Czy w rekreacji hodowla się opłaca?
Pamiętam czasy, gdy nie kupowaliśmy koni. Stado odmładzaliśmy kryjąc nasze klacze, a wychowywane w grupie źrebięta od małego uczyły się zaufania do ludzi. Wierzyliśmy, że konie własnej hodowli są lepsze, pewniejsze, stabilniejsze psychicznie, bo znaliśmy sposób ich chowu i od małego budowaliśmy porozumienie koń-człowiek. Potem przyszły takie czasy, że stało się to zupełnie nieopłacalne. No bo pomyślcie: dopiero w piątym roku swojego życia konie mogły pracować w rekreacji. Ułożone w trzecim roku pastwiskowym, w kolejnym nabierały doświadczenia i przygotowywały się kondycyjnie do pracy z klientami. Pewnymi i dobrymi końmi rekreacyjnymi stawały się mniej więcej w wieku 7 lat. Przez ten czas koszty utrzymania, wyżywienia, szczepienia i opieki kowala sprawiały, że inwestycja zwracała się parę lat. Dziś dobrego konia rekreacyjnego można kupić za grosze. Dziesięciolatki o zrównoważonym charakterze, chętne i posłuszne można nabyć za naprawdę niedużą kwotę. Szczególnie jeśli zdejmujesz konia z haka, jak to zazwyczaj robimy. Cena rzeźna jest śmiesznie niska; zdradzę Wam sekret – cena Esauła (ogier z licencją i imponującym pochodzeniem), Faramuszki, Tabaki czy Talara nie przekraczała 4000zł za sztukę. Za jedno uratowane życie. Za szansę. Za nadzieję na humanitarną śmierć, a nie rzeźnicki hak. Dużo? Dla porównania – urodzona u nas Lotna kosztowała nas już: 3 lata żywienia, 3 lata szczepień, 3 lata odrobaczania, 3 lata werkowania kopyt, 1 szycie chirurgiczne rozciętej powieki, 1 dłuższe leczenie antybiotykowe. Ogółem: lekko zainwestowaliśmy już dyszkę. Przed nami jeszcze co najmniej dwa lata, w czasie których Lotna na swoje utrzymanie nie zarobi. Krycie Lindy,matki Lotnej nic nas nie kosztowało, bo ogiera mamy na miejscu. Ten koszt, załóżmy, odpada. Ale wysoko źrebna Linda, a później karmiąca Lotną, również nie pracowała na pełen etat. A ile pracy włożonej w opiekę i utrzymanie – wywożenie gnoju, ścielenie słomą, karmienie, pojenie; ile się ten Mirek nachodził koło źrebaka, który przecież generuje same koszty, zysków żadnych poza cieszeniem oka. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że Lotnej nie spotka żadna niemiła niespodzianka, jak ochwat Laszki, który wyłączył ją z pracy zanim ją w ogóle zaczęła. Dziś Laszka pozostaje w naszej stajni na etacie kosiarki do trawy.
Koń własnej hodowli to radość i pewność, że nie popełniasz błędów, które czasem stwarzają problemy użytkowe trudne do rozwiązania bez poznania ich genezy. Trudno odchuchać konia, który był traktowany niewłaściwie i ma wpojony lęk, brak zaufania do człowieka i automatyczny bunt. Pewność, co do przeszłości konia daje Ci własna hodowla. Kupno dojrzałego wierzchowca to loteria. Ale przykład Laszki pokazuje, że hodowla jest również grą w ruletkę.
Bardzo żałuję, że obecnie nie kryjemy naszych klaczy i nie mamy potem stadka źrebiąt. Niestety, warunki finansowe nam na to nie pozwalają. Jaka to była radość, gdy w jednym czasie źrebiło się 4-5 klaczy! Ile zabawy, obserwowania młodziaków, przyjemności z poznawania ich charakterów. I ogromne przywiązanie, bo znaliśmy te konie jak własną kieszeń. Teraz kupujemy konie dorosłe, często po przejściach. Jasne, że miło nawiązywać porozumienie, zaprzyjaźniać się. Mimo wszystko to nie to samo, co budować tę więź od małego. Szkoda, że nie stać nas na hodowlę. Najzwyczajniej nas nie stać.
Fot. Kuba Lipczyński # Morgan
Patrycja Skrzypek
18 sierpnia 2013 @ 20:27
no chyba ze się trafi taki niewykastrowany Maczek to się dwa źrebaki znajdą pytanie co z nich wyrośnie ;)
roxi
21 sierpnia 2013 @ 18:04
Witam :) Przykro czytać że moja pierwsza konska miłośc miała iśc na hak, znałam ją zanim staneła w waszej stajni i gdybym miała ciut więcej kasy była by już moja, dobrze że ją uratowaliście :D dziękuje :)
Ania
21 sierpnia 2013 @ 18:39
Roxi, który to konik? Może nam coś więcej o nim opowiesz, zawsze dobrze znać przeszłość konia, a tego właśnie nam brak u kupowanych wierzchowców.
roxi
26 sierpnia 2013 @ 18:43
to Farmuszka :D Jest dość złośliwa kiedy jej coś nie przypasuje, kiedyś stała na Gdanskiej jako prywatny konik do jazd później stała w Redzikowie przez jakiś okres trochę zdziczała ale później zajełam się nią ja. Zgrałyśmy się, ona zawsze uciekająca nauczyła się wkońu że ja to ja i kiedy wołałam przychodziła lub grzecznie stała i czekała na mnie. Była raczej klaczą hodowlaną ale mi to nie przeszkdzało kiedy zaczełyśmy razem pracować musiałam sobie i jej trochę pomóc i zaczęłam stosować pasek krzyżowy który nieco pomógł ma bardzo wrażliwe kąciki pyszcczka i lepiej jak chodzi na wędzidle z oliwką szczególnie tak była jak byłyśmy razem, problemu z przerywaniem grzywy nie ma lubiała być czyszczona i ładnie wyglądać :D Ogólnie bardzo grzeczna i odważna z kimś z kimś się zwiąże nie da zrobić krzywdy taka prawdziwa mamuśka :D jeździła ze mną na plac i różne rekstrukcje historyczne. Niestety została sprzedana oferowali mi jej sprzedaż ale nie stać mnie na utrzymanie konia, miałam tylko nadzieje że tam gdzie była było jej dobrze. W styczniu tego roku dowiedziałam się że jest u was i mam nadzieje że jest jest dobrze :) Mam jedną maleńką prośbę czy mogę ją kiedyś odwiedzić?:D jak chccecie mogę przesłać wam jakieś zdjęcia :D
Ania
26 sierpnia 2013 @ 21:09
Roxi, zapraszamy serdecznie! Fara jest właśnie taka jak opisujesz – odważna, wrażliwy pysk, przytulasek do czesania:) Niestety, od tego roku nam choruje – zaczęła kaszleć, teraz jest na antybiotykach, dawaliśmy już sterydy, poprawa niewielka:( Ma wielu fanów wśród obozowiczów, kochana kobyłka, dość już wiekowa, ale mamy nadzieję, że będzie z nami jeszcze długo. Tylko ten kaszel nas martwi bardzo… Zapraszamy!
roxi
27 sierpnia 2013 @ 20:52
postaram się ją odwiedzić jak najszybciej nawet po to by zrobić kilka zdjęć :) Szkoda że ma ten kaszel ale mam nadzieje że jej przejdzie… Nigdy nie kaszlała jak była ze mną ale może to kwestia tego że do najmłodszych nie należy.
Ania
8 lutego 2014 @ 14:28
Znajdź mi osobę Ania, którą stać na hodowlę z prawdziwego zdarzenia ( jak to jeszcze kilka lat temu bywało ) , chyba tylko Janów , z racji tego, że Araby to Araby działają jak działać powinni.
Sama musiałam się pozbyć kobyły, która w wieku około 7 lat sprawiała takie problemy ,że jedyną rzeczą, którą wtedy mi polecali było krycie. I co z tego,że byłam przywiązana,że było mi żal, jak średni koszt hotelu, w którym stała wahał się w granicy 600 – 700 zł. I teraz, jeśli nie masz stajni i stoisz w takim hotelu, płać za kobyłe, która nie może chodzić, bo jest zaźrebiona, a potem za źrebaczka do tego 6-7 roku , gdy zaczął by na siebie zarabiać. Awykonalne !
Szkoda, bo mimo,że na rynku koni jest jak trawy na łące, często konie są lini zagraniczych albo w ogóle z ” kosmosu ” .
To jak z polską gospodarką sprzedażową … ” cudze chwalicie – swego nie znacie „