu mnie te krowy nie zaprosiły na takie spotkanie! Skandal!!!
Na koniec podrzucam Wam filmik Asi z tego turnusu. Nie polecam – nic ciekawego, można zdechnąć z nudów. Jeżdżę konno tymi trasami i musiałabym mieć nieźle zryty beret, żeby jeszcze oglądać to samo na nagraniach. Nuuudaaaa….
Terminy obozów dla dorosłych na 2016 rok wiszą już na stronie TROTTERA. Zapraszamy serdecznie, tylko ogarniajcie się w miarę szybko z rezerwacjami, bo ilość miejsc ograniczona, a topnieje w oczach każdego dnia. Obiecuję, że każdy uczestnik dostanie od nas szansę na:
- pomacanie ogiera w dowolnie wybrany rejon
- przyjęcia końskiego pączka na klatę
- udział w konkursie na mokry podkoszulek / bryczesy / sztyblety – do wyboru woda morska lub woda z końskiego poidła
- zdiagnozowanie umiejętności jeździeckich przez lożę szyderców (dla jednostek słabszych psychicznie – czuła i pieszczotliwa ocena Pana Instruktora Wojtka; on jest w tym mistrzem!)
- lekcję karności i zdyscyplinowania w terenie – prowadzę ją ja, bo mam największy posłuch w stajni. Co widać na fotach po równiutkim szeregu, jaki wlokę za swoim ogonem.
… oraz wiele, wiele innych atrakcji, których poziom zależy od jakości nalewek. I ilości.
ZAPRASZAMY!
It’s party time! Jak się bawią konie?
Fot. Asia Korzon # Cudak z Marzeną
Każdy lubi się bawić. Każdy młody. Z wiekiem przechodzi ochota na imprezowanie, a pojawiają się inne rozrywki, na przykład narzekanie na balującą młodzież. Z końmi jest tak samo: młode balują, a emeryci sarkają i dyscyplinują wesołków. Konie bardzo lubią wspólne zabawy. Najwięcej bawią się źrebięta i końskie nastolatki, z wiekiem koń staje się bardziej stateczny i hmmm… nudny. Zabawy są bardzo istotne dla prawidłowego rozwoju społecznego konia. Dlatego tak ważne jest, by źrebię miało towarzystwo w swoim wieku i nie chowało się tylko w otoczeniu starych pryków. Pisałam o tym tutaj przy okazji wpisu o opiece nad źrebną klaczą i oseskiem. Towarzystwo rówieśników zapewnia źrebiętom możliwość rozwijającej fizycznie zabawy i najlepiej uczy społecznych zachowań. Wspólnie testują one swoje granice, wygłupiają się, rozwijają kondycję i refleks, uczą zachowań niezbędnych do późniejszej walki o dominację, ćwiczą na przyszłość seksualne zagrywki. Uwielbiam obserwować bawiące się źrebięta. Ogierki staczają dużo ciekawsze i bardziej rozbudowane zabawy; igraszki klaczy są grzeczniejsze i bardziej stonowane. Wiadomo – chłopaki latają z pistoletami i bawią się w wojnę, a dziewczynki bawią się lalkami w dom. Jak w naszym życiu, nie jest to regułą :)
Pierwszą zabawą, której uczy się źrebię jest bieganie. Widzieliście kiedyś źrebaka, który po raz pierwszy wychodzi z mamą z boksu? Najpierw przestraszony trzyma się mamusinej kiecki, a w chwilę potem zadziera ogon i start! Leci, jakby go coś ugryzło: bez planu, bez koncepcji trasy, po prostu zasuwa na pełnym gazie w kółko, po prostej, znowu w kółko, nagły zwrot, nieplanowana gleba, gdy plączą się niewprawne nogi i znowu start i dzida nie wiadomo gdzie i po co. Coś pięknego! Te pierwsze biegi są tak urocze, że po prostu nie można się nie śmiać, obserwując takiego podjaranego swobodą gamonia. One tak bardzo się cieszą, że to potrafią, że mogą! W bieganie źrebię bawi się samo – matka nie uczestniczy w tym entuzjastycznym roztrzepaniu. W zasadzie klacze raczej nie bawią się ze swoimi dziećmi; maluchom musi wystarczyć, że matka toleruje ich głupawkę. Starsi członkowie stada nie są zbyt tolerancyjni. O ile źrebakowi sporo mogą jeszcze przepuścić, to nastolatek już ma gorzej – zaczyna się proces wychowawczy i tolerancja starszyzny wobec wygłupów smarkacza spada do zera.
Fot. Asia Korzon # Berek! Goń mnie!
Gdy źrebię ma kumpla w zbliżonym wieku zabawy stają się dużo ciekawsze. Bieganie nadal w modzie, ale na topie są siłowanie się, stawanie dęba, przepychanki. Najlepsze jest inicjowanie zabawy: nasz Carewicz podchodził do Chabra i sprzedawał mu bez pardonu kopa. Zawsze kończyło się to boksowaniem i zapasami, nierzadko ogierki aż klękały. Chaber zapraszał Carewicza czy Czarodziejkę do wspólnej zabawy bardziej subtelnie – trącał je pyskiem, podgryzał, łapał zębami za nogi. W tamtym czasie mieliśmy cztery źrebaki z tego samego kwartału: Carewicza, Czarodziejkę, Chabra i Morgana. Uwielbiałam obserwować wygłupy tej czwórki – charaktery i charakterki jak na dłoni. Nie ma to jak towarzysz zabaw, bez niego źrebak ma nudne dzieciństwo. Cudak od Kołysanki, który był kinder-niespodzianką w naszej stajni, przez całe lato bawił się sam, dopiero pod koniec września przyjechała do nas Iliada z Odyseją. Właściwie Cudak nie bawił się sam – gdy nie ma towarzysza, źrebak zaczyna bawić się z człowiekiem. Nasz Cudaczek bawił się z obozowiczami – w bieganie, w siłowanie, w gryzienie, w zaczepianie, iskanie itp. To słodkie w wykonaniu kilkumiesięcznej maskotki, ale później może być problemem. Końskie zabawy są ostre, lepiej nie zachęcać, by koń bawił się z nami, bo z czasem możemy już tych zabaw nie ogarnąć. Taki koński nastolatek, który będzie nas zapraszał podczas treningu do zabawy w zapasy i boksowanie to może być problem. Lepiej zapewnić mu końskiego towarzysza i nie prowokować zabawy, która może się dla nas skończyć trepanacją czaszki :)
Fot. Kuba Lipczyński # Chaber vs. Carewicz
Fot. czubajka.pl # Mirek bawi się z Likierem. Uwielbiał się z nim bawić. W rezultacie duży Likier uważał, że podgryzanie, szarpanie i zaczepianie człowieka to świetna rozrywka. Dla człowieka też.
Gdy kumpel nie reaguje na zaczepki i nie ma ochoty na wspólne harce, to konik szuka rozrywek sam. Konie często bawią się przedmiotami podnoszonymi z ziemi: patykiem, szyszką. Młodzież pracująca pod siodłem wciąż ma ochotę na figle – zabierają szczotki do czesania, podrzucają w zębach toczki, ściągają czapraki z płotu. Taki przedmiot trzymany w zębach to świetna rozrywka: można nim potrząsać na boki, można go upuszczać i podnosić, podrzucać. Młody Chaber bawił się kiedyś przez 20 minut patykiem. Podnosił go i upuszczał, a ilość powtórzeń wcale nie wpływała na atrakcyjność rozrywki.
Fot. Asia Korzon # Cudak bawi się uwiązem.
Fot. Kuba Lipczyński # Chaber z patykiem. Aport!
Wszystkie zabawy obserwowane z boku są pocieszne i rozkosznie rozczulające. Nieważne, czy bawią się dzieci, szczenięta czy źrebaki. Zabawa pełni bardzo ważną rolę w rozwoju społecznym i psychicznym szkrabów. Ten etap dotyczy młodych każdego gatunku. Tak samo jak nadchodzący po nim etap tetryka, który chce mieć tylko święty spokój. Stare konie nie lubią się bawić, a co więcej stają się nietolerancyjne wobec wygłupów młodzieży. A szkoda, bo dziecięca radość i entuzjazm to coś wspaniałego. Warto jak najdłużej zachować w sobie coś z dziecka. I to też dotyczy każdego gatunku.
Ps. Mama reaktywuje hodowlę! Hurra! Znów będą grupki źrebaków w stajni i wygłupy na pastwisku. Brakowało mi tego. Brakowało temu wewnętrznemu dziecku, które w sobie pielęgnuję. Ono się zawsze tak cieszy, gdy ogląda końskie zabawy:) W was też się obudzi, gdy do nas przyjedziecie na sesję obserwacyjną, zapraszam!
Ps. Taką piłkę muszę skołować do stajni dla przyszłych źrebiąt z hodowli mamy! A po sesji odczulania nagram też filmik jak kiwają się starsze konie :)
https://youtu.be/3b6ucEsyOv8
Autor: Ania Kategoria: NATURAL